niedziela, 24 marca 2013

"Przebudzenie Kramnika w pojedynku ze Swidlerem. Duży niedosyt po spotkaniu na szczycie Carlsen - Aronian"




Czekałem na chwilę wolnego, żeby móc wreszcie wyrzucić z siebie trochę emocji, gdyż te wzbierają we mnie od dwóch dni, a większość z uczuć, które mna targają, nie jest nazwana. Turniej w Londynie minął półmetek, a zdarzenia z ostatnich rund powodują, że robi się megaciekawie. Cieszę się, że mam okazje oglądać tak wspaniałe partie, że mogę dać nura w wielką głębię szachowej sztuki.

Scenariusz pojedynku Carlsena z Aronianem przewidziałem, choć byłem do tego spotkania przygotowany szczególnie. Na godzinę przed rundą wpadłem na pomysł, że dobrze zrobię jeśli będę analizował tę partię na drewnianej szachownicy, równolegle z arcymistrzami, wraz z literaturą debiutową. To miał być pojedynek niezwykły, jednak spotkał mnie duży zawód. Przeciwnicy, tak jak przewidywałem, postanowili nie zrobić sobie krzywdy. Po cichu liczyłem jednak na więcej...
 Rozegrano popularny ostatnimi czasy wariant klasyczny partii katalońskiej. Jak się okazało przeciwnicy byli do tego systemu przygotowani doskonale. Zwłaszcza Aronian sprawiał wrażenie, że nic nie jest go w stanie zaskoczyć - szybko uzyskał czarnymi wyrównanie. Stopniowo następowały wymiany, pozycja upraszczała się, wreszcie nastąpił nieuchronny remis. Tym samym pojedynek pomiędzy Carlsenem a Aronianem z płaszczyzny bezpośredniej przenosi się na płaszczyznę korespondencyjną. Rozegraną partią obaj arcymistrzowie nie zmęczyli się zbytnio. W turnieju w Londynie następuje ten okres, w którym takie chwile odpoczynku bez większych konsekwencji stają się niezwykle cenne. Te krótkie "wakacje" Ormianina i Norwega konsekwencje jednak mają. Otóż, pierwszy raz w Londynie wygrał Włodzimierz Kramnik, który fantastycznie rozegrał końcówkę z Piotrem Swidlerem. Kramnik, krok po kroku, od bardzo trudno uchwytnej, małej przewagi, przeszedł serią bardzo dokładnych posunieć do przewagi decydującej. Swidler w tej końcówce mylił się bardzo i nie zrozumiał zamysłu rywala. Jestem zdania, że gdyby to Kramnik miał czarne bierki, partia zakończyłaby się podziałem punktu. Kramnik to tzw. "stara szkoła", wychowany na książkach, nauczony analizować bez pomocy komputera i wszelkich innych "wspomagaczy" - to stąd, według mnie, bije źródło jego fenomenalnej techniki. Mój faworyt odstaje tylko na punkt od dwóch liderów i mam taką cichą nadzieję, że wreszcie obudził w sobie odpowiednie instynkty. Jutro Włodzimierz Kramnik ma białe bierki z Carlsenem i ten pojedynek to bezsprzecznie wielki hit rundy numer dziewięć.


Nareszcie poszczęściło się sympatycznemu Borysowi Gelfandowi, który w Londynie miał mnóstwo szans, by wygrać, jednak nigdy mu się to nie udawało. Statystyka wskazywała na to, że wreszcie musi to zrobić. (Kiedyś na "akademikach" w Krakowie ćwiczyłem blitza z IM Darkiem Mikrutem. Po którejś tam z kolei mojej przegranej, Darek do mnie powiedział: "Krzychu, reguły statystyki mówią, że jesteś coraz bliżej pierwszego zwycięstwa ;) ) Gelfand w ładnym stylu ograł dziś Radżabova i opuścił ostatnie miejsce w tabeli. Cieszy mnie jego wygrana, gdyż bardzo lubię tego arcymistrza. W meczu z Anandem kilkanaście dni obocowania z Borysem Gelfandem utwierdziło mnie w przekonaniu, że mało który arcymistrz elity światowej potrafi tak żyć swoimi pojedynkami. Gelfanda po prostu świetnie się ogląda!


Zupełną katastrofą niedoczasową zakończył swoją partię Ivańczuk z Griszczukiem. Po raz kolejny okazało się, że dla Griszczuka niedoczas to naturalne środowisko, w którym czuje się jak u siebie w domu. Ivańczuk nie sprostał zadaniu utrzymania pozycji do 40 posunięcia, przekraczając czas do namysłu. Tym samym Ukrainiec wyklucza się definitywnie z gry o cokolwiek w Londynie. Teraz myśli zapewne o podreperowaniu rankingu i... nadszarpniętego dobrego imienia. Myślę, że w pojedynczych partiach będzie groźny dla swoich oponentów.

Układ w tabeli jest nam znany: prowadzą z 5.5 pkt. Carlsen z Aronianem. Tylko punkt straty do nich ma Kramnik, dalej Griszczuk z czterema punktami, Swidler, Gelfand po 3.5 pkt., na końcu Radżabov 3 i Ivańczuk 2.5 pkt.

Jutro niesamowicie ważne spotkanie Kramnik - Carlsen. Od tego pojedynku bardzo dużo zależy. Jeśliby Rosjaninowi udało się wygrać, to londyński turniej pretendentów wkroczy na tory dla nas nieoczekiwane. A gdyby tak Gelfand białymi zmusił do kapitulacji Aroniana, bo taką też jutro mamy parę? Ależ scenariusze by się rysowały przed nami na koniec tego fantastycznego turnieju! Uważam, że wszystko jest możliwe. Im dłużej komentuję szachy, tym bardziej jest mi bliska pokora - szachy jako sport łączą w sobie piękno, element rywalizacji, ale przede wszystkim nieprzewidywalność. Dlatego z tym wiekszą niecierpliwością oczekuję jutrzejszej rundy. Nie wiem jak Wam się podoba turniej w Londynie. Na mnie te zawody  robią ogromne wrażenie...


2 komentarze:

  1. Ciekwi mnie w tym turnieju na ile zawodnicy planuję wynik z danym przeciwnmikiem, tzn jak mocne jest nastwienie np. Aroniana na remisowanie z Kramnikiem, w wygrywanie z Gelfandem, a ile zależy od rzeczywiscie ustawionej a danym momencie pozycji? Mi osobiście wydaje sie że przedmeczowe załozenia sa bardzo silne i mają wpływ na późniejszą grę aż zabardzo....
    - zbyszek tylenda

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzisiaj gra o wszystko w pojedynku Kramnik-Carlsen! Obaj zapewne czują ciężar tego pojedynku. Magnusowi wystarczy remis, żeby zachować status quo (czyli "dwuplusową" przewagę). Władymir potrzebuje wygranej, żeby zniwelować całą przewagę Norwega i Rosjanim ma do tego doskonałą sposobność, bo gra białymi. Na bitwie "gigantów" może skorzystać ten trzeci, czyli Aronian, choć wygrana Gelfanda (biały kolor!) też jest możliwa.
    W pojedynkach Griszczuk-Swidler czy Iwanczuk-Radżabow, każdy ma coś do udowodnienia - będzie się działo!

    Mirek Wolak

    OdpowiedzUsuń