Jak by was tu jeszcze zażyć? Nie wiem, doprawdy. Jeśli nie wiem, jeśli nie mam pomysłu, co by wam tym razem "ożenić", szperam w rosyjskojęzycznych czasopismach, przeglądam literaturę, wczytuję się w ciekawe wywiady i zawsze znajduję tam coś interesującego, zawsze coś tam przywlokę.
Na naszym rynku wydawniczym jest zaledwie kilka czasopism szachowych (które w salonikach prasowych często spotykam nie w dziale sport, a w dziale "hobby"), a dobrych książek w języku polskim jest już jak na lekarstwo, dlatego sądzę, że nie ma możliwości iść "w profesjonały", bez znajomości przynajmniej jednego z dwóch najbardziej płodnych szachowo języków: rosyjskiego oraz angielskiego. Zasadniczo nie wyobrażam sobie, by obiecująca juniorka, czy junior opierali się tylko na tym co jest wydane w naszym rodzimym języku. Zawsze w którymś momencie spotkają się ze ścianą i ich szachowy rozwój stanie pod dużym znakiem zapytania. Po prostu chcąc mieć dostęp do bardzo szerokiej wiedzy, dodatkowy język jest sprawą bezwzględnie konieczną. Takie jest moje zdanie, jeśli chcecie je znać. Czasami myślę też, że po względem tego co jest publikowane u nas - mówię o jakości w pierwszej, a ilości w drugiej kolejności, przypominamy pustynię Kalahari otoczoną bujnym dorzeczem Okawango. A na pustyni, jak to na pustyni, męczy pragnienie, a bosą stopą próbować ją przemierzyć, zwyczajnie strach, gdyż piach czai w sobie mnóstwo niebezpieczeństw, jadowitych węży, czy złośliwych skorpionów.
Znajomość języka powoduje w moim przypadku, że gdy jestem u kresu wytrzymałości, mogę teleportować się w jednej chwili do żyznych terenów dorzecza Okawango i tam zaspokoić pragnienie.
Tak więc, na jednym z serwerów rosyjskich, natknąłem się na interesujący wywiad, przeprowadzony przez mistrza międzynarodowego Władimira Barskiego z Wiktorem Korcznojem, a rzecz dotyczyła książek. Według Wiktora Lwowicza bez czytania książek, bez literatury pięknej, nie ma możliwości rozwijania rodzimego języka. Mówi o tym z punktu widzenia emigranta, który mieszkając w innym państwie jest niejako zmuszony do posługiwanie się obcym językiem. Cytuję:
"Do tego, jeśli człowiek nie czytał książek, jego język, którym się posługuje na co dzień, jest ewidentnie ograniczony, tak jak i zasób jego słownictwa. Jeśli zaś jest ograniczony zasób jego słownictwa w ojczystym języku, jak ma się nauczyć języka obcego? On nigdy nie widział tych słów!"
I dlatego tak ważna dla Wiktora Korcznoja stała się literatura piękna, którą w większości przeczytał do... dziesiątego roku życia! Służyła mu do tego, by nie zapomnieć rodzimego języka. Muszę dodać, że bardzo mi pasują autorzy, po których sięgnął w pierwszej kolejności. Mój pierwszy romans z literaturą, wyglądał bardzo podobnie.
Chcecie wiedzieć jakich autorów czytywał Wiktor Korcznoj w młodości? Myślę, że będziecie lekko zaskoczeni! Zasadniczo czytywał książki, w których występowały natury niepokorne (takie jak on sam) awanturnicze postaci. Czytywał: Jamesa Fenimore Coopera, Juliusza Verne'a, Aleksandra Dumasa, Wiktora Hugo, Miguela de Cervantesa, Karola Dickensa, Jonathana Swifta, Jacka Londona, Marka Twaina czy O. Henrego. To wszystko przeczytał jako dziewięciolatek! Gdy wybuchła wojna oraz pojawiła się ukochana gra, literatura siłą rzeczy musiała pójść w kąt, gdyż szachy pochłaniały legendarnemu pretendentowi praktycznie cały czas. W związku z tym Wiktor Korcznoj opowiada, że nigdy nie udało mu się sięgnąć po bardzo popularnego na Zachodzie Fiodora Dostojewskiego.
Dalsza część rozmowy z Władimirem Barskim dotyczy, oczywiście, książek szachowych, które wywarły wielkie wrażenie na młodym Korcznoju. Wywiad jest naprawdę bardzo ciekawy - w tym miejscu podaję konkretny link Wywiad z Wiktorem Korcznojem.
Wiktor Korcznoj poruszył w tym wywiadzie bardzo ważną kwestię. Mianowicie swoją niedokończoną przygodą z literaturą pokazał jak wielkim wyrzeczeniem jest dla młodego człowieka pójście drogą szachowego profesjonalisty. Szachy, jak się okazuje, potrafią zabrać ładny kawał życia! Można też tą prawdę doprecyzować, ujmując ją bardziej sentencjonalnie, wręcz żartobliwie: "Szachy to bardzo ciekawa gra, jednemu zabierze, a drugiemu da" ;).
Wiktor Korcznoj wypłynął dzięki szachom na szerokie wody, na wielki ocean zwany Życiem i mam takie wrażenie, że nie żałuje, że poszedł ta trudną drogą. Szachy Wiktorowi Korcznojowi dały bardzo wiele! Ta droga jednak, warto o tym pamiętać, nie jest dla każdego. Tą drogą mogą pójść tylko nieliczni. Rosyjskojęzycznych czytelników zachęcam do przeczytania wywiadu w całości.
