wtorek, 2 kwietnia 2013

"Nocne rozmowy o szachach z Mistrzem Świciem - cz. I - Juniorki, juniorzy"

        




Krzysztof Jopek: Jak się Panu podobał turniej pretendentów? Będąc w Szczyrku na Mistrzostwach Polski z juniorami, zapewne nie miał Pan zbyt wielu wolnych chwil, by zanurzyć się i rozsmakować w tym kapitalnym turnieju…


FM Waldemar Świć: Partie rozgrywane na MP juniorów są znacznie bardziej barwne i ekscytujące niż "dalekie" pojedynki na szachowym Olimpie, dlatego nie wnikałem w szczegóły tych zmagań. Jak to kiedyś powiedział na naradzie drużynowej Stanisław Gawlikowski, gdy ktoś z zespołu zaproponował wizję bardzo wysokiego miejsca "Polonii" - "Panowie nie patrzmy na piramidy".

K.J: Zanim opowie pan o swoich trenerskich spostrzeżeniach i opisze zawody od strony czysto szachowej, chciałbym na początku się dowiedzieć jak od strony organizacyjnej wyglądały te mistrzostwa. Czy zawodnikom oraz opiekunom Szczyrk będzie się dobrze kojarzył?


W.Ś: Myślę, że tak. Nie zawsze tak jest. Czasem jakiś element szwankuje: a to jedzenie, a to sala gry. Tym razem wszystko było na odpowiednim, wysokim poziomie.


K.J: Przyznam, że ten turniej nie stał w punkcie centralnym moich zainteresowań. Komentując Londyn, podglądałem oczywiście transmisje ze Szczyrku, jednak, by w pełni się dowiedzieć jaki był poziom tych zmagań, potrzebuję Pana oceny.


W.Ś: Ogólnie rzecz biorąc poziom był słaby. Zbyt wiele partii zostało rozstrzygniętych w sposób, który niekiedy zaskakiwał nawet samych grających. Masa podstawek, przedziwnych z punktu widzenia strategii decyzji. Niekiedy w wykonaniu utytułowanych zawodniczek i zawodników. Poziom MP jest z roku na rok coraz to niższy, a szczególnie niepokojący w tak wysokich grupach wiekowych.


K.J: Jakie zatem są przyczyny takiego stanu rzeczy? Gdy w moim notesie robię symulację wymiany kadry seniorów, wszystkiego już teraz jest "na styk". Przecież za pół dekady nie będzie komu w szachy grać w Rzeczypospolitej!


W.Ś: Przyczyny to dobre słowo bo często używa się pytania "kto winien". Ustalić winnego, ukarać i dalej do przodu. Tymczasem wiele jest przyczyn takiego stanu rzeczy i niekoniecznie należy przypisywać odpowiedzialność komuś personalnie. Najlepszym "chłopcem do bicia" jest oczywiście Młodzieżowa Akademia Szachowa oraz PZSzach w ogóle. Przemiany jakie zaszły w skali globalnej odbiły swe piętno także na szachach. Kult pieniądza i coraz to większe tempo życia, spowodowały inne nastawienie grających i rodziców do szachów. Aby zostać dobrym arcymistrzem, mogącym utrzymać się, bez większej zresztą gwarancji z szachów, potrzeba wielu lat intensywnej pracy i sporych nakładów pieniężnych. W tym szalonym biegu i wyliczaniu co się opłaca a co nie, ginie, zanika podstawowy czynnik jakim jest pasja.
Rodzice kalkulują, że najważniejsza jest szkoła, wykształcenie oby jak najwyższe i dobra praca. Młodzi ludzie widząc jak ogromną pracę należałoby wykonać, starają jakoś "ustawić" się do problemu i traktują szachy najczęściej jako przyjemny dodatek do życia codziennego. Nie chcę tu nikogo winić ani obrażać ale wśród obecnie grających młodych ludzi nie widzę zbyt wielu pasjonatów szachów. Jest wielu utalentowanych graczy, powiedzmy trochę spryciarzy, ale takich, którzy chcieliby studiować godzinami szachy dla samego ich poznania raczej nie widzę zbyt wielu. A to co najciekawsze w szachach opiera się przecież na pasji. Tam gdzie jej nie ma, może być niezły gracz ale gdy zbliży się matura, studia, szachy pójdą w kąt, zejdą na dalszy lub najdalszy plan.


K.J: Widzi Pan, ja dużo nad tym myślałem, rozmawiałem też z wieloma osobami i sprawy tak się mają, że dla rodziców najważniejsze jest możliwie największe bezpieczeństwo ich dzieci. Jedyne o czym marzą to upchnąć je jakoś w tym zepsutym społeczeństwie, by niczego im nie brakowało i żeby sobie tak powolutku więdły. Pan mówi o pasji, ale życie w pasji to często zaprzeczenie bezpieczeństwa. Trzeba się buntować, ryzykować, iść pod prąd - przecież tylko wtedy tak naprawdę życie ma jakiś sens. 


W.Ś: To co mówisz jest słuszne ale trzeba zrozumieć, że ludzie po swojemu oceniają swe szanse i tworzą perspektywę być może niekiedy śmieszną, ale dla nich realną.. Dlatego boją się ryzykować, ich droga jest w miarę pewna, jeśli coś  jest pewnego w tym ludzkim świecie. Zresztą kwestia ryzyka nie podlega naszemu wartościowaniu. To sprawa indywidualna. Możemy tylko pokazać mechanizm. Nie mamy prawa oceniać czy to jest właściwe czy nie. Bardzo łatwo jest ocenić, zalecić, ale to nie my ponosimy konsekwencje. Wracając do poprzedniego pytania z tej właśnie perspektywy widziałbym takie a nie inne postawy wobec szachów. To rodzi postawę z przeciętną motywacją, a trudno w takim przypadku osiągnąć jakieś znaczące rezultaty.


