Było trochę górnolotnych słów przed meczem w Norwegami. Zobaczyć Mistrza Świata za szachownicą, w pojedynku z Polakiem, to nie mogło nie elektryzować. Wiking we właściwy dla siebie sposób zaciągnął naszego lidera w nieznane. Gdy zaczęły się szachy, a nie warianty Norweg pokazał całą swoją klasę. Grał z planem i dokładnie. Radek Wojtaszek poległ jak wielu innych przed nim - Carlsen jest niewyobrażalnie mocny strategicznie, błyskawicznie wyszukuje i przelicza bardzo głębokie plany. Inni na zapoznanie się z pozycją tracą znacznie więcej czasu, wreszcie nadchodzi moment, w którym muszą wybierać pomiędzy tym co słuszne, a tym co łatwe. W tej partii narzucała się kontrgra na hetmańskim skrzydle dla czarnych, nasz arcymistrz zainicjował nawet ten atak, jednak zagrał kilka niedokładności, trochę stanął w miejscu i było po wszystkim. Carlsen to przybysz z odległej konstelacji i nie ma w tym momencie dla niego klienteli za deską. Można z nim zagrać w piłkę i będąc w przeciwnej drużynie, założyć mu klasyczną, piłkarską "siatę", można spróbować składać się z nim na rękę i wygrać, ale nie do szachów do Norwega.
Miarą talentu w szachach jest umiejętność wyszukiwania w krótkim czasie prawidłowych planów gry. Carlsen jest w tym najlepszy na świecie i bardzo rzadko zawodzi go intuicja. Mistrz Świata poprowadził Norwegię do zwycięstwa nad Polską - Biało Czerwoni będąc na "musiku" musieli po przegranej naszego lidera szukać gdzieś szans. Mateusz Bartel nie pomógł - zagrał w charakterystyczny dla siebie sposób, zadziwiając raz za razem oryginalnymi pomysłami swojego oponenta ale i to nie pomogło. Grzegorz Gajewski znów zagrał słabo i choć podjął rozpaczliwą próbę wygrania partii, w której właściwie walczył o remis, nie udało mu się nic wskórać. Janek Duda dostał dużo gorszą, potem zamieszał, dał się ponieść fantazji i z tego powodu również padł remis.
Polki odniosły cenne zwycięstwo nad Bułgarią i jak zwykle patrząc na ten mecz miałem klasyczny emocjonalny rollercoaster. Przegrała Monika Soćko na pierwszej desce ze Stefanową, jednak wspaniale poszła Klaudia Kulon (nareszcie!) na ostatniej. Świetny mecz zagrała Jola Zawadzka i... jesteśmy na doskonałym, 11 miejscu! Wielkie brawa dla naszych mistrzyń! Jutro nasze panie zagrają z szachistkami z Kazachstanu, które już zdążyły udowodnić, że są zespołem nieobliczalnym. Po ewentualnej wygranej - sądzę, że ten mecz będzie bardzo ciężki - Polki znajdą się w strefie medalowej. Byłoby wyśmienicie. W tabeli po czterech rundach turnieju kobiet na drugim miejscu są szachistki z Indonezji (co jest do jasnej ciasnej?!!). Nie znam w ogóle tego zespołu. Wie ktoś coś o tej reprezentacji? Dziś zmasakrowały Armenię tracąc tylko "połówkę"! Ja cię sunę!
Gorący dzień pełen wrażeń. Jest smutek, jest radość, wszystkiego po trochu. Oby panie szły na fali, a panowie jak najszybciej się odbudowali!
Krzysztofie poniżej zamieszczam krótką historyjkę (z moim udziałem), która łączy się z dzisiejszym meczem z Norwegami, ale... o tym na końcu.
OdpowiedzUsuńJeśli uznasz, że nie warto tego publikować, to usuń ten wpis.
W głębokim PRLu, w marcu 1983 r. kupiłem przypadkowo (z czystej, ludzkiej ciekawości) czasopismo "SZACHY" nr 1/1983. Tak, tak, czasopismo styczniowe trafiało do kiosków w marcu i nikt się temu specjalnie nie dziwił. W tym numerze znalazłem sprawozdanie z Olimpiady '82 w Lecernie. W II rundzie graliśmy z Norwegią i wygraliśmy 2 1/2 - 1 1/2, dzięki zwycięstwu ma IV desce debiutanta Artura Sygulskiego. Miałem spory problem z odtworzeniem sobie tej partii na szachownicy (tak potwierdzam, na drewnianej szachownicy, a nie na ekranie komputera), bo nie wiedziałem co oznacza zapis 4. ... 0-0 oraz 7. 0-0? Skończyło się na wypożyczeniu z biblioteki książki J. Awerbach, M. Bejlin "Wyprawa do krainy szachów" i koniec końców jakoś partia ta stanęła u mnie na desce (prawdę mówiąc na tekturze :-) ).
I to w zasadzie koniec tej opowieści. Acha, jeszcze puenta!
Czarnymi w tej partii grał... Simon Agdestein, który w tamtych czasach był także reprezentantem Norwegii w piłkę nożną (!), a dzisiaj... grał z Grześkiem Gajewskim.
Poniżej tamta historyczna (przynajmniej dla mnie partia):
Artur Sygulski - Simon Agdestein, Olimpiada 1982 w Lucernie:
1. d4 Nf6 2. c4 g6 3. Nf3 Bg7 4. g3 O-O 5. Bg2 d5 6. cxd5 Nxd5 7. O-O Nb6 8.
Nc3 Nc6 9. e3 e5 10. d5 Na5 11. e4 c6 12. Bg5 f6 13. Be3 cxd5 14. exd5 Bg4 15.
Qe1 Nac4 16. Bc5 Rf7 17. b3 Bxf3 18. Bxf3 Nd6 19. a4 Nbc8 20. Rd1 f5 21. Bg2
Qc7 22. Be3 Ne7 23. Rc1 Qd7 24. Qd2 Rff8 25. Ne2 Rfd8 26. Rfd1 Nf7 27. Qa5 b6
28. Qa6 Rac8 29. a5 bxa5 30. Qxa5 Rxc1 31. Rxc1 e4 32. Nf4 Rc8 33. Rxc8+ Nxc8
34. Ne6 Bf6 35. Bf1 Ne5 36. Bc4 Nd6 37. Ba6 g5 38. Qb4 Nf3+ 39. Kg2 Kf7 40. Qb8
Ne1+ 1-0
No cóż, Simon Agdestein czekał na rewanż aż 32 lata i wychował w tym celu Mistrza Świata!
Czemuż nie publikować - przecież to ciekawe i jak najbardziej na temat!:)
UsuńIntrygujące są wyniki u kobiet drużyn z Iranu oraz Indonezji. Jeżeli jutro ograją Chinki i Węgierki, to chyba trzeba będzie nakazać im grać bez chust.
OdpowiedzUsuń