niedziela, 31 października 2010

"Krótka analiza inicjatywy: szachy do szkół"



Kiedy usłyszałem o pomyśle wprowadzenia szachów do szkół początkowo, jak chyba każdy szachista, ucieszyłem się. Na jednym z turniejów złożyłem podpis  "za" w tej sprawie, nie zastanawiając specjalnie czy dobrze robię i oczekiwałem dalszych wydarzeń z tym związanych. W międzyczasie pracowałem w pewnej szkole, w której prowadzone były zajęcia szachowe - coś przypominającego kółko zainteresowań. Prowadziła je bardzo miła pani bibliotekarka, wielka miłośniczka szachów, a na zajęcia do niej chodziło 7 dzieci. Po dłuższej rozmowie zapytała mnie nieśmiało, czy nie wyjaśniłbym jej, bo nie jest do końca pewna, czy można wykonać ten tajemniczy, równoczesny ruch królem i wieżą zwany roszadą, gdy wieża stanie na polu atakowanym? W tym momencie uświadomiłem sobie, jak wyglądałyby zajęcia szachowe w większości szkół w Polsce, gdyby ustawa przeszła. Fakty przedstawiają się tak, że zarejestrowanych jako szkoleniowców w centralnym rejestrze szachistów jest około 300 osób. Tych z wykształceniem pedagogicznym, którzy coś słyszeli o metodyce nauczania początkowego, mających pewne pojęcie jak uczyć jest jak na lekarstwo. Chciałbym, aby ktoś mi spróbował wyjaśnić, kto miałby w tylu szkołach podstawowych uczyć szachów? Wyglądałoby to w większości przypadków tak, że dyrektorzy szkół "delegowaliby" na kursy instruktorskie swoich nauczycieli, a ci mający do szachów stosunek nader obojętny mieliby w przyszłości zaciekawiać tą grą dzieci oraz młodzież. Owe szkolenia byłyby dla wielu z nich kolejnym "wymysłem" dyrektora szkoły. W całej inicjatywie "szachy do szkół" wszystko dzieje się na odwrót. Aby udało się coś takiego zrealizować, należałoby już na samym początku mieć niezwykle szeroką kadrę instruktorską, zastęp prawdziwych pasjonatów Królewskiej Gry, by zajęcia były interesujące i prowadzone na wysokim poziomie. Chcemy szachy w szkołach a nie zastanawiamy się jak wygląda rzeczywistość w wielu kołach szachowych czy klubach. Wypadałoby w tym miejscu zakrzyknąć paradoksalne: "Szachy do  klubów szachowych"! W wielu sekcjach zajęcia wyglądają tak, że od ich początku do samego końca grane są (za przyzwoleniem prowadzącego) bardzo szkodliwe dla rozwoju młodego szachisty partie błyskawiczne. Gdy zaszedłem do jednego z klubów "trener" ostatecznie zgodził się, abym pokazał jakąś interesująca analizę, czy końcówkę. Spoglądano na mnie nieco podejrzliwie: zakłóciłem po prostu zajęcia, czy raczej maraton blitza. Oczywiście nie jest tak w każdym przypadku, jest wiele silnych klubów posiadających dobrych trenerów, którzy kochają to co robią, ale ileż jest takich gdzie ma miejsce to, co przedstawiłem powyżej. Jeśli chcemy aby w przyszłości szachy stały się powszechne w szkołach, czeka nas ogromna praca w klubach. Kluby powinny pracować nad atrakcyjnościa zajęć. Tutaj każdy szczegół jest ważny! Nawet wygląd sali wystylizowany na "szachowe królestwo" pozwoli przyciągnąć dzieci, które uwielbiają tego typu niezwykłości! Aby szachy mogły się kiedyś znaleźć w każdej szkole podstawowej, na początku kluby muszą być na tyle silne, aby docierać do większej liczby dzieci i stać się bardziej konkurencyjnymi wobec innych dyscyplin. W moim mieście nie ma klubu szachowego z prawdziwego zdarzenia (Sosnowiec liczy około 220tys.mieszkańców). Szachy przegrywają z piłką nożną w przedbiegach i szanse pozyskania jakiegoś wsparcia na rozpoczęcie działalności są minimalne. Same chęci i pasja wystarczają tylko do czasu. Zapraszam wszystkich czytelników do polemiki. Przedstawiłem mój punkt widzenia, ale byłoby wskazanym skomentowanie i przedstawienie swoich poglądów na temat popularyzacji szachów, oraz tej według mnie przedwczesnej i zupełnie nie przygotowanej akcji: "szachy do szkół".

