wtorek, 19 marca 2013

"Nie ma mocnych na Wikinga w Londynie! Jeden błąd Griszczuka i Carlsen dogania Aroniana w tabeli!




Zacznę od Wasilija Ivańczuka jednak, który wczoraj w niezbyt szampańskim nastroju musiał obchodzić swoje urodziny. Bo jakże tu odnajdywać w sobie coraz to nowe pokłady optymizmu, kiedy rzeczywistość nie nastraja ku takim poszukiwaniom? Jeśli założymy, że w Londynie odbywa się wielki szachowy teatr, to arcymistrz ukraiński (zamierzam się wybrać w kwietniu na Ukrainę i odwiedzić jego szkołę) jest dla mnie postacią tragiczną. Nie chodzi mi w tym momencie o to, że w większości nie rozumiem jego gry i prawie każde jego posunięcie jest dla mnie zaskoczeniem. (I nie ma się co dziwić - wszak ewolucyjnie względem Ivańczuka reprezentuję poziom prekambryjskiego szachowego trylobita). Chodzi mi o to, że jeśli Ukrainiec będzie daleko w Londynie, a wszystko na to wskazuje, to cały kibicowski świat zapamięta go, jako grającego kreatywne szachy, kultywującego piękno ale jednak będącego tłem dla reszty. Będzie, że Ivańczuk w Londynie "szedł w piękno, a nie w wynik". To tutaj, moim zdaniem, tkwi swoisty tragizm tej interesującej postaci. Tacy szachiści właśnie takie uczucia we mnie wyzwalają.
 Jednak jeśli Kramnik, któremu kibicuję i czego nie ukrywam, na razie bardzo mnie rozczarowuje, zajmie miejsce w środku tabeli, czy nawet w górnej jej części, a Ivańczuk jedno z miejsc ostatnich - lepiej będę pamiętał Ukraińca.


W pojedynku Gelfanda z rzeczonym Ivańczukiem, po rwanej partii, przeciwnicy podpisali remis i tym samym stawiają się poza głównym nurtem zdarzeń w Londynie. Rundy uciekają, a Gelfand i Ivańczuk nie mogą odpowiednio " nastroić instrumentów". Gelfand przeocza taktykę, Ivańczuk to już nie wiem co przeocza (miałem napisać, że "debiuty przeocza" ;)) Dziś Ivańczuk zaaplikował Gelfandowi oraz kibicom "Czigorina" i mogliśmy obejrzeć naprawdę interesującą partię. Podział punktu był złem dla obu arcymistrzów.

Wcześnie dziś zakończył się pojedynek Aronian - Svidler. Aronian nie zwiódł mnie tym, że zdobył piona - szachy miałem ustawione tak jakbym grał czarnymi i za ten kęs materii dość szybko zauważyłem duże naciski czarnych i pełną rekompensatę. Szybko oceniłem, że na hetmańskim skrzydle  arcymistrzowie nie pograją, a na królewskim wszystkiego było po równo, więc to nie ten poziom, by próbować na siłę forsować i tracić niepotrzebnie siły.

Całą moją energię i uwagę, poświęciłem pojedynkowi Carlsena z Griszczukiem. Wygląda na to, że "Wiking" w Londynie na dobre rozpoczął swoją "tiki-takę"- Rosjaninowi, który do pewnego momentu świetnie sobie radził, wystarczył jeden błąd (18...Hg6?), by napotkać na piorunującą kontrę. Przypomniała mi się Barcelona ze swoim stylem gry - najpierw pozycyjnie grają "klepą" przez 1,5 minuty, by w którymś momencie, po jednym błędzie w ustawieniu strony broniącej, błyskawicznie skontrować. W roli kontrującego był w armii Norwega skoczek, który po 18...Hg6? szybko zajął pole "c4" i to praktycznie przesądzało. Grając z Carlsenem wystarczy jeden błąd, jedna niedokładność i można myśleć o kolejnej rundzie. Takie są fakty, takie są realia pojedynkowania się z numerem jednen światowych szachów. A co? Cieszycie się "carlsenowcy", nie?;)

Ja też się cieszę razem z wami - ułomkiem nie jestem i wiem, że gdyby Carlsen wygrał Londyn, szachy medialnie, komercyjnie, zyskają o wiele więcej pod koniec roku. A na piwo, żeby postawić, mam - wiedziałem na co się piszę wchodząc z Wami w zakłady ;). Ale wolnego, koleżanko i kolego, turniej w Londynie nie wszedł jeszcze w decydującą fazę i wydarzyć się może naprawdę wiele. Choć jeśli Kramnik będzie ustawiał dalej "tabije" głównych linii i podpisywał remis ze remisem, to nie wróżę mu wielkiej kariery. No tak, przed chwilą podpisał remis z Radżabovem...

A więc sytuacja jest klarowna - Wiking zrównał się punktami z Aronianem, tuż za plecami czai się z półpunktową stratą, doskonale grający Swidler. Reszta musi ostro wziąć się do pracy, by im turniej nie "uciekł". Zobaczmy pary rundy jutrzejszej. Napiszę je bez dodatkowego komentarza. Sami oceńcie jak to wszystko wygląda:

   Ivańczuk - Carlsen

   Svidler - Gelfand

   Kramnik - Aronian

   Griszczuk - Radżabov



3 komentarze:

  1. Gdzieś przeoczyłem zakłady o piwo? :-) Śledziłem (na ile mogłem) partię Carlsena ... tak gra przyszły Mistrz Świata, ... może nie najpiękniej ale ... jak skutecznie, jak bezwzględnie, jak wyrachowanie!
    Jeszcze nie wygrał tego turnieju ... ale wygra go jeszcze przed ostatnią rundą :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, zazdroszczę londyńczykom, że mogą im kibicować na żywo! Marzy się taki tur w PL...

    OdpowiedzUsuń
  3. "szedł w piękno, a nie w wynik". Swojego czasu reprezentacja w piłce nożnej Brazylii - wypisz wymaluj - "szała w piękno, a nie w wynik. W piłce nożnej za piękno nie pzyznają punktów, czy chociażby jednego gola. Podobnie zresztą, jak w szachach. A Weźmy takie skoki narciarskie, gdzie istnieją dwa niezależne kryteria, na bazie których uzyskujemy wynik działania zawodnika. Kryterium bezpośrednie (wymierne) - odległość samego skoku. Następnie, kryterim pośrednie (w istocie niewymierne) - sędziowska ocena stylu, w jakim to dany zawodnik wykonał ów skok. W drugim przypadku mamy więc do czynia z pięknem, które jest przeliczalne w tym przypadku na punkty dla zawodnika. Ciekawe rozwiązaniw, które ma na celu i również wyeliminowanie pokracznie lądujących skoczków, co przeciez w przypadku dłuższych skoków ma swoje miejsce. Pytanie brzmi następująco, i otóż: czy dałoby sie podobny schemat wprowadzić wprowadzić na szachowe salony? Odpowieź: zdecydowanie nie! Dlaczego? Ano z tej prostej przyczyn (pomijam aspekt techniczny), iż "piękno" zawarte w partii szachowej jest pojęciem - nad wyraz niewyraźnym. Bo przecież, wygrać partię można pięknie prowadząc misterne, mozolne i długie manewry - tak naprawdę bardzo często niezrozumiałe dla większości kibiców, jak też szachistów. Bo przecież wygrać pięknie można w 25 posnunięciach ofiarowując przy tym połowę swoich figur. Bo przecież wygrać pięknie można jeszcze na wiele sposobów... ot, cały urok szachów, że przecież królewskiej gry. Pozdrawiam, D.

    OdpowiedzUsuń