poniedziałek, 2 kwietnia 2012

"Botwinnik i Tal na "trzy z plusem", Korcznoj w tempie allegro vivace oraz jak nocą złapać szachistę"



Poniżej zapis mojej korespondencji z jednym z Czytelników poprzez mail. Opowiedziane historie zdarzyły się naprawdę i niech nikomu przez myśl nie przejdzie, że Autor bloga konfabuluje. Teksty nr. I, III - Czytelnik. II, IV - moje odpowiedzi.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

I.
Drugi rok medycyny, końcowe zaliczenie z biochemii.
Przypadkowo mój ''przeciwnik'' widział mnie poprzedniego dnia w antykwariacie przeglądajacego książki szachowe.
No-mówi - to kto był najwybitniejszym szachistą w historii?
Morphy - mówię.
No tak - mówi pocierając brodę - a potem?
Botwinnik - mówię.
- Co?
- Botwinnik.
- Jaki znowu Botwinnik?
 No - mówię - Michaił Botwinnik, Mistrz Świata.
Cisza.
-
No, a kto? - mówię.
- Tal.
- Jaki znowu Tal? - mówię.
Michaił Tal - mówi - Mistrz Świata.
Botwinnik - mówię.
Tal - mówi.
- Botwinnik.
- Tal.
- No,właściwie - mówię -to może i Tal.
Cisza.
No - mówi - to co tam?
Białka - mówię.
Trzy i pół? - pyta.
- Może być.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


II.
Mój kuzyn w zawodówce miał belfra, który miał szachy rozłożone w klasie, na stole. Można było zagrać o ocenę. Stare czasy, to fakt, 25 lat temu, teraz to już taki numer by trafił do "Pod napięciem", czy jakiejś innej publicystyki, że nauczyciel gra o oceny z uczniami. Ale to autentyczny fakt. Pytałem kuzyna jak grał ten nauczyciel, czy był dobry, ale odpowiedział, że nie wie (kuzyn nie umiał i nie umie grać w szachy, więc nie potrafił tego ocenić) Ów belfer uczył fizyki.

P.S. Ja bym grał z takim "jak w dym" o ocenę;). Gorzej jakby to był jakiś stary mistrz. No to wtedy trudno, zanocowałoby się jeden rok dłużej w tej samej klasie... o szachy;)!!


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


III.
Pamiętny mecz na Filipinach. Paznokcie wbite do krwi: Korcznoj wyrównał! Gdzie mnie tam myśleć o jakiejś kardiologii.
Facet, przed którym wszyscy trzęsą się ze strachu wyraźnie mnie lubi i nikt nie wie dlaczego. On też nie wie (jestem z przedmiotu blado-zielony, jak listki przebiśniegu).
-W jakim tempie powinni odpowiadać pańscy koledzy? - pada nieoczekiwane pytanie.
- Allegro vivace - ryzykuję.
Drgnął.
- A w jakim tempie mówią?
- Lento sostenuto.
- Presto - wskazując głową drzwi stawia im z wdziękiem cztery bomby.
Furioso.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


IV.
Pewnego razu, gdy pracowałem cały tydzień na nocną zmianę w firmie, której nazwy z wiadomych względów nie wymienię;), często zabierałem do pracy małe drewniane szachy magnetyczne i książkę z debiutami, aby analizować sobie w nocy. Gdy do kierownictwa doszły słuchy, że grywam w szachy, to wysłali do mnie którejś nocy kontrolę. Było koło trzeciej nad ranem. Wpada dwóch niczym gestapo i drą się:

-No gdzie te szachy??
-Otwieraj szafkę!! Wiemy, że grasz na zmianie.

Ja miałem wszystko akurat wielkim fuksem złożone w plecaku, bo pół godziny wcześniej zapamiętałem pozycję z książki i ją analizowałem w głowie. Chciałem potem sprawdzić czy dobry mam algorytm i czy wszystko widzę bez "podpórek".
 Zwyczajny przypadek, że mnie nie nakryli. Może nie poszedłbym do zwolnienia, jednak naganę z wpisaniem do akt miałbym jak w banku. A tak, to do teraz nie wie nikt, czy "grywał w  te szachy w robocie" i na ten moment cała sprawa jest owiana lekką mgiełką tajemniczości... Krążą o tym legendy....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz