niedziela, 1 kwietnia 2012

"Dmitrij Jakovenko Mistrzem Europy 2012r.! Stracony turniej dla biało-czerwonych"



Moi stali Czytelnicy z pewnością zauważyli, że mniej więcej od połowy turnieju nastąpiła przerwa w relacji na "Psychologii i Szachach". Spieszę wyjaśnić, że brak komentarzy z mojej strony nie był spowodowany niesmakiem, który rodził się we mnie stopniowo, w wyniku wnikliwej obserwacji poczynań Polaków w Plovdiv, a pilnym wyjazdem do miasta Wrocław, gdzie nie miałem czasu oraz szans na dostęp do internetu. O przebiegu rund i wynikach informowała mnie żona telefonicznie...

Straciłem niewiele. W sobotę, już będąc w domu, "załapałem się" na ostatnią rundę mistrzostw, przeanalizowałem wyniki, jednak partii nie przeglądałem. Doszedłem do wniosku, że przy tak odległych miejscach Polaków nie ma wielkiego sensu oglądanie ruch po ruchu jak do tego doszło. Z ośmiu reprezentanów Polski tylko dwóch, Bartłomiej Heberla oraz Dariusz Świercz, odnotowali zyski rankingowe. Pozostałych sześciu straciło, a niektórzy (Bartosz Soćko) naprawdę niemało. Nie chcę popełnić tautologii, i repetować za innymi blogami szachowymi określeń typu: katastrofa, "szachowy ogon Europy" itd., niemniej jednak przyznaję się bez bicia, że powietrze ze mnie zeszło. Panie rozpoczęły w Turcji, Panowie dokończyli w Bułgarii i jedyne co pozostaje, to jak najszybciej zapomnieć o tych turniejach.

Od dzieciństwa rywalizacja sportowa w tenisie stołowym, szachach czy pływaniu, nauczyła mnie, że nie da się wygrywać zawsze. To potrafią tylko jednostki wybitne. Najgorsze jednak dla kariery sportowej jest zadowolenie się tym, co już się osiągnęło. W czołówce polskich arcymistrzów, którą obserwuję od lat, nie widzę żadnego znaczącego impulsu, tego "ciągu na bramkę", głodu sukcesu, który stymuluje rozwój. Nie widzę też, co jest bardziej niepokojące, naporu "młodych gniewnych" z dołu. Dwóch, trzech perspektywicznych juniorów to "deko-ciut" za mało jak na blisko 40 milionowy kraj. Trend w polskich szachach jest pozytywny o tyle, że lepszego nigdy nie było (poza wspaniałym okresem II Rzeczpospolitej, ale takie analogie przypominają piłkę nożną i odwoływanie się do dokonań "Orłów Górskiego", gdy tymczasem od trzech wielkich imprez nie możemy się wydostać z grupy) Liczy się przecież tu i teraz, a wielkie tradycje w danej dyscyplinie mają służyć temu, by zobowiązywać kolejne pokolenia...

Po powrocie z Wrocławia prześledziłem (jak czegoś nie mogę czytać to mrużę jedno oko, a drugie z trudem utrzymuję otwarte) kolejną odsłonę sporu dotyczącego retuszów, różnych spojrzeń na problemy etyki dziennikarskiej i znużony wyłączyłem komputer. Choć na temat atmosfery wokół szachów w Polsce (czy też jej braku) mam od pewnego czasu wyrobione zdanie, to jednak postanowiłem nie dokładać nic od siebie. Naszła mnie jednak taka refleksja, że cały ten światek wokół szachów, odzwierciedla wszystkie cechy Polaków, o których pisał Bobkowski czy Gombrowicz, którzy żeby je ujrzeć jaskrawo i w całej rozciągłości, musieli wyjechać jeden do Gwatemali, drugi do Argentyny. Potrzebowali perspektywy. Osobiście, gdybym wcześniej nie znał szachów i ich nie kochał, to najprawdopodobniej dziecka bym na szachy nie zapisał (no, chyba żeby bardzo chciało). A tyle mamy przecież do zrobienia w odprogramowywaniu społeczeństwa, jeśli chodzi o naszą dyscyplinę. Znacznie lepiej i łatwiej żreć się o to czy ktoś miał prawo umieścić się na okładce pisma o nakładzie 1200 egzemplarzy, i czy jeszcze inny nie przegiął za bardzo na photoshopie, podczas retuszu. Arcyważne to sprawy są. Nikt nie zapyta czemu pisma szachowe w Polsce nie rozchodzą się w 10 tys. nakładu lub czemu społeczeństwo jest tak mało "zagospodarowane" Grą Królewską. No cóż, napisałem, że głosu nie zabiorę, a jednak zabrałem. Dobra, niech będzie.

W Mistrzostwach Europy zwyciężył pochodzący z Omska Dmitij Jakovenko 2729 elo - uczeń Aleksandra Nikitina.



Indywidualny Mistrz Europy - Dmitrij Jakovenko 2729 elo. Rosja.

Drugie miejsce zajął Francuz Laurent Fressinet 2693 elo. Brązowym medalistą został Vladimir Malachov 2705 elo, z Rosji. Pierwsza szóstka mistrzostw to zawodnicy Federacji Rosyjskiej z wyłączeniem wyżej wymienianego srebrnego madalisty z Francji. A jak tam Polacy, Panie? Polacy proszę Pana, daleko. Bardzo daleko...


Zdjęcie z zasobów Chessbase.com

2 komentarze:

  1. Byłem zaskoczony bardzo przeciętnym występem Mateusza Bartla, ale trzeba przyznać, że nie da się grać zawsze dobrze. Areoflot w Moskwie i mistrzostwa polski - to były dla niego świetne turnieje, teraz przyszedł spadek formy, a może przemęczenie materiału?

    Ja osobiście wziąć liczę na mojego ulubionego zawodnika - Radosława Wojtaszka. Myślę, że jeszcze wróci do swojej wspaniałej formy i będzie grał jak prawdziwy 2700, a może i lepiej! :-)

    Pozdrawiam,
    Paweł.

    P.S.
    Czytam blog Konikowskiego i jego lekceważące wypowiedzi odnośnie Wojtaszka (po co się męczyć na turniejach skoro można zarobić dużo euro na pomocy Anandowi) są bardzo niesmaczne - ten człowiek ma w sobie wiele jadu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pan Konikowski i pan Długosz chyba dostają orgazmu pisząc o niepowodzeniach polskich szachów. Współczuję tym panom.

    OdpowiedzUsuń