piątek, 15 sierpnia 2014

Chińczycy i Rosjanki ze złotymi medalami olimpijskimi! Polki na siódmym, panowie na piętnastym miejscu!





I to już koniec Olimpiady. Szybko zleciało, ale tak to już jest, że fajne wydarzenia mijają jakby kto z bicza trzasnął. Kto mocno zaangażował się w kibicowanie, zapewne będzie cierpiał przez kilka dni na syndrom odstawienia sportu szachowego z najwyższej półki.

 Dla fana szachów zawody były przeprowadzone perfekcyjnie. Nie mówię teraz o tym, czego nie dostawało na miejscu, o tym nie wiem, o tym wypowiedzą się sami szachiści. Po ostatnim PŚ rozegranym w tej samej miejscowości, elita światowa nie pozostawiła suchej nitki na organizatorach. Mowa była nawet o tym, że arcymistrzowie z uwagi na monotonną dietę musieli dojadać na mieście. Na Olimpiadzie raczej nie miały miejsca podobne wpadki - o takim czymś szybko zrobiłoby się głośno.

(Małe sprostowanie po dwóch dniach. Jednak aż tak fajnie w Tromso nie było - Aronian narzekał na straszny gorąc na turniejowej sali. Okazało się, że na zawał serca zmarł w  czasie ostatniej rundy, grający na drugiej szachownicy reprezentant Seszeli Kurt Meier. Ceremonię zamknięcia Olimpiady poprzedziła minuta ciszy. Poza tym tuż po ceremonii zamknięcia zawodów w pokoju hotelowym znaleziono martwego szachistę, reprezentującego federację Uzbekistanu Alishera Anarkułowa. Miał 45 lat.)


 Z punktu widzenia fana szachów, którzy siedzi przed ekranem laptopa, wszystko było w jak najlepszym porządku. Był przekaz live z turniejowej sali w jakości HD, były barwne komentarze  GM S. Szypova, (komentował też Aleksander Moroziewicz) była transmisja z wszystkich desek z analizami modułów. Nie wiem jak wy, ale ja nie narzekałem.

W turnieju "OPEN" triumfowali Chińczycy - drużyna nie złożona, jak Rosjanie, z jakichś galaktycznych nazwisk, z rankingami, które zwalają z nóg. Oczywiście, to arcymistrzowie znani (teraz jeszcze bardziej!) ale na miano szachowego Realu Madryt raczej nie zasługują. Najlepiej punktowały w tym zespole deski środkowe: fenomenalny Yu Yangyi oraz Ding Liren. Obaj zanotują bardzo duże wzrosty rankingowe po tym turnieju. Na drugim miejscu znalazła się reprezentacja Węgier, na trzecie miejsce wskoczyły dość niespodziewanie Indie. Największymi przegranymi tego turnieju są Rosjanie, którzy mieli skład marzeń, jednak czwarte miejsce to dla nich porażka. Często śledzę rosyjskie serwery szachowe, dlatego jestem więcej niż pewny, że za kilka dni znów rozpocznie się w Rosji narodowa debata nad męską sborną, analizowanie przyczyn itd. Niejeden artykuł zostanie na ten temat napisany, niejedna głowa pochyli się z uwagą nad występem Rosjan w Tromso.

W turnieju kobiet Rosjanki od ładnych paru lat dominują i ciężko z tym zespołem rywalizować na równych prawach. Ależ potencjał ma ta drużyna! W wyniku konfliktu z trenerem Sergiejem Rublewskim nie wystąpiły siostry Kosintsevy, jednak nie miało to większego wpływu na grę i rezultat. To jest dekada Rosjanek, to jest ich czas - szachistki z Rosji zapisują się złotymi zgłoskami na kartach najnowszej historii szachów. Drugie miejsce zajęły Chinki, trzecie Ukrainki. Status quo w światowych szachach zostało zachowane - taki jest, mniej więcej rozkład sił w szachach w XXI wieku.

Polacy skąd wyruszyli, tam i powrócili. Gdy zaglądałem na codzienne relacje na serwerze Chessbrains oraz te na stronie PZSzach, miałem wrażenie, jakbym czytał o zupełnie innej drużynie. Niemoc naszych reprezentantów jeśli chodzi o wygrywanie była ogromna. Mateusz Bartel grał na ostatniej desce by, jak to się mawia w szachach "kosić chwast", a wygrał zaledwie dwie partie. Chodziło o to, by w kluczowych momentach wygrywał, dał przeciwwagę, dorzucał jednak do wspólnego worka tylko "połówki". Podobnie rzecz się miała z naszą drugą szachownicą, Grześkiem Gajewskim. Dużo remisów z niżej notowanymi rywalami, jedna ważna wygrana z Cheparinovem, przegrane z E. Bacrotem i Ding Lirenem. Grzesiek grał bardzo aktywnie - rzucał się ambitnie na swoich przeciwników, ale ci w którymś momencie parowali i skutecznie kontrowali. 

Po Radku Wojtaszku widać było zmęczenie turniejem w Biel. Odniosłem takie wrażenie, że nie do końca zregenerował się po tych morderczych zawodach. Nie jeden raz, dzięki kamerom, udało mi się na niego rzucić okiem i widać było na jego twarzy znużenie. Radek nie poradził sobie z Carlsenem i Topałowem ("Topi" wygrał pierwszą szachownicę). Powtórki ze Stambułu nie było - Radkowi Wojtaszkowi nie udało się wygrać z nikim znacznym. Jednak po turnieju w Biel i Olimpiadzie w Tromso nasz lider ma na live 2736, 2 elo, czyli oscyluje w okolicach rekordu. W Tromso Radek krzywdy drużynie nie zrobił ale i nie pomógł jej za bardzo. Na pewno nie był motorem napędowym zespołu.

Nasz sokół wędrowny, Janek Duda, był objawieniem tego turnieju. Grał bajecznie, przeciwników zaskakiwał kreatywną grą, liczył szybko, rzadko się wahał. Warto na moment zatrzymać się przy Janku i zastanowić przez chwilę, co by było, gdyby Janek na Olimpiadę nie pojechał, wszak losy jego wyjazdu ważyły się do samego końca. To Janek był sercem tej drużyny, jej motorem napędowym. To ten młody arcymistrz próbował skupić wokół siebie resztę kadrowiczów, chciał ich porwać, dodać im skrzydeł. Bezskutecznie. Na scenie grał tylko jeden, nieco osamotniony aktor.

Sam styl, gra, jakość większości pojedynków nie budziła mojego entuzjazmu. Więcej było w tym spontaniczności niż poprawności. To na słabsze drużyny działało. Na utrzymanie się w dziesiątce i skuteczną grę z lepszymi nie wystarczało.

Mawia się, że nie ma osób niezastąpionych. To powiedzonko w przypadku naszych mistrzyń nie ma zastosowania. Gdy nie gra Monika Soćko nie ma zespołu. A Monika Soćko nie grała w Tromso dobrze. W kadrze odczuwalny był brak Iwety Rajlich i Joanny Majdan Gajewskiej, choć świetnie zaprezentowała się w Tromso Marta Bartel, która zdobyła srebrny medal na swojej szachownicy. Siódme miejsce bez grającej na swoim poziomie Moniki Soćko, świadczy o tym, że w optymalnym składzie mamy szansę na skuteczną grę z najlepszymi teamami. Polki grały jednak nierówno, choć jak zawsze ambitnie i zespołowo.

 Naszymi mistrzyniami aż tak bardzo się nie martwię. Tutaj znacznie łatwiej zbudować fajną "pakę". Gorzej z zapleczem męskiej kadry. Nie licząc Janka, z reszty juniorów można obecnie zbudować zespół grający mniej więcej na poziomie kadry Islandii. Czyli jesteśmy na lata skazani na tych, którzy właśnie grają, a widać, że to nie jest zespół stworzony do robienia wyników, do wygrywania. Jak to będzie wyglądało w dalszej perspektywie? Aż tak daleko myślami nie sięgam! Trzeba się nad tym dłużej zastanowić. 

A jakie są wasze wrażenia po Olimpiadzie? Macie ochotę podyskutować o występie naszych olimpijskich drużyn oraz bliższej i dalszej przyszłości?


13 komentarzy:

  1. Brawo Jasiu Duda !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja jestem większym optymistą co do męskiej drużyny, taki przykład Janka Dudy, wspólne jakieś analizy, pobyt na Olimopiadzie Leszka Ostrowskiego, który wszak ma udział w stylu gry JKD, zapewne tez będzie procentował w późniejszych partiach reszty zawodników, Oby tylko Radek znalazł zawsze równowagę pomiędzy ryzykiem i poprawnościa prowadzącą do remisów i nie patrzył zbyt zachowawczo w ranking! Cóż pozatym w naszym kraju nie ma tylu szachowych talentów co w Chinach i zbudowanie takiej solidnej drużyny czterech zawodników jest nierealne, ale starajmy sie i jako kibice bądzmy pełni wiary w najbliższą nawet przyszłosć......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja optymistą aż takim nie jestem - zresztą nigdy nie byłem. Zadam ci pytanie - co będzie jak za 10 lat to pokolenie, które jeszcze jako tako za szachownicą się potrafi zachować odejdzie i zostaną ci którzy mają teraz 2400-2550? Taka Olimpiada - gdzie skończymy, na którym miejscu?

      Usuń
  3. i jeszcze jedno zdanie, jeżli Radek nie był motorem napędowym /a czy miał na 1 desce być?/ to cóż powiedzieć o Carlsenie, który z dużo słabszymi rankingowo poniósł aż dwie porażki hehe....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja nie oceniam źle jego startu, zagrał gorzej niż w Stambule ale tutaj na trudnej desce swoje zrobił. Zabrakło takiej stambulskiej mega passy ale nie zawsze sie tak da. I tak najbardziej wierzę w Radka z całej naszej czołówki.

      Usuń
  4. Nawet na blogu u Konikowskiego jakiś spokój po tej olimpiadzie. Chyba stracili tam wiarę w to że może coś się zmieni w polskich szachach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja w to nie wierzę, że się coś zmieni w polskich szachach na lepsze. Zobacz Yoda na juniorów 16-18 lat. 2300 w porywach - to jest amatorstwo. Zarzucano mi że preferuję defetyzm i namawiam młodzież do rzucania profesjonalnych szachów. A co jako pedagog mam im mówić - brnijcie w to dalej? Przecież oni są lata świetlne za czołówką. I jak będzie wyglądało ich życie? Na playchessie będą dawać lekcje? Klub założą i żyli z jakichś danin? Ten apel nie był skierowany dla kogoś takiego jak Janek Duda, ale reszta? To dla nich być i nie być przecież - mogą sobie życie zmarnować. Inne dzieciaki pójdą na medycynę, mechatronikę itd. i bedą trzepały kasę a oni będą w zdartych adasiach do podupadłego klubiku zapierdzielać żeby 50 zł zarobić. Stary, o czym my mówimy!

      Usuń
    2. Ale dzisiaj tak właśnie jest. W mojej mieścinie wypisz wymaluj tak jak piszesz. Mamy jednego gościa co ma ranking pod 2300 i on naucza dzieciaki za jakieś marne grosze. Dobrze że to nie jego jedyne zajęcie, bo by pewnie zdechł z głodu. Moim zdaniem jest zbyt dużo amatorszczyzny w szachach. Co czyni je sportem nazwijmy "niedzielnym". Popatrzmy na tenis gdzie wpisowe na turniej to duża kasa a potem wygrana to też duża kasa. Młody człowiek gra taki turniej na maksa swoich możliwości bo inaczej przepadnie mu spora kasa. Taki motywator jak pieniądze moim zdaniem nie jest zły. A w szachach co dzieciak może wygrać piłkę, książkę no jak wygra rakietę do tenisa to może wtedy będzie miał motywację żeby pójść na kort i zarabiać przyzwoite pieniądze.

      Usuń
    3. To wejdź Yoda na stronę mistrza Konikowskiego i zobacz jak się na mnie rzucili za to, że jak to!! Że co to! Jopek od szachów młodzież odciąga, co on robi? Tylko, że nikt z nich nie weźmie odpowiedzialności za jakiegoś młodego człowieka, który poświęci się szachom i przegra swoje życie. Łatwo mówić z boku, to zawsze jest fajne, to nic nie kosztuje, ale kogoś zła decyzja może kosztować wszystko co ma. Juniorzy 16 latkowie mają teraz 2250 elo grają sobie jakieś tam radosne szachy świat im uciekł i co im do szukania w szachach? Jak oni sie z tego utrzymają? Trochę za późno panie kolego żeby nadgonić. Oczywiście nie mówie w tym sensie, że mają wcale już nigdzie nie grać ale znaleźć odpowiednie dla szachów miejsce w swoim życiu.

      Usuń
    4. Zaglądam tam od czasu do czasu.

      Usuń
  5. Jeśli wymęczony Wojtaszek zrobił Rp 2746, to znaczy, że ma jeszcze solidne rezerwy formy i może się zadomowi w TOP20 gdzie właśnie wszedł dzięki słabej grze Svidlera.
    Mamy kilku graczy 2600+, a żeby osiągnąć dobry wynik na olimpiadzie wystarczy przygotować ich, aby byli w dobrej formie czyli osiągali Rp 2700+, około 100 punktów lepiej od ich normalnego poziomu. A tymczasem tylko Duda pokazał bardzo dobrą formę, Wojtaszek zagrał solidnie na swoim wyśrubowanym poziomie, a reszta poniżej swojego poziomu (ale nie beznadziejnie). Czyli plan przygotowań/ostrzenia formy na zawody jest jakąś tajemną sztuką, bo aż 3 osoby z 5 wypadło dosyć blado!
    Tom K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra analiza Tom K. tak to wygląda. Przed Stambułem mało kto grał, albo na turniejach byle jakich a zdobyliśmy medale. Tutaj przed zawodami prawie każdy grał niby chodziło o łapanie formy, a tak jak piszesz, kluczy do księgi z tajemną sztuką ostrzenia formy nasi szachiści nie dobrali. Ta drużyna w optymalnej formie każdy ma szanse powalczyć ale nigdy sie tak nie dzieje.

      Usuń
  6. W naszej reprezentacji przydałby się jeszcze jeden silny zawodnik. Wojtaszek utrzymał pierwszą deskę nie gorzej niż Carlsen i Kramnik. Duda pokazał się świetnie. Niestety w czteroosobowej drużynie, dwóch zawodników to za mało... Chiny zamurowały pierwszą deskę a punktowali głównie na II i III i to 'wystarczyło' do wygrania olimpiady.

    OdpowiedzUsuń