czwartek, 3 marca 2011

"W Bieszczady na naukę szachów. Sanok i spotkania z Beksińskim. Nad Soliną"

                                                      


"Kiedy jak buki na mróz serce mi pęknie
połóżcie mnie na wóz z widokiem na Bieszczady
na wielki pożar gór na wielką jesień
którą sam roznieciłem pisaniem
          Niech ten wóz sam jedzie w zawieję liści
          Niech tam na wieki zostanie"

Jerzy Harasymowicz




Tak się jakoś złożyło, że Bieszczady Ukraińskie znam znacznie lepiej niż nasze, polskie Bieszczady. Gdy wyruszyłem w moją pierwszą, długą podróż na Ukrainę, wiele dni spędziłem na włóczędze po tych dzikich i stosunkowo mało uczęszczanych szlakach. Zdarzało się przecież podczas wspinaczki po łagodnych kulminacjach Bieszczad Ukraińskich, że całymi dniami nie spotykałem żywego ducha na swojej drodze. Mogłem się za to wsłuchiwać bez przeszkód w szepty górskich strumieni, w szum wiatru buszującego w trawie na połoninach, a wieczorami, gdy ognisko już przygasało, patrzyłem na firmament pełen gwiazd i  uczyłem się prastarego języka nieba...

Byłem bardzo rad, gdy po niezbędnych obliczeniach okazało się, że mój wakacyjny budżet 2010r. przewidywał wyjazd na dwutygodniowy kurs instruktorów sportu w dyscyplinie szachy, do samego serca Bieszczad: Ustrzyk Dolnych. Myślałem przede wszystkim o tym, że spotkam wielu podobnych mnie pasjonatów szachów, że uzyskam wiele interesujących informacji o tym, jak prawidłowo i metodycznie przekazywać wiedzę o szachach oraz, że w wolnej chwili będę mógł wyskoczyć w góry, by nasycić oczy zielenią i widokiem ukochanych gór.

Kurs przewiduje cześć ogólną, w której zdobywa się wiadomości dotyczące teorii sportu w rozumieniu ogólnym. Część druga kursu, specjalistyczna, trwająca podobnie jak część ogólna - tydzień - dotyczy już bezpośrednio naszej dyscypliny. Wykłady były bardzo interesujące i mało kto odczuwał trudy codziennych zajęć, trwających od rana aż do późnego popołudnia. Szczególnie utkwiły mi w pamięci wykłady Waldemara Świcia, którego wszyscy słuchali z zapartym tchem. Waldemar Świć, we właściwy sobie, humorystyczny sposób, snuł swoje rozważania na temat jego doświadczeń związanych z pracą trenerską i nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że jest to obecnie jeden z najlepszych trenerów szachowych w Polsce.
Jeden dzień był przeznaczony na wycieczkę do Sanoka oraz nad Solinę na spacer po wielkiej zaporze. Pół dnia wygospodarowano dla nas na małą wycieczkę po górach wokół Ustrzyk Dolnych.
Nie jest moim celem opowiadanie Ci, Drogi Czytelniku o każdym szczególe, wspomnieniu czy wrażeniach o jakie jestem bogatszy dzięki temu fantastycznemu kursowi, gdyż chciałbym, żebyś kiedyś także go ukończył. Jeżeli chcemy, żeby w przyszłości szachy były nauczane w każdej szkole przez wykwalifikowanych pasjonatów naszej dyscypliny, to tego typu kursów powinno być w Polsce z roku na rok coraz więcej. Zapraszam Cię za to na małą fotograficzną relację z tych wypełnionych "po brzegi" szachami dwóch tygodni.

 
Autor bloga wraz z FM Waldemarem Świciem.




Wykładowcy, od lewej: Bogdan Zerek, Witold Szumiło i Waldemar Świć.

Dzień wyjazdu. Zdjęcie zbiorowe uczestników kursu.

2 komentarze:

  1. Świetne zdjęcia. Niedawno również zacząłem nauczać szachów w szkole. Traktuję to jako dodatkowe zajęcie, nie mam żadnych kursów, ale chętnie zrobiłbym jakiś. Widzę, że kolegę również interesuje surrealizm. Zapraszam do Częstochowy do galerii Beksińskiego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tego co wiem to sanockie muzeum ma najwięcej obrazów Beksińskiego!To myślę, że jak przejrzysz moje wcześniejsze posty ze zdjęciami z moich podróży to również powinny Ci się spodobać.Na turniejach też szukam ciekawych ujęć ale jakoś nie mam "ręki" do robienia zdjęć w zamkniętych pomieszczeniach...

    OdpowiedzUsuń