piątek, 4 sierpnia 2017

Mateusz Bartel wygrywa open w szwajcarskim Biel!!


Trwa wieczór z szachową elitą w Saint Louis. To prawda - ze względu na różnicę czasu nie każdy może sobie pozwolić na towarzyszenie najznamienitszym umysłom świata naszego sportu aż do późnych godzin nocnych. Niektórzy mają do pracy na 6.00, niektórzy wolą sprawdzić wyniki i retrospektywnie przejrzeć partie, są też i tacy, którym odpowiadają nocne godziny. Od kilku dobrych dni trwają w Polsce piekielne upały i tylko wieczory, a właściwie noce mogą dać niejakie wytchnienie od lejącego się z nieba, bezlitosnego żaru. Dziś mogę sobie pozwolić na jeden z ciekawszych wieczorów z szachami. Ciekawi mnie szczególnie - co zrobi Magnus Carlsen, który gra teraz z Karjakinem - nie chodzi mi konkretnie o ten mecz, choć też, chodzi mi o jego występ jako całość. Część za was zapewne nie orientuje się, że Wiking w tym roku nie wygrał jeszcze żadnego turnieju i jak na mistrza świata spisuje się zdecydowanie poniżej oczekiwań. Odnoszę wrażenie, że jego żywiołem są rapidy i blitz. On sam zdecydowanie opowiada się za tym tempem i choć nie mówi tego wprost, to daje się zauważyć, że szachy klasyczne, takie wielogodzinne batalie na "przesiedzenie", na zamęczenie rywala, nie sprawiają mu tak wielkiej frajdy. Wydaje mi się, że Magnus tym długim, klasycznym tempem jest zwyczajnie znudzony.  W rapidach, blitzu, jakość jego gry praktycznie nie spada i jest to swoisty fenomen. Żeby grać blitza na poziomie klasyka, trzeba mieć intuicję, która niczym promienie RTG, potrafi prześwietlać ściany. Magnus będący czystym talentem, 24 - karatowym diamentem naszego sportu taką piekielną intuicję ma. Jednak po obronie tytułu aktualny rok nie jest w jego wykonaniu udany. Dlatego z ogromnym zaciekawieniem przyglądam się teraz jego grze.

Niestety, nie mogłem popatrzeć na zwycięski występ Mateusza Bartla w Biel ponieważ, zdaje się, nie było transmisji (prawda to, czy tylko ja nie potrafiłem jej znaleźć?). To był kapitalny występ naszego reprezentanta, który zdominował wszystkie zawody, które odbyły się w tym turnieju. Chciałoby się powiedzieć - cały Mat Bartel - idzie sobie dołem, niziną, meandruje sobie niczym Nida w Świętokrzyskiem, by nagle wystrzelić w kosmos nie wiadomo kiedy, nie wiadomo właściwie dlaczego, ku osłupieniu wszystkich. Skąd teraz taki wystrzał formy, gdy w niedawnych ME czołgał się a nie grał? Na te pytania nie ma odpowiedzi - taki jest właśnie ten gracz - potrafi odbudować się jak feniks z popiołów, zażegnać każdy większy kryzys. Mat Bartel jest pod tym względem niesamowicie witalny - inni szachiści gotowi są rozpamiętywać, analizować, zadręczać się - Bartel pakuje się, jedzie gdzieś, siada, gra i wygrywa. Bardzo się cieszę, że Mateuszowi udało się wreszcie przełamać - liczę, że to zwycięstwo znajdzie swoje odzwierciedlenie w następnych turniejach. Gratulacje Mateusz!! 

Sportowo Mateusz Bartel odkuł się tymi turniejami, mentalnie zapewne też - jednak całkiem niedawno spotkała go duża przykrość z decyzjami personalnymi naczelnego "Mata". No bo jak facet ma się czuć - gdy do gazety, która była jego dzieckiem, której oddał tyle lat, kawał swojej duszy, zaproszono człowieka, który latami, z wielką pasją panierował w błocie znaczną część środowiska szachowego włącznie z nim samym? Ma mu prawo być przykro. Duża grupa szachistów ma prawo czuć się rozgoryczona. Sam przez dłuższy czas publikowałem w "Macie", jednak nie czuję się aż tak pokiereszowany. W sumie i mnie takie coś mogło zaboleć, w końcu też byłem tego częścią - ludziom generalnie podobały się moje rozmowy, wielu specjalnie dlatego kupowało to pismo. Jednak, jakoś nie trafiło mnie to. Może wynika to z tego, że jedną z moich ważniejszych życiowych dewiz jest spodziewać się po ludziach wszystkiego najgorszego, a jeśli tak się nie dzieje być mile zaskoczony in plus. To lekcja mojej śp. mamy - nie ufaj ludziom, ufaj tylko sobie - wtedy nic cię nie zaskoczy! (Pogląd generalnie zbliżony do stoicyzmu) Ale ja to ja - typ dość dziwny i za mną nie trafisz. Innym jednak może być w związku z tym bardzo nieprzyjemnie - ciekaw tylko jestem do czego to wszystko zmierza? Na chłopskie oko widać, że do niczego dobrego. Prośba - nie piszcie tu o tym wątku, nie międlmy tego w nieskończoność, dobra? Piszmy o szachach, które kochamy! Nie chcę się tym pierdolonym gównem zatruć do takiego stopnia, żebym w poszukiwaniu ogólnego zdrowia był zmuszony do powieszenia kłódki na tym moim kramie.  Zgoda moi mili?

Aleksander Ipatow, będący w szczycie formy i kariery sportowej rezygnuje z szachów i idzie na studia, a tę decyzję chwali Aleksiej Drejew. Ipatow, mający ukraiński paszport, grający dla Turcji w obszernym wywiadzie dla http://www.chess-news.ru/node/23523, podaje powody rezygnacji z profesjonalnych szachów.  Według Ipatowa, "życie jest zbyt krótkie, żeby tylko trwać przy szachach". Dla Ipatowa najważniejsza jest jego przyszła rodzina, dlatego porzuca szachy bo nie jest pewien czy będzie w stanie dzięki szachom zapewnić jej godziwy byt. W ogóle cały wywiad ma mocno egzystencjalny wydźwięk - Ipatow ocenia, że mając 2659 elo nie będzie w stanie skutecznie rywalizować w openach o najwyższe nagrody, wszak szachy to niepewność, życie na walizkach itd. Pytanie jakie mi się nasuwa po przeczytania tego, bardzo ciekawego wywiadu z tym młodym, dojrzałym człowiekiem jest takie: co jest nie tak z naszym sportem, jeśli gość z pierwszej setki świata martwi się o pieniądze, byt? Człowiek wkłada w ten sport całą młodość, dzieciństwo, około 1\4 życia nie wstaje znad deski, by uświadomić sobie na końcu tej drogi, gdzieś na styku młodości z dorosłością, że może nie jest w jakiejś bezwyjściowej sytuacji, ślepym zaułku, ale w co najmniej mało satysfakcjonującym położeniu. Niektórzy pewnikiem zapytają o jaki standard życia Ipatowowi chodzi, w końcu mając prawie 2700 elo może niezłe pieniądze zarabiać na trenerce, analizach itp. Problemem jest to, że ilość czasu włożonego w dojście do tak wysokiego poziomu nie przekłada się na dobre, satysfakcjonujące pieniądze. Porównajmy sobie szachistę z 2650 z jego dość niejasnymi zarobkami, niepewnością co do każdego momentu jego kariery, ze stabilnością lekarza stomatologa, który po studiach może od razu zacząć zarabiać duże, a przede wszystkim pewne pieniądze. Jest różnica i to ogromna w statusie egzystencjalnym tych dwóch osób, w ich poczuciu bezpieczeństwa. Można oczywiście spróbować pofilozofować, że ryzyko jest wpisane w naszą kondycję, że o jakim bezpieczeństwie mówimy w końcu i tak umieramy, ale przecież nie o to chodzi. Ludzie chcieliby przynajmniej mieć iluzję poczucia bezpieczeństwa, stabilności, jednak jeśli jej nie dostają, czują się sfrustrowani. Ipatow nie pierwszy i nie ostatni ucieka z szachów. Pamięta ktoś takiego szachistę Negi Parimarjana - on też poszedł na studia mając ranking podobny do Ipatowa. Ipatow decyzji swojej nie żałuje - zamierza sprawdzić się w biznesie...

Magnus ogrywa swojego niedawnego rywala z NY, wygrywa też So. Ostatnia partia w Saint Louis: "Caro" ma na widelcu Aroniania - techniczna końcówka zdaje się jest wygrana, pewnie potrwa, ale czy Lewon zdoła to ustać?



28 komentarzy:

  1. ciekawe podejście - zarzucic temat n ablogu i prosić o niekomentowanie tego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No podałem powody. Chciałem, żeby szachiści poznali moje stanowisko ale brnąć w to dalej, babrać się w tym - nie zamierzam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wygrana turnieju na pewno liczy się, Bartel wykazał się dobrą, równą formą i zrobił RP +100 punktów. Chwała mu za to.
    Niemniej jednak bym nie popadał w hurra optymizm, gdyż nie miał okazji zagrać żadnej partii z wyżej notowanym zawodnikiem (a było ich 9).
    Jednak jest to wartościowy wynik i liczę na podobną postawę w przyszłości.

    Tom K.

    OdpowiedzUsuń
  4. Odniosę się do kwestii Ipatova. Takich sportów, w których ciężko się utrzymać z uprawiania ich będąc 100 zawodnikiem na listach światowych jest na pęczki. Jakie pieniądze zarabia setny młociarz czy oszczepnik? Dostają jakieś marne stypendium może, ale trzeba wziąć pod uwagę, że kariera takiego sportowca jest duża krótsza niż szachisty (np. szachista Michael Adams ma 48 lat i ciągle jest w czołówce światowej). Podobnie jest w większości konkurencji lekkoatletycznych, pływaniu, dyscyplinach strzeleckich, maratonach, snookerze itd. itd. Żeby interesować się szachami trzeba umieć w nie grać, a finansują je głównie pasjonaci. Nie jest to dyscyplina łatwa do zrozumienia i widowiskowa jak sporty zespołowe (piłka nożna, siatkówka, koszykówka, hokej, futbol amerykański), ale też tenis. Takie sporty przyciągają kibiców, a co za tym idzie sponsorów i pieniądze. Nawet przeciętniacy, które je reprezentują są w stanie żyć na niezłym wysokim poziomie (no może w tenisie trochę mniej). Nie jest to jednak regułą. Weźmy na tapetę np. takie rozsławione w Polsce skoki narciarskie. Wg niektórych nawet bardzo widowiskowe. Tak naprawdę nie ma w nich olbrzymich pieniędzy, a utrzymać się ze skakania może ok 30-50 (i to w porywach) zawodników na świecie. Tak więc uważam, że w większości sportów nie wystarczy należeć do szerokiej czołówki światowej by z nich nieźle żyć. Trzeba być w ścisłym topie. Szachy jednak uprawia się nie tylko dla pieniędzy, ale też z pasji. Życzę takiemu Ipatovovi 30 lat radości z stania przy tym przykładowym fotelu dentystycznym i grzebaniu ludziom w zębach. Albo przy wpisywaniu cyferek w Excela. Podsumowując, uważam że nic złego się z szachami nie dzieje. To normalna kolej rzeczy, a pieniądze i tak są duże większe niż jeszcze 10 lat temu.

    Pozdrawiam, nosaj

    OdpowiedzUsuń
  5. Panie Krzysztofie. Z tym "pier... gów..." trochę Pan przesadził. Cóż to za język? Ten blog czytają pewnie też juniorzy.
    Włodek Nawrocki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic innego nie przyszło mi do głowy - te słowa, choć niezbyt odpowiednie są jak najbardziej adekwatne a juniorzy? Cóż, sądzę, że zdecydowanie wolą raz na jakiś czas usłyszeć coś takiego, niż obcować z hipokrytą co pozuje na aniołka. Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Gratulacje dla Mateusza za zwycięstwo w niezłym turnieju!
      Gratulacje dla Mateusza i dla Pana, Panie Krzysztofie za odwagę w wątku dotyczącym czasopisma Mat!

      Usuń
    3. Nie przyjmuję gratulacji - nie czułem, żeby musiała we mnie wzmóc odwaga by to napisać - w paru zdaniach po prostu napisałem co o tym sądzę i tyle.

      Usuń
    4. A jednak jest Pan bardzo odważny, bo wytyka Pan grube błędy, które nowy Zarząd popełnia już na początku swojej kadencji.

      Usuń
  6. Napisał Pan: "Ludzie chcieliby przynajmniej mieć iluzję poczucia bezpieczeństwa, stabilności, jednak jeśli jej nie dostają, czują się sfrustrowani". Oczekiwania ludzi w stosunku do życia są moim zdaniem zbyt wygórowane. Jeśli jestem zdrowy, mam co jeść i mam gdzie spać, a przy tym nie jestem osobą pozbawioną wolności osobistej, to wszystko ponad to jestem skłonny traktować jako pewien bonus. Oczywiście każdy dąży do tego, żeby być w życiu szczęśliwym. A co to znaczy być człowiekiem szczęśliwym? Osobiście najbardziej odpowiada mi taka definicja: rób to co lubisz i doprowadź to do takiego poziomu, żeby inni chcieli ci za to płacić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnośnie tego ostatniego - rób co lubisz i doprowadź to do takiego poziomu, żeby inni chcieli ci za to płacić. Hmm.. uwielbiam pisać o szachach, mógłbym z tego żyć, tymczasem od 10 lat nie mam z tego złotówki, więc coś tutaj jest nie tak, jak myślisz co? ;)

      Usuń
    2. Znak na końcu sugeruje, że jest to pytanie retoryczne. Jednak pozwolę sobie na udzielenie odpowiedzi. Jak nie wiadomo o co chodzi to zapewne chodzi o pieniądze. Pewnie zajęcie, które Pan wykonuje finansowo bardziej kalkuluje się niż pisanie o szachach. Niemniej jednak uważam, że takie myślenie jest oparte o fałszywe założenie - z szachowej publicystyki nie da się żyć. A niby dlaczego nie? Z publicystyki politycznej można, a z szachowej nie? Powie Pan pewnie: nie znam nikogo kto z tego żyje, a ja odpowiem: i bardzo dobrze, bo to oznacza mniejszą konkurencję! Wydawało mi się kiedyś, że nie można żyć z szachów mając zaledwie I kategorię szachową. Okazało się, że jak najbardziej można. Od 2012 roku nie grałem w żadnym turnieju szachowym. Realizuję się jako instruktor. Oczywiście dochody, które osiągam dla niektórych byłyby głęboko niewystarczające. Dla mnie są odpowiednie do pokrycia całorocznych wydatków. Realizuję więc w praktyce zasadę o której napisałem.

      Usuń
    3. Pomijacie poziom tej "pracy". Być może dałoby się wcisnąć komuś takie teksty za jakieś pieniądze. Praktyka jednak pokazuje, że taki średnio-przeciętny poziom pisania o szachach wymaga dofinansowywania, np. z PZSzach. Przykładem "Mat", który prawdopodobnie by zbankrutował gdyby go PZSzch nie wykupił.

      Usuń
  7. Ja chętnie kupowałbym pachnący magazyn , który zawiera treści takie jak na tym blogu.Kiedyś kupowało się magazyn Szachy i czytało się z szachownicą na podorędziu. Nie każdy lubi ślęczeć przed monitorem. Może być nawet brukowiec szachowy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z uwagi na wiek chociażby jestem zwolennikiem tradycyjnie wdawanych książek i czasopism. tzw. postęp jest jednak nieuchronny.Koszty druku, kolportażu są tak wysokie, że nie bardzo chce się wierzyć w tradycyjnie wydawane czasopismo szachowe.Kto zresztą dziś czyta książki szachowe?