K.J: Zacytuję Panu Maćka Sroczyńskiego, który również szczegółowo zrelacjonował mistrzostwa w Szczyrku... (całość tutaj : http://szachmistrz.pl/refleksje-po-mistrzostwach-polski-16-18-w-szczyrku.html )

”Problem determinacji dotyczył nie tylko kaliskich szachistów. O ile w grupie do lat 10 dzieci przeżywają fascynacje szachami, niektóre mogłyby godzinami analizować partie, podpytywać trenera o wskazówki i wytyczne do partii. W grupach do lat 16-18 duża grupa  finalistów Mistrzostw Polski to przysłowiowi „turyści”. Liczący na przygotowany przez trenera wariant, żeby skasować punkt i po rundzie zapomnieć wszystko. Coś jak na studiach zasada "3 razy Z". Zakuć, zdać, zapomnieć. Jakie ambicje może mieć zawodnik, który na wziął ze sobą szachownicy i szachów na Finał Mistrzostw Polski? W kuluarach trenerskich, mnożyliśmy takie przypadki. Miłych, sympatycznych zawodników, ale przyjeżdżających na finały bez większych ambicji… Widziałem jednak zawodników, którzy na rundach byli mocno niewyspani. Zresztą w połowie turnieju sędzia główny mógł wyrzucić kilka zawodników, za niestosowne nocne zachowanie. Uważam, że liczba zawodników dopuszczona do zawodów powinna być jeszcze bardziej ograniczona i powinno startować faktycznie najlepszych 26-36 zawodników, którzy prezentują najwyższy poziom. Szachy to fantastyczne hobby, ale grając w Finałach Mistrzostw Polski zahaczamy już o sportowy wyczyn, mamy zobowiązania i wymaga to wówczas 100% zaangażowania…"

...Panie Waldemarze my rozmawiamy o Finałach Mistrzostw Polski, czy o „Wakacjach z szachami”??


W.Ś: No właśnie! Wygląda to jakoś nieciekawie. W mojej ekipie na sześć osób tylko ja miałem komplet szachów... Dziś jest dostęp praktycznie nieograniczony do wszelkiej niezbędnej wiedzy, tylko gdzie są odbiorcy? Mam wrażenie jakby był to raczej karnawał, a nie coś poważnego. Zima lub "lato z szachami", to powoli są bardzo adekwatne określenia na to co się dzieje. Gdy byłem praktykiem każda partia była przeanalizowana, zapisane wnioski, a teraz? Przecież bez krytycznego spojrzenia na swoją twórczość nie ma postępu. Byłem oszołomiony, gdy kilkanaście lat temu na jednym z łódzkich turniejów Mistrz Balcerowski zaproponował analizę swemu młodszemu partnerowi, a kolega owego powiedział do niego tak, że Mistrz nie usłyszał: "no to godzinę masz z głowy". A przecież od tamtego czasu raczej się nie poprawiło. W trakcie MP mieliśmy wspólnie z Jackiem Bielczykiem trzy spotkania z rodzicami i trenerami. Frekwencja nie była oszałamiająca, rzekłbym... A przecież zawsze się można czymś podzielić. W sumie obraz jest kolorowy ale nie wyraża zbyt głębokiej treści. Wszystko się zmienia, więc i szachy się zmieniły ale nie są to zmiany na lepsze. Przynajmniej tak ja to postrzegam. 


K.J: Jak dla mnie obraz jest taki, że 90 procent młodzieży grającej w Szczyrku dojdzie do kandydata, maksymalnie do mistrza i będzie raz na jakiś czas na "rapidy" jeździć, by zgarnąć 200 zł i pójść ze znajomymi na pizzę po turnieju. Czy są jednak jakieś pozytywne aspekty jeśli chodzi o naszych juniorów, czy wszystko do końca będzie już utrzymane w tonacji molowej w tej naszej rozmowie?


W.Ś Młodzi ludzie tworzą swój świat i jeśli są w nim szczęśliwi to dobrze. Ja patrzę z perspektywy innej, tradycyjnej drogi szachowej. Tempo gry, wciąż przyspieszane, komputery, Internet  zmieniły naszą perspektywę i nie da się tego cofnąć czy zmienić. Jako trener i miłośnik szachów staram się zobaczyć w którym kierunku , dokąd to zmierza. Jeśli jest taka możliwość staram się wskazać na takie aspekty szachów, które są niezależne od wszelkich zmian.


K.J:  Jakie są w takim razie te niezmienne aspekty w szachach, do których fan szachów zawsze może się odwołać, pomimo ciągłych zmian w prawie każdej dziedzinie życia?


W.Ś: Przede wszystkim sytuacja podejmowania decyzji przy ograniczonej wiedzy. Przy całym ogromie wiedzy szczegółowej jaką możemy mieć o szachach wciąż stajemy wobec nowych problemów i jakoś musimy reagować. Pouczający jest także element walki. Nasze postawy wobec porażki. Wnioski jakie z tego wyciągamy mają kolosalne znaczenie dla naszego rozwoju wewnętrznego, że o samym szachowym nie wspomnę. Elementem bardzo ważnym jest możliwość tworzenia. Wszystko to oraz wiele jeszcze innych czynników może nas wzbogacić i dać impuls do pójścia naprzód. Analogie do życia codziennego zauważono już dawno i wielu, znacznie lepszych ode mnie specjalistów już o tym pisało. To się przecież nie zmienia, niezależnie od tempa życia i rozwoju techniki.

K.J: Powiem Panu coś optymistycznego na koniec - po Mistrzostwach Polski jadę na Ukrainę, do Lwowa. Zamierzam odwiedzić szkołę Wasilija Ivanczuka, planuję przeprowadzić wywiad z trenerami, liczę na ciekawy materiał. Może w perspektywie będzie szansa na nawiązanie współpracy? Zawsze uważałem wschód za dobry kierunek nabywania doświadczeń...

