poniedziałek, 21 marca 2011

" Zmierzch wielkich. Szachowe tango pod wojennym niebem"






Wojna miesza, zrównuje, chłop czy filozof - wszyscy są do umierania.
                                                                                                                  — Wiesław Myśliwski
                                                                                                                                                          



Zimą, w styczniu, wczesne wieczory zawsze zaskakują przechodniów. Na ulicy Hożej w Warszawie późne popołudnie to już właściwie noc. Znad wysokich kamienic sączy się aksamit: te ostatnie takty symfonii słonecznej, której partytury  napisane są po to, żeby nikt nie pomyślał, że czas, nawet ten najgorszy, może zatrzymać się choćby na krótką chwilę. Królestwo dzwięków. Płynące gdzieś z oddali odgłosy jadącej dorożki, trzask zamykanego pośpiesznie okna, na śmietniku psy walczące o jakiś ochłap, szczekanie, skomlenie. Awantura na całego. Tego dnia słońce zaszło na krwistoczerwono, pozostawiając za sobą na krótko czerwoną smugę, która wpadła w blady róż, a następnie zniknęła bez śladu. Mróz.
17 stycznia 1940 roku "szachowa" kawiarnia u Kwiecińskiego była prawie pełna. Szachiści i kibice. Wszystkie stoły zajęte. Dogrywano ostatnią rundę turnieju i zainteresowanie było niemałe. Gdy na szachownicy idzie wojna, to wszystko wokoło przestaje istnieć. Stwarzając wojnę na szachownicy, myśl ucieka od tej prawdziwej wojny, która zabija naprawdę i wzbudza zwierzęcy strach. Toczyła się ostatnia partia. Naprzeciw siebie siedzieli, otoczeni zwartym kręgiem kibiców Achilles Frydman i Henryk Młynek. Wszyscy jak zahipnotyzowani patrzyli na szachownicę i dlatego nikt nie zauważył dwóch niemieckich samochodów, które bezgłośnie, niczym cienie, zatrzymały się pod sklepem po drugiej stronie ulicy. Uderzenie butem w drzwi wejściowe, krzyki, broń maszynowa. Gestapo.
Ten, który dowodził "akcją", rozkazał każdemu wyjąć dokumenty na wierzch. Ci, którzy byli "polskimi Żydami" mieli stanąć pod jedną ze ścian. I nie było już magii tego miejsca, poezji szachów, tylko krzyki w języku, który przypomina swym brzmieniem odgłosy ostrzenia noża na kamieniu szlifierskim. I strach.
 Pod ścianą stanął także "warszawski Capablanca"- dr. Stanisław Kohn. Jak na nieszczęście nie miał na ręce opaski z gwiazdą Dawida, która była według niemieckiego zarządzenia obowiązkowa dla ludności pochodzenia żydowskiego. Oficer Gestapo zapytał, dlaczego nie ma opaski na ręce. Zanim dr. Kohn odpowiedział, otrzymał kolbą karabinu uderzenie w rękę. Upadł na podłogę ale szybko się podniósł. Złamana ręka zwisała bezwładnie wdłuż ciała.
W tym dniu Gestapo aresztowało około trzydziestu uczestników tego zdarzenia. Najlepszy szachowy kwiat Warszawy. Zatrzymano Dawida Przepiórkę, Mojżesza Łowckiego, Achillesa Frydmana, wymienianego dr. Stanisława Kohna, Henryka Młynka, Wiktora Dzierzbickiego, Eugeniusza Zahorskiego. Aresztowany został także Zygmunt Szulce, w sumie trzydzieści osób.
Miejscem pobytu zatrzymanych stało się więzienie, mieszczące się przy ulicy Daniłowiczowskiej.
Po kilku dniach pobytu w więzieniu, część osadzonych została zwolniona do domów. Zostali ci, którzy byli narodowości żydowskiej. Na początku wojny Areszt Śledczy przy ulicy Daniłowiczowskiej obsługiwali Polacy (Niemcy nie zdążyli jeszcze wymienić obsady więzienia) i na prośbę osadzonych zorganizowano kilka kompletów szachów. Tak doszedł do skutku najsilnieszy "więzienny" turniej szachowy w historii..
W tym turnieju, ostatnim dla jego uczestników, zwyciężył Mojżesz Łowcki. Więźniowie grali w szachy bez przerwy. To tutaj, na Daniłowiczowskiej mistrz Dawid Przepiórka podał prostą regułę prowadzenia piona w końcówkach pionowych zwaną "linią Przepiórki".  Przeczucie większości nie myliło. Każdy wiedział, że Niemcy nie uwięzili ich, żeby po jakimś czasie puścić wolno. Grali w szachy między innymi po to, żeby uciec od myśli o zbliżającym się końcu. Było za późno na zastanawianie się nad tym, co można było zrobić, żeby nie dać się złapać. Może nie zadziałał zwykły, zwierzęcy instynkt samozachowczy? Ale to było niepojęte, że ktoś może tak zupełnie bez powodu chcieć kogoś zgładzić. Nie myślano o tym. Rozum zwykle do samego końca odrzuca taką niemożliwą możliwość. Mało kto uświadamiał sobie, w jak wielkim niebezpieczeństwie znalazł się, przebywając w dużym mieście, które było jednym wielkim więzieniem. Ale czy w czasie wojny są miejsca naprawdę bezpieczne? Tymczasem zaplanowana z prawdziwie niemiecką precyzją akcja eksterminacji jednej z nacji, nabierała rozpędu, by osiągnąć swą niechlubną kulminację w "fabryce śmierci" w Oświęcimiu. Szachiści z Daniłowiczowskiej nie doczekali wiosny. Zaczynał się zmierzch wielkich.



Dawid Przepiórka.


Gdyby przeżyli wojnę, całe szachowe życie skupiłoby się wokół nich. To oni dzieliliby się swoją ogromną wiedzą z kolejnymi pokoleniami, wyznaczali trendy. Nie było im jednak dane. Otwarli bardzo długą listę tych, których życie zostało brutalnie przerwane za sprawą jednego, oszalałego w irracjonalnej nienawiści człowieka.
O ich ostatnich dniach niewiele wiadomo. Najprawdopodobniej zostali zgładzeni podczas masowych egzekucji w warszawskich Palmirach pomiędzy styczniem i marcem 1940 roku. Do dziś nie doczekali się pomnika..


1 komentarz:

  1. Skąd data 17 stycznia? Aresztowania odbywały się wówczas w dniach 18-25 stycznia.

    OdpowiedzUsuń