wtorek, 26 marca 2013

"Po dziewiątej rundzie Carlsen samodzielnym liderem! Gelfand wyrasta na gwiazdę drugiego koła w Londynie"




Gdy dotarło do mnie w co się wpakował Carlsen po debiucie w pojedynku z Kramnikiem, zacząłem sobie nawet układać w myślach, zaprawione lekką ironią zaczepki do "carlsenowców", z którymi rywalizuję podczas turnieju w Londynie, by mieć je gotowe na artykuł ;). Potężny pozycyjny nacisk Kramnika oraz skompromitowana struktura pionowa Norwega, spowodowały, że uznałem tę partię (o naiwności!) prawie za rozstrzygniętą. Kierując się tak pochopną, impulsywną oceną, zapomniałem chyba, kto siedzi naprzeciw mojego faworyta i do jakiej perfekcji doprowadził ów jegomość  sztukę obrony, która zawsze znamionowała wielkich mistrzów w szachach. Nie jest dla mnie do końca jasne, jak szachowy "Mozart" wybrnął z tak strasznego pozycyjnego "wora", więc może powiem to, co powiedzieć wypada w tym miejscu - uważam, że z całej siódemki arcymistrzów grających w Londynie, nikt już nie nawiąże walki o pierwsze miejsce z norweskim geniuszem. Ot, co. Tak po prostu sądzę: by wygrać z Magnusem, trzeba zagrać na takim samym, kosmicznym poziomie, jaki on reprezentuje w tym momencie, albo nawet ciut lepiej. Niestety, nikt z tego składu nie jest w stanie tego uczynić. Powiecie pewnie, że dwa razy Carlsen był już "na widelcu", że miał jak to się mówi - więcej szczęścia, niż rozumu. Zgoda. Tylko w szachach liczy się zawsze wynik końcowy, a nie kolekcjonowanie wygranych pozycji, których ostatecznie ktoś tam nie wygrał.

 Na dokładkę Carlsenowi sprzyjają i inne okoliczności. Dziś wielką przysługę wyświadczył Norwegowi sam Borys Gelfand, dla którego chyba teraz rozpoczął się turniej. Były chellenger zagrał niesamowitą partię przeciwko Aronianowi i odniósł bardzo cenne, prestiżowe zwycięstwo. Gelfand to Gelfand. Trzeba było zobaczyć na podglądzie "live", jak "Boria" żył tym pojedynkiem, jak szalał z szachownicą! Aronian siedział wycofany w swoje wnętrze, niepewny swego, bez tej charakterystycznej dla niego iskry w oczach. To się tak musiało skończyć.

W innych pojedynkach Swidler zremisował z Griszczukiem w szalonej partii, którą bardzo ciężko scharakteryzować na gorąco i bez pomocy krzemowych przyjaciół. Pozycje, które arcymistrzowie osiągali już w debiutowym stadium partii były całkowicie niestandardowe.

Warte odnotowania jest pierwsze zwycięstwo Ivańczuka, który pokonał Radżabova spychając tym samym Azera na ostatnie miejsce w tabeli. Od pewnego momentu fatalnie się układają zawody dla reprezentanta Azerbejdżanu. Prawdopodobnie jest najgorzej debiutowo przygotowanym arcymistrzem w Londynie, co całkiem niedawno zauważył Włodzimierz Kramnik. Wiele w tym prawdy, bo Azer dostaje po debiutach bardzo podjerzane pozycje, zarówno białymi jak i czarnymi, a przy tym poziomie jego oponentów, o kolejne katastrofy nie jest trudno.

A więc tak: jutro mamy dzień przerwy, a układ w tabeli jest następujący. Prowadzi Carlsen 6 pkt, drugi jest Aronian 5.5 pkt, trzeci Kramnik 5 pkt, następni są Griszczuk i Gelfand 4.5 pkt, Swidler 4, Ivańczuk 3,5 i Radżabov 3 pkt.
 Co sądzić o tym układzie w tabeli? Wygląda na to, że Carlsena już nikt nie zatrzyma. Najgorszych przeciwników ma już za sobą i teraz zapewne zechce zapolować na słabsze egzemplarze. Po przerwie dostaje Gelfanda mając białe i z całym szacunkiem dla ostatnich dokonań reprezentanta Izraela, to upatruję go w roli "łupu" dla Wikinga. Aronian jest bardzo blisko i musi liczyć na potknięcie lidera oraz sam wygrywać. To trudne zadanie, jednak nie jest niewykonalne.

