Że też ja nie oglądałem tego pojedynku na żywo! Niech mnie kule biją i niech to jasny gwint, czy też zardzewiała śrubka ;). Ale zaraz, chwila! Mam coś na swoje usprawiedliwienie. Wiedzą o czym mówię ci, którzy widzieli partię, którą zagrałem dzisiejszego ranka na turnieju w Czeladzi. Od nich z miejsca dostanę usprawiedliwienie. Usprawiedliwicie mnie i wy, gdy zaprezentuję wam mój mały wkład w teorię pewnego wariantu. Gdzieś tam u góry są galaktyczne szachy ale i tutaj, ileś kondygnacji niżej, zdarzają się wcale ładne partie. Na razie jednak o mojej partii cichosza. Jutro przeanalizuję ją i postaram się wrzucić na bloga.
Po turnieju wróciłem do domu, zwyczajowo otwarłem wszystkie interesujące mnie strony szachowe, zajrzałem też na http://www.chessdom.com/ i... wmurowało mnie w fotel. Wkręciło mnie i zapadłem się. Zanim jednak napiszę o tym pojedynku, w którym było według mnie coś mistycznego, zaprezentuję wam utwór Kitaro "Astral Voyage", który chociaż w minimalnym stopniu odda nastrój w jaki wprowadził mnie ten wspaniały pojedynek Mistrza Świata.
Ostatnie akcenty tego utworu dobrze jest puścić przez dobry sprzęt nagłaśniający (chodzi o efekty przestrzenne) - ja mam "dwusety" Pioneera i nie raz sąsiedzi dobijali się, bym zamilkł na wieki. Nie zamilkłem. Na taką okoliczność zawsze im powtarzam, że kiedyś Goethe napisał, że trzeba odwiedzać dom, w którym gra muzyka, bo tam ludzie dobre serca mają ;). I jak tu odpowiedzieć na takie dictum? Sam miałbym kłopot z takim delikwentem. Posłuchajcie zatem...
No więc, po kolejnym już odtworzeniu partii Mistrza Świata, pierwszą refleksją, jaka mi się nasunęła była myśl jasna i prosta, że wcale nie przeszkadza mi być te kilka, czy też kilkanaście kondygnacji niżej, jeśli gdzieś tam, na wyżynie, widzę ludzi tworzących poezję szachów. Niech ją tworzą dalej, niech dobywają z każdego pojedynku szachowego to, co jest warte pokazania, a sam również chcę do czegoś takiego się zbliżać. Takie partie mają dla mnie zawsze wartość mobilizującą. Ze mną jest tak, że generalnie rzadko kiedy zastaniecie mnie zadowolonego z jakości moich partii. Bardzo często, nawet po naprawdę ciekawie przeprowadzonych pojedynkach, czuję w sobie jakąś taką pustkę, czegoś mi brakuje. Nie wiem, czy wiecie o co mi w tym momencie chodzi. Po prostu dla mnie szachy to wielki rezerwuar liczb, tworzących ten jedyny w swoim rodzaju świat. To też królestwo matematyki, a ja zawsze szukam tych liczb, które mają w sobie znamiona piękna. Moje pojedynki jeszcze mi "fałszują", jeszcze nie słychać w nich tej, poszukiwanej przeze mnie pitagorejskiej harmonii. Dobrze, że są tacy wedle których można stroić swoje instrumenty. Takie partie jak Ananda z Naiditschem pokazują tylko, jak wielki potencjał tkwi w naszej dyscyplinie - od powstania nowożytnych szachów minęło kilkaset lat i nadal można oniemieć, widząc to co się widzi.
Wielu spisywało Ananda na straty, ja również niepokoiłem się jego wielomiesięczną remisową stagnacją. Ta partia i kilka innych z ostatniego okresu są dowodem na to, że pogłoski o szachowej śmierci Mistrza Świata są mocno przesadzone. I mamy powód żeby się cieszyć. Jeśli Carlsen wygra Londyn (a większość z was tak właśnie zagłosowała w ankiecie. Pamiętacie: mój Kramnik, wasz Carlsen ;) ) to chyba lepiej będzie zarówno dla kibiców, jak i samych szachów, że do młodego Norwega siądzie starszy, ale jednak pełen wigoru, przeżywający "wiosnę" formy Mistrz Świata. Zgodzicie się, że nic lepszego nie mogłoby nas spotkać - dwaj superarcymistrzowie i obaj w fenomenalnej formie sportowej.
Nie podejmuję się opisać przebiegu zdarzeń z pojedynku Naiditscha z Anandem. Może ktoś ma ochotę napisać kilka zdań, co zobaczył, i spróbuje zracjonalizować to co zaszło? Mnie ta partia oszołomiła i trochę przytłoczyła. Zamilknę więc w oczekiwaniu na waszą rekonstrukcję zdarzeń...
Nie podejmuję się opisać przebiegu zdarzeń z pojedynku Naiditscha z Anandem. Może ktoś ma ochotę napisać kilka zdań, co zobaczył, i spróbuje zracjonalizować to co zaszło? Mnie ta partia oszołomiła i trochę przytłoczyła. Zamilknę więc w oczekiwaniu na waszą rekonstrukcję zdarzeń...
(P.S. Jeszcze raz dziękuję wszystkim, za życzenia urodzinowe na facebooku!)
Jak zobaczyłem ofiarę jakości Ananda, to ... zaraz mi się lżej zrobiło na sercu, bo sam mam obecnie partię na chess.com gdzie świadomie oddaję jakość licząc, że gdzieś to nadrobię, zwłaszcza że to szachy 960, i można namieszać. Jeśli mi się uda, to będzie fajnie ale na pewno oddanie jakości dla szachisty nie jest łatwą decyzją. Anand właściwie miał łatwiej bo lekka i dwa piony, to formalnie tyle samo co wieża ... ale partia rzeczywiście ładna.
OdpowiedzUsuń