niedziela, 10 września 2017

Polacy już poza Pucharem Świata! Magnusa Carlsena odprawia z kwitkiem Bu Xiangzhi!


To było jak zderzenie ze ścianą. Twarda, nie zważająca na niczyje względy rzeczywistość, dopadła naszych reprezentantów na Pucharze Świata w Tbilisi w tak wczesnej fazie turnieju. I jest już koniec. Duży zawód stał się udziałem wszystkich bez wyjątku - począwszy od samych zainteresowanych, na szerokiej rzeszy kibiców skończywszy. Aspiracje Polaków z pewnością były znacznie wyższe, tymczasem przygoda z Pucharem Świata zakończyła się, zanim zdążyła na dobre się rozkręcić. Adrenalina w moim układzie krwionośnym pracowała ledwie na pół gwizdka - to nie był jeszcze moment, abym czuł się za jej sprawą niczym astronauta na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. To był start i krótki, rwany lot nad ziemią, zakończony przymusowym lądowaniem. Tak wyglądał dla mnie tegoroczny Puchar Świata.

Teraz, gdy nasi są już "w szatni", myślę, że mogę zagrać w otwarte karty prezentując moje przed-turniejowe prognozy, ale te bukmacherskie, czyli przewidywania, na które, że się tak wyrażę, postawiłbym pieniądze. One, oczywiście, różniły się od życzeń kierowanych przeze mnie do Polaków, grających w stolicy Gruzji. Jako kibic, chciałem cieszyć się tymi zawodami do końca - teraz z pewnym trudem mobilizuję się by siąść o trzynastej, odpalić transmisję, choć turniej w dalszym ciągu jest zajmujący.

I tak - Kacper Piorun - sądziłem, że Chinka była w jego zasięgu, kalkulowałem, że zwiedzanie pięknego Tbilisi zakończy się dla niego na rundzie drugiej, czyli na konfrontacji z Lewonem Aronianem. Tak. Brałem też pod uwagę, że bardziej doświadczona na arenach międzynarodowych Chinka może położyć kres jego grze w Pucharze Świata w rundzie pierwszej, jednak piszę teraz o wynikach "max", jakich oczekiwałem od polskich zawodników. A więc - tutaj moja chłodna, nie kibicowska ocena, znalazła potwierdzenie w rzeczywistości.

J. K. D -  sądziłem, że na Iwanczuku jego start może się zakończyć. Rozumowałem nawet, co się potwierdziło, że legendarny arcymistrz ze Lwowa zechce odpuścić sobie klasyk, chcąc rozstrzygnąć sprawę awansu w partiach granych tempem przyspieszonym, w których jest piekielnie mocny.

Szachowy myśliciel ze Lwowa. Foto: Anastasia Karlovich.

Radkowi Wojtaszkowi dawałem limit górnego pułapu - konfrontację z Magnusem Carlsenem, bo jego miałby na swej drodze dużo później. Pierwszą przeszkodą dla Wojtaszka, którą realnie analizowałem był Swidler, choć i tak sądziłem, że nasz reprezentant powinien go, choćby w rapidach, przebić. Jak widzicie, moje bukmacherskie oceny najbardziej rozjeżdżają się z rzeczywistością na występie naszej pierwszej szachownicy. To, czego chciałem dla naszych, nie wymaga głębszego wywodu - wiecie to wy, wiem ja, wiemy wszyscy.

J. K. D przeszedł dość lekko do rapidów mając świadomość, że czeka go potwornie trudna batalia z aktualnym mistrzem świata w tej dyscyplinie. Genialny Lwowiak to cwany lis, który największego przeciwnika ma... w sobie samym! Jeśli jednak na płaszczyźnie czysto mentalnej wszystko u niego zagra, jeśli głowa jest ta, nie ma dla niego barier nie do pokonania.
Pierwsza partia rapidów była zjawiskowym starciem dwóch indywidualności. Iwanczuk wybrał solidny "caro-cann", debiut, w którym czarne zwykle mają szanse na przejęcie inicjatywy gdzieś w okolicach końcówki, oczywiście przy niedokładnej grze białych. Fantastyczny był ten menuet czarnego króla - jego odważny spacer po całym terytorium roszady aż na skrzydło, droga powrotna, a potem klasyczne wejście do gry w centrum (nasz arcymistrz nie mógł wykorzystać tej, dopuszczalnej w tym układzie ekstrawagancji). Janek zrewanżował się w końcówce niezwykle rzadkim, opartym na pacie motywem wściekłego hetmana. Pewnie w tym momencie grupa najbardziej oburzonych wież skontaktowała się z prawnikiem, konstruując przeciwko mnie pozew zbiorowy za kradzież nie rzecz hetmana ich koronnej sztuczki, jednak hetman (taka byłaby moja linia obrony w sądzie) właściwie to jest kobietą, jedyną damą na szachownicy, a ta to dopiero potrafi się wściec! Żarty, żartami. To takie trochę dworowania przez łzy. Partia była piękna, Janek bronił się genialnie - jednak to Iwanczuk wygrał całą batalię w rapidach i gra dalej. Janek, pocieszam się, zginął po walce i z nie byle kim. Odpadł z klasą w przeciwieństwie do, na przykład, Demchenko z Rosji, który podarował Kramnikowi awans do kolejnej rundy bez walki, kompromitująco się podkładając. Komentujący ten turniej Sergiej Szypow podczas transmisji dziwił się Demchence i zastanawiał się po co właściwie ktoś z taką motywacją przyjeżdża na PŚ. Też zadaję sobie podobne pytanie. Generalnie PŚ dla części sportowców tam grających, był turniejem, który ich przerósł. Niektórzy nie znaleźli wystarczającej motywacji, by w PŚ zaprezentować się choćby przyzwoicie.

Radek Wojtaszek - mój największy zawód tego turnieju. Choć żaden z trójki arcymistrzów nie usatysfakcjonował mnie swoim występem, bo nie mógł, to muszę skonstatować, że po Radku Wojtaszku spodziewałem się, choćby z racji względnie korzystnej drabinki, znacznie więcej.  W dogrywce z Oniszczukiem doszło do klasycznej sytuacji w tym specyficznym turnieju - jeden błąd w grze drugiej, przy remisie w pierwszej, zadecydował o wszystkim. PŚ to turniej diametralnie różniący się od "szwajcarów", gdzie błędy nie zawsze są takie ostateczne, apokaliptyczne. Tam można gonić, udanie finiszować po niemrawym starcie. W PŚ krótka chwila słabości oznacza definitywny koniec turniejowej przygody.

W Tbilisi nie grają już naprawdę najlepsi - Carlsen, Karjakin, Anand. Krajakin odpadł z D. Dubovem, arcymistrzem, którego kiedyś skrytykowałem za krótkie remisy w decydujących momentach turnieju Aeroflot. Tutaj ograł byłego Pretendenta co jest dużym sukcesem, partii jednak nie widziałem, wszak byłem skoncentrowany na grze Polaków.

D. Dubov foto: Maria Emelianova.

Przegrana Ananda z Kowaljowem z Kanady jest niemałą sensacją. "Vishy" to żywa legenda współczesnych szachów. Był na szczycie nie jeden raz, początek XXI wieku, jego pierwsza dekada należała do niego. Teraz z każdym upływającym rokiem jego szanse, by jeszcze raz zamieszać na szczycie stopniowo będą malały. "Vishy" to w szachach wielka osobowość, osiągnął w tym sporcie wszystko. Teraz ciśnienie jest już inne - to czas, w którym może się ale nie musi, choć profesjonalizm w dalszym ciągu jest jego wizytówką.

