wtorek, 25 czerwca 2013

"Na dopalaczach - post scriptum"




Pisząc moje teksty myślę równolegle - z jednej strony myślę co piszę, z drugiej zastanawiam się, co pomyśli o tym czytelnik. Z tej dość dziwnej dialektyki nie mogę niekiedy wybrnąć, gdyż moje myślenie o przyszłej reakcji czytelnika, zmienia mój początkowy pomysł na artykuł i często kończę nie tam, gdzie zamierzałem zakończyć. To taka trochę droga na przełaj, czy też "polna droga", która niekoniecznie musi gdzieś zaprowadzić. Nie jeden raz, robiąc tak właśnie, spałem w szczerym polu, ale, choć może nie było mi za wygodnie, nigdy w takich okolicznościach nie narzekałem na nudę... 
 
 Od dłuższego czasu jest we mnie przekonanie graniczące z pewnością, że gdybym te same słowa powiedział publicznie tym samym odbiorcom, którzy czytali dany tekst, nie widząc mnie, ich recepcja mojego przesłania byłaby diametralnie inna. Żyjemy w postmodernizmie i każdy bez wyjątku, jeden świadomie, drugi mniej świadomie, jest spadkobiercą Derridy - teraz wydaje się, że wszystko może być tłumaczone i interpretowane w dowolny sposób, wedle indywidualnych kryteriów. Pisząc mój ostatni tekst na początku byłem przekonany, że nie dopuszczę do wielogłosu w sprawie dopingu, że sprawa jest tak oczywista jak to, że mat w szachach kończy grę. Jednak pod koniec układania tych paru zdań, siedząc przed ekranem monitora, myślałem już inaczej: "Achaa, żebyś się czasem nie zdziwił! Na pewno ktoś walnie odłamkowym, że aż cię zetnie z nóg". Klikając "opublikuj", byłem wręcz pewny, że coś się wydarzy, że tekst nie zostanie przyjęty przez aklamację.
 
 No i dalejże w tany - po kilku komentarzach pod postem (które czytałem po kilka razy, bo myślałem, że mi się w oczach mieni) zacząłem się zastanawiać jakimi motywami względem szachów kieruje się osoba, uważająca wszelkiego rodzaju afery, za sposób dotarcia do szerszej rzeszy fanów. Według mnie za takimi poglądami musi się kryć potężna desperacja, najprawdopodobniej wypływająca z niezbyt przyjemnej świadomości, polegającej na tym, że sport, który fascynuje, znajduje się na obrzeżach świadomości społecznej, nie jest w centrum uwagi. Jak ktoś może mieć serce do dyscypliny, którą chce narazić na jeszcze większą śmieszność, byleby zyskała krótkotrwałą uwagę zmiennego społeczeństwa? To przypomina trochę sytuację, gdzie jest matka i córka - stara panna na wydaniu, obie mieszkające w jednej chatce. Córki, tyleż skromnej, co pięknej, nikt nie chce i zniecierpliwiona matka każe jej przez okno wystawić kawał tyłka, że może wreszcie jakiś kawaler dojrzy, zaciekawi się, zajdzie i może, kto wie, nawet poślubi. Problem jest taki, że owa córka prowadzi zbyt bogate życie wewnętrzne by posłuchała matki i poszła na tanie, wulgarne sztuczki. Szachy to sport piękny, który prowadzi już od kilkuset lat bogate życie wewnętrzne i to raczej problem świata, nie szachów, że te ostatnie nie znajdują się w centrum uwagi bardzo szerokiej rzeszy odbiorców. To świat ma problem, nie szachy - szachy dobrze się mają, jak każda inna dziedzina sztuki - to co skomplikowane, złożone, piękne, jak filozofia, poezja, muzyka nigdy nie znajdzie większej liczby fanów niż inne, bardziej wulgarne sposoby zabijania nudy. Jest jeszcze jeden aspekt - wychowawczy i choć piszę o nim na końcu, to jego miejsce powinno być na początku. Jeśli pisze się coś, to moim zdaniem pierwszą rzeczą powinien być namysł: kto to przeczyta i jaką reakcję to wywoła. Gdy przeczyta taki wielogłos komentarzy młody sportowiec może pomyśleć - "Przecież to nie jest oczywista sprawa! Jeden mówi tak, drugi siak. Może i ja bym spróbował jak tamten? Może mnie nie złapią?" I co wtedy? O to nam chodzi? Tym torem mamy iść? Pisać cokolwiek co ślina na język, byleby się tylko wyróżnić i nie ważne, jakie reakcje to wywoła w młodym umyśle, gdy to przeczyta? Myślcie, na Jowisza, co piszecie, myślcie!!
 