W. Ś: Rozumiem, że zarówno z punktu widzenia szachów ale i nie tylko. Ja także mam takie spojrzenie. Wystarczy spojrzeć na moją bibliotekę szachową pełną rosyjskojęzycznych książek. Znakomita ich większość pochodzi jeszcze z czasów, gdy byłem adeptem sztuki szachowej i praktykiem.
 

K.J: Panie Waldemarze prawie trzecia w nocy! Trzeba chyba powoli kończyć tą ciekawą rozmowę, świt nas niedługo zastanie ;).

 W. Ś: Tak to bywa z takimi rozmowami...




25 komentarzy:

  1. Dziękuę za bardzo interesującą rozmowę.Pozwolę sobie na komentarz. Społeczno-ekonomiczne uwarunkowania są oczywiste. Kiedyś jak się nie należało do harcerzy czy nie uprawiało się jakiegoś sportu w klubie, można było co najwyżej siedzieć na ławce koło domu lub bloku. Obecnie świat atakuje nas z każdej strony, nawet ze strony telefonu. To co jest słabą stroną - zgodnie z zasadą analizy SWOT - należy przekuć w szansę.

    Szachy się zmieniają - stają się szybsze, bardziej multimedialne. Przestały być również obszarem wyższości ludzi nad maszynami. Przeciętny program szachowy zainstalowany na komórce poradzi sobie z większością graczy.

    Szachy są mało widowiskowe - to prawda - siedzący często przez wiele godzin zawodnicy kojarzą się laikom bardziej z wędkarzami niźli sportowcami.

    Co zatem może przyciągnąć do szachów?

    1. Budowanie świadomości odpowiedzialności za siebie i swoje czyny - cecha niezwykle pożądana przez pracodawców.

    2. Zdolność do symulacji i budowania łańcucha przyczynowo-skutkowego.

    3. Zdolność do podejmowania decyzji w sytuacji stresu.

    Oczywiście można jeszcze poszukać innych, istotnych elementów, ale uważam, że szachy odstręczają, bo tak naprawdę oferują pasję, a ludzie obecnie poszukują głównie (dziękuję za te słowa) bezpieczeństwa w tym niestabilnym świecie.

    Paradoksalnie szachy dają tę możliwość - jestem tego przykładem - człowieka, który skończył kierunek filologiczny, a pracuje z sukcesami w obszarach ekonomicznych.

    Zmieniając przekaz, zmieniamy podejście tzw. interesariuszy - wszystkich tych, którzy będą mieć wpływ na rozwój szachów.

    Pozdrawiam,
    Marcin Jabłoński
    http://maxxx.blox.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety na takie podejście juniorów w dużej mierze ma fakt, że za medal w Mistrzostwach Polski Juniorów otrzymuje się takie nagrody jak na przykład krajalnicę, piłkarzyki czy inne tego typu cenne gadżety, które nie zachęcają do ciężkiej pracy nad szachami. Krótko mówiąc, nagrody jakie otrzymuje się na większości turniejów są niewspółmierne do wysiłku, jaki trzeba włożyć i dotyczy to nie tylko turniejów juniorskich, ale seniorskich także. Przykładowo, niedawno odbyły się Mistrzostwa Śląska Seniorów, gdzie nagrody wynosiły 500zł dla zwycięzcy, 300 za drugie miejsce i 200zł za miejsce trzecie. Czy w jakiejś innej poważnej dyscyplinie mistrzowie województwa otrzymują 500zł nagrody, a brązowi medaliści 200zł? :) Jak media mają się zainteresować szachami, jeśli redaktorzy dowiadują się że w turniejach tej rangi są tak niskie nagrody?

    Pozdrawiam
    J.Szwed

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale takie właśnie są nagrody na rapidach czy blitzach. Tutaj Ameryki nie odkryłem przecież ;). Masz racje nagrody są śmieszne w porównaniu z innymi dyscyplinami sportowymi, to raczej nie stymuluje do cieżkiej pracy, ale to według mnie nie jest ostateczny decydujący czynnik.

      Usuń
    2. Od pewnego czasu w MP Juniorów nagrody są wyłącznie finansowe i to całkiem wysokie. Porównanie z nagrodami w innych dyscyplinach raczej działa na korzyść szachów. I to nie w nagrodach moim zdaniem leży problem. Bardziej przychylam się do zdania p. Świcia - brak pasji

      Usuń
    3. A może, to, że młodzież niepoważnie traktuje szachy świadczy o jej inteligencji.
      Ilu ludzi na świecie utrzymuje co najmniej średni standard życia tylko z nagród w turniejach? Może Top 50 czyli z rankingiem > 2700.
      A ilu uczestników opisywanych MP juniorów ma jakieś realne szanse na osiągnięcie takiego poziomu? Przeglądnąłem wyniki, roczniki i wyszło mi 0.
      Nic dziwnego, że traktują szachy bardziej jako rozrywkę, hobby niż poważnie.
      I oczywiście nikt nie jest temu winny, bo takie są realia ekonomiczne i ich konsekwencje.

      Tom K.

      Usuń
    4. W pełni się zgadzam z Tobą Tom. Nie ma sensu rozdzierać szat. Nie sądzę by w Norwegii więcej młodzieży grało w szachy, a jednak mają Carlsena. A zmieniając temat, dla Krzysztofa, link do bardzo ciekawego wywiadu z Anandem z jego reakcją na zwycięstwo Magnusa w turnieju kandydatów: http://www.indianexpress.com/news/carlsen-will-be-ridiculously-difficult-to-play-against/1096789/0

      Usuń
  3. 1. Może winy należy też szukać po stronie trenerów?
    2. Pan Krzysztof wcześniej deklarował że nie będzie dopuszczać wpisów od anonimów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, deklarowałem, ale zmieniłem zdanie gdyż musiałbym kasować zbyt wiele bardzo rzeczowych komentarzy. Postanowiłem natomiast, że nie będę publikował komentarzy jadowitych , czy obraźliwych. Jeśli ktoś chce dyskutować tutaj to tylko na poziomie i na argumenty. Jeśli uznam, że coś było przekroczeniem granicy dobrego smaku nie opublikuję, a jeśli ktoś ma ochotę może mnie zapytać na priv z jakiego powodu. To tyle w tej kwestii.

      Usuń
    2. Świć Waldemar2 kwietnia 2013 23:48

      Czy te anonimowe wpisy kogoś obrażają? Czy są tendencyjne? Po co wprowadzać pojęcie winy?

      Usuń
  4. Nie, akurat te anonimowe wpisy nikogo nie obrażały. Napisałem o nich, bo zwróciłem uwagę że pan Krzysztof zmienił zdanie w sprawie zamieszczania nie podpisanych komentarzy. Z tą winą to chodziło mi o przyczyny słabych rezultatów naszych juniorów. Można ich upatrywać w samych dzieciach, w ich rodzicach, w niskich nagrodach, itp., ale myślę że jednym z powodów obniżenia poziomu młodych szachistów może być niewłaściwa postawa ich trenerów. Czyli np. zły system treningów, zły dobór materiałów do nauki, brak zachęcenia młodych osób do szachów, niewłaściwe egzekwowanie rezultatów i postępów, itd. Jeżeli generalnie juniorzy grają gorzej, to myślę że przynajmniej częściowo mogą być za to odpowiedzialni ich trenerzy. Zawsze kij ma dwa końce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świć Waldemar3 kwietnia 2013 07:14

      Może to być jednym z czynników ale nie uważam, że najistotniejszy. Wielokrotnie o tym mówiłem i pisałem, że kursy instruktorskie w, których brałem udział powinny zatwierdzić tylko niewielki procent uczestników jako nadających się do pełnienia zawodu instruktora, trenera.
      A teraz jeszcze po "uwolnieniu" naszego zawodu sytuacja wcale nie jest lepsza.Tylko, że tu też nie jest wszystko jednoznaczne. Jak wzbudzać motywację nawet u bardzo zdolnych dzieci, gdy uczą się dodatkowo języków, graja na instrumentach, chodzą na tańce itd. Znam przypadki zwalniania instruktorów bo zaczęli czegoś wymagać a to miała być rozrywka. Na wyższym poziomie często w okresie od jednych MP do następnych zachodzi zmiana motywacji i nawet Ci z najlepszymi rezultatami zaczynają się "opuszczać". Czy można tu mówić o jakiejś i czyjejś "winie"?. Rzecz jasna znane są mi przypadki nawet sporych błędów trenerskich n niekiedy znanych trenerów. Część tych błędów jest wpisana w trudy tego zawodu. Chętnie się mówi o sukcesach a o porażkach milczy. To dotyczy prawie wszystkich.Jednak wyciąganie tak daleko idących wniosków wydaje się być nadinterpretacją.

      Usuń
  5. Moim zdaniem nie ma niczego złego w traktowaniu szachów jako rozrywki. Szachy mogą być pasjąròwnież dla osoby 1200. Każdy kto grał w bundeslidze nr 7 8 lub dalszych doskonale o tym wie. Inna sprawa to finansowanie takich wyjazdów ze środkòw publicznych. Pz adam pawlicz

    OdpowiedzUsuń
  6. Moje "trzy grosze" w tym temacie. Od wielu lat mam kontakt ze środowiskami, które zajmują się innymi (po za szachami) dyscyplinami sportu i szeroko rozumianej kultury. Okazuje się, że mają dokładnie takie same problemy w wychowaniu kolejnego pokolenia mistrzów, jak opisane powyżej przez moich poprzedników. Owszem, jest spory dopływ dzieci i młodzieży, ale na tylko poziomie podstawowym. Kiedy trzeba się zająć poważniejszym treningiem (ćwiczeniem), to okazuje się, że nie ma chętnych, przez co ogólny poziom jest niższy niż w poprzednich dziesięcioleciach. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze światowy poziom, praktycznie we wszystkich dyscyplinach, poszedł tak wysoko, że nie każdemu jest dane dojść do tego poziomu. Nawet całkowite poświęcenie się danej dyscyplinie nie gwarantuje osiągnięcia poziomu, który pozwoli w przyszłości z tego żyć. W dzisiejszych czasach, ilu mam światowej klasy tenisistów, pływaków, narciarzy, pianistów, skrzypków czy w końcu szachistów, którzy utrzymują się z uprawiania swojej dyscypliny? W każdej dyscyplinie garstka światowego topu! Jest jeszcze czarna liczba tych wszystkich, którzy może nawet poświęcili wszystko dla kariery, a im się nie udało. Przykład? Proszę bardzo, mamy 24 najlepszych kierowców Formuły 1 i setki (może nawet tysiące) młodych ludzi, którzy do Formuły 1 nigdy nie dotarli, a przy próbując realizować swoje marzenia, porzucili szkoły licząc na wielkie kariery kierowców F1, muzyków, golfistów, tancerzy, może szachistów itd.
    Co w takim razie zrobić z tym fantem? Moim zdaniem należy oddzielić "amatorskie" uprawianie danej dyscypliny od "wyczynowego", i organizować treningi (ćwiczenia), zawody, turnieje na obu poziomach jednocześnie. Nie można od razu z każdego próbować robić zawodowego mistrza czy wirtuoza. Proszę bardzo, jak ktoś chce grać w szachy na poziomie amatorskim i cieszyć się tym, proszę bardzo! Jak ktoś chce grać na pianinie czy skrzypcach na rodzinnych spotkaniach czy piknikach, zamiast w filharmonii, proszę bardzo! Jak ktoś chce fajnie pływać czy jeździć na nartach, śpiewać dla znajomych, proszę bardzo!
    Spośród tych setek amatorów powinno się wyławiać prawdziwe "perełki" i proponować im zawodowy trening (ćwiczenia), z tym, że od samego początku trzeba poinformować delikwenta (lub jego rodziców) z czym się to wiąże i ile to kosztuje kasy! Jasno także, trzeba poinformować, że nawet wyłożenie tej kasy i podołanie reżimowi treningów, w żadnym przypadku nie gwarantuje sukcesu! I teraz wóz, albo przewóz! Dziecko (z rodzicami) lub młody człowiek wchodzą w to, albo dalej bawią się swoją ulubioną dyscypliną na poziomie "amatorskim", co też w pewnym sensie nie jest złe. Nie ma co narzekać na taki stan, taki jest obecny świat, który pędzi w obłędzie i nie pozostawia wiele czasu na poważną refleksję.