A propos ciśnienia - po powrocie Polaków do kraju, te jest znacznie mniejsze. Sam turniej jest niezwykle ekscytujący, jednak gdy grali Polacy o 13 - tej dosłownie dopadałem ekranu laptopa, aby kibicować. Teraz ten turniej po prostu śledzę.

To był kolejny rok, w którym Polacy w PŚ, będącym turniejem-przepustką do kandydackiej kołówki nie zaistnieli. Czy w przyszłym roku, czy w ogóle kiedykolwiek, zobaczymy Polaka w Turnieju Kandydatów? Najwięcej szans na to ma Janek Duda, który jest wschodzącą gwiazdą szachów światowych. Przed Radkiem Wojtaszkiem też jeszcze kilka lat prób - ten rok jednak, obaj, co piszę z niekłamanym smutkiem, muszą spisać na straty.


wtorek, 5 września 2017

Runda I Pucharu Świata - Pewne wygrane Wojtaszka i Dudy. Piorun kończy przygodę z turniejem po przegranej z Hou Yifan 0,5-1.5!!


Dla FM Oluwafemi Baloguna z Nigerii ostatni miesiąc był czasem niezwykłym. Po wygraniu turnieju na kontynencie afrykańskim, który dawał mu przepustkę do uczestnictwa w Pucharze Świata w stolicy Gruzji, Tbilisi, z całą pewnością musiał czuć ten charakterystyczny ucisk w okolicach splotu słonecznego. Jednak informacja, że jako pierwszy wśród licznej afrykańskiej szachowej społeczności w historii, będzie miał zaszczyt zagrać z aktualnie urzędującym mistrzem świata, musiała być dla niego niemałym szokiem. I nie była to wiadomość nagła. Nigeryjczyk mógł przez blisko miesiąc wstawać wczesnym świtem, śniadać i wieczerzać z myślą o tym, że usiądzie naprzeciwko wielkiego wirtuoza szachów z dalekiego kraju leżącego blisko podbiegunowego koła. Chyba każdy z nas skłamałby w tym momencie, mówiąc, że nie ma czego zazdrościć nigeryjskiemu szachiście. To były dla niego chwile, których z pamięci nie wymaże do końca swego życia. My tu rozmawiamy o nikomu nieznanym (choć teraz na pewno nieznanym mniej) mistrzu FIDE z Nigerii, tymczasem nawet dla nas, kibiców, wielką ekscytacją i niecodziennością była gra Wojtaszka z Wikingiem, (dla Radka oczywiście też!), a co dopiero dla rzeczonego bohatera początku mojego artykułu. To piękna historia. Nigeryjczyk nie zaprezentował się w tych meczach źle. Zagrał jak umiał, poszedł na tyle koni mechanicznych ile miał pod maską. Wraca do domu? Ano - wraca. Jednak z doświadczeniem wielkiej przygody życia, która zapewne już się nie powtórzy.

FM Oluwafemi Balogun (NGR) Foto: Anastasia Karlovich.

Śladząc Puchar Świata, a pierwszą rundę tego turnieju w szczególności, zwyczajowo wyruszam na poszukiwania małych, większych i tych naprawdę wielkich niespodzianek. Jednak moje tegoroczny łowy, mój "koszyk sensacji", tym razem świeci pustkami. Tzn. mam w nim Eljanowa, który odpadł, przegrywając 0-2 z Lendermanem z U.S.A jednak dokładnie przypatrzywszy się wynikom, choć raz można śmiało oznajmić, że rankingi o dziwo grają. Faworyci na razie nie zawodzą - czekamy jeszcze na dogrywki, a szczególnie na mecz Iwanczuka z  Kazhgaleyevem z Kazachstanu. Może tutaj coś się wydarzy - z tej to dwójki ma się wyłonić rywal Janka Dudy w rundzie drugiej.

Polacy. Janek Duda trafił na rywala, którego ten turniej przerósł. Pantsulaia, mając miesiąc na popracowanie i dobre, owocne przygotowania, zagrał żenująco słabo, co mnie w żadnym wypadku nie martwi. Przeciwnie - cieszę się, że Janek jest w rundzie drugiej, że powrócił do klubu 2700 +, która to bariera, nie wydaje się dla niego niczym szczególnym do sforsowania. Janek po prostu gra, robi wyniki i pnie się konsekwentnie w górę. Panstsulaia to reprezentant gospodarzy - dla niego koszty tego turnieju nie były duże - na Wikipedii pisze, że jest z Tbilisi, dlatego zapewne nie musiał pakować owego mitycznego bagażu podróżnego. Kto wie, może mieszka kilka przecznic od turniejowej sali? Ale dość o nim. Janek jest w tej oto komfortowej sytuacji, że może popatrzeć na zmagania swoich przyszłych rywali, sam będąc już pewny swego.

Pewna wygrana Janka Dudy w rundzie I Pucharu Świata! Foto: Anastasia Karlovich

El Debs, Felipe de Cresce z Brazylii nie był równorzędnym rywalem dla naszej pierwszej szachownicy, Radka Wojtaszka. Nasz arcymistrz w pierwszym pojedynku zainkasował cały punkt po ładnej dla oka kombinacji. W rundzie drugiej przeciwnik Polaka, cokolwiek zdemoralizowany, nie podjął równorzędnej walki, nie próbował "pięknie zginąć", wyszedł na mecz chyba pogodzony w duchu z porażką. Generalnie oba mecze, Wojtaszka i Dudy, były bez większej historii. Warstwa dramaturgiczna z uwagi na postawę rywali Polaków też pozostawiała wiele do życzenia ale nie to teraz jest najważniejsze. Najważniejszy dla mnie jest fakt, że Polacy dalej grają, choć... nie wszyscy, ale o tym za chwilę. Relatywnie łatwo już było. Jak zwykł mawiać generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski gdy wychodził z nocnych nocnych rautów, tudzież przyjęć: "Żarty się skończyły, zaczynają się schody". To nas właśnie czeka w rundzie drugiej Pucharu Świata. Wojtaszek zagra z Oniszczukiem, który w rundzie pierwszej nie miał rywala (dostał walkowera od  Zherebukha), Janek czeka na wynik meczu Iwanczuka z  Kazhgaleyevem, a Kacper Piorun, niestety, wraca do Polski. Chinka okazała się lepsza w dwumeczu i to ona zagra z Lewonem Aronianem. Kacper Piorun napisał na facebooku:

"Brak mi słów..... Walczyłem dzielnie, ale to było za mało. Dziękuję za wsparcie; kibicujcie pozostałym Polakom na Pucharze Świata!"

Cóż można powiedzieć? W takich meczach bardzo ważne okazuje się często doświadczenie, którego Chinka zdobyła bez porównania więcej ostatnimi laty. To procentuje. Kacper Piorun, choć odpadł, walczył bardzo dzielnie, uważam, że rozstanie z Pucharem Świata w takim stylu to żaden wstyd. Aby skutecznie walczyć z najlepszymi tego świata, trzeba przejść podobnych inicjacji znacznie więcej (patrz Radek Wojtaszek). Kacper Piorun, w co wierzę, z miesiąca na miesiąc będzie coraz mocniejszy, zarówno szachowo jak i mentalnie.

Czekamy na rozstrzygnięcia dogrywek oraz rundę drugą. Emocje z każdą rundą będą rosły. Jak oceniacie pierwszą rundę Pucharu Świata oraz występ Biało-Czerwonych?

Hou Yifan eliminując Kacpra Pioruna z PŚ zagra w rundzie drugiej z samym Aronianem! Foto:Anastasia Karlovich.


czwartek, 31 sierpnia 2017

Za kilka dni Wojtaszek, Duda i Piorun rozpoczynają zmagania w Pucharze Świata!!


