niedziela, 26 sierpnia 2012

"Istambuł, pachnący orientem Istambuł..."



Dobre relacje z wydarzeń sportowych nie skupiają się tylko i wyłącznie na samym zdarzeniu, a pokazują go w nieco szerszym kontekście. Dla mnie, takim ideałem profesjonalnego przekazu jest coroczny wyścig "Tour de France". Każdy detal, niuans, jest tutaj dopracowany, a realizatorzy mają wszystko pod kontrolą. Kolarstwo jest sportem, który z uwagi na swoją specyfikę, musi promować piękne krajobrazowo miejsca i nie brakuje zwykle czasu na pokazanie Francji, Włoch czy Polski (w zależności od tego gdzie odbywa się wyścig) od najatrakcyjniejszej strony.

Zastanawiałem się dość długo jak urozmaicić Czytelnikom relację z Turcji i doszedłem do wniosku, że najlepiej skorzystać ze sprawdzonego pomysłu realizatorów wyścigów kolarskich. Mianowicie przed przejściem do turniejowego meritum, będę w krótkich akapitach, wraz z jednym, dwoma zdjęciami, przybliżał Wam Istambuł, w którym byłem dwa razy. Istambuł, to jedno z piękniejszych miast, jakie udało mi się zobaczyć na trasach moich włóczęg, dlatego będę się starał podzielić ciekawymi informacjami o tym miejscu.


Widok na Istambuł z pływającego liniowo promu.

Większość występów przedolimpijskich reprezentacji męskiej była nieudana i  gdyby zastosować tutaj logikę ciągłości złej passy, powinienem być zaniepokojny. Nie powiem, żebym nie był, ale w szachach wręcz można mówić o regule gorszych przedstartów przy uzyskiwaniu optymalnej formy. Miło było usłyszeć od Bartłomieja Maciei, że na zgrupowaniu wszyscy byli optymistycznie i bojowo nastawieni. Tylko w takiej atmosferze można  przekraczać wszystkie ograniczenia. Mateusz Bartel zdołał już zapewne zapomnieć o Dortmundzie, a Radek o przegranej z Jobavą. W przypadku Darka Świercza intuicja mi podpowiada, że zaprezentuje się bardzo dobrze. Bartosz Soćko stracił nieco w Chinach w, przyznam się szczerze, dość dziwnym starcie jak na okres tuż przed Olimpiadą. Wcześniej jednak był w formie w Leiden, więc powininno być dobrze.

Kobieca reprezentacja, nareszcie wzmocniona Iwetą Rajlich, ma, że się tak wyrażę: "papiery" na walkę o medal. Skład naszych reprezentantek wygląda imponująco i wietrzę jakiś kruszec. Czego jestem pewien? Tego, że nie zabraknie bezkompromisowej walki na każdej "desce" - do tego Polki zdążyły już kibiców przyzwyczaić. Szykuje się wspaniałe olimpijskie święto, wielki szachowy festiwal, a jeśli spytacie mnie, jaki mam apetyt na kibicowanie, to odpowiem Wam jednym słowem: zwierzęcy!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz