W czym tkwi fenomen Magnusa Carlsena? Pytamy siebie nawzajem. Pytamy siebie samych, w cichości ducha. Z tym zjawiskiem chyba wszyscy mają poważny problem. Z ust prawie każdego daje się słyszeć dość tajemnicze słowo "geniusz". Problem jednak nie leży w samym zdefiniowaniu słowa "geniusz", bo prawie wszyscy znają jego znaczenie...
Największy klin w mojej głowie wziął się stąd, że nie radzę sobie z określeniem przyczyn, z odnalezieniem źródeł tego fenomenu. Zobaczcie jakie to trudne, określić gdzie bije źródło geniuszu. Można przecież wymienić ileś tam cech sprzyjających, doskonałą pamięć, ponadprzeciętną wyobraźnię i dziesiątki innych, których kombinacja powoduje, że dany człowiek w pewnej dyscyplinie nie ma sobie równych. Ale taka próba rozwiązania tej kwestii to tylko poruszanie się po samej powierzchni rzeczy. Magnusa Carlsena nazywa się często, tak się już utarło, "Mozartem Szachów", odwołując się do innego wielkiego człowieka, który, kiedyś tam, dawno temu, ruszył z posad muzykę. Podobno Mozart miał tak fenomenalną pamięć, że był w stanie wejść do klasztoru, posłuchać chóralnego śpiewu mnichów, następnie powrócić do swojej pracowni i przenieść usłyszane motywy na partyturę. Co do nuty. A co komponuje Magnus za szachownicą i w jaką to intelektualną podróż nas zabrał kilka lat temu?
Gdy Garri Kasparow osiągnął apogeum swoich możliwości, wielu arcymistrzów rywalizujących z nim, opowiadało, że od Mistrza Świata bije jakaś tajemnicza aura. Podobno, gdy wchodził na salę gry, od razu wyczuwali jakieś spięcia, coś na kształt zakłócenia energii. Gdy siadali do szachownicy, również czuli się pod straszną presją i nie potrafili tego dokładnie nazwać.
Patrząc na Magnusa absolutnie nie widzę czegoś takiego - ot, wchodzi sobie na salę gry dobrze ubrany młodzieniec, siada i gra, często obraca się na krześle, a jego twarz znamionuje stan najwyższego znudzenia całą sytuacją oraz tym co na szachownicy. Przypomnijcie sobie jak za deską siedział Kasparow, a jak to robi pretendent. Jest różnica prawda? To różnica i temperamentu i stylu gry. Jednak Carlsenowi przeciwnicy "wysypują się" nie mniej, niż Kasparowowi.
Przed meczem Anand-Carlsen, miałem świadomość, że faworytem będzie pretendent. Gdzieś w podświadomości czułem, że Mistrzowi Świata będzie ciężko i nawet pomyślałem sobie, że jeśli ma już oddać tytuł, to żeby uległ po pięknej walce. Tymczasem po dwóch ostatnich pojedynkach moje poczucie estetyki bardzo ucierpiało. Dzisiejsza przegrana Ananda po kolejnym grubym błędzie w którejś już z kolei końcówce wieżowej, powoduje, że czuję się źle. Nie chcę, żeby Mistrz Świata w taki sposób żegnał się z tronem. Nie chcę tego meczu tak zapamiętać. Zostało jeszcze 6 rund, a ja czuję jakby karty już były rozdane, jakby wszystko było przesądzone.
Vishy jeszcze to wygra, zobaczycie !
OdpowiedzUsuńCo do estetyki, moim zdaniem, to nie te czasy, że zobaczymy partie z pięknymi kombinacjami jak sprzed dziesięcioleci. Obaj zawodnicy są za dobrzy na to, aby się złapać na jakąś kombinację. Rzecz w tym, że rozumienie szachów Magnusa jest na takim poziomie, jakiego nikt inny nie osiągnął. A jak ludzie czegoś nie rozumieją, to naturalnym jest że to odrzucają. Na szczęście jest coś mierzalnego - wynik.
OdpowiedzUsuńGrzegorz Kubeczko
Można uważać, że to kryterium jest ostateczne ale chciałoby się zrozumieć o co tu chodzi, jak to się dzieje. W historii meczów o MŚ można było wyłonić wiele racjonalnych elementów i uzasadnić wygrane któregoś z Wielkich. Nawet trudne do oceny onegdaj takie jak Botwinnik -Tal. A tu?
UsuńNapisać, że Carlsen jest po prostu lepszy w końcówkach ?
Panie Grzegorzu, może nie chodzi o partie z pięknymi kombinacjami, ale przegrane w dwóch, nie znów jakoś koszmarnie trudnych zakończeniach wieżowych Mistrza Świata. To może powodować pewien dysonans...
UsuńWielka szkoda, że w tak oczekiwanym meczu ten przecież wspaniały mistrz, Vishy Anand, gra tak słabo. Przecież Carlsen go nie "ogrywa", jeśli trzymać się ścisłego znaczenia tego słowa - to Anand sam dwukrotnie złymi ruchami zaprzepaścił kilka godzin ciężkiej pracy.
OdpowiedzUsuńPamiętam jakiś stary wywiad z Nigelem Shortem, w którym powiedział on coś, co wówczas otworzyło mi oczy - otóż "zła forma" to jego zdaniem wcale nie jest sytuacja, gdy się podstawia figury w co drugim posunięciu:), nie, to wygląda inaczej: człowiek jest w stanie się skupić i zagrać dobrą czy nawet bardzo dobrą partię, ale - i to jest ten punkt - prędzej czy później przychodzi moment, że - zupełnie nieoczekiwanie - pojawia się głupie posunięcie niweczące całą pracę.
Mam wrażenie, że to jest taki właśnie przypadek.
RadekB
Miałem nadzieję, że Anand wygra tę partię i zrobi się bardzo ciekawie. Jednak ta róznica 100 punktów w rankingu nie wzięła się z powietrza. Carlsen jest po prostu lepszy w praktyczne szachy i jest zdeterminowany wygrać ten mecz. Druga sprawa, że Anand od jakiegoś czasu ledwo się trzyma w TOP 10, tak więc zmiana warty jest po prostu naturalna.
OdpowiedzUsuńJedyna nadzieja Ananda leży w zatruciu pokarmowym Norwega jakimś indyjskim specjałem z rodzimymi żyjątkami. Hahaha.
Tom K.
Mnie zastanawia to mówienie o fenomenie i geniuszu i zarazem zarzucanie Carlsenowi, że jest leniwy (w ostatnim lub przedostatnim wpisie tutaj jeden z cytatów) lub brak przygotowania (Anish Giri na Twitterze). Oba zarzuty wiążą się ze sobą, tylko czy Carlsen dał się kiedyś złapać w debiucie na jaką „niespodziankę”?
OdpowiedzUsuńWydaje mi się również, że przypisywanie mu ponadludzkich zdolności jest marketing spiczem. Ja w ogóle nie lubię dorabiania jakiś magicznych aur, pól do niecodziennych osób i sytuacji. Carlsen jest młody, wytrzymały, kocha grać w szachy i gra żeby wygrać, czyli debiuty gra tak, żeby się nie dać przeciwnikowi przewagi, środek gra z myślą o przejściu do końcówki, a tam nie przejmuje się, że pozycja jest martwa lub że to pewnie będzie remis (ileż razy słyszałem takie zniechęcające do gry w danej pozycji komentarze arcymistrzów kibicujących walkom Magnusa). Carlsen koncentruje się na tym co jest na szachownicy, sam nie popełnia błędów a czeka na takowe przeciwnika. A błędy są nieuniknione, kto popełni ich mniej, ten wygrywa.
Oczywiście moje pojmowanie gry i tego fenomenu jest bardzo trywialne i powierzchowne, ale naprawdę nie lubię metafizycznych zachwytów, nawet nad kimś tak wyjątkowym jak Magnus.
A że po partii ten i ów stwierdza, że nie wie, jak w tej pozycji można było cokolwiek więcej osiągnąć niż remis? Niech siądzie do gry z Carlsenem.
Co się tak użalacie nad Anandem? Źle gra, to obrywa. Proste.
OdpowiedzUsuń