12 komentarzy:

  1. z wielkim zainteresowaniem przeczytałam
    "analizę inicjatywy".
    Nie umiem grać w szachy.
    Nie miałam nigdy motywacji.
    Podziwiam pasjonatów, ponieważ zdaje sobie sprawę
    z tego czym jest ta umiejętność i do czego służy.
    "Szachy do szkół" tak, ale...do szkół szachowych,
    albo dla rodziców klas pierwszych po to,
    żeby zainteresowali swoje dzieci.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Akcja nie miała szans, bo wyszła z inicjatywy członka PIS-u. Widać było utrącanie tej sprawy w relacjach z ulicy w radiu TOKFM, gdzie indagowani przechodnie utyskiwali, że dzieci mają i tak przeciążone tornistry, a tu jeszcze trzeba nosić takie ciężkie klocki. I żadnego wyjaśnienia i komentarza, że komplety szachów byłyby na stałe w szkole. Przecież dzieci nie noszą ze sobą do szkoły tablicy, piłek, czy też kozłów do skakania. A o walorach samej gry nie wspomniano ani słowem.

    OdpowiedzUsuń
  3. I tu trzeba edukować nie tylko dzieci i młodzież ale przede wszystkim dorosłych !!!
    Leszek

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się w zupełności z poglądami Autora. Szachy są jak na razie dyscypliną niszową, po macoszemu traktowaną przez media. Zobaczmy, co się stało z siatkówką, która też kilka lat temu była niezauważana w TV. W moim mieście (20 tys. mieszkańców) nic się kulturalnie nie dzieje, więc kiedy UKS organizował mistrzostwa powiatu, chętnych dzieci było kilkadziesiąt. Szachy są tanim sportem. Profesjonalny sprzęt dla zawodnika kosztuje 150-200 zł/os i może służyć kilka lat. Która z dyscyplin jest taka tania ? Polecam te przemyślenia nowo wybranym samorządowcom, którzy mogą wspomagać kluby.A dorosłych też naprawdę trzeba edukować. Możemy się naprawdę pochwalić osiągnięciami w tej dziedzinie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdziwił mnie początek wypowiedzi gdyż ja z chęcia wyjasniłbym problem i nie robił bym z tego afery. Moze raczej należy w tym momencie docenić zapał i pokazać profesjonalne podejście tym bardziej że się w danej szkole pracowało , polecić literaturę , a nie biec do klubu żeby błysnąć.
    Wiele czytałem już tzw "postulatów" odnośnie tego co należy zrobić czego brak jaki to niski poziom itp.
    Pokażę przykłady dobrych praktyk "Szachy do szkół" rzeszowskie to nie tylko pomysł ustawodawczy ale i organizowanie kursów dla nauczycieli przez profesjonalnych szachistów , podobnieKielce , Białystok , Gorzów Wielkopolski. I właśnie chodzi o przyciąganie nauczycieli zapaleńców , a nie odpychanie "Pan /Pani" się nie nadaje bo nie jest Pani instruktorem , a może ta Pani ten Pan po prostu nawiążą lepsze relacje z dzieć niż najlepszy trener , którego celem jest stworzenie mistra co najniej Polski
    Możemy marudzić na bezwład organizacyjny ale jak w szachach czasami pomyśleć co sami możemy zrobić.
    Na śląsku rejon Rybnik jastrzębie prowadzimy kursy doskonalące z szachów na bazie opracowanego programu , także zorganizowaliśmy kursy wyjazdowe Warszawa , Chrzanów (obecnie kużnia szachów szkolnych)
    Odnośnie klubów jezeli ktoś nie zauważył to zmieniła się rzeczywiśtość klub musi się samofinansować , a dobry trener kosztuje dlatego duża liczba klubów przekształciła się w świetlice szachowe , gdzie grają półamatorzy lub amatorzy ale nie ganiłbym tu w zaden sposób tego że młodziez ma zajęcie blitzując , bo może lepiej takie niż "łażenie" po uicy bez celu

