środa, 1 września 2010

" O pewnym sporze z Nabokovem, szachach i o autorze tych zapisków"



Będąc małym jeszcze chłopcem, wychodziłem często w ciepłą, lipcową noc, daleko w pole, za stodołę, jak najdalej od zabudowań. Kładłem się w koniczynie i dzieląc w myślach na cztery części niebo, czekałem aż meteoryt przetnie firmament zostawiając za sobą resztkę gwiezdnego pyłu... Nierzadko spadał ich cały deszcz, a z nieba spływała jakaś, nie do opowiedzenia cisza, która czyniła ten gwiezdny spektakl niepowtarzalnym. Kiedyś pewien autor powiedział, że ciekawość świata trzeba nieustannie doskonalić. Nie mają znaczenia warunki, bo można wyjść od całkiem zwykłego zdarzenia, czy też sytuacji, aby tę ciekawość nieustannie ulepszać. I zachywyt, którego nie może zabraknąć do pełni życia, tego zaś udoskonalić się już nie da, gdyż zwykle przychodzi sam i sam też znika, by pojawić sie znów w najmniej spodziewanym momencie...
 Pomysł tworzenia na bieżąco zapisków, rzecz jasna, nie tylko o tematyce szachowej, powstawał nie tak z dnia na dzień. Pomyślałem sobie, przy okazji rozmyślań o formie i treści mojego bloga, że w szachach, będących dyscypliną, w której zawodnicy sami z sobą, oraz z przeciwnikiem, tworzą bardzo głeboki kontakt podczas rozgrywania partii szachów, nie sa specjalnie zainteresowani mechanizmami jakie tworzą się podczas walki w ich umysłach. Paradoksalna sytuacja: mamy do czynienia z jedną z najbardziej "psychologicznych" dyscyplin sportowych, jednak ogromna wiekszość jej adeptów nie jest szczególnie zainteresowana wiedzą o tym, jak można kontrolować swój umysł w stanie wysokiego napięcia(na przykład w niedoczasach), jak opanować stres, jakie są techniki relaksacji itp. Większość doświadczonych szachistów, tych, co to już zaczynają "cenić piony", wie jakie ma znaczenie przygotowanie mentalne do partii i zawodnika, ale wielu młodych, o wiedzy, na styku szachów i psychologii nie chce po prostu słyszeć: są warianty, są nieomylne komputery, po jakie licho jeszcze jakaś tam psychologia?? I przegrywają...
Ale co z tym Nabokovem?-jakiś uważny czytelnik zapyta. No własnie na niego przyszła pora. Nabokov zakochany był w literaturze bez pamięci. Gdy już wyemigrował i prowadził wykłady z historii literatury rosyjskiej w USA gromadzac na wykładach rzesze studentów, zaczął pisać swoja "Obronę Łużyna". W jego pisarstwie szachy istniały od zawsze, hipnotyzowały go i niczym czarna dziura wciągały  w swoja orbitę... Takim bez reszty oddanym szachom jest Aleksander Iwanowicz Łużyn-główny bohater książki Nabokova-człowiek, który nie mając niczego w życiu oprócz szachów, stopniowo odchodzi od zmysłów nie potrafiąc w ostateczności odróżnić gry zwanej życiem od partii szachów, granica pomiędzy jednym i drugim zaciera się a A. Iwanowicz kończy swój smutny żywot bardzo tragicznie. Po przeczytaniu tej książki, pomyślałem sobie, że mój sposób życia odpowiednio mnie zabezpieczył przed podzieleniem smutnego losu  bohatera Nabokova. Szachy, choć są jedną z ważniejszych pasji mojego życia, nie są jedyne. Uwielbiam podróże-dotarłem do Afryki i Azji autostopem, kocham przyrodę i z nią kontakt-fotografuję ptaki i w samej Polsce widziałem ich ponad 140 gatunków. Ukończyłem instytut filozofii a obecnie studiuję podyplomowo pedagogikę, no i oczywiśćie jestem instruktorem sportu w szachach. Moja polemika z Nabokovem jest bardzo zasadna, tak myślę i ma bezpośrednie przełożenie na szachy, gdyż większość trenerów generuje specjalistów od np. "sycylijskiej" czy "francuza", a nie kształtuje wśród młodych ludzi, tendencji do bycia otwartym na całe bogactwo kultury i piękno otaczającego świata. 
 Na moim blogu będę pisał o wielu moich pasjach, o tym co mnie porusza, choć przewodnim tematem będą szachy, wizja trenera tej dyscypliny, i wiele innych spraw, które wyjdą z pewnością w trakcie dzielenia się moimi spostrzeżeniami...  

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz