poniedziałek, 19 sierpnia 2013

"Jestem Edmund Dantes!"





" - Ale cóżem ci zrobił? - zawołał Villefort bliski utraty zmysłów. -   Cóżem ci zrobił? Powiedz!

 - Skazałeś mnie na śmierć powolną i ohydną, zabiłeś mojego ojca, pozbawiłeś mnie wolności, pozbawiłeś kochanki i fortuny!

  - Ale kim jesteś?! Kim jesteś...? O Boże!

 - Jestem widmem nieszczęśnika, którego wtrąciłeś na dno lochów twierdzy  If. Bóg wywiódł widmo z lochu, włożył mu maskę hrabiego de Monte Christo i obsypał diamentami i złotem, abyś go dziś nie poznał.

        - Ach! Poznaję cię... Poznaję... Jesteś...

 - Jestem Edmund Dantes! - Hrabia Monte Christo pobladł straszliwie, a oko  zaiskrzyło mu się płomieniem gniewu."


                  

                                                                                                    
                                                                                                                     Aleksander Dumas

                                                                                                               "Hrabia Monte Christo"



To jest na pewno fenomen. Choć, nie końcowe fragmenty tej awanturniczej historii, gdzie główny bohater odbiera co swoje, mszcząc się w bardzo wymyślny sposób na wszystkich swoich wrogach. Ten etap, gdy Nemezis wyrównuje wszystkie rachunki, jest logicznym zwieńczeniem pewnego cyklu - winnych dosięga zemsta, a ja w związku z tym i zgodnie z zamierzeniem autora, mam odczuwać moralne ukojenie, satysfakcję. Dalej, powinienem zasnąć snem spokojnym i głębokim, ze świadomością faktu, że są siły, które czuwają nad wielką księgą przychodów i rozchodów wszelkich czynów, tych dobrych jak i tych złych.

Ale spokojny sen nie nadszedł, bo analizując świat nie doszukałem się dowodów na istnienie owej księgi przychodów i rozchodów, wątpię też, by istniały mityczne Eumenidy, które prowadzą w tym opasłym tomisku skomplikowaną buchalterię.

 Zupełnie nic nie czułem, gdy Edmund Dantes powrócił po latach i jego winowajców spotkała zasłużona kara. Żadnego podniosłego nastroju, zadowolenia, zupełnie nic. Wciąż chciałem tkwić z głównym bohaterem w mrocznej twierdzy If, zamyślać zemstę na wrogach, przyjmując coroczną chłostę, by nie pomieszał mi się czas. To najlepsze momenty tej książki - poczucie absolutnej beznadziei, piekło na ziemi, gdzie jedynym motywem trzymającym przy życiu, tym światełkiem w tunelu, jest chęć oddania co komu należne.


Kadr z filmu "Chrabia Monte Christo".

 W filmie, którego jeden z kadrów znajduje się wyżej (a czego nie ma w książce Dumasa) główny bohater, Edmund Dantes, wraz z przyjacielem, a potem głównym przeciwnikiem, Fernandem Mondego,  grają w dość specyficzną grę. Otóż, rywalizując ze sobą ten, którego jest w danym momencie "na wierzchu", wręcza przegranemu figurę szachowego króla. Pokonany oczekuje z kolei na moment, gdy będzie mógł po odegraniu się, zwrócić adwersarzowi rzeczony rekwizyt.

Czyż los Edmunda Dantesa nie jest choć w części losem szachisty, który w mrokach twierdzy If, zamyśla zemstę na swoich wrogach, doskonaląc się w  dobrze nam znanej, intelektualnej szermierce? Książkę Dumasa czyta się lekko, z przyjemnością, autor gwarantuje nam, że każda zniewaga zostanie spłacona z nawiązką. Ale to tylko literatura! W życiu, w szachach, nie zawsze udaje nam się wręczyć dłużnikom figurkę króla - w tylu przypadkach próbujemy bezskutecznie zwrócić ją, poprzez katorgę zamku If, jednak nasi przeciwnicy obmyślają to samo i gdy dochodzi do pojedynku, nie wszystko idzie po naszej myśli...

 Szachista ma doskonałą pamięć: jest w stanie bez zająknięcia wyliczyć każdy słupek, każdą rubrykę, w której widnieje ile dany przeciwnik jest mu winny i ile on jest winien przeciwnikowi.
 Ileż to razy myśleliśmy, że czas odosobnienia nie był stracony i gdy pod osłoną nocy udawało się opuścić nieprzyjazną twierdzę aby szukać sprawiedliwości, w krótkim czasie okazywało się, że wciąż nie jesteśmy tymi, którzy rozliczają. Wydawało nam się, że jesteśmy myśliwymi, a w rzeczywistości w dalszym ciągu byliśmy... zwierzyną łowną ;). 

Nie należy zbyt długo przebywać w twierdzy If, choć jest to czas doskonalenia, by łatwiej nam przychodziło odebrać co swoje. Długie medytacje przed walką do niczego nie prowadzą. W szachach należy śmiało, raz za razem, zaciągać nowe kredyty. Najlepiej u tych, którzy mają niewiele długów, a sami chętnie pożyczają innym. Rachunków w szachach nie sposób wyrównać do końca, jednak myśl o słodkiej zemście na swoich przeciwnikach może być bardzo ożywcza. Dobrze czasem wyobrazić sobie scenę, gdy wkraczamy w glorii i chwale między wrogi, wypowiadając triumfalne: "Jestem Edmund Dantes! Przyszedłem odebrać swoją należność!"


1 komentarz:

  1. Ładny tekst!
    A czy mogę zaproponować swoisty ciąg dalszy - meandrów szachów i literatury - coś z wielkiego pisarza i gracza Tołstoja, którego raczej (wstyd przyznać) nie znam...

    OdpowiedzUsuń