Jobawa w tym turnieju stosuje taktykę afgańskich partyzantów. Gdy jest potrzeba atakuje z podniesioną przyłbicą, gdy wie, że nic nie zdziała nie forsuje wydarzeń, przyparty do muru broni się do samego końca jakby chodziło o życie samo. Dlatego to właśnie jego majaczącą w oddali sylwetkę oglądamy - Gruzin dla Polaków już teraz stanowi nieuchwytny cel...
By w tym turnieju sączyła się wąska strużka intrygi, by Radek utrzymał 1.5 pkt. dystans do lidera, potrzebne było zwycięstwo nad Muzyczuk, której strategia na partię z zawodnikiem 2700+ była, mniej więcej, taka: "wymienię damy i spróbuję się jakoś utrzymać w złożonej grze środkowej". Pomysł nie zadziałał, gdyż wymiana dam w tej redakcji dawała Polakowi dużą przewagę, którą sukcesywnie powiększał. Gdy wreszcie uzyskał wygraną pozycję wykonał jedno posunięcie, które wypuszczało wygraną.
To jest też kolejne oblicze szachów - ileż to razy miałem wygraną, chodziłem uśmiechnięty po sali gry, zatrzymywałem się przy znajomych i niczym Najdorf, wyrzucałem z siebie "mam go!", a potem siadałem i wszystko się kićkało, psuło. I dalej nawet nie to, że w tabeli dopisywano mi podział punktów, a ziejące jakąś bezdenną pustką zwyczajne zero. Szachiści praktycy wiedzą, znają ten ból - budować, budować, sukcesywnie wznosić gmach, który ma przynieść triumf i nagle jedna mała niedokładność w projekcie powoduje, że wszystko się wali. Ten remis, który oznacza w sumie dzieło niedokończone, to taka wieża Babel - symbol dawnej świetności...
W tym turnieju nie ma już intrygi. Przynajmniej z udziałem Polaków. Radek płaci cenę źle rozegranego początku. Teraz, żeby nadrabianie zaległości się udało, musiałby wygrywać wszystko, a Jobawa wszystko tracić. Nierealna historia. Właściwie już teraz można zacząć zastanawiać się, dlaczego nie udało się włączyć do walki w tym turnieju, który przecież do supermocnych nie należał.
Dziś szachiści odpoczywają. Jutro Radek zagra ze świetnie grającym Sariciem. To była właśnie część planu - w bezpośrednim pojedynku zabrać cały punkt Sariciowi, czekać na wpadki Gruzina i samemu wszystko wygrywać. Za późno już na tego typu dywagacje. Teraz trzeba grać i wygrywać, poprawiać ranking, bo nic już innego w tym turnieju nie można zrobić.
Jutro Jan zagra z Janem - tym legendarnym Janem. Będzie to spotkanie wschodzącej gwiazdy szachów z gwiazdą zachodzącą już. Kiedyś jej blask oślepiał, ale i teraz wisząca tuż nad horyzontem wciąż jest źródłem mocnego światła. Timman to taki zimowy Syriusz lub Wega w konstelacji Lutni. To prawdziwa ozdoba szachowego firmamentu.
Dobry tekst, to już jakaś wena a może furor poeticus. Szczególnie spodobał mi się fragment " ziejące jakąś bezdenną pustką zwyczajne zero". Skąd ja to znam... Poprawiłeś mi humor mimo kontekstu..
OdpowiedzUsuńA tam wena, zwyczajny tekst jak każdy.
Usuń''Pomysł nie zadziałał, gdyż wymiana dam w tej redakcji dawała Polakowi dużą przewagę''
OdpowiedzUsuńBłagam , jaką dużą przewagę ? Pozycja była kompletnie równa jednak Anna Muzyczuk grała niedokładnie i stąd ta przewaga Radka , której niestety nie wykorzystał .
Pozycja według mnie nie była równa - białe miały przyjemniejsza strukturę pionową - konfiguracja czarnych h6-g5 dawała białym znacznie lepsze szanse w koncówce, poza tym figury białych grały bardziej "po centrum" odrobinę szybszy król, liczyłem warianty z e3-e4. Wizualnie może i wyglądało na remisową pozycję ale rzadko kto by wybrał w tym układzie czarne.
OdpowiedzUsuńMoże rzeczywiście nie kompletnie równa , ale też nie z dużą przewagą . Pozycje typu
OdpowiedzUsuń''z przyjemną grą białych'' jednak nie łatwo wykorzystać .
No wykorzystać nie jest łatwo , choć czarne nad każdym posunięciem musza długo myśleć, chuchać dmuchać, bo może pójść "kopyto". że się nie gada.
Usuń"To była właśnie część planu - w bezpośrednim pojedynku zabrać cały punkt Sariciowi"
OdpowiedzUsuńJak to zwykle bywa - plan planem, a życie życiem. Tylko dlaczego znowu zero bez jakiegokolwiek ducha gry. Jak to jest możliwe, aby w 2-3 tygodnie stracić formę. No chyba, że umiejętności wystarcza Radkowi tylko na openy... Smutne to...
No widzieć naszego reprezentanta w takiej dyspozycji to smutne doświadczenie. Fajnie by było gdyby bił się do końca, będąc blisko prowadzących - wtedy z chęcią oglądałoby się zmagania do samego końca. A teraz? Ze mnie zeszło powietrze i już tylko z czysto kronikarskiego obowiązku obejrzę ostatnie rundy turnieju "B".
Usuń