A dokładnie w niedzielę o godzinie 15.00 czasu lokalnego (w Polsce o godzinie 13.00) trójka naszych reprezentantów rozpocznie rywalizację w najważniejszym i, chyba najbardziej emocjonującym turnieju roku, Pucharze Świata. Tym razem gospodarzem zawodów są Gruzini, a turniej odbędzie się w stolicy Gruzji, Tbilisi.

 Wczoraj udało mi się porozmawiać przez chwilę z Radkiem Wojtaszkiem, którego zastałem na czynności pakowania walizek. Puchar Świata - to turniej specyficzny - o czym może świadczyć właśnie... podróżny bagaż! Otóż, jadąc na ten turniej, trzeba się liczyć z tym, a właściwie wierzyć w to, że zostanie się tam możliwie jak najdłużej, nawet kilka tygodni. W tym czasie dojdzie, co naturalne, do częstych zmian garderoby, stąd czasochłonny proces pakowania dużej liczby ubrań na zmianę. Może się jednak zdarzyć, że z zupełnie nie wyeksploatowaną zawartością walizki, w posępnym nastroju, zawodnik po dwóch dniach będzie zmuszony zamówić taksówkę na lotnisko (rzeczywistość doskonale znana tenisistom ziemnym). Tak też się stanie - po dwóch, trzech dniach, połowa ze 128 uczestników turnieju pożegna się z turniejem. Puchar Świata dlatego jest tak ekscytujący, ponieważ jest w pewnym stopniu loteryjny. Sama specyfika podejścia do dwumeczu klasykiem różni się znacznie od strategii przyjmowanej przez szachistów w "szwajcarach". Zdarza się nierzadko, że arcymistrzowie z premedytacją zrzucają ciężar walki o awans do następnej rundy na dogrywki grane tempem przyspieszonym. Po prostu omija się dwie klasyczne partie fiksując szybkie remisy, w krótkich, mało medialnych partiach. Robią to ci, którzy czują się mocni w rapidach i blitzu. Z kolei "klasycy" chcą ograć rywala w partiach długich, zyskując dzięki temu jeden dzień odpoczynku, przewidzianego na dogrywki. To przyjemne uczucie mieć już załatwiony awans i spoglądać z boku na przyszłego przeciwnika, który się "dogrywa". Umiejętność szybkiego przestawienia się z tempa długiego na szybkie to bardzo istotna umiejętność w tego typu zawodach. Puchar Świata to taki spacerek po polu gęsto usianym minami - jeden nierozważny krok i... buum! Wracasz do domu z poczuciem niespełnienia...

Porozmawiałem więc chwilę z Radkiem Wojtaszkiem, który prawie w każdej naszej rozmowie opowiada o głodzie szachów, o treningu, że mogłoby go być jeszcze i jeszcze więcej. Jestem pełen podziwu dla tego człowieka -  to rzadko spotykane być tak oddanym swojej dyscyplinie. Radek Wojtaszek jest dobrej myśli i trzeba nam jego słowa wziąć za dobrą monetę. Fakt faktem, zarówno Radek Wojtaszek jak i Jan Krzysztof Duda na lidze hiszpańskiej nie zagrali oszałamiająco, ale to był turniej na rozegranie. Nie widzę większego sensu w wyciąganiu z tych kilku partii jakichś daleko idących wniosków. Zwykle tak bywa, że w ostatnie dni tuż przed ważnymi zawodami pojawia się zmęczenie spowodowane przetrenowaniem. Potem, wedle zasady Botwinnika, powinno się zwolnić (szachowy detoks powinien trwać około dwóch tygodni)  aby odzyskać świeżość. To Puchar Świata jest tutaj kluczową imprezą, a nie mało znacząca liga.

Już teraz zapraszam was w najbliższe, niedzielne popołudnie do komentowania i kibicowania trójce naszych reprezentantów. Emocji nie zabraknie! Pojedynek Kacpra Pioruna z grającą coraz silniej Hou Yifan będzie w tym dniu prawdziwym szlagierem!

Piszecie do mnie, że mało się odzywam, że częstotliwość moich felietonów niebezpiecznie zmalała. To prawda, taki mam rytm - często korzystam z przywileju milczenia. W tych czasach to prawdziwy luksus. Teraz każdy w każdej bez wyjątku kwestii jest ekspertem, wszyscy na wszystkim doskonale się znają, u mnie jednak nie wygląda to tak prosto - z latami coraz bardziej u mnie pewne jest, że coraz mniej jestem wszystkiego pewien, ot, taki dziwny paradoks. Dlatego nieraz przychodzi mi na dłużej zamilknąć.

Warto też zwrócić uwagę na niewątpliwy sukces naszych juniorek na DMEJ w Rymanowie-Zdroju, fantastycznego duetu: Oliwii Kiołbasy (MUKS Stoczek 45 Białystok) i  Anna Kubickiej (KSz Hetman Katowice), które zdobyły w świetnym stylu złoty medal! Gratulacje!!

 Jestem zdania, że nasze kadrowiczki za jakiś czas będą miały godne następczynie, sądzę, że rozegra się pomiędzy nimi a młodszym pokoleniem fascynująca rywalizacja o miejsca w kadrze narodowej. Szachy kobiece w Polsce jakoś nie spędzają mi snu z powiek, myślę, że tutaj za jakiś czas dojdzie do płynnej zmiany pokoleniowej. Tymczasem nasi juniorzy zaliczyli po raz kolejny totalną klapę, nie nawiązując równorzędnej walki ze swoimi przeciwnikami z innych państw. Pierwszy polski juniorski garnitur na siedem meczy był w stanie wygrać zaledwie jeden, z drugim zespołem Słowacji. Na 28 rozegranych, ten zespół wygrał zaledwie osiem partii! Lepsza była Polska IV, której udało się wskoczyć na dziesiąte miejsce. Generalnie juniorzy są poza grą, jest coraz gorzej, wyniki, niestety, nie kłamią, choć przekaz na stronie związkowej był dość lekki. Chłopaki robią sobie słitfocie, są tak zadowoleni ze swojego występu jakby dopiero co zeszli z podium, trenerzy uśmiechnięci, działacze również pełni humoru z dyżurnymi uśmiechami na twarzach. Nie psujmy tej sielskiej atmosfery, jest fajnie. Szkoda jednak, że świat już dawno nam uciekł i zniknął za najbliższym zakrętem.

Czekamy na start Biało-Czerwonych. Jak oceniacie drabinkę Polaków oraz ich szanse w Pucharze Świata?


poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Wybredny koneser


Od czasu gdy nastał ten pamiętny dzień, kiedy kolega z podwórka - Beniamin - wpadł do mnie z szachami pod pachą na umówione spotkanie, że "będzie mnie uczył grać", aż do teraz, doskonalę w sobie sztukę wychwytywania elementów szachowych z otaczającej mnie rzeczywistości. Ten pierwszy dzień z szachami wyglądał mocno surrealistycznie i nic nie zapowiadało początku pasji, która, co by nie powiedzieć, dość daleko mnie zaprowadziła. Drzwi były u mnie zawsze otwarte, podparte taboretem, żeby przeciąg nie wyrwał ich wielkim trzaśnięciem razem z futryną (budynek z roku 1912) , sąsiedzi wchodzili, wychodzili bez pytania, siadali, pili kawę, czy coś mocniejszego - to był dom otwarty. Takie historie teraz są już trudne do wyobrażenia - w tym momencie miałbym poważne problemy, żeby wymienić z imion choćby jedną trzecią moich sąsiadów. Jest "dzień dobry" - owszem, jest i "do widzenia", a jakże, jednak nie ma to nic wspólnego z życiem totalnym czasów mojej młodości..

 W ten to piękny czas, rzeczony kolega wpadł do mnie, co zakończyło się trwającym kilka minut atakiem śmiechu mojej ciotki, która aż pokładała się na stole, wijąc i nie mogąc się opanować. Mianowicie Beniamin od dwóch lat z włosami prawie po pas, w ten dzień przyszedł do nas.... ogolony na łyso! On z szachami pod pachą, że "ma mnie uczyć grać" łysy jak Kodżak, wijąca się w spazmatycznym śmiechu ciotka, wreszcie my stopniowo wybuchający śmiechem. Końcówka tego zdarzenia to była wielka salwa śmiechu całej trójki, która trwała nieprzerwanie do momentu niewydolności mięśni brzucha nas, czyli bohaterów tej scenki.

Od tego momentu szachy towarzyszą mi przez całe życie - a jedną z wielu zdolności, które od tego sportu otrzymałem, jest wrażliwość na elementy szachowe w naszym, polskim krajobrazie. Na wszelkie szachowe gadżety, scenki w filmach, artykuły w gazetach, opowiadania, stoliczki ukryte w parkowych głuszach reaguję odruchem Pawłowa. Zaczynam wszystko dokładnie badać, mlaskać pod nosem - w tych sprawach jestem perfekcjonistą i nie znoszę żadnej fuszery, a jest jej niemało.

Kraków - okolice zakola Wisły.

Jeśli na filmie widzę pewien szachowy układ, muszę mieć pewność, że jest realny, że, powiedzmy, nie brakuje królów, że dwa gońce z tej samej armii nie stoją przypadkiem na tego samego koloru polach - to dla mnie bardzo ważne. Nie wiem, czy oglądaliście horror "Coś" w reżyserii Johna Carpentera. Akcja dzieje się na Antarktydzie, gdzie grupka badaczy zostaje zaatakowana przez jakąś obcą formę życia. W jednej z pierwszych scen pogrążony w antarktycznym spleenie Kurt Russel gra z kompem w szachy, oczywiście widać monitor, pozycję. No i już mnie nie było, koniec, zapadłem się - dalejże badać co tam za poza stoi, dlaczego Russel przegrał za co zemścił się na maszynie wlewając w jej trzewia szklankę gorzały wraz kostkami lodu i czy mógł się obronić.

Szachy w parku zdrojowym w Świeradowie Zdroju.

W wielu miastach są parki szachowe - tutaj też ciężko mnie zadowolić. Chodzę naburmuszony bo "figury za ciężkie" i przedszkolak już sobie z przedszkolakiem nie pogra, że plansza brudna, nie odnowiona. W Polanicy-Zdroju źle, bo figury wielkie i zbyt dociążone w parku szachowym. Wreszcie pomnik szachisty (ten przy tablicy o Rubinsteinie, gdzie jest pozycja z jego słynną kombinacją - wiecie, kilka figur pod biciem włącznie z damą, a żadnej nie da się zbić bez mata) na ławce, to nie wiem kto go wykoncypował? Facet siedzi, ma szachownicę na kolanie, ale bez figur! Stoję i myślę, nad czym ten pomnikowy gość myśli - no, bo przecież nie nad pozycją bo jej nie ma (może to jakiś problemista i zaraz zacznie coś tam dostawiać?). A może próbuje rozkminić kto z oglądających turystów zajumał mu te bierki z szachownicy i zaraz wstanie i zacznie mnie z tą ciężką dechą gonić po całym polanickim kurorcie?

Słynne stoliczki szachowe w Krakowie.

A ostatnio to już totalne przegięcie - szedłem sobie głównym pasażem Auchana, nagle stanąłem jak wryty - na środku drogi dwa stoliki szachowe! Niedaleko ciuchcia-express, trzy metry dalej karuzela z rybkami (oczywiście tu i tam muzyczka!), dalej pies policjant i motocykl (wrzucasz "dwójkę" i eeeennnn... grrr, grrr, grrr, pyr, pyr, pyr). Oglądam stolik - no zajebiście pole "c1" białego koloru!! Super! Poza tym na stoliku kartka "Jeśli chcesz zagrać figury są w sklepie". W jakim sklepie - rozglądam się. Do zoologa ktoś ma iść po figury, sklepu z papierosami? Nie to, że zamierzałem zagrać - nie było z kim, zresztą nawet gdybym miał z kim zagrać, nawet gdybym spotkał na tym pasażu samego Ananda, nie skusiłbym się na partię. Bo dla mnie nie ma niczego bardziej poniżającego dla szachisty, dla klasy, dla magii naszego sportu, niż granie w centrach handlowych. W Polsce są tacy co nawet MP w blitzu zrobili w centrum handlowym - dobrze, że nie mam za dużo władzy, bo bym ich za to posadził! "Helenko, strzelimy sobie fotkę, z szachistą"? Jakiś czas temu w Silesia City Center grany był turniej szachowy - okazuje się, że szachistom w niczym to nie przeszkadza, że wyglądają na tym pasażu jak ekspozycja stała gibonów z Sumatry z niedaleko położonego, chorzowskiego zoo. Ja się na taki sport nie piszę. Kiedyś Robert James Fischer walczył o oświetlenie sal turniejowych, o redukcję hałasów, o kamery, wszystko to, co pozwalało na pełny komfort rywalizacji sportowej. Ale co tam jakiś Fischer, nie? - facet ześwirował, jakieś trzaski, hałasy, światełka mu przeszkadzały, a przecież grać można wszędzie, nie ma co wybrzydzać i jak są zawody to się jedzie, gra i fertig.  


czwartek, 17 sierpnia 2017

W Saint-Louis w rapidach najlepszy Aronian, Garri Kasparow daleko w tyle!!


No, to jak wam się podobały te trzy, następujące po sobie wieczory z Garri Kasparowem w roli głównej na turnieju w Saint-Louis? Obejrzałem całość, nie opuściłem żadnej partii z tego turnieju, wykupiłem, jak to się teraz mawia "cały sezon" tego szachowego serialu, jednak z czasem dochodziły u mnie do głosu mieszane odczucia. Oczywiście, było to ściśle związane ze stopniowo pogarszającym się poziomem gry wielkiej legendy w tym turnieju. Czy Garri Kasparow powinien brać udział w tego rodzaju medialnym przestawieniu? Zgodzę się z tymi, którzy są zdania, że bez względu na wynik legenda wielkiego mistrza, dla wielu grającego najmocniej w całej długiej historii naszej dyscypliny, nie zazna żadnego uszczerbku. Jednak czułem się przez te trzy dni dość mocno zażenowany i nie umiem konkretnie nazwać tych uczuć, konkretnie - czego one się tyczą. Kto wie - może chodzi o to genialne ujęcie Kasparowa i Ananda na serwisie https://chess24.com/en? Zresztą zobaczcie sami. Mnie to zdjęcie więcej mówi, niż każda nawet najbardziej rozbudowana, pogłębiona analiza psychologiczna.

 Photo: Lennart Ootes https://www.flickr.com/photos/grandchesstour/albums/

Spotkanie dwóch legend po latach. Ale wróćmy na chwilę do przeszłości. Jest pamiętny 1995 rok, Nowy Jork, drapacze chmur World Trade Center, które za kilka lat legną w gruzach po zamachach terrorystycznych Al-Kaidy, co będzie koszmarnym otwarciem nowej ery. Tam, na jednym z pięter Kasparow, będący wulkanem energii wygrywa z Anandem 10.5 - 7.5 w nieoficjalnym meczu o tytuł MŚ, choć jako pierwszy w tym spotkaniu uzna się za pokonanego! W tej partii Anand poświęca wieżę za skoczka, co wiele lat później studiujący kabałę Walery Sałow, w jednym z wywiadów uzna za przepowiednię dotyczącą późniejszej, tragicznej historii wieżowców World Trade Center. Nawet powie coś o zbieżności w dacie urodzin Ananda (11 grudnia) - z dniem zamachu (11 września). Był to czas, w którym Kasparow był w pełni sił twórczych, doskonale też czuł się fizycznie... Poniżej wygrana partia Ananda z ofiarą wierzy na "d5".




