No i powoli czas wracać. Wracać do pisania, do kontaktu z Czytelnikami, do tego szachowego świata, którego złożona natura nie pozwala milknąć na dłużej. Nie pisałem od świąt, choć bardzo mi przeszkadzała ta kartka świateczna, że tak długo wisiała. Wyglądało to trochę tak, jakby właściciel strony napisał: "zamknięte do odwołania". Ale jeśli za chwilkę Wam opowiem dlaczego nie miałem czasu na pisanie, to przyznacie, że nie mogło być inaczej. Otóż, przełom rubinsteinowskiego roku z tym nowym, 2013 rokiem, upłynął mi pod znakiem rywalizacji w festiwalu "Cracovia". Dość długo się szykowałem do tego turnieju, niestety w samą wigilię usłyszałem w moich oskrzelach słynną dziewiątą symfonię Bethoveena i już wiedziałem, że będę się zmagał oprócz przeciwników z własnym samopoczuciem. Sprawa przedstawiała się mniej więcej tak, że na "Cracovię" szykowałem się wraz z kolegą i mieliśmy razem jeździć, planowaliśmy to od pół roku i nie była to decyzja podjęta w ostatniej chwili. Gdybym z nikim się nie umawiał, najprawdopodobniej mając zapalenie oskrzeli zostałbym w domu. W ogóle nie polecam nikomu takiego szachowego survivallu - antybiotyk, kaszel i przeciwnicy, których nic, a nic nie obchodzi, że ledwo siedzisz za deską. Ale nie umiałem odmówić kumplowi, zresztą bardzo nam zależało by zagrać w tym pięknym turnieju!
"Cracovia" z roku na rok wyrasta na jeden z ważniejszych festiwali w Polsce. Przełom roku sprzyja frekwencji - młodzież akademicka mająca ostatnie dni przed sesją, chętnie występuje na "Cracovii", by choć na kilka dni zapomnieć o zbliżających się ciężkich egzaminach. Młodzież szkolna, która też ma kilka dni wolnego również chętnie się zapisuje, wreszcie tzw. "lud pracujący" gospodaruje kilka dni urlopu na ten właśnie czas.
Gdy miałem chwilkę, zaglądałem na stoliki turnieju "A" - tam Kamil Dragun zdominował bardzo silną stawkę, wygrywając zawody i wypełniając ostatnią już normę na tytuł arcymistrza. Widać było, ze jest bardzo umotywowany - siedział napięty i wyprostowany, w trudnych momentach pochylał głowę nisko na figurami licząc warianty. Pierwsze miejsce "Dragunika" to jego bardzo duży sukces. Mam nadzieję, że jego wspaniałe osiągnięcia sprzed kilku lat znajdą swoją kontynuację w niedalekiej przyszłości, a ten udany turniej jest tylko tego zwiastunem.
Warunki, sala, oświetlenie, przestrzeń do gry, były dla szachistów bardzo dobre. Gospodarzem turnieju "Cracovia", był nowowybudowany Hotel "Galaxy", bardzo komfortowy, położony w dzielnicy Krakowa Śródmieściu, niedaleko żydowskiej dzielnicy "Kazimierz" oraz w pobliżu "Starego Miasta". Nie wiem jak innym szachistom, ale mnie w tym turnieju gra się bardzo dobrze - jest możliwość skoncentrowania się na samej grze i zasadniczo nic nie przeszkadza rywalizacji. Słowem: krakowski festiwal jest dla tych , którzy chcą z szachami i na dobrym na poziomie pożegnać stary rok i powitać nowy.
W turnieju zyskałem kilka oczek elo i zrobiłem wynik 5 pkt. z 9 pkt. co przy moim samopoczuciu było sukcesem, nie boję sie użyć tego stwierdzenia - znaczącym. Na pewno zwyciężyłem siebie. Nie polecam jednak nikomu takich zapasów z samym sobą i przeciwnikiem. Na turniej należy jechać w pełnym psychofizycznym zdrowiu i dobrym nastroju - tylko taka konfiguracja pozwala na skuteczną rywalizację.
Grali oczywiście nasi arcymistrzowie. Dokończył swój turniej w Indiach Radek Wojtaszek. No, coś ta blisko miesięczna wyprawa Radka do Indii nie zakończyła się po jego i naszej myśli. Nasz lider męczył się strasznie - dostawał niezłe pozycje nie wykorzystywał tego, każdy remis powodował stopniową erozję rankingu. Nie wygląda to najlepiej na ten moment. Radek na liście rankingowej "live" ma 2712 elo, a spadł z okolic 2735 elo, więc strata jest naprawdę znacząca.
Optymizmem powiało w turnieju Rilton Cup w Sztokholmie, w którym wielką klasę zaprezentował Michał Krasenkow wygrwając całe zawody. Gratulacje dla Pana Michała!
I tak, oczywiście w dużym skrócie, wyglądał mój przełom roku, w którym z komentatora szachów, zamieniłem się w sportowca. Oczywiście, pisanie o szachach sprawia mi wielką przyjemność, ale jeśli zapytalibyście co bym wybrał - granie w szachy i rywalizację, czy pisanie, wybieram to pierwsze. Od małego uwielbiałem sportową rywalizację i mam to po prostu we krwi - zmagać się , walczyć, chcieć wygrać.
Na Nowy Rok wszystkim Czytelnikom życzę samych sukcesów w szachach i nie tylko! Szczęśliwego Nowego Roku!! (Niech nikt się nie obawia - te życzenia nie znaczą, że zniknę na nie wiadomo jak długi okres czasu. Styczeń Anno Domini 2013r. zapowiada się zbyt atrakcyjnie by kultywować milczenie).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz