środa, 24 lipca 2013

"Ciąg dalszy kontrowersji wokół listopadowego meczu o Mistrzostwo Świata w Szachach"




Czuję się niekomfortowo. Przynajmniej ostatnio. Szachowo dzieje się naprawdę wiele, oczywiście z udziałem naszych reprezentantów i reprezentantek, a ja wybiegam na kilka miesięcy do przodu i roję jakieś plany, scenariusze, które, mogą teoretycznie nie mieć nawet miejsca. Gra więc Mateusz Bartel i Michał (tego samego nazwiska ;) ) w szwajcarskim Biel. Nie doszukałem się bezpośredniej transmisji, więc jedyne o czym wiem na pewno, to o komplecie zwycięstw byłego Mistrza Polski. Jednak mieliśmy do czynienia z klasycznymi przedbiegami - w tych rundach komplet punktów był absolutnie do przewidzenia, natomiast od dziś poprzeczka pójdzie zdecydowanie do góry, by, mam taką nadzieję, z rundy na rundę wędrowała wyżej i wyżej. Zaczęły się Indywidualne Mistrzostwa Europy w Szachach Kobiet w Belgradzie. (Według pisarza Andrzeja Stasiuka, Belgrad jest jedną z najbrzydszych stolic Europy. Dał temu wyraz w powieści "Taksim" - "Ale jeśli ktoś chce zobaczyć Belgrad, to powinien otworzyć oczy, bo to już niedługo. Najbrzydsza, najbardziej syfska, jeśli nie liczyć naszej, stolica Europy. Wstawaj i nie przegap".) Byłem w Belgradzie i nie mam jeśli chodzi o to miasto, które w ostatniej wojnie bardzo ucierpiało, aż tak skrajnego, negatywnego zdania...

 Podoba mi się strona mistrzostw, jest bardzo łatwa w obsłudze, intuicyjna i miła dla oka. Transmisja z analizą silnika "Houdini 3" jest, działa bez zarzutu i obsługuje 30 pierwszych szachownic. W Mistrzostwach Europy gra Monika Soćko, Jola Zawadzka oraz Joanna Majdan - Gajewska. Po pierwszej rundzie Monika i Jola pewnie wygrały, natomiast Joasia zanotowała kraksę z mało znaną zawodniczką. I tutaj poprzeczka z rundy na rundę będzie wędrowała do góry, a wraz z nią napięcie. Zobaczymy jak sobie poradzą nasze reprezentantki z wyżej notowanymi przeciwniczkami w rundzie numer dwa.
Na uwagę zasługuje wpadka Dzagnidze i remis Muzyczuk na pierwszych dwóch deskach. I już się robi ciekawie. I już się chce oglądać te mistrzostwa, choć w przypadku turniejów kobiet nie pamiętam, czy kiedykolwiek się nudziłem - generalnie nigdy, a gdy grają Polki, to już w ogóle nie ma takiej opcji, by narzekać na cokolwiek. Sytuacja w rozgrywanych w Belgradzie mistrzostwach Starego Kontynentu jest, jak to powiadają niektórzy, rozwojowa. 

Przejdźmy jednak do głównego tematu. Otóż kolejne informacje, jakie napływają w związku z meczem o tytuł Mistrza Świata w Szachach, który zostanie rozegrany w Chennai, w Indiach, może nie tyle niepokoją, co dają do myślenia. Gdy kilka miesięcy temu pisałem o głównej kontrowersji w związku z tym wydarzeniem, a którą była decyzja rozegrania meczu w rodzinnym mieście Mistrza Świata, dotknąłem tematów, które mogły się wydawać dosyć dziwne. Pisałem o klimacie, pożywieniu, zmianie flory bakteryjnej, która może poważnie pokrzyżować plany Wikinga w walce o tytuł. Po napisaniu artykułu, w którym dzieliłem się moimi podróżniczymi doświadczeniami, przeczytałem go jeszcze raz i stwierdziłem, że co ja właściwie piszę, że pewnie wielu uzna, że to są dość odległe, i mające niewielkie szanse na zaistnienie zmienne, które mogą mieć wpływ na mecz. Tymczasem dobrze wszystkim znany arcymistrz Jewgienij Bariejew powiedział, że Carlsen, oczywiście, ma większe szanse na wygranie tego meczu, jednak popełnił błąd, decydując się na grę w Azji. Bariejew pisze o zagrożeniach związanych z klimatem, pożywieniem, wodą. Gdyby mecz odbywał się w Europie, Bariejew byłby skłonny postawić pieniądze na Carlsena, jednak z tego powodu, że mecz odbędzie się w Indiach, nie postawi na pretendenta ani grosza. Powody? No, właśnie, te wymienione wyżej!

W związku z tym sztab Carlsena poprosił i otrzymał możliwość wzięcia w dowolnym momencie "wolnego", który będzie uzasadniony w przypadku choroby, co będzie konsultowane wcześniej z lekarzami. Chodzi o jeden taki "time-out" w meczu. Okazuje się, że sztab Carlsena bardzo obawia się indyjskiego klimatu, wody, pożywienia i według mnie są to obawy uzasadnione. Carlsen ma mieć swojego mistrza kuchni, jednak to nie niweluje problemu, gdyż produkty użyte do potraw będą lokalnej proweniencji. Z mojego podróżniczego doświadczenia wiem, że każdy pobyt na innym kontynencie niż Europa, odchorowywałem bardzo. Trwało to niejednokrotnie 1-2 tygodnie, a o samopoczuciu w te dni lepiej nie mówić - to była walka o przetrwanie. Nie chciałbym, żeby w Chennai doszło do kolejnej "afery toaletowej", której przyczyny będą czysto fizjologiczne. No ale, klamka zapadła, słowo się rzekło i kobyłka u płotu już stoi. Trzeba mieć tylko nadzieję, że Wiking zaaklimatyzuje się szybko na subkontynencie indyjskim i wszystkie inne czynniki nie będą miały większego wpływu na to, zapowiadające się niezwykle interesująco, spotkanie.


1 komentarz:

  1. Po prostu caly sztab powinien byc juz na miejscu 2 tygodnie wczesniej ,zeby aklimatyzacja przebiegala pomyslnie.
    Anand tez walczył w Europie i nikt nie przejmował się wtedy ze przyjezdza na inny kontynent!
    A tak na marginesie ,problem ,który został tu poruszony , czyli tzw ,,zemsta Faraona,, , moze byc skutecznie ,,trzymana w ryzach,,. Problem w takim przypadku to zmiana bakterii w srodowisku i zaburzenie wlasnej mikroflory jelitowej. Pomaga tutaj przyjmowanie probiotykow. Zaczynamy brac 4-5 dni przed wyjazdem i bierzemy przez caly czas trwania wyjazdu , ok 1 godziny przed kazdym posilkiem.

    OdpowiedzUsuń