Już to kiedyś pisałem, napiszę jeszcze raz: to czym się w szachach zachwycamy, jaki typ partii, zawodnika nam odpowiada, jest rzeczą gustu. Nie ma sensu przekonywać w zażartej dyskusji "Alechinowca", opowiadając mu o różnych aspektach piękna wczorajszej końcówki, granej w Nowym Jorku. Ten i tak będzie zdegustowany, powie, że wynudził się jak mops, ponieważ na któregoś z króli nie spadła kaskada trudno policzalnych za deską kombinacji. Niestety, dla "Talowców", których imię brzmi legion mam złą wiadomość - w tym meczu partii, których kochają mogą w ogóle nie obejrzeć, ewentualnie podczas dogrywki, jeśli do niej dojdzie, choć to pewnie dla nich marne pocieszenie. Przyczyna takiego stanu rzeczy jest prosta - chodzi o Wikinga i jego styl gry. Magnus stworzył w XXI wieku w szachach coś unikalnego, w ogóle jest to zawodnik zjawisko. To genialny technik, nie mający sobie równych wśród współczesnych. Dawno temu pewien Polak, Akiba Rubinstein wymyślił, że można partie wygrywać w złożonych końcówkach, doprowadził swoją technikę do perfekcji, a przeciwnicy w prostych wydawałoby się pozycjach nie wiedzieli o co mu chodzi. Przez wiele lat nasz wielki Mistrz lat punktował, ocierając się nawet o możliwość walki o szachową koronę z wcale nie gorszym specjalistą od końcówek, innym bajecznym technikiem z Kuby. Wtedy zabrakło hojnego sponsora, pieniążków po prostu zabrakło.
Tymczasem po ponad stu latach, pojawia się ktoś, kto postanowił niejako kontynuować tę linię. Magnus bardzo pieczołowicie pracuje nad debiutami po to, by uzyskiwać kontury końcówek podobne do tej, jaka wynikła w trzeciej partii meczu o MŚ. Potem mistrz łapie każdy najmniejszy niuans pozycji i zaczynają się czary na desce. Pytanie - ilu arcymistrzów, klasowych arcymistrzów, w ogóle kto ustałby wczorajszą końcówkę z tak napierającym Mistrzem Świata? Kto podczas partii przy ograniczonym czasie do namysłu byłby w stanie dorównać norweskiemu mistrzowi? Na tym, między innymi, polega fenomen aktualnego króla 64 pól - niby w komentarzach równoległych wszyscy są mądrzy, oczywiście pomagają im w tym krzemowe monstra, tymczasem gdyby każdemu przyszło to grać na żywo, bez podpórek? Hmm... Otóż, to! Dlatego dziwię się bardzo wielu negatywnym komentarzom podczas meczu typu: "Zaś ten Berlin, oooch - jaka nuda! Powoli czas na szachy Fischera", czy "Tempo gry w szachach powinno być sukcesywnie skracane!". Czyli jak, bo nie rozumiem? Może połączmy to do kupy, zróbmy sobie hybrydę - szachy Fischera połączmy z tempem 40 min. na partię plus 10 sek. na posunięcie! To jest jakiś absurd! Jeśli ktoś kocha szachy w życiu takie coś nie przyjdzie mu do głowy! Czy Kariakin miałby szansę pokazać swój wielki obronny kunszt, gdyby grał tempem choć o 30 minut szybszym od tego, które zawodnicy dostali w Nowym Jorku? Jaka byłaby jakość tych partii? Chcemy by szachy były znacznie bardziej medialne, ale to jest ślepa uliczka, one nigdy takie nie będą, bo to jest już taki sport!
Mecz coraz bardziej mnie wciąga. Zastanawiające jest, że Kariakin godzi się stąpać bo ruchomych piaskach, dając wciągać w grę na boisku rywala. Przecież to oczywiste, że tutaj nie ma najmniejszych szans na wygraną. Rosjanin wybrał "Berlin" ponieważ czarnymi stawia przede wszystkim na bezpieczeństwo, jednakże wczorajsza partia pokazała, że Magnus nawet na Pustyni Gobi potrafi odnaleźć wodę. Wczoraj wszystko wisiało już na włosku i owego bardzo pożądanego bezpieczeństwa czarnymi Pretendent nie dostał. Dziś ma białe, ciekaw jestem kolejnej dyskusji debiutowej. Po partii trzeciej sztab Kariakina ma twardy orzech do zgryzienia przynajmniej jeśli chodzi o czarny kolor. Nowojorska batalia naprawdę jest piękna - trafiło na siebie dwóch godnych siebie zapaśników, trwa wielka szachowa uczta. Jak wam się podobała sztuka obrony "a la Kariakin"? Pięknie sparował Wikinga będąc bez jednego piechura. Jednak czy broniąc się długo ustoi w tym meczu? Według mnie pressing ze strony obecnie urzędującego króla będzie już tylko narastał...
krzysztofie wiesz moze jacy zawodnicy są w sztabach karjakina i carlsena ?
OdpowiedzUsuńWiem ze Potkin i Motylew ale na pewno nie tylko oni! U Wikingaa Peter Heine Nielsen
UsuńMagnus miał wygraną i tylko "niedoczas" nie pozwolił docisnąć.
OdpowiedzUsuńOkazuje się że czasu brakuje, mimo 7 godzinnego tempa gry!
Robert.
Z powodu tej partii jestem dzisiaj nie wyspany... i chcę jeszcze!
OdpowiedzUsuńTo samo u mnie!:)
UsuńNiestety żona nie pozwoliła mi kibicować do końca :) Odchodziłem gdy MC zdobył piona i ... gdy się rano obudziłem byłem przekonany, że partię wygrał. Z dużym niedowierzaniem patrzyłem na wynik :) W końcu obstawiałem w tej partii zwycięstwo Norwega. Czułem, że będzie się działo i niewiele brakowało.
OdpowiedzUsuńWitam
OdpowiedzUsuńPanie Krzysztofie w Pana felietonie wkradła się pewna nieścisłość w wątku dotyczącym Rubinsteina. Otóż ten wielki szachista był wymieniany jako poważny kandydat do meczu o mistrzostwo świata, ale nie z Capablanką, tylko z Laskerem - były zresztą prowadzone rozmowy. Niestety wybuchła I wojna św. i do meczu nie doszło.
Śledziłem niedawno partie Dudy na turnieju w Hiszpanii i zauważyłem, że jego styl gry przypomina Carlsen. Oczywiście to jeszcze nie ten poziom, ale za 2 lata ? JKD musi się jeszcze wyzbyć tej brzydkiej przypadłości, która sprawia, że jedną partię w turnieju knoci dokumentnie. Zdarza się to najczęściej w drugiej części turnieju , po kilku bardzo udanych partiach.W poprzednich DM Francji Duda dostał biały kolor i czesał wszystkich równo z trawą, po to by w przedostatniej rundzie [ dla Dudy ostatniej ] przegrać z Krasenkowem.Podobnie było na ostatniej Olimpiadzie, gdzie dodatkowo przegrał jeszcze następną partię oraz na poprzedniej, kiedy to w ostatniej rundzie przegrał grając białymi.Tak więc za 2 lata mecz Carlsen- Duda i to dopiero będą emocje.
OdpowiedzUsuńKonserwa
Mam wrażenie, że strategia Karjakina na przetrzymanie, jeśli to przemyślana strategia, może przynieść efekty, zwłaszcza, gdy mistrzowi świata wygrana będzie wymykać się z rąk, jak w 3 partii.
OdpowiedzUsuń