    Mirek Wolak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ciekawy i ostatnio powracający jak bumerang temat. Zgadzam się z przedmówcą w ok 80%. Tak, to prawda, nie każdy musi i będzie mógł zostać zawodowcem. Uważam jednak, że każdy powinien mieć szansę. Problem polega na tym,że intensywne treningi trzeba zaczynać coraz wcześniej. Dla osiągnięcia mistrzostwa potrzebne są godziny ćwiczeń w wieku, w którym małe dziecko nie podejmie samodzielnie decyzji w temacie swojej przyszłości. Nawet jeśli wykaże dłużej lub krócej ponadprzeciętne zainteresowanie szachami to nie jest powiedziane, że to wystarczy do zdobycia szachowego Olimpu i zawsze przyjdzie ten pierwszy, a potem i następny kryzys. Przełamanie kolejnych kryzysów decyduje o wynikach w wieku dojrzałym. Tu wraca problem motywacji, mającej moim zdaniem kluczowe znaczenie w kształtowaniu charakterów przyszłych mistrzów. I tu mamy dopiero problem, znany mi aż zanadto z autopsji. Kiepskim pocieszeniem jest dla mnie fakt, że Ci, którzy tego problemu nie mają, to prawdziwi farciarze i jest ich niewielka garstka wśród wszystkich juniorów. Na Miłość Boską, jak dzieci mają być zmotywowane do pracy, jeśli wszystkie sygnały otrzymywane przez dzieci z otoczenia rówieśników i dorosłych przekonują że szachy to czysta strata czasu?! Przykłady? Proszę bardzo:

      1 Kamil Dragun zdobywa Mistrzostwo Europy Juniorów. Wywiad w telewizji z panią dyrektor szkoły i stwierdzenie ”... Nie wiedzieliśmy jaką perłę mamy w szkole...”. Jak to ? Kamil był/jest czołowym juniorem tego kraju od lat. Jeśli pani dyrektor nie wie takich rzeczy o swoich uczniach, to powinna zmienić natychmiast stanowisko, a może i zawód.

      2 Właśnie odbyło się 6 finałów MPJ. Zobaczcie Państwo, które Wojewódzkie Związki Szachowe zamieściły informacje na swoich stronach WWW o własnych medalistach? Panowie Prezesi – Wy jesteście dla tych zawodników, a nie odwrotnie. Oczywiście nie odnosi się to do wszystkich, ale do kogo w szczególności, można sprawdzić bez trudu i mojej pomocy. Czy to aby nie demotywuje juniorów?

      3 W nawiązaniu do punktu 1 największa tragedia jest jednak w szkołach. Swojej córce zasugerowałem nawet nie informowanie pani wychowawczyni o sukcesie na MPJ (uwaga, chodzi o 10 letnie dziecko, gdzie wpływ szkoły, nauczycieli jest kolosalny), po tym jak kiedyś po pochwaleniu się medalem dziecko usłyszało od pani „ .. nie przeszkadzaj mi ..” (to nie było w czasie lekcji). Tym razem z uwagi na długą nieobecność i wcześniejsze usprawiedliwienie w dzienniczku, dziecko samo usłyszało pytanie od wspomnianej wychowawczyni po powrocie ze Szczyrku: ” … No jak tam było na nartach?..” Na to oczywiście córka odparła zgodnie z prawdą „ .. ale ja tam nie byłam na nartach, tylko na Mistrzostwach Polski..”. Dalszych pytań już pani nie miała.

      4 Kolejny fakt z niedalekiej przeszłości. Medalistka Mistrzostw Polski wraca do szkoły w poniedziałek, gdy mistrzostwa kończą się w niedzielę i nauczyciel wita ją „odpytką” z chemii i oceną niedostateczną. Czego ma to nauczyć dziecko? Że szachy to strata czasu? Że dzieci grające w szachy to jakiś margines? Także grałem w szachy jako junior, miałem dużo nieobecności i nigdy represji ze strony nauczycieli. Wręcz przeciwnie. Jakoś te nieobecności nie zaszkodziły mojej edukacji.

      Z uwagi na poszanowanie czasu potencjalnych czytelników przerwę dalsze wyliczanie. Jak to trafnie określił jeden z trenerów „.. inwestujemy w Poloneza a chcemy jeździć Mercedesem..” i nie chodziło mu stricte o pieniądze, ale o całokształt organizacyjny. Wobec tylko tych faktów uważam, że nie ma podstaw do zakładania oszałamiających sukcesów naszych juniorów w najbliższej przyszłości. Podejrzewam, że sytuacja dotyczy także wielu innych dyscyplin sportowych, oczywiście poza piłką nożną.

      Pozdrawiam wszystkich, którzy dotrwali do końca tego tekstu;) A. Haraziński

      Usuń
  7. --
    [b]Kombinacja -- szach- szech![/b]

    [b]Rozwiąż[/b] , nim zaczniesz czytać Szacharnię
    (zaczyna ten, kto jest na dole) [b]polecam młodzieży.[/b]
    ---
    [img]http://www.chessvideos.tv/bimg/795cbnkpi1e8.png[/img]
    --- diagram -- 1
    [b]Biale wygrywaja forsownie - ( + )[/b]

    [b]Rozwiazanie[/b]

    [b]1. g4+![/b] -- fxg4
    2. hxg4+ - Kh4
    3. [b]Hxh6+[/b] --- diagram -- 2 --- ( [b]szach-szech[/b] )

    3. ... --- Hxh6
    4. [b]Kh2![/b] - --- diagram -- [b]3[/b]

    4. ... ----- Se3
    5. Gxe3 -- He6
    [b]6. Gf2 - mat[/b] --- diagram -- [b]4[/b]

    ---
    [img]http://www.chessvideos.tv/bimg/cnq20mqgrt83.png[/img][b]2_3[/b][img]http://www.chessvideos.tv/bimg/20j171hn4m68w.png[/img]
    -- diagram -- 2
    [b]1. g4+[/b] - fxg4 - 2. hxg4+- Kh4 - [b]3. Hxh6+![/b] --- --- 3. ... Hxh6 - [b]4. Kh2![/b]

    ----- Siatka matowa --- [b]6. Gf2 - szach- mat[/b]
    [img]http://www.chessvideos.tv/bimg/1vz1njfhqd8s.png[/img]
    --- diagram -- 4
    4. Kh2 - Se3 - 5. Gxe3 - He6 - [b]6. Gf2 - mat[/b]
    ---
    Kombinacja -- [b]szach - szech[/b] to zwykle [b]widelki![/b]
    Widelki w ktorych szachujemy [b]Krola[/b] , a jednoczesnie atakujemy [b]Hetmana[/b]
    Atak na hetmana -- [b]to ---> szech[/b]
    --
    Tak pokazana kombinacja szachowa na czterch diagramach szachowych
    ma kilka zalet.
    Reklama szachow!
    Propaganda szachow
    Elementarna edukacja szachowa.
    ---
    Taka edukacje szachowa -- proponuje prowadzic przez
    [b]Naszych trenerow szachowych[/b] a nie narzekac
    ze [b]Nasi juniorzy[/b] nie maja zainteresowania szachami.
    ---
    Wladek z Polanca

    OdpowiedzUsuń
  8. Słowem kluczem w treningu czegokolwiek jest - motywacja. Najsilniejszym i najskuteczniejszym rodzajem motywacji jest tzw. motywacja wewnętrzna. Pisząc najprościej: dziecko musi chcieć. Jeśli szkolony nie chce się uczyć to trener-instruktor może jedynie bezradnie rozłożyć ręce. Z mojego skromnego doświadczenia(ok. 6 lat w roli instruktora) zauważyłem, że wielu rodziców nie ułatwia, a wręcz utrudnia osiąganie wyników szkoleniowych(sportowych). Już za niespełna tydzień jest Olimpiada Sportów Umysłowych. Jeden z moich podopiecznych będzie brać udział w tych zawodach. Proszę sobie wyobrazić, że rodzic powiedział do syna mniej więcej tak: "Ty już w tej dyscyplinie osiągnąłeś wszystko. Skup się na szkole, a nie na przygotowaniu do zawodów, w których nic nie wywalczysz". Zachęcam mądre głowy wypowiadające się na forum do wyrażenia opinii, co jako instruktor powinienem zrobić w tej sytuacji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to wielkiego problemu tu nie widzę. Samo życie, ludzie są różni i mają różne motywacje. Ty, jak zakładam wkładasz sporo serca w pracę z juniorami i tekst w stylu wspomnianego ojca zaczyna demotywowac nie tylko juniora ale i Ciebie;(. BTW wcale się temu nie dziwię. Patrząc na to z innej strony możesz mieć satysfakcję, że jednak robisz coś bardzo wartościowego, dla praktycznie wszystkich swoich podopiecznych. Jak wiadomo nie od dzisiaj, szachy bardzo pomagają dzieciom w rozwoju intelektualnym, tak jak każdy sport fizyczny wpływa na poprawę zdrowia i samopoczucia. Przeciętny rodzic tego nie rozumie i nie zauważa, stąd ja przykładowo czuję się w pewnym sensie „uprzywilejowany”. Oczywiście zakładam, że za swoją bieżącą pracę otrzymujesz wynagrodzenie i nawet jeśli z takich czy innych względów Twój podopieczny niewiele osiągnie na olimpiadzie, to i tak do tematu nie dołożyłeś i w sumie zrobiłeś sporo dobrego dla dzieciaka.
      Na pierwszy rzut oka nie pochwalam postawy rodzica, choć nie wiadomo jaka tam jest konkretnie sytuacja? „Skup się na szkole?” co to konkretnie oznacza? Wyjście z kłopotów z ocenami, przygotowanie do Olimpiady Matematycznej, czy coś jeszcze innego? Ja coraz częściej łapię się na czymś odwrotnym, widząc jakie polecenia wydawane są moim dzieciom w szkole. Mówię przykładowo „odpuść sobie robienie tego plakatu, bo i tak malarzem nie będziesz. Lepiej porozwiązuj kombinacje..” (a plakat trzeba zrobić na matematykę;).
      Wracając do meritum – czyli jak ogólnie poprawić sytuację w temacie motywacji uważam, że po pierwsze nie należy demotywować tych, którzy wkładają dużo energii, pracy, emocji… w grę. Jak pisałem wcześniej, kluczowe znaczenie ma najbliższe otoczenie dziecka czyli szkoła i rodzina. W dalszej kolejności inni dorośli, kluby, związki sportowe, władze lokalne… Dzieci nieodparcie dostają informację z otoczenia: Grasz w szachy? Tracisz czas, przecież to nie ma żadnej wartości… I skandalem dla mnie jest gnębienie dzieci w szkole zaraz po powrocie z turnieju, gdy nauczyciel doskonale zdaje sobie sprawę, że dziecko nie ma prawa być przygotowane. „Chamstwo” to najdelikatniejsze określenie przychodzące mi do głowy. Gdzie są wszystkie organizacje? Czemu dziecko nie dostaje informacji, że otoczenie docenia jego wysiłek, osiągnięcia, pracę? Może warto choćby wysłać ze związku szachowego gratulacje do dyrektora szkoły, że ma u siebie wybitnego juniora? Przecież na takie działania nie potrzeba funduszy. A może zafundować szkole komplet pamiątkowych szachów (szachy zwykłe + tabliczka z napisem) za to, że dochowała się kilku wybitnych juniorów?
      Może sami spróbujmy coś z tym zrobić? Zacznijmy od jednoznacznej negatywnej oceny tych, którzy nic nie robią dla dzieci, a powinni? (A.H.)

