Po wczorajszym, błyskawicznym, kilkuposunięciowym remisie triumfatora turnieju w Rejkiawiku Pawła Eljanova z Filipińczykiem So Wesley'em w Internecie zawrzało. Na facebooku wyniknęła bardzo ożywiona dyskusja zapoczątkowana przez Mateusza Bartla, w którą włączyło się wielu silnych szachistów wraz z autorami tego krótkiego pojedynku. Pytanie w związku z tą partią było takie, czy Elianov wraz z Wesleyem mieli moralne prawo zremisować całkowicie bez gry, co pozwalało im utrzymać zajęte miejsca.
Moim zdaniem tak, ale z kilkoma zastrzeżeniami i zaraz wyjaśnię moje stanowisko.
Elianov w dyskusji zwracał uwagę na to, że praktycznie każda z jego partii w Rejkiawiku była bardzo bojowa i nie rozumie dlaczego wszyscy zwracają mu uwagę na ten jeden szybki remis, w ostatniej rundzie. Eljanov wyraził zdziwienie, że widzą problem w tym remisie jego "koledzy po fachu", co nie byłoby niczym dziwnym w przypadku kibiców - amatorów.
Krótki pojedynek Elianova z Wesleyem tylko na początku wywołał we mnie lekki skok "złej adrenaliny". Chwilkę potem zacząłem się nad tym już na chłodno zastanawiać (zresztą była to kontynuacja moich wcześniejszych przemyśleń na ten temat) i moja ocena sytuacji zaczęła się stopniowo zmieniać na korzyść Ukraińca.
W pewnym momencie wziąłem nawet kalkulator do ręki i zacząłem liczyć. Arcymistrz grający w dziesięciorundowym turnieju, spędza w stanie maksymalnej koncentracji, poddany bardzo dużemu obciążeniu około 40 godzin przy szachownicy, zakładając, że co dzień przeciętna jego sesja trwa 4 godziny. Porównajmy więc, jak wygląda obciążenie u szachowego profesjonała w ciągu takiego turnieju i profesjonalnego piłkarza. Piłkarz gra w tygodniu jeden (w polskiej lidze), góra dwa mecze (Bundesliga i generalnie ligi zachodnie, w których gra się więcej), czyli spędza na boisku tygodniowo około 4 godzin gry. Obliczenia wychodzą bardzo na niekorzyść szachowego profesjonała, który w jednym, nieprzerwanym odcinku czasowym (10 dni), gra tyle, co piłkarz w ciągu 1 - 1,5 miesiąca (w polskiej lidze nawet ponad dwa miesiące). Należy też nadmienić, że owe porównywanie obciążeń arcymistrza i piłkarza znów wypada na niekorzyść tego pierwszego jeszcze z tego względu, że szachy to sport indywidualny, a piłka nożna to sport zespołowy, jego specyfika jest taka, że grają formacje, a odpowiedzialność rozkłada się równo na 11 piłkarzy. W tym kontekście oburzenie, że Elianov zgodził się na remis zaproponowany przez Filipińczyka jest moim zdaniem trochę nie na miejscu. Remis dawał mu pewne pierwsze miejsce i jestem ciekaw, który z zawodników zechciałby "przetestować" siebie w rundzie ostatniej, co groziło przy tak wielkim zmęczeniu katastrofą i spadkiem z pierwszego na odległe miejsce? Elianov wspaniałą grą zabezpieczył sobie wygraną w poprzednich rundach, wszystkie jego partie były bardzo bojowe, a krytykować go za ten remis, to jakby skrytykować Haile Gebreselassie za to, że mając pół długości stadionu przewagi nad drugim biegaczem zwalnia, bierze flagę Etiopii i lekkim truchtem dobiega do mety rozkoszując się tym, że zdeklasował rywali. Według mnie Elianov nie ma w sobie nic z masochisty, po prostu odciął kupon od swojej ciężkiej pracy w poprzednich rundach i tyle.
To jedna strona medalu. Jednak rzeczywistość nie jest czarno-biała jak pola szachownicy. Ja jako szachista i kibic, Pawła Elianova w pełni rozumiem. Wiem czym są kilkugodzinne bitwy za deską, wiem też z jaką pustką w głowie wraca się z kolejnych rund, wyzuty z wszystkiego i jak niewiele jest czasu na regenerację pomiędzy rundami. Dla obserwatora nie związanego jednak z szachami, taki remis może być czymś kuriozalnym. "Nie-szachista" może nawet stwierdzić, że generalnie partia się nie odbyła, więc dlaczegóż to zawodnikom przyznaje się po pół punkta? Przede wszystkim dla ludzi nie związanych z szachami nie do pomyślenia jest, że partia szachów wiąże się z tak dużym wysiłkiem. "Nie-szachista" widzi to co widzi, czyli dwóch panów, którzy siedzą sobie za stolikiem i grają, więc o jakim to wysiłku jest mowa? I jeszcze na dodatek remisują po trzech posunięciach?? "Eee Panieee, co to za sport, daj mi Pan spokój!!" - z całą pewnością taka końcowa konstatacja by padła z ust "nie-szachisty" i o nowym entuzjaście szachowym możemy zapomnieć.
Kolejnym problemem jest kwestia organizatorów, którzy zdegustowani taką postawą arcymistrzów, mogą coraz mniej chętnie wykładać pieniądze na turnieje. Inny problem tkwiący w takich remisach bez gry ma naturę czysto szkoleniową, wychowawczą. Na przykład taki szkoleniowiec jak Andrzej Modzelan, który uczy dzieci, by nie proponowały remisów oraz ich nie przyjmowały (bardzo słusznie) zapytany przez podopiecznych, którzy opowiedzieliby mu całe zdarzenie, dlaczego arcymistrzowie zremisowali po trzech posunięciach, miałby nie lada kłopot. Oczywiście metoda szkoleniowa, która każe się bić do gołych króli jest bardzo dobra, jednak w przypadku szachów profesjonalnych jest nie do zastosowania. Młodzież i dzieci, które wchodzą w świat szachów mogą odczuć dość mocno pewien "dysonans poznawczy", widząc czego naucza ich trener, a co się dzieje pośród idoli, do których chcą się upodobnić. To tyle moich przemyśleń. Sprawa takiego remisu nie jest jednoznaczna, można podchodzić do niej z różnych stron i właściwie każda z nich jest słuszna. Gdy przemyślę tę sprawą do samego końca na pewno o tym napiszę.
To jedna strona medalu. Jednak rzeczywistość nie jest czarno-biała jak pola szachownicy. Ja jako szachista i kibic, Pawła Elianova w pełni rozumiem. Wiem czym są kilkugodzinne bitwy za deską, wiem też z jaką pustką w głowie wraca się z kolejnych rund, wyzuty z wszystkiego i jak niewiele jest czasu na regenerację pomiędzy rundami. Dla obserwatora nie związanego jednak z szachami, taki remis może być czymś kuriozalnym. "Nie-szachista" może nawet stwierdzić, że generalnie partia się nie odbyła, więc dlaczegóż to zawodnikom przyznaje się po pół punkta? Przede wszystkim dla ludzi nie związanych z szachami nie do pomyślenia jest, że partia szachów wiąże się z tak dużym wysiłkiem. "Nie-szachista" widzi to co widzi, czyli dwóch panów, którzy siedzą sobie za stolikiem i grają, więc o jakim to wysiłku jest mowa? I jeszcze na dodatek remisują po trzech posunięciach?? "Eee Panieee, co to za sport, daj mi Pan spokój!!" - z całą pewnością taka końcowa konstatacja by padła z ust "nie-szachisty" i o nowym entuzjaście szachowym możemy zapomnieć.
Kolejnym problemem jest kwestia organizatorów, którzy zdegustowani taką postawą arcymistrzów, mogą coraz mniej chętnie wykładać pieniądze na turnieje. Inny problem tkwiący w takich remisach bez gry ma naturę czysto szkoleniową, wychowawczą. Na przykład taki szkoleniowiec jak Andrzej Modzelan, który uczy dzieci, by nie proponowały remisów oraz ich nie przyjmowały (bardzo słusznie) zapytany przez podopiecznych, którzy opowiedzieliby mu całe zdarzenie, dlaczego arcymistrzowie zremisowali po trzech posunięciach, miałby nie lada kłopot. Oczywiście metoda szkoleniowa, która każe się bić do gołych króli jest bardzo dobra, jednak w przypadku szachów profesjonalnych jest nie do zastosowania. Młodzież i dzieci, które wchodzą w świat szachów mogą odczuć dość mocno pewien "dysonans poznawczy", widząc czego naucza ich trener, a co się dzieje pośród idoli, do których chcą się upodobnić. To tyle moich przemyśleń. Sprawa takiego remisu nie jest jednoznaczna, można podchodzić do niej z różnych stron i właściwie każda z nich jest słuszna. Gdy przemyślę tę sprawą do samego końca na pewno o tym napiszę.
Przytoczone argumenty usprawiedliwiajace Elianova i So sa uzasadnione, ale niesmak pozostaje...brak chlopakom charakteru, Fischer czy Kasparow nigdy by nawet nie pomysleli o czyms takim.
OdpowiedzUsuńNie potrafiłbym lepiej opisać tej sytuacji ... bardzo ładnie, to ująłeś :)
OdpowiedzUsuńA co jesli te '40 h' przy szachownicy to procentowo tylko np. 5-10%, albo 30%, albo moze nawet 45% obciazenia mozgu/organizmu/mozliwosci szachowego profesjonala?
OdpowiedzUsuńOczywiscie liczby sa z kosmosu.
27 lutego usiadlo naprzeciw siebie dwoch kolesi o takim samym charakterze - kurczaka.
W pełni zgadzam się ze stanowiskiem autora. Sam jestem szachistą-amatorem i wiem jakie to zmęczenie spędzać tyle godzin przy szachownicy. W dzieciństwie grałem z moim dziadkiem po 3-4 partie każdego dnia. Dni wolne od szachów mogłem wtedy liczyć na palcach jednej ręki. To były długie godziny spędzane przy desce. Nasza jedna partia potrafiła trwać nawet do 2 godzin!!! Sam pamiętam jak niejednokrotnie wstawałem od szachownicy czerwony jak burak czując się tak jakby przez moją głowę przejechało tysiąc czołgów. Dlatego z tak wielkim szacunkiem patrzę na zawodowców. Co do remisu myślę, że ukrainiec byłby głupcem gdyby nie skorzystał z takiego obrotu sprawy. Przyznaję, że kiedy spojrzałem na deskę zaskoczyło mnie to jak szybko padł remis,ale przyjąłem ten wynik jak każdy inny. Nie widzę sensu dyskusji na ten temat tym bardziej,że remis Eljanova nie miał żadnego wpływu na ostateczną pozycję Grzegorza Gajewskiego, który doskonale wiedział, że aby zachować realne szanse na pudło musiał wygrać swoją partie.Zastanawia mnie też jedno: czy taka sama burza rozpętałaby się gdyby na miejscu Eljanova bądź Wesleya znajdował się któryś z naszych reprezentantów?
OdpowiedzUsuńTeż w pełni się zgadzam, Elijanov zrobiłby głupstwo nie przyjmując remisu, ryzykując 1 miejsce, ale jeżeli organizuje się takie turnieje, to organizuje się je nie tylko dla zawodników. Organizuje się je dla kibiców... ostatnia runda byłaby bardzo emocjonująca, a szybki remis i podział pierwszego i drugiego miejsca w turnieju, moim zdaniem ma również wpływ na zaangażowanie w grę reszty graczy. To jest nie "fair" w stosunku do kibiców. Jest to przede wszystkim wina regulaminu - powinien zabraniać takim remisom - patrz np. kołówka z Zurichu "In case of a draw before move 40, an additional exhibition game will be played (result not counting)." Można również innymi sposobami premiować walkę o pełne punkty, to tyle.
UsuńPozdr.
Cała opisana historia funkcjonuje oczywiście na kilku - sprzężonych mocno ze sobą płaszczyznach, czy też watościach, które to należałoby wziąć pod uwagę. Po pierwsze; płaszczyzna etyczna, następnie sportowa oraz ta być może najbardziej istotna, bo zwyczajna, ludzka i przedmiotowa, z racji wykonywania zawodu - w tym przypadku szachisty. I z tego, uważam, należałoby rozliczać naszych "remisowych bohaterów". Rozpatrując z punktu wdizenia etyki. Remis uzgodniony bez walki, bo o tym przeciez mówimy, jeżeli bezpośrednio uderza w innych aktywnych uczestnikow turnieju (przede wszystkim szachistow, ale i również kibiców), jak najbardziej, bez wzlgedu na wszelkie okoliczności, powinien być naganny. Naganny, bo niezgodny z duchem sportowej rywalizacji. Jakby nie bylo, zabrakło tej prawdziwej, sportowej walki, a w to miejsce pojawił się układ - przymierze zawarte pomiędzy rywalami - co przecież w pewnym sensie wypaczyło, bądź też mogło wypaczyć końcowy uklad tabeli. Bezpośrednio zainrteresowani wynikiem tego "remisowego przymierza" mogą w pewnym sensie czuć się, może nie tyle, co oszukani, ale skrzywdzeni. Zarówno kibice, jak przecież rówmnież sami szachisci.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony istnieje przecież coś takiego, jak pokojowy etap, czy też pokojowe, ostatnie minuty/sekundy długiego i wyczerpującego pojedynku, gdzie wszystko jest już jasne, przesądzone. jednakże, w naszym przypadku jasne bylo, ale tylko dla dwóch zaintersowanych. Natomiast dla reszty wcale.
Z punktu wdzienia tylko i wyłącznie sportowej rywalizacji nie może byc mowy o żadnym układzie pomiedzy przeciwnikami, co przeciez absolutnie wypacza ducha sportowej rywalizacji.
Krzysztofie, przyklad z Haile Gebreselassie, uważam, jest bardzo ciekawy, ale nie jest do końca trafionym klarownym. Spróbujmy nieco inaczej, i otóż: są dwa ostatnie okrążenie i dwaj zawodnicy z różnych krajow (przeciwnicy) mają przewagę, powiedzmy, ok. 50 metrów nad resztą stawki. Biegną razem, ramię w ramię, pogodzeni, że X będzie pierwszy (bo ma super ranking i super sprint, i wszyscy o tym wiedzą), a Y drugi. Biegną więc razem i nie próbuja niczego zmienić, uważając tylko na to, aby reszta stawki nie doszła ich na ostatnich metrach. Wspomagają się, wspierają więc siebie, jak juz wemy nie walcząc pomiedzy sobą. Tak też pogodzeni bezpiecznie dobiegają do mety, ktorą to przekraczają według rankingu. Czy to jest naganne? I tak, i nie. Bo przeciez, gdyby podjeli prawdziwą i do końca walkę, to mogłoby się nagle i niespodziewanie okazać, że np. Y starając sie jednak za wszelką cenę wyprzedzić tego swietnego X mógłby przeliczyć się i dajmy na to na samym finiszu osłabnać do tego stopnia, ze przegrać z tym trzecim, a może nawet czwartym... tak też poprzez jednak zawarty układ pomiędzy przeciwnikami ( czyli nie-walkę do samego końca) ktoś być może stracił... jednak na ten układ obydwaj - X oraz Y - wcześniej, poprzez dobry bieg jak najbardziej sobie zasłuzyli. Jednakże, na sam koniec zaniechali walki na rzecz samego wyniku - sportowego i nie tylko celu. I tak też koło sie zamyka. Między celem sportowej rywalizacji, a zasadami etycznymi istnieje bezpośrednia i mocna zależność. Nie można tego nie doceniać, ale i również nie sposób jest przeceniać, czy też przewartościować. Granica jest cienka i subtelna.
