Fryderyk Nietzsche? Niech będzie Fryderyk Nietzsche, choć nie mam pojęcia co by tu o nim...
"A gdyby tak (...) jakiś demon (...) rzekł ci: "Życie to, tak jak je teraz przeżywasz i przeżywałeś, będziesz musiał przeżywać raz jeszcze i niezliczone jeszcze razy; i nie będzie w nim nic nowego, tylko każdy ból i każda rozkosz i każda myśl i każde westchnienie i wszystko niewymownie małe i wielkie twego życia wrócić ci musi, i wszystko w tym samym porządku i następstwie" - (...) Czy nie padłbyś na ziemię i nie zgrzytał zębami i nie przeklął demona, który by tak mówił?"
Powyżej aforystyczny, poetycki bardzo w swej konwencji cytat Nietzschego z "Wiedzy Radosnej". W tym ustępie mowa o teorii wielkiego powrotu, której autor w swoich pracach nie rozbudował jakoś szczególnie, jednak będąc z krwi i kości "klasykiem", musiał się z nią spotkac i zmierzyć.
Jako punkt wyjścia tej koncepcji, wypadałoby przedstawić jak "starożytni" postrzegali czas. W odróżnieniu od współczesnego pojmowania czasu, przeciętny obywatel żyjący w Antyku, nie uważał czasu jako funkcji linearnej, biegnącej z punktu A do punktu B. Grek z epoki Solona "myślał czas" jako zataczający koło, wraz ze wszystkimi implikacjami z tego płynącymi. Stąd właśnie teoria wielkiego powrotu wszystkiego: wedle tak pojmowanego czasu kiedyś wszystko powróci - wszystkie zdarzenia, postaci, te same oczy zatracą się w tych samych pięknych oczach, każdy konkretny atom zwiąże się z tym samym atomem w określonym czasie...
Teoria musi zakładać oczywiście, że Wszechświat jest wieczny oraz, że ilość zawartej w nim materii jest skończona, wtedy, po nieskończenie długiej "nocy Brahmy", gdy już przemiesza się zupełnie wszystko, nastąpi nowy dzień, w którym znów się pojawimy. Wejdziemy w te same role, popełnimy te same błędy, coś zrobimy, czegoś nie zrobimy, coś nam się uda, a coś nie, wygramy identyczne partie z tymi samymi przeciwnikami, a odwieczni nasi pogromcy zza szachownicy znów będą nad nami triumfować.
Ano właśnie! Słuchając założeń tej koncepcji z ust demona z cytatu na samym początku artykułu, pewnie rzuciłbym się bestii prosto do gardła, pełen bezsilnej złości! Bo, jakież byłoby to niewymownie nudne w swym determinizmie: nie móc mieć oczka więcej w rankingu po zatoczeniu przez czas wielkiego koła. Znów przegrać z odwiecznymi rywalami? A zwycięstwa? No ileż można w ten sam sposób ogrywać tych samych przeciwników? Teoria okropna i dobrze, że w sukurs przychodzi mechanika kwantowa, bo całą twórczość przy szachownicy można by było włożyć między bajki. Jest więc furtka przez którą bardzo chętnie przechodzę.
Aby wyjaśnić w jakiś sposób teorię kwantów, posłużono się teorią wszechświatów równoległych. Jest to pomysł, który zakłada, że za każdym razem, kiedy pojawia się jakaś nowa fizyczna możliwość, Wszechświat dzieli się tak, że w każdej z jego "wersji" dzieje się całkiem inna możliwość danego zdarzenia. A więc witaj niezdeterminowane! No, chyba lepszej koncepcji dla mnie, jako szachisty nie sposób znaleźć. Bardzo pasuje mi ten pomysł! Wedle niego, to ja będę w jednym ze światów jego szachowym mistrzem, a jakiś tam Anand czy Gelfand będą się złościć, że nie mają zasięgu i nie mogą obejrzeć "on-line" mojego meczu o Mistrzostwo Świata. (W tym jednym ze światów Anand miałby I++, a Gefand byłby silnym kandydatem, ja zaś ranking pod 2879 elo, ;) ) Tu już pojawia się miejsce dla nieskrępowanej pracy Waszej wyobraźni kim chcielibyście być i kogo w pięknym stylu ograć za szachownicą, ale ostrzegam, nie bawcie się w myślach tą teorią zbyt długo. Liczy się ten tu oto Świat i żeby świetnie grać w szachy nie wystarczy sama li tylko wyobraźnia, a cieżki i systematyczny trening. Wtedy może, przy odrobinie szczęścia, usiądziesz do partii, na którą będzie czekała przed ekranami komputerów cała szachowa społeczność. A swoją drogą to, która koncepcja bardziej Ci odpowiada?
Aby wyjaśnić w jakiś sposób teorię kwantów, posłużono się teorią wszechświatów równoległych. Jest to pomysł, który zakłada, że za każdym razem, kiedy pojawia się jakaś nowa fizyczna możliwość, Wszechświat dzieli się tak, że w każdej z jego "wersji" dzieje się całkiem inna możliwość danego zdarzenia. A więc witaj niezdeterminowane! No, chyba lepszej koncepcji dla mnie, jako szachisty nie sposób znaleźć. Bardzo pasuje mi ten pomysł! Wedle niego, to ja będę w jednym ze światów jego szachowym mistrzem, a jakiś tam Anand czy Gelfand będą się złościć, że nie mają zasięgu i nie mogą obejrzeć "on-line" mojego meczu o Mistrzostwo Świata. (W tym jednym ze światów Anand miałby I++, a Gefand byłby silnym kandydatem, ja zaś ranking pod 2879 elo, ;) ) Tu już pojawia się miejsce dla nieskrępowanej pracy Waszej wyobraźni kim chcielibyście być i kogo w pięknym stylu ograć za szachownicą, ale ostrzegam, nie bawcie się w myślach tą teorią zbyt długo. Liczy się ten tu oto Świat i żeby świetnie grać w szachy nie wystarczy sama li tylko wyobraźnia, a cieżki i systematyczny trening. Wtedy może, przy odrobinie szczęścia, usiądziesz do partii, na którą będzie czekała przed ekranami komputerów cała szachowa społeczność. A swoją drogą to, która koncepcja bardziej Ci odpowiada?
Ciezki,systematyczny trening i granie jak znajomi arcymistrzowie o 200 czy 300 zl na tydzien, a szkoda ze nie jak Borys o milion dolarow :)
OdpowiedzUsuń