      Usuń
  9. Mam 50 lat i przynajmniej od 40 jestem pasjonatem szachów. Gram amatorsko przez prawie całe swoje życie i nie jestem nieszczęśliwy z powody tego, iż nigdy nie grałem w jakimkolwiek finale mistrzostw Polski. Dlatego też nie mogę się zgodzić z wypowiedzią Pana Waldemara: cyt.: "W tym szalonym biegu i wyliczaniu co się opłaca a co nie, ginie, zanika podstawowy czynnik jakim jest pasja.
    Rodzice kalkulują, że najważniejsza jest szkoła, wykształcenie oby jak najwyższe i dobra praca. Młodzi ludzie widząc jak ogromną pracę należałoby wykonać, starają jakoś "ustawić" się do problemu i traktują szachy najczęściej jako przyjemny dodatek do życia codziennego."

    Uważam że dzisiaj młodzież (rodzice też) doskonale zdaje sobie sprawę, że "przygoda z szachami", to tylko niewielka część życia człowieka.
    Nie można szachom poświęcić wszystkiego. Znam dość wiele tragedii związanych z szachami, abym nie wiedział, że "mamienie" młodych ludzi i obiecywanie im wielkich karier szachowych, jest po prostu nieuczciwe. Oczywiście są wyjątki. Wspomnę tu tylko Dariusza Świercza czy Jasia Dudę. Oni jeszcze mogą z szachów żyć. Inni ? Mało prawdopodobne. Aby nie być gołosłownym, to wspomnę o tych, którzy zmarnowali sobie życie przez szachy, nie wyłączając indywidualnych mistrzów Polski: ś.p. Józef Gromek; Ryszard Skrobek ...., albo niegdyś pierwszoligowi zawodnicy (nie było ekstraligi), Jacek Smulski, Janusz Mamrot i wielu innych. Oni i tak byli w lepszej sytuacji niż dzisiejsi szachiści, gdy w czasach PRL bywali zatrudniani na fikcyjnych etatach, a w praktyce tylko grali w szachy. Dramat tych ludzi rozpoczął się po 1989 roku i to nie tylko z powodu braku wykształcenia, braku pracy. Piszę o tych konkretnych osobach, bo znałem je osobiście.
    Wiem z własnego doświadczenia i obserwacji, że szachy to wspaniała pasja, przeważnie trwająca całe życie, ale niosąca wiele zagrożeń. Poświęcając się szachom całkowicie wygra się wiele partii, ale można przegrać życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że nie zostałem zrozumiany. Nie mam przecież pretensji ani do młodych ludzi ani do rodziców, że dokonują takich czy innych wyborów. Widziałem też wystarczająco dużo dramatów niespełnionych marzeń o zostaniu szachistą.Byłem i jestem daleki od nakłaniania kogokolwiek aby się poświęcał szachom. Chodzi mi o to, że element najistotniejszy a mianowicie pasja ginie w tym wyścigu. Są znane przypadki godzenia pasji z życiem choć trzeba przyznać, że nieliczne.Chodziło mi też o to, że przy takim podejściu trudno czegokolwiek wymagać a i sztuka szachowa cierpi. Proszę też nie zapominać, że my trenerzy jesteśmy rozliczani przede wszystkim z wyników , medali. Oczywiście wielu rodziców ma trzeźwe spojrzenie i docenia walory gry w szachy w ogóle.

      Usuń
  10. Świetny wywiad i bardzo ciekawe komentarze - przy okazji na poziomie, który naprawdę zachęca do dyskusji! Dziękuje serdecznie wszystkim, którzy zabierają głos.

    Od siebie wtrące 3 grosze.

    1. Jeśli chcemy wymagać od dziecka (niepełnoletniego zawodnika) tego, aby w pełni poświęcało się szachom, to bez akceptacji i zgody rodziców (względnie opiekunów) nie ma szans.

    2. Rodzice i dzieci muszą rozumieć czym się różni gra amatorska od gry zawodowej. Po tym od razu warto wyjaśnić czy się różni gra o medale w prestiżowych imprezach od gry o przysłowiową pietruszkę.

    3. To rodzice (opiekunowie) decydują o przyszłości dziecka - nie nauczyciele, trenerzy czy instruktorzy szachowi. Warto STALE o tym pamiętać zwłaszcza wówczas, gdy chcemy rozliczać kogokolwiek (z wyników, medali, zajętych miejsc, jakości partii, przygotowań, treningów, itd.)