Co na tym zdjęciu widać? Anand spogląda na Garriego z góry, uśmiecha się, a wielki mistrz jakby już lekko przygarbiony, może nawet trochę przygnębiony, z błąkającym się smutkiem w oczach. Szachy są dla profesjonalistów i tak bardzo łaskawe - dobrze wytrenowany zawodnik może skutecznie rywalizować w turniejach o najwyższe laury przez kilka dziesięcioleci, choć mawia się, że wiek czterdziestu lat jest przełomowy. Potem nie jest tak łatwo grywać regularnie wysokie "C". Pojawiają się podstawki, przeoczenia, zwyczajnie zaczyna brakować sił - entropia stopniowo dezorganizuje ten złożony ludzki układ. Nie mogę się oderwać od tego zdjęcia. Patrzę się i wy też się wpatrzcie, choć przez chwilę. Czas. Wielu może myśli, że szachiści aktywni odpadając z turniejów kandydackich, z Pucharu Świata, łatwo sobie z tym radzą, dość szybko godzą się z niepowodzeniem, ale nie zawsze tak się dzieje. Ci, którym szczególnie doskwiera, że czas płynie nieubłaganie i to w jednym kierunku, mają dojmujące uczucie, że z każdym dniem, z każdym rokiem zbliżają się do momentu, w którym duch będzie ochoczy ale ciało słabe, wszelkie porażki odczuwają szczególnie boleśnie. Aż mam ochotę zacytować z pamięci jeden ustęp z wiersza "Zegar" Charlesa Baudelaire'a. Zaraz, jak to szło? Chyba tak:

Pamiętaj! Czas jest graczem namiętnym, co wygra
Bez szachrajstw każdą partię; to reguła święta.
Dzień się zmniejsza i noc się powiększa; pamiętaj!
Wciąż głodna jest otchłań; opróżnia się klepsydra.


sobota, 12 sierpnia 2017

Poznajemy bliżej brązowych medalistów Drużynowych Mistrzostw Świata - cz. VI - Jan Krzysztof Duda!!


Już czas na ostatnią prezentację brązowego medalisty Drużynowych Mistrzostw Świata - przez czytelnikami "Psychologii i Szachów" zaprezentuje się dziś Jan Krzysztof Duda. Spektakularną karierę arcymistrza z Wieliczki śledzę od blisko dziesięciu lat. Pamiętam bardzo dobrze moment, w którym bawiłem się w "łowcę talentów" śledząc na żywo partie juniorskie na MP. Uwagę moją na dłużej przykuła gra młodziutkiego zawodnika - Jana Krzysztofa Dudy, praktycznie zapadłem się w grę Janka i nie mogłem oderwać od laptopa. Mówiłem do siebie pod nosem - " Coś jest nie tak. Organizatorzy nie pomylili się przypadkiem, dając do tej grupy dużo starszego zawodnika?" Zadziwiła mnie klasa gry, pozycyjne zrozumienie, oraz fantastyczne "kopyto" w ataku. Pomyłki organizatorów nie było - tak właśnie grał Janek w tamtym czasie - to były początki oszałamiającej kariery naszego talentu klasy światowej. Teraz mamy szachistę, który ranking 2700 elo przeskoczył niczym malutką górkę, ale to przecież nie koniec! Jan Krzysztof Duda, o czym przekonacie się w wywiadzie, zamierza wejść do elitarnego klubu 2750 + elo, wskoczyć do pierwszej dwudziestki światowego rankingu by wreszcie na koniec... zostać mistrzem świata! Jak sami się zorientujecie Jan Krzysztof Duda kocha szachy jak tylko można najmocniej, sądzę, że przy wsparciu bliskich zrealizuje to co zamierza, a ja będę mu mocno kibicował! Mam nadzieję, że czytelnicy również! Zapraszam do wywiadu - szczególnie polecam partie naszego arcymistrza - naprawdę jest na co popatrzeć!! 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kto był twoim pierwszym trenerem i ile miałeś lat gdy zacząłeś grać w szachy?

Zacząłem grać w szachy w wieku 5 lat, odkiedy Mama zapisała mnie do klubu szachowego w Wieliczce. Moim pierwszym trenerem był Andrzej Irlik, który dość mocno popularyzuje szachy w Małopolsce. Dla większości w Polsce znany jest jednak jako sędzia szachowy.

Który z podręczników szachowych przestudiowałeś jako pierwszy?

“Cudowny Świat Szachów” autorstwa Mikołaja Żurawlewa, podarowany mi jako pierwszą książkę z 500 następnych, które dostałem od Pana Andrzeja. Oprócz przestudiowania materiału stricte szachowego, znałem na pamięć też wszystkie obrazki z tej książki :)

Które z książek szachowych pomogły ci najbardziej w szachowym rozwoju?

Jako kilkuletnie dziecko przeanalizowaliśmy partie A.Rubinsteina. Oczywiście w tamtym czasie ciężko mi było zrozumieć głębię jego partii “na wylot”, niemniej jednak już wtedy miałem znaczną przewagę wiedzy o końcówkach nad moimi ówczesnymi rywalami, co umożliwiło mi szybki progres i zdobycie 14 tytułów Mistrza Polski Juniorów.

Janek Duda - spojrzenie w "duszę" rywala niczym w zawodowym boksie tuż przed pojedynkiem. Foto: Organizatorzy DMŚ.

Którego szachistę uważasz za „Szachistę Wszechczasów” i dlaczego?

Uważam że jest to Garry Kasparow. Jego gra wydaje mi się obiektywnie najsilniejsza, chociaż nie jest on oczywiście jedynym genialnym szachistą.

Który szachista najbardziej cię zainspirował?

Jako dziecko bardzo nie lubiłem B. Fischera, chociaż wiedziałem, że był to bardzo silny szachista (może zazdrość?!). Z wszystkich stylów mistrzów świata najbliższy był mi (i jest nadal) chyba styl Karpowa (chociaż bez przesady, ile można “jeździć w kółko?” ;) ) Doceniam też partie A. Alechina, który co prawda miał ciągoty do anty-pozycyjnych zagrań, niemniej jednak był fenomenalny w komplikacjach i obiektywny w swoich komentarzach.

Najbardziej zabawna scenka, anegdotka, która cię się przydarzyła w czasie twojej szachowej kariery (może być kilka)?

Wykonanie posunięcia na nie swoim czasie w partii z Jakubem Koitką na 1 lidze juniorów w 2010 r. Ponadto zatrzaśnięcie się w łazience, problemy z odkręceniem butelki, dostawanie niezręcznych pytań w wywiadach - wszystkie te nieprzyjemne i stresujące onegdaj zdarzenia, z perspektywy czasu stają się śmieszne.

Najbardziej nieprzyjemne zdarzenie, które cię spotkało podczas gry (też może być kilka)?

Raz na Mistrzostwach Polski do lat 6 w Kołobrzegu w 2004 roku zdarzyło mi się przez przypadek podbić wystającą za stół tekturową szachownicę, co poskutkowało strąceniem wszystkich figur z szachownicy i remisem. Zdarzenie to miało miejsce około 6 rundy, jednak zadecydowało o złotym i srebrnym medalu, gdyż ja i mój główny konkurent wygraliśmy wszystkie pozostałe partie do końca. No i zamiast frytownicy wygrałem żelazko :). Także w grudniu 2015 r. zdarzyło mi się przegrać na czas partię z Michałem Olszewskim na Bundeslidze, gdzie w zapisie pominąłem 24 ruch i myślałem że wykonałem kontrolne posunięcie, podczas gdy w istocie było to 39 posunięcie. Pozostało mi 30 sekund na zegarze i poszedłem do toalety, więc nie miałem zbyt wiele szans...

Janek Duda - Ostatnie chwile przed pojedynkiem - Foto Organizatorzy DMŚ.

Wymień partie z których jesteś najbardziej dumny.

Pierwszą partią, gdzie “wykiwałem” rywala i z której byłem naprawdę dumny była partia z Steinberg’iem Nitzanem na MŚ juniorów w Batumi do lat 8 w 2006 roku:

Duda, J-K - Steinberg, N
World Youth Championship  Batumi, 23.10.2006

Tutaj zastawiłem pułapkę, w którą mój przeciwnik wpada (diagram poniżej)... 13.Wd3!? c5?! 14.Sb3 c4 15.Wg3! niezła sztuczka jak na ośmiolatka, prawda? W:g3 16.h:g3 i wisi goniec na h6. Białe mają dużą przewagę, którą udało mi się zrealizować. 1–0



Z moich juniorskich "starszych" partii najbardziej cenię sobie partię z Mateuszem Błaszkiewiczem z 2 ligi juniorów w Łukowie, gdzie wpadłem w nieznany mi wtedy wariant Gajewskiego, i powinienem był dostać mata, ale moja obrona lekko zdeprymowała przeciwnika...

Duda, J-K - Błaszkiewicz, M
2 liga, Łuków ,11.07.2009

1.e4 e5 2.Sf3 Sc6 3.Gb5 a6 4.Ga4 Sf6 5.0–0 Ge7 6.We1 b5 7.Gb3 d6 8.c3 0–0 9.h3 Sa5 10.Gc2 d5 11.e:d5 e4 12.Sg5 S:d5 13.S:e4 f5 14.Sg3 f4 15.Se4 f3 16.b4 Sc6 17.a4 f:g2 18.a:b5 Se5 19.Sg5 G:g5 20.W:e5 Sf4 21.f3 S:h3+ 22.K:g2 Hf6 23.Wc5 Gb7 24.Wf5 Hh6 25.b:a6 Sf4+ 26.Kf2 Hh2+ 27.Ke3 Sg2+ 28.Kd3 Hd6+ 29.Ke2 Wfe8+ 30.Kf1 Hg3 31.a:b7 Gh4 32.Gb3+ Kh8 33.He2 Hh2 34.He6 Hh1+ 35.Ke2 W:e6+ 36.G:e6 Wd8 37.Gd7 Se1 38.Wa8 Hg2+ 39.Kd1 g6 40.W:d8+ G:d8 41.b8H g:f5 42.H:d8+ Kg7 43.He7+ Kg6 44.Ge8+ z następnym d4+ i goniec wchodzi do gry z kluczowym efektem :) 1–0  (Cała partia poniżej)




Z bardziej "współczesnych" partii już ciężej wybrać, ponieważ mam na koncie już wiele pięknych zwycięstw. Na pewno na wyróżnienie zasługuje moja partia z Grzegorzem Gajewskim, która została uznana za najlepszą partię Bundesligi. Także na Olimpiadzie w Baku zagrałem wiele interesującyh partii, z których jestem dumny.

Duda,J-K (2645) - Gajewski,G (2646)
Bundesliga 2015–16 Dresden GER, 23.04.2016

 1.e4 c5 2.Sf3 d6 3.c3 Sf6 4.Gd3 Gg4 5.Gc2 Sc6 6.d3 e6 7.Sbd2 Ge7 8.h3 Gh5 9.He2 Hc7 10.g4 Gg6 11.Sh4 Sd7 12.Sdf3 Sde5 13.S:e5 d:e5 14.g5 0–0–0 15.Gd2 Kb8 16.0–0–0 Ka8 17.Kb1 b5 18.Hf3 Hd7 19.S:g6 h:g6 20.H:f7 Wdf8 21.H:g6 Gd6 22.Gb3 c4 23.d:c4 Se7 24.H:g7 Whg8 25.Hh6 Wh8 26.Hg7 Whg8 27.Hh6 Wh8 28.g6 W:h6 29.G:h6 Wc8 30.c5 W:c5 31.Gf8 S:g6 32.G:d6 Wc8 33.h4 a5 34.h5 Sf4 35.G:e5 Hh7 36.Gc2 S:h5 37.Wd6 Hf7 38.Wa6+ Kb7 39.W:a5 Kb6 40.b4 Wd8 41.a4 Hf3 42.W:b5+ Ka6 43.Wc1 Sf4 44.G:f4 H:f4 45.Wc5 H:f2 46.Wc6+ Kb7 47.W:e6 Hf7 48.Gb3 Hf3 49.Gd5+ Kb8 50.Wb6+ Kc7 51.Wb7+ Kc8 52.Wf7 He2 53.Wc2 Hd1+ 54.Kb2 Wh8 55.Wcf2 H:a4 56.Wf8+ W:f8 57.W:f8+ Kc7 58.Gb3 Hb5 59.Wf7+ Kd6 60.Wf5 He2+ 61.Gc2 Kc6 62.Wc5+ Kb6 63.Wd5 Kc6 64.Kb3 Kb6 65.c4 Hf3+ 66.Wd3 Hf7 67.Wc3 He6 68.Kb2 Hf6 69.Gd3 Hf2+ 70.Kb3 Hf7 71.Ka3 Kc6 72.c5 Hf6 73.Kb3 Hf7+ 74.Gc4 Hf2 75.Gd5+ Kb5 76.c6 He1 77.Wc5+ Kb6 78.c7 1–0

Partię tę można zobaczyć na stronie: http://schachbundesliga.de/bundesliga/jan-krzysztof-duda-analysiert-die-partie-der-saison z moim komentarzem w językach: niemieckim i angielskim.

Twój największy turniejowy sukces.

Ciężko ocenić, ponieważ było ich tak dużo :) Napewno największym drużynowym osiągnięciem jest niedawne zdobycie 3 miejsca na Drużynowych Mistrzostwach Świata w Chanty-Mansyjsku w Rosji 2017 r. Odnośnie turniejów indywidualnych myślę, że są to: 1 miejsce na ME w rapidzie w Wrocławiu 2014 i 2 miejsce na tych samych ME w blitzu, chociaż omyłkowo nie wpłaciłem wpisowego, przez co zostałem skojarzony na ponad 300 szachownicy z tatą Sanz Wawerem.

Brązowy medal DMŚ - wszyscy wierzymy, że największe sukcesy są przed Janem Dudą!Foto: Organizatorzy DMŚ

Największa zmarnowana szansa w twojej sportowej karierze.

Chyba utrata złotego medalu na 3 punktacji pomocniczej na MŚ do lat 20 w Chanty-Mansyjsku w 2015 roku :( .  Mawiają, że gospodarzowi nawet ściany pomagają. Zdobycie brązowego medalu na IMP w Warszawie w 2014 roku, też nie należało do najprzyjemniejszych (po finiszu 0/2!!! mając 6/7)

Wymień najmocniejszą oraz najsłabszą stronę w twojej grze.

Nie mogę tutaj być zbyt szczery, powiedzmy że waleczność jest moją najmocniejszą stroną, ale czasami też przeszkadzała w zdobywaniu większych osiągnięć w sytuacjach gdzie remis byłby dobry (lepszy niż przegrana!!!)