Turniej w Londynie to piękne zawody. Tak duży procent rezultatywnych partii, na takim poziomie, to naprawdę rzadkość i mało kto może narzekać na nudę oglądając turniej pretendentów. Pozostało pięć rund. Nie podejmę się określić, co się dalej wydarzy, wiem jednak, że emocje będą eskalować. I chyba o to chodzi. Nieprawdaż?



6 komentarzy:

  1. Do końca zastało jeszcze 5 rund, a zatem do "póki piłka w grze..." (swoją drogą przydałoby się ukuć jakieś szachowe powiedzenie na tę okoliczność). Carlsen chyba naprawdę słabiej gra debiuty (vide partie z Iwanczukiem i Kramnikiem), ale za to jego moc w grze środkowej wystarcza do tego, żeby remisować dość podejrzane pozycje. Wydaje się, że w ostatecznym rozrachunku liczyć się będą tylko trzej pierwsi, choć nie skreślałbym jeszcze Gelfanda, który wyraźnie się rozegrał. Zobaczymy jak jutro będzie przebiegała jego partia Magnusem? Niespodzianka jest możliwa?! Zresztą w tym turnieju w każdej partii może się zdarzyć wynik odwrotny od prognozowanego i to mi się podoba (bardzo mi się podoba!). W tym turnieju liczy się tylko pierwsze miejsce, każde inne to porażka. Z dnia na dzień napięcie będzie rosło, no chyba, że Carlsen (lub Ktoś inny?) niespodziewanie przyspieszy. Tak czy inaczej, moim zdaniem, największe emocje ciągle jeszcze przed nami! Super sprawa!

    Mirek Wolak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzysztofie popraw mi błąd ortograficzny w pierwszym zdaniu mojego wpisu.
      Zamiast do "póki powinno być "dopóki
      Dzięki.

      Usuń
  2. Skąd taka mania pisania: Ivańczuk i Radżabov? Połowa po polsku, a połowa po angielsku? Skoro Swidler i Griszczuk piszesz po polsku, to skąd te dwa "wynalazki" Jesteś poczytny, wypada się chyba postarać? Zatem Iwanczuk (nie Iwańczuk !) i Radżabow, jeśli łaska...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwagę biorę sobie do serca!Zanim to napisałeś wiedziałem, że taki błąd robię, podobnie jak z nadmiarem cudzysłowów. Pracuję jednak nad tymi mankamentami ;)

      Usuń
  3. Nie wystarczy zrobić jedną słabość w obozie przeciwnika, aby wygrać partię. Trzeba zrobić przeciwnikowi co najmniej dwie słabości i dopiero wtedy można obronę przeciwnika rozerwać i uzyskać wymierne korzyści. W pewnym sensie podobnie jest z Carlsenem i jego "gorszymi" partiami, gdzie rywale wydaje się, że mają szansę go dopaść. Carlsen, gdy już gdzieś w jakiejś fazie gry popełni błąd, to pozostałą część partii rozgrywa podwójnie zmotywowany, z niezwykłą precyzją. Jego rywale nie mają szansy go dopaść, albo też nie dysponują wystarczającym arsenałem środków - zarówno własnych, jak też wynikających z pozycji. Inaczej mówiąc - nie potrafią zmusić Carlsena do popełnienia następnego, decydującego błędu. Pozdrawiam, Darek.

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzymam za słowo ;) Swoją drogą, szkoda, że Kramnik wczoraj nie docisnął, mielibyśmy trzech liderów po 5,5, co dałoby większe emocje na finiszu.

    OdpowiedzUsuń