 

7 komentarzy:

  1. Świć Waldemar25 czerwca 2013 17:26

    Przy okazji różnych wpisów zwracałem już uwagę na tendencję o, której wspominasz a mianowicie pisania aby się pokazać. Nawet gdy nie mamy pojęcia o czym piszemy to jest nakaz jakiś zrodzony rzekomo z demokracji, że możemy jak się to mówi zająć stanowisko. Ano możemy tylko po co?
    Aby pokazać swoje zdanie ale czy zawsze jest się czym tak naprawdę podzielić? Czy medialność, reklama ,popularność a skandal to wszystko jedno? Każde działanie przynosi skutki zależnie przede wszystkim od intencji. Skandalem wywoła się kolejny skandal i co z tego?
    W Polsce wychodzi kilka tygodników ,które składają się głównie z plotek. Mniejszych i większych, sensacji, skandali. Utrzymują się na rynku a to znaczy, że mają widownię.
    Podobnie jak disco polo.
    Tyle, że w szachach ta warstwa zewnętrzna nie jest aż tak ważna jak kolejne małżeństwo jakiejś gwiazdki.
    Z pewnością postać Fischera była medialna ale przecież pomimo swych wszystkich dziwaczności Fischer nie był w swych działaniach wyrachowany a jego zabiegi o warunki do gry i nagrody trudno nazwać skandalicznymi. Jeśli już to wolałbym taki obraz szachisty - ekscentryka, który jest genialny w tym co robi.Każdy dobry trener i szachista stara się pokazać walory edukacyjne szachów. Ich piękno jako sztuki walki i samopoznania. A tu panowie proponują działania , które pokażą, że w szachach jest takie samo chamstwo jak i wszędzie.
    I to ma przyciągać sponsorów?
    Budować wizerunek szachów?
    Panowie ja tam nie czytam gazet z plotkami i nie słucham disco polo chyba, że jestem zmuszony w miejscu publicznym. Nie wierzę aby z takich działań mogło coś pozytywnego wyniknąć, chyba , że korzystający z dopingu zostaną przykładnie bardzo surowo ukarani i to będzie pokazywało, że dbamy o wizerunek naszej gry. Inaczej się nie da.

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, doskonale wiem do kogo jest skierowana aluzja, zawarta w pierwszych kilku zdaniach. Najlepiej zabronić publicznego wypowiadania się. Chyba pójdę poszukać w kuchni jakiejś dużej torby papierowej aby nałożyć ją na głowę, bo ciągle moja osoba uraża pana Waldemara.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja już teraz zanim się od nowa zacznie to co poprzednio zamykam temat. Kolejnej telenoweli nie będzie. U siebie piszcie albo na temat posta to opublikuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pnie Krzysztofie, zobaczymy na Pana blogu jakiś tekst o pucharze Dworkowicza na którym to występują młodzi polscy szachiści. Bardzo jestem ciekawy pańskiej oceny Naszych zawodników. Nie chcę się wypowiadać o poziomie sportowym polskich szachistów, zastanawia mnie natomiast kto stoi za powołaniami na taki turniej oraz wg jakiego klucza są oni wyłaniani?
    Pozdrawiam Łukasz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pana wypowiedź sugeruje jakąś intrygę, coś ciemnego.Nikt za tym nie stoi. Sprawa jest prosta. Są to rozgrywki do lat 16 i zostali powołani najlepsi w tym roczniku. Proszę sprawdzić wyniki ostatnich MP i listę rankingową a wszystko będzie jasne.

      Usuń
    2. To jest normalne pytanie i zastanowienie się nad zagadnieniem osoby, która chce dogłębnie poznać politykę okołoszachową oraz mechanizmy nią poruszające. Taka ciekawość i poruszanie problemów wskazuje że dla pana Łukasza szachy to nie tylko obrona sycylijska i wzmocnienie wariantu w 15-ym posunięciu oraz oficjalne wyniki, ale coś bardziej rozległego. Doskonale rozumiem że można zastanawiać się nad tym kto powołuje skład i czym się kieruje.

      Usuń
  5. LUTKOM SC oglądam z dużą uwagą występ naszych juniorów. Tak noszę się z zamiarem napisania tekstu. Ale z tego co widzę to wytęp nasi juniorzy wypadają źle - niby walczą, niby się biją, ale przegrywają mecze. Myślę, że napiszę jak się zakończy turniej - wtedy będziemy mieli pełny obraz sytuacji.

    OdpowiedzUsuń