Jak spędzasz wolny czas?

Najczęściej gram w szachy, albo trenuję grę w szachy. Maturę i Liceum w Wieliczce mam na szczęście już za sobą :) Teraz zaczynam studia na AWF w Krakowie.

Jaki jest twój ulubiony rodzaj muzyki, zespół?

Słucham muzyki, która odpowiada mojemu nastrojowi w danej chwili, dlatego jest dość duże zróżnicowanie, zaczynając od Beethovena i Mozarta poprzez hity lat 80 i 90 (głównie Queen) do współczesnych, głównie anglojęzycznych utworów. Zdarza mi się także słuchać polskiego rapu

Twoja ulubiona literatura, autorzy, których najbardziej cenisz.

Jedynym stałym upodobaniem jest fakt, że moją ulubioną literaturą jest literatura szachowa :) W mojej bibliotece mam około 2000 książek i chętnie przyjmę następne :)

Rodzaj kuchni, którą lubisz, ulubione danie.

Lubię kuchnie polską, włoską i chińską. Ale że jeżdżę po całym świecie, to mam okazję próbować lokalnych specjałów, które czasami są nawet smaczne :) Trzeba też dodać że najbardziej pod słońcem uwielbiam kuchnię domową, czyli mojej Mamy. Praktycznie po każdym powrocie czeka na mnie miska zupy i schabowy :)

Jakie są twoje plany, marzenia?

Zostanie mistrzem świata, ale najpierw ranking 2750+ i top 20


wtorek, 8 sierpnia 2017

Polacy poznali przeciwników pierwszej rundy Pucharu Świata!


I lekko nie będzie - nie ma co się oszukiwać. Kacper Piorun nie jest faworytem spotkania z następczynią Judit Polgar, Hou Yifan, nie ulega żadnej wątpliwości. Chinka kilka dni temu zdominowała arcymistrzowską kołówkę w Biel i jest na prądach wznoszących. W tym turnieju, który był mieszanką szachistów mniej zaangażowanych już w szachy z graczami wiodącymi aktywne życie turniejowe Chinka doskonałym finiszem zapewniła sobie pierwsze miejsce. Oczywiście, wynik ten wygląda marnie w porównaniu z sukcesami i karierą wielkiej Węgierki ale od czegoś trzeba zacząć. W superkołówkach z tradycjami Hou Yifan jeszcze wiele nie zwojowała - zwykle scenariusz jej pojedynków to próba walki o remis, co jej się dość często udaje, jednak patentu do w miarę regularnego wygrywania z elitą do tej pory nie posiadła. Ale nasz Kacper szachistą elity nie jest - myślę, że reprezentuje poziom swojej przeciwniczki, choć aura wokół Chinki po wygranej w Biel, z którą to wkroczy na salę turniejową w stolicy Gruzji, każe w niej upatrywać może nie zdecydowanej, ale jednak faworytki tego meczu. A co potem? Załóżmy, że Kacper staje na wysokości zadania, czego mu życzymy, z kim ma szanse skrzyżować oręż w rundzie numer dwa? Najprawdopodobniej będzie to sympatyczny, bardzo w Polsce lubiany... Lewon Aronian! Kacper ma bardzo trudną drabinkę - jeśli przejdzie Chinkę i Aroniana będzie prawdziwym bohaterem, zdanie to jednak jest niezwykle złożone. To jest ten typ trudności zadania, przy którym nie wygląda od rzeczy stwierdzenie, że trzeba przekroczyć siebie i swoje własne możliwości, wspiąć się na wyżyny. Ciekawie będzie na pewno!

Jan Duda powalczy z Gruzinem Levanem Pantsulają. W tym pojedynku Janek jest faworytem, jednak to wszystko wygląda bardzo niejasno. Oczywiście rankink 2700 + optycznie wygląda świetnie, jednak prawie miesiąc na rozpracowanie jednego rywala to jest moc czasu. We wszystkich meczach pierwszej rundy duże znaczenie może mieć zaskoczenie w początkowym stadium partii. Kryteria racjonalnego myślenia każą szukać szybkiego odejścia z głównych magistrali, aby przeciwnik jak najszybciej poczuł się jakby nie był u siebie w domu. Przegrać pierwszą partię oznacza, że nie ma sensu rozpakowywać walizek. Oczywiście zdarzało się, że następował w drugiej rundzie rewanż, a potem wygrana w rapidach, jednak zwykle ten, który jako pierwszy przegrał partię w miejscu rozgrywania PŚ nocował tylko dwa razy. Stąd tak ważny element zaskoczenia - wtedy dochodzą do głosu emocje, pojawia się strach i wynik jest kwestią otwartą. Rankingi nie grają - ten truizm w tym jednak, dość specyficznym turnieju, staje się szczególnie aktualny. Powiedzmy, że Janek wygrywa, kogo spotka w kolejnej rundzie? Tak, tak, nie ma zlituj - wielką legendę, samego Wasilija Iwanczuka, oczywiście najprawdopodobniej, bo Ukrainiec musi poradzić sobie z mniej znanym rywalem w rundzie pierwszej. Na Iwanczuka jest niezwykle trudno się przygotować - on potrafi zagrać wszystko z Gambitem Budapeszteńskim włącznie. Niejeden idąc na partię z Iwanczukiem woli dobrze się wyspać miast kwitnąć nad monitorem laptopa w poszukiwaniu czegoś co się i tak w partii nie zdarzy. Wielogodzinne przygotowania nie mają przy tym wielkim szachiście wielkiego sensu. Ale nie wybiegajmy aż tak daleko w przyszłość.

Radek Wojtaszek spotka się w pierwszej rundzie z zupełnie mi nieznanym Brazylijczykiem El Debs, Felipe de Cresce. Nie jestem w stanie nic powiedzieć na temat tego zawodnika. Po prostu pierwsze słyszę. Radek tutaj musi po prostu zrobić swoje. W kolejnej rundzie spotka się albo z Oniszczukiem albo z Zherebukhiem Yaroslavem. Tutaj poprzeczka zdecydowanie pójdzie w górę, jednak i tutaj nasz arcymistrz wystąpi w roli faworyta. Dalej, głębiej nie ma co spoglądać.

Janek i Kacper (zwłaszcza Kacper!) mają ciężkie kojarzenia, ale kto powiedział, że będzie łatwo? Jest prawie miesiąc na przygotowania, na doszlifowanie formy dlatego wypada nam z dużymi nadziejami spoglądać na start Polaków w Tbilisi. A jak wy oceniacie drabinę i szanse naszych reprezentantów?


piątek, 4 sierpnia 2017

Mateusz Bartel wygrywa open w szwajcarskim Biel!!