      Usuń
    2. Mając do dyspozycji portale szachowe np Playchess odczuwam zalew treści szachowych . Fajne to , ale nie daje rady poczytać bo jest natłok tego,
      brakuje czasu. Nie każdemu pasuje szachowa breja a książki szachowe to się raczej kolekcjonuje.Pamiętam magazyn Szachista w poręcznym małym formacie , to była comiesięczna dawka emocji do ogarnięcia a nie jak teraz wylew informacji niczym tuczenie gęsi .Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Koszty druku i kolportażu są o wiele za niskie, co powoduje, że prawie każdego stać na publikowanie, w efekcie niestety o wysokim poziomie jakości (szeroko rozumianej) możemy już my - czytelnicy - zapomnieć.

      Usuń
  8. odpowiedz

    Trener szachowy W. Swić - nie poleca książek szachowych -- może ma racje?
    ja również nie polecam książek szachowych , ale tylko dlatego
    że może 20 procent tych książek jest napisane przyzwoicie.
    Odnośnie Mata -- to nie będę kupował -- bo czytanie czasopisma
    z lupą - w reku mi nie odpowiada.
    Czemu czasopismo Szachista jest na przyzwoitym poziomie a Mat - nie.
    O poziomie czasopisma decyduje profesjonalizm redaktora...oraz materiał szachowy...
    Czasopismo szachowe ma uczyć szachów!!! -- a nie być Trybuną Ludu.

    https://www.facebook.com/profile.php?id=100018172620145

    Wladek z Polanca

    OdpowiedzUsuń
  9. Niestety poziom szachowy wszystkich trzech polskich czasopism: Szachista, MAT, Panorama Szachowa jest bardzo słaby! Brakuje profesjonalnie przeprowadzonych analiz partii szachowych, pokazania planów gry, wariantów, oceny pozycji itp. Tego nie ma ani w Szachiście i ani Panoramie Szachowej. Są tylko listingi partii i diagram ... i to ma być przyzwoity poziom szachowy?! Kpina. W Macie natomiast jest jedna analiza na cały numer, a reszta stron to nudne felietony, na które nie warto poświęcać czasu. Jednakże w czasach gry redaktorem był arcymistrz Mateusz Bartel czasopismo MAT trzymało bardzo wysoki - arcymistrzowski poziom i z przyjemnością je prenumerowałem i czytałem. Teraz MAT nie nadaje się do pogłębiania wiedzy szachowej. Rocznik kosztuje 70zł w prenumeracie, a ja za taką kwotę mam już porządną książkę szachową (po rosyjsku) wraz z przesyłką np. Dworeckiego "Sztuka manewrowania" gdzie jest wiele ciekawych analiz i partii.

    http://sklep.caissa.pl/index.php?route=product/product&product_id=2613

    Gazet szachowych po polsku niewiele osób kupuje, w EMPIKU leżą przez cały miesiąc 2,3 i pod koniec miesiąca nic nie schodzi. Jaka jakość takie zainteresowanie zakupem.

    Za to książek szachowych po rosyjsku i angielsku jest naprawdę wiele znakomitych i warto je kupować, czytać, analizować i doskonalić się. Najlepsze i tak chyba są rosyjskie: Książki Dworeckiego i Jusupowa (Szkoła przyszłych mistrzów - 5 części oraz Szkoła arcymistrzów - 4 części, 3 tomy Botwinnnika, książki o meczach o mistrzostwo świata Botwinnika, Mecz o mistrzostwo świata 1948, Petrosjana (strategia nadieżnosti), Szachowa spuścizna Alechina (2 tomy), Karpowa (100 partii) i wiele wiele innych z popularnych rosyjskich serii. Te książki zawierają analizy partii i pokazują nić gry. Warto je studiować.

    Z gazet szachowych to można polecić tylko rosyjskie "64".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo cenię natomiast serię "Moi wielcy poprzednicy" Kasparowa. Dla mnie to najlepsze książki. Biją na głowę , o kilka klas wszystko to, co czytałem do tej pory - znacznie podniosły moje zrozumienie gry. przeznaczone są jednak dla bardziej zaawansowanych szachistów. Dla początkujących polecam serię wydawnictwa Arden "Program szkolenia szachistów na III kategorię" Goleniszczewa, potem "Program szkolenia szachistów na II kategorię" i ewentualnie jeszcze na I, a potem książki Kasparowa - taką ścieżkę edukacji zawsze polecam.

      Usuń
  10. Byliby jednak tacy, którzy by pana zatłukli, że mamy po polsku wszystko i to w doskonałej jakości jeśli chodzi o książki. To nieprawda. Te książki, które wymieniłeś mam w domu - są to najlepsze książki jakie można mieć, jednak z tych tylko 5 tomów Dworeckiego :Szkoła Przyszłych Mistrzów. Nie ma Botwinnika a to jest absolutna podstawa, nie ma Petrosjana, nie ma 2 Tomów o Alechinie o debiutach nie ma prawie nic. Gazeta rosyjska "64" to jest kosmos w porównaniu do naszych - w tym piśmie jedno jest piękne - szachy są tam łączone ze sztuką, muzyką, podróżami, są reportaże, oczywiście są też szachowe analizy na najwyższym, światowym poziomie. Ja miałem i nadal mam wiele pomysłów - jednak już ich nie zrealizuje - pierwszy z brzegu - cykl wywiadów z szachistami z wszystkich kontynentów. Australia, obie Ameryki zwłaszcza Ameryka Południowa - to dziewiczy teren, a tam bardzo mnie ciekawi jak stoją szachy w Ekwadorze. Chile, czy Brazylii. Dalej Afryka - tam juz mam świetne wtyki dzięki Kasi Tomie. Kraje bloku wschodniego. Niestety, takie coś robi sie pod auspicjami gazet, dla bloga nikt z zagranicy nie udzieli wywiadu, lub mało kto.

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurcze było się uczyć rosyjskiego , prenumerowałbym sobie magazyn 64 i osiagnął
    ponad 2k elo dla lepszego samopoczucia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, obecnie polskie pisma szachowe są na bardzo niskim poziomie. Najlepszy jest teraz Szachista. Kiedyś dobry poziom utrzymywał Mat, ale to było wtedy, gdy redagował go Mateusz Bartel. Nie dziwię się, że przy obecnym redaktorze pismo upada.

      Usuń
    2. Nie wiem jaki jest poziom obecnego "Mata" bo już mi go od dawna nie przysyłają, więc się nie wypowiadam. Mnie w artykule chodziło o coś zupełnie innego.

      Usuń
  12. W sprawozdaniu finansowym za okres 1.01.2016 - 31.12.2016 opublikowanym na stronie PZSzach wynika, że w samym 2016 roku do czasopisma Mat trzeba było dołożyć aż 50.428,21 zł (koszty projektu wyniosły 77.423,07 zł, a przychód zaledwie 26.994,86 zł). Czyli w efekcie sami szachiści z wpisowego, różnych innych opłat i licencji zrzucili się na dotowanie pisma o tak niskim poziomie.

    OdpowiedzUsuń
  13. no to jeżeli ojcem "Mata" jest Mateusz Bartel, to czemu nie chce za swoje dziecko płacić tylko podrzucił do Federacji na utrzymanie i ma pretensje co do linii pisma? zrzekł się praw rodzicielskich i tyle, nie rozumiem płaczu. m ido głowy by nie przyszło mieć o cokolwiek pretensje w takim przypadku.

    OdpowiedzUsuń
  14. W momencie, gdy Mateusz Bartel był redaktorem naczelnym pismo stało na dobrym, a jak na polskie warunki na bardzo dobrym poziomie i nie było deficytowe. Obecnie jest to rozpacz zarówno pod względem merytorycznym, jak i pod względem finansowym oraz pod względem liczby prenumeratorów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wymagania niewygórowane, to i pochwalić można.

      Usuń