Pamiętaj! Czas jest graczem namiętnym, co wygra
Bez szachrajstw każdą partię; to reguła święta.
Dzień się zmniejsza i noc się powiększa; pamiętaj!
Wciąż głodna jest otchłań; opróżnia się klepsydra.
Charles Baudelaire
Bez szachrajstw każdą partię; to reguła święta.
Dzień się zmniejsza i noc się powiększa; pamiętaj!
Wciąż głodna jest otchłań; opróżnia się klepsydra.
Charles Baudelaire
O niedoczasach literatura szachowa nie wypowiada się szczególnie obficie. Zwykle w podręcznikach znajdujemy na temat niedoczasów zaledwie wzmianki, wypowiadane "en passant" podczas omawiania innych tematów. Arcymistrz Kotow w książce "Myśl jak arcymistrz" umieścił krótki rozdział zatytułowany "Niedoczas", ale to kilka stron dość mętnych wywodów, z których niektóre są bardzo "odkrywcze" jak na tak znanego arcymistrza: "Niedoczas to okres popełniania błędów", czy też taka oto rada: "Albo nie popadaj w niedoczas, albo, jeśli już popadniesz, ćwicz grę w niedoczasie w taki sposób, jakbyś w niedoczasie wcale nie był". Jak widać, Kotow wniknął w temat bardzo głęboko;). Na koniec mógł jeszcze dodać: "I Drogi Czytelniku, nie daj się!".
O wiele ciekawiej o niedoczasie pisze arcymistrz Krogius, w nie przetłumaczonej na język polski książce "Psychologia twórczości szachowej". W odróżnieniu od Kotowa, Krogius opowiada o niedoczasach, popierając swoje wywody przykładami niedoczasów z gry praktycznej. Ale i tutaj nie znajdujemy pogłębionej analizy problemu. Krogius pisze tylko trochę o profilaktyce, czyli sposobach nie wpadania w niedoczas. (Ciekawostka - Rosjanie nie mają swojego określenia na niedoczas i posługują się zapożyczeniem z niemieckiego - "zeitnot") Sam, w jednym z artykułów zająłem się tematem psychologii walki w niedoczasie, ale też nie poszalałem zbytnio i teraz, gdy spoglądam na to z perspektywy czasu, nie mogę być zadowolony.
Jest jednak jeden arcymistrz, dla którego niedoczas jest już od wielu lat chlebem powszednim. Rzecz idzie o Bartłomieju Maciei, który jest specjalistą od wpadnia oraz rozgrywania niedoczasów.
Salwador Dali - "La persistencia de la memoria" |
Tak jak dla wilka naturalnym środowiskiem są źródła Sanu, tak naturalnym środowiskiem szachowej egzystencji są dla Bartłomieja Maciei niedoczasy.
Przyznam się, że nie wzbudza we mnie specjalnych emocji sytuacja, gdy widzę Macieję, walczącego "na sekundach" w jakiejś ważnej partii. Odwrotnie. Gdy Macieja ma dobry czas, zastanawiam się, co się mogło stać, że tak szybko pograł i czy aby na pewno jest wszystko w porządku (Zdziwienie żony pijaka, który od paru dni wraca na porę do domu i jest w dodatku trzeźwy).
Wicemistrz Polski - B. Macieja. |
Ale już całkiem na poważnie, to jest coś skrajnie nieracjonalego w grze tego arcymistrza i może mi ktoś wyłoży, o co chodzi na przykład w sytuacjach, gdy Bartek Macieja zamyśla się na 35 minut po ruchach: 1.d4 Sf6 2. Sf3 d5 3. g3 ??
Przecież, to nie jest tak, że on nie wie co zagrać w trzecim posunięciu, które jest normalnym ruchem! Bartek nie pierwszy i nie dziesiąty raz, na pierwsze 10 posunięć traci blisko połowę czasu do namysłu. Dla mnie, zupełnie nie logicznym jest, tracenie czasu na oczywiste ruchy, w dobie dość już przyspieszonego tempa gry. Przecież, gdyby Bartek zagrał "z ręki" około 15 posunięć (co jest normalne u reszty arcymistrzów), mógłby mieć czas na znajdywanie najgłębszych posunięć w grze środkowej, bez groźby niedoczasu. Czegoś tu naprawdę nie rozumiem!
Inna sprawa, że Mistrz Europy z Batumi (2002r.) rozgrywa niedoczasy doskonale. Macieja spokojnie potrafi ustać z sekundami na zegarze, przy 10-15 posunięciach do kontroli czasu, z wieloma bardzo silnymi arcymistrzami. Wielu rozbijało się o niedoczasy Maciei, choć ten, również komplikował sobie niedoczasami wygrane. Ale po co dawać przeciwnikom aż tak duże czasowe fory?
Pytań jest wiele. Może któryś z Czyteników ma jakiś trop? Może ja czegoś nie dostrzegam, co jest wielce prawdopodobne?? Wiem jednak na pewno, że Macieja ma kapitalną wiedzę i materiał, do napisania książki na temat chorągiewek, które już od wielu lat, jak miecz Damoklesa, wiszą nad nim i całą jego profesjonalną karierą...
Zawsze można liczyć warianty, można się zastanawiać czy akurat na danego przeciwnika zastosować wariant agresywny a może raczej spokojny. Jest coś takiego jak walka psychologiczna, polegająca na "uśpieniu" przeciwnika - mając lepszy czas może poczuć się pewnie i wykonać pochopnie posunięcie albo wykonać nieprzemyślane posunięcie tylko po to, by wykonać je szybko i utrzymać przewagę czasową. Przy zastosowaniu dodawanego czasu można sobie pozwolić na niedoczas, bo grać szybko można, zwłaszcza jeśli wcześniej przygotował ktoś sobie plan. Miałem w swojej "karierze" partię, w której z silniejszym przeciwnikiem straciłem jakość i uzyskałem fatalną pozycję ale ... oczami wyobraźni zobaczyłem wariant, w którym atak wieży przeciwnika kończy się widełkami wykonanymi przez mojego skoczka (nie liczyłem tego dokładnie ale poczułem go), specjalnie przed kontrolą czasu (po 40 posunięcia
OdpowiedzUsuńDokończę jeszcze. Doczekałem tak aby mieć tylko minutę i licząc na to, iż przeciwnik będzie chciał wygrać na czas. Poszło tak jak myślałem, przeciwnik wykonując niby aktywne rozsądne posunięcia wpadł, ja zdążyłem do kontroli czasu wytrzymać. Wygrałem. Przeciwnik ... z pewnością na długo zapamiętał tę partię. Kolega obserwujący z boku myślał, że chciałem poddać partię, bo nie wierzył, że jeszcze można ją wygrać. Wygrać można ją było właśnie przez taki manewr (tylko!) :-)
OdpowiedzUsuńNajsłynniejszym polskim "niedoczasowcem" był Jacek Bednarski. W tamtych czasach grano tempem 2,5 godziny na 40 posunięć bez oczywiście dodawanej pół minuty. Często bywało, że po kilku ruchach Jackowi zostawało kilkanaście minut do kontroli. W trakcie rozgrywania niedoczasu wypalał dwie paczki "Sportów"(wtedy wolno było palić przy stoliku).
OdpowiedzUsuńKiedyś zapytałem go - o czym myśli nie wykonując znanego wszem i wobec debiutowego posunięcia?
Odpowiedział mi krótko - liczę końcówkę pionową!
Prawda jest taka, że gdyby Bednarski miał dwa razy więcej czasu od przeciwnika, to też popadałby w niedoczasy. W tym miejscu należy dodać, że w życiu poznałem kilku ludzi, którzy na prawdę rozumieli szachy. Jednym z nich był Jacek. Jemu większą przyjemność sprawiało samo "wymyślanie", niż "wykonywanie". W końcu był filozofem.
Myślę, że to jest adrenalina, czyli tworzenie z szachów tzw. sportu ekstremalnego. Pełne napięcie, pełne ryzyko, pełna koncentracja. Są ludzie, którzy wspinają się po pionowych skałach, chodzą po linie rozpiętej między drapaczami chmur bez asekuracji itd, itd. Notoryczne granie w niedoczasie to takie właśnie działanie. Niektórym to jest niezbędne do życia.
Mnie to trochę dziwi takie szukanie wrażeń ekstremalnych w klasykach, jak ktoś lubi taką nerwówkę i granie na wiszącej chorągiewce to niech blitze częściej gra.
OdpowiedzUsuńByłem kiedyś świadkiem jak Shirov po wykonaniu od ręki ok.10-12 posunięć popadł w namysł trwający co najmniej pół godziny. Pozycja na szachownicy nie przeszkadzała mu wpatrywać się w jakiś punt sklepienia hali. Obserwując go zastanawiałem się wówczas czy liczy na ślepo warianty, czy, co wydawało mi się bardziej prawdopodobne wertuje w głowie bazę próbując przypomnieć sobie właściwą kontynuację. Może tu o to chodzi ? Po "powrocie" do gry kilka kolejnych ruchów wykonał praktycznie od ręki.
OdpowiedzUsuńCo do Maciei - mam nieodparte wrażenie, że fatalny nawyk popadania w hiper niedoczasy daje paradoksalnie temu bardzo ambitnemu zawodnikowi coś na kształt alibi w razie niepowodzenia. Zawsze można powiedzieć - ach, gdy nie ten niedoczas ....
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń