niedziela, 30 marca 2014

"Viswanathan Anand wygrywa w Chanty Mansyjsku i jesienią zagra w meczu rewanżowym o najwyższy tytuł w szachach z Magnusem Carlsenem!"




Czy szachy światowe są w kryzysie, bo i takie dyskusje pojawiają się ostatnio, między innymi i na tym blogu? Siła gry w szachach jest określana zawsze w odniesieniu do czegoś. Nie jest to zmienna niezależna. Generalnie rzecz ujmując, wszystko co jest dostrzegalne zmysłami podlega porównaniom - gdybym w tym momencie został sam na świecie plus nacja z archipelagu wysp Vanuatu leżących na Oceanie Spokojnym, najprawdopodobniej byłbym jednym z najsilniejszych szachistów globu. Niestety, jest Anand, pojawił się jakiś Norweg i zaczyna działać mechanizm porównań. Dzięki tym wielkim naszego sportu (jak i wielu innym) poznaje się swoje miejsce w szyku. W tej dyscyplinie spełniam rolę niewielkiego organizmu symbiotycznego uczepionego do podbrzusza płetwala błękitnego. Gdzie on płynie - płynę i ja, i choć niewiele wiem, dzięki jego oceanicznym peregrynacjom zobaczyłem to i owo i jakieś zdanie w tej mojej małej małości też mam. A i zachwycić się potrafię, więc nie jest źle. Jestem zdania, że szachiści obecnej doby grają najlepsze szachy w w całej historii, natomiast o kryzysie może być mowa w związku z rolą komputera w przygotowaniu do partii, w znajdywaniu idei.

 Komputer to jakby nie było proteza - jeszcze gdyby ludzie wiedzieli jak ją użyć, byłoby pół biedy. Warto zwrócić uwagę, jak teraz wygląda kibicowanie w szachach. Rusza turniej w Chanty Mansyjsku i pierwszą rzeczą, którą większość robi, to spojrzenie na partię z punktu widzenia oceny pozycji przez moduły. I dalej jest tak - "Aaa, Swidler ma o,46 przewagi! Fajnie! A co to się dzieje? Kramnik ma wora, bo komp pokazuje - 1, 18. Szkoda trochę, bo lubię tego arcymistrza" itd. Dopiero potem następuje wgląd na poszczególne deski, ale i tak pozostaje się pod przemożnym wpływem wstępnej oceny maszyny. Ale czym jest to o,46 u Swidlera, czy - 1,18 u Kramnika mało kto wie, a jeszcze mniejsza ilość osób próbuje tego dociec. Więc, jeśli chodzi o kryzys, to tutaj bym go ewentualnie upatrywał. Temat na rozprawkę - "Komputer w szachach - pomoc naukowa, czy proteza dla rozleniwionych umysłów?". Dobra, koniec, bo niepostrzeżenie, po cichu, zakrada się do tego tekstu ironia, a nie chciałbym...

 Paru jednak wie, jak użyć komputer w tej dyscyplinie. Między innymi Wiking - który nie to, że przeskakuje debiut (to jakiś absurd w tych czasach) a raczej przy pomocy komputera tworzy "swoją teorię", mocno odbiegającą od ogólnie znanej, rozpracowanej teorii. Tworzy teorię pod jego styl gry, bardzo ludzki styl, chciałbym dodać. Uważam, że nie ma co się spierać na ten temat. Trzeba się raczej cieszyć, że można dalej tworzyć swoją własną teorię,  że szachy to tak pojemna dyscyplina, że jeszcze w tym momencie można w nią względnie łatwo tchnąć człowieka. Swoją drogą jest coś na kształt "komputerowego paraliżu" w światowych szachach, skoro pojawił się człowiek, który nie zrobił przecież czegoś rewolucyjnego, czegoś na kształt kopernikańskiego przewrotu, a tylko poznawszy swój styl, zaczął szukać trochę wcześniej i czegoś innego, robiąc tym samym straszną rewoltę.

  Więc płynę sobie dalej uczepiony do podbrzusza płetwala błękitnego i to też wiem, że za mniej więcej pół roku, znów nastąpi  kolejne zejście w wielkie głębiny - szachowy profundal. Jesienią dojdzie do meczu rewanżowego pomiędzy dwoma gigantami naszej dyscypliny. 
Anand to niezwykle sympatyczny i inteligentny człowiek, dlatego uważam, że będzie się starał nie powielić błędów z poprzedniego meczu. Ale jak walczyć z "teorią" Magnusa? Jak narzucić swój styl gry zawodnikowi, który zaczyna grać w szachy, a nie w warianty na wysokości 5-10 posunięcia? Na wiele pytań będzie sobie musiał odpowiedzieć były mistrz świata, jeśli chce być przeciwnikiem przez duże "P" Wikinga. Marzę o wielkiej walce, o całkowitym przeciwieństwie ostatniego "przekazania urzędu", które miało miejsce w rodzinnym mieście Ananda. A o kryzysie w szachach nawet nie myślcie - kryzys może być w waszych głowach, umysłach, ale nie w samych szachach. Zasobów tego sportu, tych złoży, starczy jeszcze na wiele, wiele lat. 


5 komentarzy:

  1. Najsilniejszy szachista na świecie zagra z prawie najsilniejszym szachistæ. I to ma być ten kryzys? Logika jak z przedszkola.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten tekst nie był skierowany do Autora blogu, to tak celem wyjaśnienia, żeby KJ nie poczuł sie urażony.

      Usuń
  2. Mamy zatem w listopadzie (5-15.11.2014) następny mecz Carlsen - Anand. Ciekawy jestem gdzie zostanie rozegrany? No chyba już nie w Indiach!?! Może tym razem w Norwegii, tylko czy Norwegów stać na taki mecz? Norwegia już w tym roku będzie gościła zawodników z całego świata na Olimpiadzie Szachowej w Tromso od 1 do 15 sierpnia. Czy stać ich będzie jeszcze na sfinansowanie meczu Carlsena z Anandem? Zobaczymy.
    Zastanawiam się jeszcze czy kolejny mecz z udziałem Ananda nie oznacza kolejnej absencji w naszej drużynie am. Radka Wojtaszka (gdyby Hindus zaprosił Radka do pomocy w przygotowaniach do meczu o MŚ)? Teraz po tym, jak do drużyny dojdzie J-K Duda (odpukuję w niemalowane, bo IMP ciągle jeszcze trwają) i gdyby zagrał Wojtaszek to naprawdę moglibyśmy mieć mocną "pakę": Wojtaszek, Bartel, Soćko B./Gajewski, Świercz, Duda!

    Mirek Wolak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mirek nie byłbym takim optymistą jeśli chodzi o skład który wymieniłeś - Takiego Bartosza Soćki nie widziałem od dawna - bardzo ale to bardzo obniżył loty. To samo z Darkiem Świerczem, z którego ostatnimi czasy zeszło dużo pary. Gajewski jak będzie w formie to tak i Wojtaszek zgoda. Duda to jedyny progresujący zawodnik w Polsce w tym momencie. Ostatnio zakończyły się MP juniorów - myślę o następcach obecnej kadry - w czołówce tabeli końcowej do lat 18 są zawodnicy, z którymi mam partie w klasyku w których grałem jak równy z równym - ja, czyli czystej krwi amator, sympatyk szachów, hobbysta...

      Usuń
  3. Moim zdaniem turniej pretendentów był dużym sukcesem sportowym. Fajne szachy i walka prawie w każdej partii. Szkoda że na naszych zawodach część pojedynkow konczy się tak szybko remisami. Myślę, że część rozwiązań można by przenieść na nasz grunt m.in.:
    1. Dodawać czes dopiero po 60 posunięciu. Nie będzie stukania końcówki, a zawody będą dużo ciekawsze z punktu widzenia przeciętnego kibica. Zarówno ten jak i (zwłaszcza) poprzedni turniej pretendentów to pokazał.
    2. Jako pierwszy TB wybrać liczbę zwycięstw. Promowana jest w ten sposób gra agresywna. Jest to również korzystne z punktu widzenia popularyzacji szachów (spróbujcie wytłumaczyć laikowi co to jest Berger).
    3. Kołowy charakter turnieju. W odróżnieniu od szwajcara jest on bardziej przejrzysty dla kibica laika. Jeśli robimy turniej dla kibiców moim zdaniem jest to zdecydowanie lepsza formuła (jeśli adresatem turnieju są zawodnicy to szwajcar jest ok). Mniejsza liczba zawodników pozwala łatwiej wyeksponować pozaszachowe walory zawodników (tak jak w innych dyscyplinach).

    OdpowiedzUsuń