Na naszym rynku wydawniczym jest zaledwie kilka czasopism szachowych (które w salonikach prasowych często spotykam nie w dziale sport, a w dziale "hobby"), a dobrych książek w języku polskim jest już jak na lekarstwo, dlatego sądzę, że nie ma możliwości iść "w profesjonały", bez znajomości przynajmniej jednego z dwóch najbardziej płodnych szachowo języków: rosyjskiego oraz angielskiego. Zasadniczo nie wyobrażam sobie, by obiecująca juniorka, czy junior opierali się tylko na tym co jest wydane w naszym rodzimym języku. Zawsze w którymś momencie spotkają się ze ścianą i ich szachowy rozwój stanie pod dużym znakiem zapytania. Po prostu chcąc mieć dostęp do bardzo szerokiej wiedzy, dodatkowy język jest sprawą bezwzględnie konieczną. Takie jest moje zdanie, jeśli chcecie je znać. Czasami myślę też, że po względem tego co jest publikowane u nas - mówię o jakości w pierwszej, a ilości w drugiej kolejności, przypominamy pustynię Kalahari otoczoną bujnym dorzeczem Okawango. A na pustyni, jak to na pustyni, męczy pragnienie, a bosą stopą próbować ją przemierzyć, zwyczajnie strach, gdyż piach czai w sobie mnóstwo niebezpieczeństw, jadowitych węży, czy złośliwych skorpionów.
Znajomość języka powoduje w moim przypadku, że gdy jestem u kresu wytrzymałości, mogę teleportować się w jednej chwili do żyznych terenów dorzecza Okawango i tam zaspokoić pragnienie.
Tak więc, na jednym z serwerów rosyjskich, natknąłem się na interesujący wywiad, przeprowadzony przez mistrza międzynarodowego Władimira Barskiego z Wiktorem Korcznojem, a rzecz dotyczyła książek. Według Wiktora Lwowicza bez czytania książek, bez literatury pięknej, nie ma możliwości rozwijania rodzimego języka. Mówi o tym z punktu widzenia emigranta, który mieszkając w innym państwie jest niejako zmuszony do posługiwanie się obcym językiem. Cytuję:
"Do tego, jeśli człowiek nie czytał książek, jego język, którym się posługuje na co dzień, jest ewidentnie ograniczony, tak jak i zasób jego słownictwa. Jeśli zaś jest ograniczony zasób jego słownictwa w ojczystym języku, jak ma się nauczyć języka obcego? On nigdy nie widział tych słów!"
I dlatego tak ważna dla Wiktora Korcznoja stała się literatura piękna, którą w większości przeczytał do... dziesiątego roku życia! Służyła mu do tego, by nie zapomnieć rodzimego języka. Muszę dodać, że bardzo mi pasują autorzy, po których sięgnął w pierwszej kolejności. Mój pierwszy romans z literaturą, wyglądał bardzo podobnie.
Chcecie wiedzieć jakich autorów czytywał Wiktor Korcznoj w młodości? Myślę, że będziecie lekko zaskoczeni! Zasadniczo czytywał książki, w których występowały natury niepokorne (takie jak on sam) awanturnicze postaci. Czytywał: Jamesa Fenimore Coopera, Juliusza Verne'a, Aleksandra Dumasa, Wiktora Hugo, Miguela de Cervantesa, Karola Dickensa, Jonathana Swifta, Jacka Londona, Marka Twaina czy O. Henrego. To wszystko przeczytał jako dziewięciolatek! Gdy wybuchła wojna oraz pojawiła się ukochana gra, literatura siłą rzeczy musiała pójść w kąt, gdyż szachy pochłaniały legendarnemu pretendentowi praktycznie cały czas. W związku z tym Wiktor Korcznoj opowiada, że nigdy nie udało mu się sięgnąć po bardzo popularnego na Zachodzie Fiodora Dostojewskiego.
Dalsza część rozmowy z Władimirem Barskim dotyczy, oczywiście, książek szachowych, które wywarły wielkie wrażenie na młodym Korcznoju. Wywiad jest naprawdę bardzo ciekawy - w tym miejscu podaję konkretny link Wywiad z Wiktorem Korcznojem.
Wiktor Korcznoj poruszył w tym wywiadzie bardzo ważną kwestię. Mianowicie swoją niedokończoną przygodą z literaturą pokazał jak wielkim wyrzeczeniem jest dla młodego człowieka pójście drogą szachowego profesjonalisty. Szachy, jak się okazuje, potrafią zabrać ładny kawał życia! Można też tą prawdę doprecyzować, ujmując ją bardziej sentencjonalnie, wręcz żartobliwie: "Szachy to bardzo ciekawa gra, jednemu zabierze, a drugiemu da" ;).
Wiktor Korcznoj wypłynął dzięki szachom na szerokie wody, na wielki ocean zwany Życiem i mam takie wrażenie, że nie żałuje, że poszedł ta trudną drogą. Szachy Wiktorowi Korcznojowi dały bardzo wiele! Ta droga jednak, warto o tym pamiętać, nie jest dla każdego. Tą drogą mogą pójść tylko nieliczni. Rosyjskojęzycznych czytelników zachęcam do przeczytania wywiadu w całości.
Podobnie wyrażało się wielu innych wybitnych szachistów, którzy akurat nie musieli emigrować .Przykładowo Kasparow powiedział onegdaj, że dzień bez książki to dla niego dzień stracony.
OdpowiedzUsuń