Trwa wieczór z szachową elitą w Saint Louis. To prawda - ze względu na różnicę czasu nie każdy może sobie pozwolić na towarzyszenie najznamienitszym umysłom świata naszego sportu aż do późnych godzin nocnych. Niektórzy mają do pracy na 6.00, niektórzy wolą sprawdzić wyniki i retrospektywnie przejrzeć partie, są też i tacy, którym odpowiadają nocne godziny. Od kilku dobrych dni trwają w Polsce piekielne upały i tylko wieczory, a właściwie noce mogą dać niejakie wytchnienie od lejącego się z nieba, bezlitosnego żaru. Dziś mogę sobie pozwolić na jeden z ciekawszych wieczorów z szachami. Ciekawi mnie szczególnie - co zrobi Magnus Carlsen, który gra teraz z Karjakinem - nie chodzi mi konkretnie o ten mecz, choć też, chodzi mi o jego występ jako całość. Część za was zapewne nie orientuje się, że Wiking w tym roku nie wygrał jeszcze żadnego turnieju i jak na mistrza świata spisuje się zdecydowanie poniżej oczekiwań. Odnoszę wrażenie, że jego żywiołem są rapidy i blitz. On sam zdecydowanie opowiada się za tym tempem i choć nie mówi tego wprost, to daje się zauważyć, że szachy klasyczne, takie wielogodzinne batalie na "przesiedzenie", na zamęczenie rywala, nie sprawiają mu tak wielkiej frajdy. Wydaje mi się, że Magnus tym długim, klasycznym tempem jest zwyczajnie znudzony.  W rapidach, blitzu, jakość jego gry praktycznie nie spada i jest to swoisty fenomen. Żeby grać blitza na poziomie klasyka, trzeba mieć intuicję, która niczym promienie RTG, potrafi prześwietlać ściany. Magnus będący czystym talentem, 24 - karatowym diamentem naszego sportu taką piekielną intuicję ma. Jednak po obronie tytułu aktualny rok nie jest w jego wykonaniu udany. Dlatego z ogromnym zaciekawieniem przyglądam się teraz jego grze.

Niestety, nie mogłem popatrzeć na zwycięski występ Mateusza Bartla w Biel ponieważ, zdaje się, nie było transmisji (prawda to, czy tylko ja nie potrafiłem jej znaleźć?). To był kapitalny występ naszego reprezentanta, który zdominował wszystkie zawody, które odbyły się w tym turnieju. Chciałoby się powiedzieć - cały Mat Bartel - idzie sobie dołem, niziną, meandruje sobie niczym Nida w Świętokrzyskiem, by nagle wystrzelić w kosmos nie wiadomo kiedy, nie wiadomo właściwie dlaczego, ku osłupieniu wszystkich. Skąd teraz taki wystrzał formy, gdy w niedawnych ME czołgał się a nie grał? Na te pytania nie ma odpowiedzi - taki jest właśnie ten gracz - potrafi odbudować się jak feniks z popiołów, zażegnać każdy większy kryzys. Mat Bartel jest pod tym względem niesamowicie witalny - inni szachiści gotowi są rozpamiętywać, analizować, zadręczać się - Bartel pakuje się, jedzie gdzieś, siada, gra i wygrywa. Bardzo się cieszę, że Mateuszowi udało się wreszcie przełamać - liczę, że to zwycięstwo znajdzie swoje odzwierciedlenie w następnych turniejach. Gratulacje Mateusz!! 

Sportowo Mateusz Bartel odkuł się tymi turniejami, mentalnie zapewne też - jednak całkiem niedawno spotkała go duża przykrość z decyzjami personalnymi naczelnego "Mata". No bo jak facet ma się czuć - gdy do gazety, która była jego dzieckiem, której oddał tyle lat, kawał swojej duszy, zaproszono człowieka, który latami, z wielką pasją panierował w błocie znaczną część środowiska szachowego włącznie z nim samym? Ma mu prawo być przykro. Duża grupa szachistów ma prawo czuć się rozgoryczona. Sam przez dłuższy czas publikowałem w "Macie", jednak nie czuję się aż tak pokiereszowany. W sumie i mnie takie coś mogło zaboleć, w końcu też byłem tego częścią - ludziom generalnie podobały się moje rozmowy, wielu specjalnie dlatego kupowało to pismo. Jednak, jakoś nie trafiło mnie to. Może wynika to z tego, że jedną z moich ważniejszych życiowych dewiz jest spodziewać się po ludziach wszystkiego najgorszego, a jeśli tak się nie dzieje być mile zaskoczony in plus. To lekcja mojej śp. mamy - nie ufaj ludziom, ufaj tylko sobie - wtedy nic cię nie zaskoczy! (Pogląd generalnie zbliżony do stoicyzmu) Ale ja to ja - typ dość dziwny i za mną nie trafisz. Innym jednak może być w związku z tym bardzo nieprzyjemnie - ciekaw tylko jestem do czego to wszystko zmierza? Na chłopskie oko widać, że do niczego dobrego. Prośba - nie piszcie tu o tym wątku, nie międlmy tego w nieskończoność, dobra? Piszmy o szachach, które kochamy! Nie chcę się tym pierdolonym gównem zatruć do takiego stopnia, żebym w poszukiwaniu ogólnego zdrowia był zmuszony do powieszenia kłódki na tym moim kramie.  Zgoda moi mili?

Aleksander Ipatow, będący w szczycie formy i kariery sportowej rezygnuje z szachów i idzie na studia, a tę decyzję chwali Aleksiej Drejew. Ipatow, mający ukraiński paszport, grający dla Turcji w obszernym wywiadzie dla http://www.chess-news.ru/node/23523, podaje powody rezygnacji z profesjonalnych szachów.  Według Ipatowa, "życie jest zbyt krótkie, żeby tylko trwać przy szachach". Dla Ipatowa najważniejsza jest jego przyszła rodzina, dlatego porzuca szachy bo nie jest pewien czy będzie w stanie dzięki szachom zapewnić jej godziwy byt. W ogóle cały wywiad ma mocno egzystencjalny wydźwięk - Ipatow ocenia, że mając 2659 elo nie będzie w stanie skutecznie rywalizować w openach o najwyższe nagrody, wszak szachy to niepewność, życie na walizkach itd. Pytanie jakie mi się nasuwa po przeczytania tego, bardzo ciekawego wywiadu z tym młodym, dojrzałym człowiekiem jest takie: co jest nie tak z naszym sportem, jeśli gość z pierwszej setki świata martwi się o pieniądze, byt? Człowiek wkłada w ten sport całą młodość, dzieciństwo, około 1\4 życia nie wstaje znad deski, by uświadomić sobie na końcu tej drogi, gdzieś na styku młodości z dorosłością, że może nie jest w jakiejś bezwyjściowej sytuacji, ślepym zaułku, ale w co najmniej mało satysfakcjonującym położeniu. Niektórzy pewnikiem zapytają o jaki standard życia Ipatowowi chodzi, w końcu mając prawie 2700 elo może niezłe pieniądze zarabiać na trenerce, analizach itp. Problemem jest to, że ilość czasu włożonego w dojście do tak wysokiego poziomu nie przekłada się na dobre, satysfakcjonujące pieniądze. Porównajmy sobie szachistę z 2650 z jego dość niejasnymi zarobkami, niepewnością co do każdego momentu jego kariery, ze stabilnością lekarza stomatologa, który po studiach może od razu zacząć zarabiać duże, a przede wszystkim pewne pieniądze. Jest różnica i to ogromna w statusie egzystencjalnym tych dwóch osób, w ich poczuciu bezpieczeństwa. Można oczywiście spróbować pofilozofować, że ryzyko jest wpisane w naszą kondycję, że o jakim bezpieczeństwie mówimy w końcu i tak umieramy, ale przecież nie o to chodzi. Ludzie chcieliby przynajmniej mieć iluzję poczucia bezpieczeństwa, stabilności, jednak jeśli jej nie dostają, czują się sfrustrowani. Ipatow nie pierwszy i nie ostatni ucieka z szachów. Pamięta ktoś takiego szachistę Negi Parimarjana - on też poszedł na studia mając ranking podobny do Ipatowa. Ipatow decyzji swojej nie żałuje - zamierza sprawdzić się w biznesie...

Magnus ogrywa swojego niedawnego rywala z NY, wygrywa też So. Ostatnia partia w Saint Louis: "Caro" ma na widelcu Aroniania - techniczna końcówka zdaje się jest wygrana, pewnie potrwa, ale czy Lewon zdoła to ustać?