    4. Edukacja szachowa (nie mylić z treningami oraz procesem szkolenia!) jest u nas na bardzo niskim (a może nawet i na miernym!?) poziomie. Jeśli szachiści sami nie potrafią wymienić 5 cech (elementów) dzięki którym szachy wpływają korzystnie na człowieka, to o czym chcemy rozmawiać? Warto zapytać ilu instruktorów czy nauczycieli szachowych potrafi fachowo, jasno i zrozumiale wyjaśnić innym to czym są szachy, dlaczego warto je uprawiać i jakie są korzyści z zajmowania się nimi. Poza tym zobaczmy jak wiele jest wywiadów w radio, telewizji (do tego wliczam także lokalne telewizje), prasie czy internecie, które są dawane przez w/w środowisko szachowe.

    5. Przy nauce szachów musi być równolegle realizowany element wychowania. przeciwnym wypadku będziemy mieli "rzeźników", którzy nie będą w stanie nic powiedzieć (przekazać) mediom na temat szachów poza tym, że zagrali w 26 ruchu nowinkę w sycylijce.

    6. Nauczanie w klubach, szkołach i kółkach szachowych (działających w szkołach lub innych instytucjach typu Domy Kultury, itp.). Według mnie warto realizować 2 nurty szkolenia: amatorski i zawodowy. Tak jak napisał jeden z poprzednich komentujących: jeśli ktoś chce grać amatorsko to niechaj ma tę możliwość, a jak ktoś chce "cisnąć na maxa" to trzeba już poważnie pomyśleć o decyzji, a potem o możliwości jej realizowania (być może trzeba odesłać do innego klubu lub miasta).

    Tak więc podsumowując: jest więcej czynników do analizy, więc nie warto szukać błędów głównie w tym, że trenerzy czy instruktorzy są winni temu, że dzieci grają w charakterze "turystów" lub też poziom ich gry jest (zbyt) niski w stosunku do oczekiwań.

    OdpowiedzUsuń
  11. Trudno się nie zgodzić zvtezami mojego przedmòwcy ale ileż to razy można usłyszeć narzekania treneròw że adept nie pracuje w domu że chodzi na karate itp. Moim zdaniem część instruktoròw nie potrafi oddzielić sztuki (trenowania zdolnych i pracowitych) od rzemiosła (trenowania leniwych i amatorów). Tak jak nauczyciele dają korepetycje najczęściej taj drugiej grupie tak samo instruktorzy w sporcie aby znaleźć zatrudnienie trenują również amatoròw. Od trenera san marino nikt nie wymaga awansu do MŚ tylko dobrej atmosfery i zabawy. Dlatego tak ważne (jak wskazał mòj pprzednik) jest wskazywanie innych niż wynik korzyści z szachów. Turyści też są potrzebni:-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Szachy juniorskie są potrzebne ... głownie dla instruktorów i trenerów. Dzieci są mniej ważne, ważniejsze jest to że dany trener ma pracę , powyższe dotyczy również działaczy związkowych i sędziów. Cały ten biznes z szachami juniorskimi to mydlenie oczu , bynajmniej nie jest to kuźnia talentów. Raczej swoista terapia zajęciowa dla dzieci , które z różnych powodów bawią w się w szachy. Moim zdaniem ta zabawa ma sens i nie ma się co obrażać że nie hodujemy sobie w tym systemie sfory arcymistrzów. Bolesne jest jednak to że niektórym młodym szachistom wmawia się ze są utalentowani , poświęcają szachom wyczynowym sporo czasu (eufemizm), i dochodzą do max do IM. Wchodzą w dorosłość i nie mając konkretnej pracy i wykształcenia , bawią się nadal w szachy z siedzenia instruktora.... Wygranymi są jak dla mnie wyłącznie "turyści" , którzy zamykają w wieku 18 lat przyjemny okres w życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świć Waldemar7 kwietnia 2013 08:28

      To czy dzieci są ważne czy praca ważniejsza nie może być generalizowane. Zależy od podejścia trenera, instruktora. Podobnie jak w pracy nauczyciela czy w jakiejkolwiek innej działalności. Jeśli jest to zabawa i rodzaj terapii to wszystko zależny tylko na jakim poziomie. Nie ma więc potrzeby doszukiwać się mechanizmów tego "biznesu" bo nie rożni się on o innych.
      Oczywiście wmawianie rodzicom że ich pociechy są wyjątkowo uzdolnione niezgodnie z prawdą jest oszustwem ale przecież bywa, że rzeczywiście niektóre dzieci mają wyjątkowy dryg do szachów. Co wtedy? Rozwijać naturalny potencjał czy nie? Jeśli dbamy o właściwe miejsce szachów w życiu dziecka to nic złego nie powinno się przecież stać i w efekcie możemy mieć "turystę" , sympatyka szachów.
      Jeśli cały ten "biznes" ma być na odpowiednim poziomie to trenerzy i instruktorzy są potrzebni.
      " Taśmowa produkcja" arcymistrzów jeśli w ogóle jest możliwa to z pewnością nie w takich warunkach.

      Usuń
  13. Ciekawa dyskusja. Włączę i ja swoje 3 grosze. Na początku drogi szachowej dla dziecka najważniejsza jest zabawa - jak ją dostrzeże w królewskiej grze, jest nadzieja, że będzie miał częsty kontakt z szachami. A to już sukces. Pasja pojawi się później. Bardzo łatwo zniechęcić potencjalnego zawodnika na starcie, wymagając np. pamiętania w konkretnych pozycjach określonych ruchów ("gra na pułapki") zamiast rozwijać myślenie, twórczość, fantazję, samodzielność, wiarę w siebie, trening taktyczny i samokształcenie. Waldek (pozdrawiam przy okazji) ma rację, że trenerzy i instruktorzy są potrzebni, ale trudno jest dzisiaj o takich, którzy dziecku nie zrobią krzywdy, próbując hamować jego bujną wyobraźnię...

    OdpowiedzUsuń