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie zrozumiałeś Krzysztofie chyba tego co chciałem przekazać w moim wpisie. Tej Pani oczywiście wytłumaczyłem na czym polega roszada(nie było żadnej "afery" z tym związanej) i nigdzie nie pobiegłem się niczym chwalić, więcej: całe dwie godziny tłumaczyłem jej co ma przestudiowac z literatury itd. Ty akurat jesteś dobrym przykładem zaangażowania się w inicjatywę, ale możesz mi wierzyć, jesteś chlubnym wyjątkiem. Pisząc o tym, że w klubach gra się w blitza i nic nie robi poza tym, nie minąłem się wiele z prawdą, gdyż tak to wygląda w większości sekcji. Zgadzam się natomiast z pogladem, że lepsze granie w blitza niż "włóczenie się" bez celu po ulicach. Sama inicjatywa:"Szachy do szkół" nie jest zła, chodzi raczej o to, że na szachach świat nie stoi, możliwe jest stworzenie w wielu miejscach, w szkołach silnych szachowych ośrodków ale nie w całej Polsce i w każdej szkole bo to jest wzięte żywcem z fantasytki naukowej: Cała Polska gra w szachy! Tak nie będzie! Nie ma takiej możliwości aby w każdej szkole znalazły się pieniądze i chętni ludzie(czyt.dyrektorzy z otwartymi umysłami), którzy z zaangażowaniem będa pracować z dziećmi i młodzieżą na tej płaszczyźnie. Znam rzeczywistość w wielu szkołach i w nich jak dyrektorzy tak i naczyciele są bardzo dalecy od takich "innowacji". A szkoda. Dlatego w wielu moich wpisach walczę jak lew(jak to napisał Krzysztof Długosz) o naszą dyscyplinę aby wychynęła nieco, abyśmy stali się bardziej rozpoznawalni, aby stereotyp szachisty nie był tak dotkliwie zafałszowany w naszym społeczeństwie na naszą niekorzyść...

    OdpowiedzUsuń
  7. a mój 7-letni synek nauczył sie grac w szachy z komputera i nosi małe pudełko szachów do szkoły, gra z jednym kolegą w czytelni na przerwie... może zostanie małym trendsetterem i wprowadzi szachy do swojej szkoły :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie ma w Sosnowcu klubu, bo nie ma ludzi, którzy umieją i chcą grać w klubie. I nie będzie chętnych, dopóki nie nauczymy ich, że szachy nie są nudne. Jeżeli nie nauczymy tego dzieci w szkołach, to potrwa to z tysiąc lat.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dokładnie :). Według mnie NAJPIERW trzeba wpływać na zmienie wizerunku i postrzegania szachów (a co za tym idzie i szachistów). Jeśli dyrektor czy też inny urzędnik, który ma moc decyzyjną nie ma pojęcia dlaczego szachy mogą być ważne i jakie są z nich korzyści, wówczas nawet nie będzie gadania o tym, że "w naszej szkole chcemy szachów". Dziwi mnie to, że NIKT (jak kto woli nieliczni pasjonaci, których jest kilka setnym promila!) nie pokazuje i nie popularyzuje związków szachów z matematyką, logicznym myśleniem, przewidywaniem, podejmowaniem decyzji, itp. Przecież gdyby dyrektor zobaczył, że "szachy to taka matma tylko w nieco innej formie", to szczerze wątpie, aby powiedział "nie, nie zgadzam się na to, aby u nas też były szachy w szkole". Dlatego moim zdaniem poza brakiem dobrej kadry dużo większym problemem jest niska świadomość i akceptacja tego dlaczego szachy są ważne, dobre oraz pozytywnie mogą wpływać na rozwój dzieci i młodzieży.
    Kto z reką na sercu jest w stanie natychmiast wygłosić referat i przytoczyć badania oraz korzyści, które płyną z nauki szachów? A ilu jest takich, którzy wiedzą i potrafią pokazać w jakiej formie to zrobić? A ilu, którzy zrobią to z pasją i jak najbardziej profesjonalnie?