Pozdrawiam serdecznie i szacunek.
Wpadłem na taki pomysł. Zamiast zakazywać remisowania przed którymś tam (np.40.) ruchem, proponuję pozwalać na niego zawodnikom, ale wpisywać do tabeli 0,2 punktu. Byłoby to współmierne do wysiłku włożonego w pojedynek. Jeśli chcą zremisować i dostać za to 0,5 to niech się pomęczą chociaż te kilkadziesiąt posunięć :)
OdpowiedzUsuńPanowie stworzyli swoistą "spółdzielnie" w podziale zysków materialnych, nie majacą nic wspólnego z szachowym profesjonalizmam. Porażka jednego z nich wypychała go na dalsze pozycje. Jestem przekonany że gdyby zajmowali dalsze miejsce takiego remisu - po trzech posunięciach - by nie było. Gdyby to byli zawodnicy z dalszej półki wynik zasądzony byłby 0-0. Niestety nie do wszystkich stosuje się tak samo te same przepisy.Wiem że osoby o odmiennym zdaniu powiedzą że można się umówić na remis np. 30-to posunięciowy, ale estetyka i zachowanie na widzach wywiera jakże inn wrażenie./Z poważaniem - Tadeusz Baranowski/
OdpowiedzUsuńPanie Krzysztofie, przy całym szacunku do Pana, pozwolę sobie nie zgodzić z Pańską argumentacją dotyczącą partii Eljanov - So. Przytoczone przez Pana argumenty są starannie dobrane i tak przedstawione, żeby udowodnić postawioną tezę, tzn. że taki krótki remis w tej sytuacji konkretnej jest dozwolony.
OdpowiedzUsuńTeraz mała dygresja. Ponad dwadzieścia lat temu, jeszcze jako student, miałem egzamin z prawa, na który mocno się spóźniłem (jakieś z pół roku :-)). Przed rozmową z Panem Profesorem starannie przygotowałem sobie argumenty, które miały usprawiedliwić moje horrendalne "spóźnienie". Staję przed rzeczonym P. Profesorem i "wywalam" na stół moje argumenty, które przekonująco (wg mnie) tłumaczą moje spóźnienie. Więcej, argumenty te miały przekonać P. Profesora, że powinien zgodzić się na jeszcze jeden dodatkowy termin egzaminu. P. Profesor spokojnie słuchał, słuchał, aż w końcu mi przerwał mniej więcej tak:
"Szanowny panie studencie, daj pan spokój, niech ma pan dla mnie więcej szacunku, myślę, że oboje jesteśmy na tyle inteligentni, że prawie każdą tezę potrafimy udowodnić, a umiejętność ta, jest znana przynajmniej od czasów starożytnej Grecji". Zamilkłem wtedy jak niepyszny, ale tę uwagę P. Profesora pamiętam do dziś.
Panie Krzysztofie, związek Pańską próbą rehabilitacji liderów z Open Rejkjawiku ma to taki, że w prawie każdej dwuznacznej sprawie można znaleźć takie argumenty, które bronią postawionej tezy, ale również trzeba mieć świadomość tego, że są argumenty, które z podobną siłą dowodzą poglądu dokładnie odwrotnego. Z takich umiejętności żyją prawnicy, i to żyją bardzo dobrze!
Wracając do Panie Krzysztofie do felietonu to, argument porównujący liczbę godzin spędzonych przy grze przez szachistów i piłkarzy nie utrzyma się, gdy dodamy do tego grona skoczków narciarskich, lekkoatletów-miotaczy (kulomiotów, młociarzy, oszczepników) z jednej strony, a z drugiej, żeglarzy startujących chociażby w regatach okołoziemskich. Wysiłek pierwszych trwa sekundy, a np. żeglarzy całymi miesiącami. Moim zdaniem, specyfika konkretnych sportów decyduje o tym, ile czasu wymaga uprawianie danej dyscypliny. Powiedziałbym tak, każdy sport uprawiany na poziomie wyczynowym wymaga od czołowych zawodników zaangażowania na maksymalnym pułapie (czasem na granicy własnego zdrowia), w przeciwnym wypadku zaraz znajdzie się inny konkurent, który prześcignie tego „nieco mniej zaangażowanego” rywala.
Co do meritum sprawy, czyli remisu po 3 posunięciach Eljanova z So, to uważam, że jest to postępowanie nie fair (!) wobec przeciwników, organizatora i kibiców, którzy mieli prawo spodziewać się poważnej partii. Ukrainiec i Filipińczyk zrobili to po prostu dla pieniędzy, z czym szczególnie się nie kryją (zgodnie z przysłowiem: "Kasa Misiu, kasa!” ). Może nawet trochę rozumiem, ale nie aż tak, żeby ich bronić. Dla Eljanova i So teraz najważniejszym będzie, czy takie zachowanie kupi "rynek szachowy". Mam tu na myśli sponsorów, organizatorów, gospodarzy imprez szachowych, a nawet publiczność szachową, która w jakiś stopniu kreuje międzynarodowe życie szachowe. Proszę zobaczyć, teraz są "modni" i zapraszani na turnieje są zawodnicy grający widowiskowi i bezkompromisowo tj. Carlsen, Caruana, Giri, Nakamura, Aronian, trochę mniej Kramnik, Anand, Gelfand, Kamski, w odstawce wydają się być: Morozewicz (po wycofaniu się z Biel), Topałow, Leko i … niestety nasi. Gdzie swoje miejsce w tym szyku znajdą Eljanov i So? Czas pokaże.
MirekW
Spoldzielnia to trafne okreslenie.
OdpowiedzUsuńWypowiedz kolegi wyzej:"Nie widzę sensu dyskusji na ten temat tym bardziej,że remis Eljanova nie miał żadnego wpływu na ostateczną pozycję Grzegorza Gajewskiego".
Ale mial wplyw na pozycje w tabeli Bassema, Giri, Cheparinova, Wei etc..
Ja rozumiem decyzje zawodników ... ale mam też pomysł jak walczyć z takimi sytuacjami. W Wapnie (wieś w woj. wielkopolskim) organizuję turnieje i już od kilku lat funkcjonuje tam extra premia za komplet punktów oraz liczba zwycięstw jest na początku punktacji pomocniczej. W 2012 r. pierwszy raz zdarzyło się, że GM Jacek Tomczak zdobył komplet i premię (500 zł) Ostatnia partia na pierwszej szachownicy była najdłuższa i kibiców był tłum i emocji było, że hej (jest nawet filmik z tej partii). Rozumiem, że w takich naprawdę silnych turniejach, naprawdę ciężko byłoby wprowadzić ot tak, taką jednorazową premię ... bo nikt nie byłby w stanie jej zdobyć ... ale można by wprowadzić jakiś sprytny algorytm procentowy, który by powodował, że finaliści walczyliby o każdą połówkę punktu, bo to przekładałoby się na wysokość nagrody w sposób znaczący :-) ot taka moja propozycja :-)
OdpowiedzUsuńShrek na swoim blogu pisze bardzo niekulturalne rzeczy ! Trochę wstydu panie Shrek1953 .
OdpowiedzUsuńAnonimie. Wstydź się przede wszystkim, że takie uwagi robisz na tym blogu a nie u mnie bezpośrednio, że nie wspomnę już o anonimowości. Po co Ci "skrzynka kontaktowa". Poza tym może dobrze byłoby jakoś konkretniej...
UsuńHaile Gebreselassie zwalniając, daje możliwość wyprzedzenia go (choć szanse te są bliskie zeru). Elianov i So remisując nie dają, żadnych możliwości swoim rywalom. I tutaj, moim zdaniem, tkwi cały problem. Dla tych dwóch panów zakończenie jest jak najbardziej dobre, jednak dla pozostałych graczy, którzy walczą o podium, już nie. Zanika cała rywalizacja w ostatniej rundzie.
OdpowiedzUsuń