Przed Klubowym Pucharem Europy chyba tylko nieliczni wierzyli w ten "czesko-polsko-hinduski" team. Ich wiara w ten zespół zapewne nie dotykała "pudła", nie mówiąc, oczywiście, o najwyższym stopniu podium w tym turnieju. Coś podobnego znajdowało się w sferze marzeń. Najwięksi optymiści spodziewali się, że G - Team Novy Bor spróbuje nawiązać walkę z najlepszymi, że porywalizuje jak równy z równym i sprawi jakąś tam niespodziankę. Jednak to, co w większości dusz kibiców grało przed tym turniejem, uwarunkowała i sparaliżowała analiza składów kilku drużyn, które spokojnie można było nazwać "dream-teamami". Zadziałała magia wielkich nazwisk i to określiło w znacznej mierze tok myślenia większości kibiców (w tym mnie, rzecz jasna). W sporcie już od dawna zastanawia mnie to, jak wielu kibiców, analityków, generalnie głęboko zainteresowanych sportem, wpada w pułapkę myślenia racjonalnego, zdroworozsądkowego, pomimo tego, że nie jeden i nie dziesięć razy nieźle się dzięki tej "metodologii" nadziewali.
Spójrzmy choćby na przypadek Grecji - mówię teraz o piłce nożnej. Gdybym przed ME w Portugalii wziął, powiedzmy, całą jedną wypłatę i postawił na ostateczny triumf w turnieju drużyny Otto Rehhagela, większość z was uznałaby mnie za człowieka niespełna rozumu. Część by padła ze śmiechu, a grupka życzliwych, o dobrym sercu przyjaciół, dałaby mi kilka przydatnych numerów telefonów do poradni zdrowia psychicznego. Jednak po EURO 2004r., biorąc pod uwagę kurs na drużynę Grecji, w jednej chwili stałbym się bardzo zamożnym człowiekiem, a moje "szaleństwo" sprzed turnieju nabrałoby zupełnie innego wymiaru. Myślenie zdroworozsądkowe w sporcie nie działa! Taka konstatacja się nasuwa niejako automatycznie, ale i ta myśl, według mnie, nie jest do końca prawdziwa, gdyż doświadczenie pokazuje, że myślenie racjonalne raz działa, raz nie działa w sporcie. Sztuką jest mieć przeczucie, które z porządków myślenia w danym przypadku zastosować.
Jeśli chodzi o turniej na wyspie Rodos, kierowałem się myśleniem racjonalnym, ponadto uległem zmysłowi stadnemu, co prawie zawsze nie jest dobre i mam się teraz z pyszna. I jeszcze niejeden raz tak się będę miał ;).
W tym turnieju zwyciężyła niefaworyzowana drużna, która z racji samej atmosfery jaka panowała między zawodnikami, była drużyną przez duże "D". O tym opowiada w wywiadzie udzielonym redaktorowi rosyjskojęzycznego serwisu http://www.chess-news.ru/node/13766 (podaję konkretny link) E. Surovowi, znany i bardzo lubiany w Polsce Dawid Nawara oraz kapitan drużyny G - Team Novy Bor, Petr Bolesław. Zwyciężyła przyjaźń, zwyciężył wielki duch walki i to jest w tym momencie warte podkreślenia.
W klubie G - Team Novy Bor na drugiej szachownicy zagrał Radek Wojtaszek, który zaprezentował się doskonale. Dzięki temu występowi Radek wraca na wirtualnej liście rankingowej do klubu 2700 +, choć jak powiedział mi w jednym z ostatnich wywiadów, dla niego nie ma to wielkiego znaczenia. Ja jednak, z czysto kronikarskiego obowiązku odnotowuję ten fakt.
Występ Mateusza Bartla to temat właściwie na odrębny artykuł. Czterokrotny Mistrz Polski w ostatniej rundzie po raz kolejny postanowił podpalić szachownicę i znów sytuacja stała się bardzo poważna, jednak przeciwnik chcąc na siłę wymienić damy, pozwolił na wyrównanie pozycji. Forma Mateusza Bartla przed DME nie napawa optymizmem. Grając w drużynówce bardzo często ważne jest aby przytrzymać pozycję, poczekać aż się wyjaśni sytuacja na innych deskach i wtedy podejmować decyzje korzystne dla zespołu. Mateusz gra ciekawe, romantyczne szachy, jednak jego niestabilna forma jest po prostu przysłowiowa. Miejmy nadzieję, że za dwa tygodnie zobaczymy odmienionego Mateusza, który będzie bezlitośnie punktował swoich rywali. Tego mu teraz życzę. Na koniec - w związku z tą wielką sensacją, jaką jest zwycięstwo drużyny G - Team Novy Bor w Klubowym Pucharze Europy serdeczne gratulacje dla bohaterów od "Psychologii i Szachów"!
I już na sam koniec - ilość waszych "lajków" jeśli chodzi o stronę "Psychology and chess" przekroczyła niedawno liczbę 300. Przytłacza mnie to nieco, ale cieszę się bardzo, że tak wam się podoba to co piszę. Postaram się trzymać poziom i mam nadzieję, że was nie zanudzam i się nie powtarzam za bardzo ;). Jeszcze raz bardzo dziękuję!
hehe jupi!
OdpowiedzUsuńJasne, że trend formy jest ważniejszy niż rankingi.
OdpowiedzUsuńDlatego niestety Mateusza w obecnej chwili nie widzę w DME. Sorki.
Dwa bardzo dobre wyniki Wojtaszek (ostatnio) osiągnął teraz i na Olimpiadzie rok temu.
Mogę się domyslać, że były pewne cechy wspólne tych turniejów - zgrana drużyna i sympatyczna, bojowa atmosfera.
Jeśli poziom Radka w innych turniejach dosyć odstawał od tych wyników, być może warto rozważyć czy jego piętą achillesową nie jest po prostu psychika (a nie forma intelektualna). Mam wrażenie, że dopóki nie znajdzie on swojego Blecharza (psycholog Małysza), to jego wyniki niestety bedą mocno sinusoidować, tak jak do tej pory.
Tom K.
A mi się wydaje że ciągle przyszłośc jest przed Radkiem , że ciagle nie rozwinał skrzydeł i lada moment nastapi stabilizacja w okolicach rankingu 2750 czyli na krawedzi pierwszej dziesiątki, co pozwoli młodym typu JK Duda pójść dalej, a kazdy krok dalej to bardzo daleko jak na historie szachową Polski powojennej. Wierzę w Plan Radosława Wojtaszka i w to że taki plan jest....
UsuńWcale nie mówię, że Radek nie osiągnie pułapu 2750. Tyle, żeby to zrobić musiałby sobie wypracować skuteczną formułę stabilnej formy (tak , żeby nie skakać po Rp. z przedziału 2500-2900). Forma szachowa jest tylko jednym z elementów sukcesu, ważne też jest np. nastawienie psychiczne i forma fizyczna. Profesjonalista musi sobie te wszystkie elementy poukładać, a tego chyba brakowało. Zresztą nie ma co gdybać z tymi przyszłymi sukcesami, prawdopodobnie przyjdzie następna fala kryzysu i szachy mogą pójść kompletnie w odstawkę sponsorów.
UsuńTom K.
Gdyby skakał pomiędzy 2500-2900 zostałby liderem listy rankingowej czego mu życzę ; )
OdpowiedzUsuń