    Jeśli uda mi się to za jakiś czas (być może w maju lub czerwcu) ukończę książkę o szachach, a wtedy jeśli inni będą potrzebowali "sciągi" do tego, aby przekonać i uświadomić innych czemu szachy są piękne, ważne i rozwojowe to będzie mógł po nią sięgnąć. Nie jest to kropka nad i, lecz pierwszy drobny kroczek. Reszta zależy od nas samych - czy dalej będziemy to przekazywać i rozwijać czy nie.

    Zapraszam do naszego klubu: gwarantuje, że u nas nie ma (i nie było) blitzowania, chyba że w danej chwili uczestnicy chcą się "wygrać". Niemniej najczęściej jest tak, że gramy chwilę na początku, a później są zajęcia. Poza tym są też turnieje wewnętrzne, niebawem wyjazdowe jak też symultany czy konkursy rozwiązywania zadań. Owszem, wszystko kosztuje: bez względu czy to czas, pieniądze, zaangażowanie czy uwagę, którą trzeba poświęcić każdemu dziecku i młodzieży.
    Niemniej jeśli ktoś naprawdę kocha szachy i wie dlaczego to robi, wówczas jest w stanie to robić naprawdę z sercem i przy okazji tak, aby inni mogli mieć z tego radość oraz pożytek.

    I na koniec: DOPÓKI nie przekonamy innych o tym, że szachy (odpowiednio prezentowane) są ważne, korzystne oraz pozytywnie wpływają na rozwój, tak długo będziemy walczyć z wiatrakami. Pokażmy innym KORZYŚCI, a potem niechaj samodzielnie decydują czy chcą, aby te korzyści były dla ich społeczności (lokalnej czy krajowej) czy też nie chcą i wybierają inne rozwiązania. Tak długo jak nie będziemy mieli świadomych i wyedukowanych (szachowo) ludzi, tak długo szachy będą kojarzyć się z "refleksem szachisty" i "szachistami, którzy wspomagają się różnymi dopalaczami, aby wygrywać partie".

    http://www.stalowka.net/wiadomosci.php?dx=6410

    OdpowiedzUsuń
  10. Cieszę się, że trafiłem na tego bloga. A znalazłem go przypadkowo... pięknie pisane artykuły, przez pryzmat psychologii...
    Sam jestem pasjonatem szachów, z zaledwie trzecią kategorią. Myślę, ze w przyszłym roku uda mi się zagrać w conajmniej godzinnym turnieju :)
    Wracając do tematu: zgadzam się z Panem co do systemu szkolenia w klubach. Sam jestem członkiem UKS-u (obecnie biernym bo dwa lata temu zmieniłem miejsce zamieszkania), w którym szkolenie polegało zazwyczaj na rozgrywaniu partii... Tak więc rzeczywiście, należy zacząć od szkolenia kadry... szkoleniowej! "Szachy do szkół" to piękna inicjatywa pana Karasińskiego, nawet jeśli zajęcia prowadzone miałyby być przez zwykłego nauczyciela. Dzięki temu wzrastałoby samo zainteresowanie dyscypliną sportu, a zdolniejsze dzieci trafiałyby do klubów...
    Pozdrawiam serdecznie, jeszcze raz gratuluję bloga. Będę tu zaglądał od czasu do czasu.
    http://tomasz255.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  11. Szachy dla szkół? Czemu nie? Ale czy muszą to być obowiązkowe zajęcia?
    W szkołach również są pasjonaci szachów. Dajmy im szansę, a przede wszystkim dajmy szansę dzieciom i trochę starszym uczniom. Niestety to kosztuje. Trzeba kupić sprzęt, opłacić instruktora, a skąd wziąć na to pieniądze? Takie są realia szkolne!
    Dopóki nie będzie funduszy, to nie będzie szachów w szkole. I nie mówię tu o dużych kosztach, ale dla szkoły są nie do przeskoczenia, chyba, że rodzice będą płacić za zajęcia. Lecz nie oto chodzi.
    Zgadzam się z poprzednikiem.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń