piątek, 1 sierpnia 2014

Operacja o kryptonimie "Tromso" rozpoczęta!!




Jako szachowy kibic mam swoje pragnienia i to jest jedno. Są szachistki, szachiści i ich pragnienia w związku z rozpoczynającą się Olimpiadą. Jeśli powiem, że pragnę medali dla obu polskich zespołów, które w tym momencie już są w Tromso i aklimatyzują się powoli, to zapewne większość z Was podskoczy nerwowo w fotelu i wypali w moim kierunku, żem dziwak i fantasta. Zanim jednak rozbiegną się wasze palce nerwowo po klawiaturze, konstruujące celną ripostę, pozwólcie, że przedstawię o co mi się rozchodzi ;).

Przede wszystkim w psychologii rzadko ma miejsce sytuacja, w której przy pewnych dążnościach, aspiracjach jednostek, czy grup, brak barier w umysłach staje się barierą. Przeciwnie - ograniczenia jakie na siebie nakładamy powodują, że albo lądujemy tam, gdzie czuliśmy, że wylądujemy, albo (bardzo częsty przypadek) nieco niżej od założonego celu. 

Wielu szachistów jest fanami piłki nożnej, więc daleko nie szukając przykład takowy. Spójrzcie proszę, na dwie drużyny - kadrę prowadzoną przez Leo Beenhakkera oraz zespół prowadzony przez Franciszka Smudę. Holenderski selekcjoner nie pracował według mnie na lepszym materiale ludzkim, że się tak wyrażę, niż polski trener. Raczej silniejszym zespołem, drużyną o większym potencjale, była kadra grająca na EURO 2012r. Różnica jeśli chodzi o obu trenerów była taka, że Leo pracował nad psychiką naszych reprezentantów, którzy pogrążeni w wielu kompleksach, od wielu lat zaliczający straszne "tyły", nie mogli w siebie uwierzyć. Z relatywnie dość przeciętnej drużyny Beenhakker zbudował team o niezłym potencjale - Polacy zaczęli rywalizować z silniejszymi drużynami pokonując niejedną, a przynajmniej bijąc się jak równy z równym.
 We współczesnym sporcie bardzo wiele zależy od stanu umysłu sportowca. Franciszek Smuda człowiek dość prosty w obejściu, chronicznie bał się tematów psychologicznych. Dla niego gra na boisku polega na gryzieniu trawy - dla niego najlepiej, by piłkarz schodził z boiska o ścianie, słaniając się na nogach i tu niby wszystko ok, bo jak inaczej wygrywać? A psychologia? W wywiadzie przed EURO 2012 r., zapytany co chce osiągnąć ze swoim zespołem na turnieju odparł, że cieszyłby się bardzo, gdyby Polska wyszła z grupy. To był "fantastyczny" sygnał wysłany do swoich podopiecznych! Smuda nie jechał po tytuł, tylko walczył o wyjście z grupy. Jak dla mnie straszne kuriozum. Jako, że natura zwykle daje odrobinę mniej, Polacy nie osiągnęli nawet i tego, dziwnego celu - wyjścia z grupy. To jest właśnie zła moc ograniczeń nakładanych przez nas samych na siebie samych. Zastawiamy na siebie pułapki, następnie wpadamy w nie, potem kręcimy głowami, że znów nam coś nie wyszło.

A propos braku barier w umyśle...

To był mój pierwszy, z prawdziwego zdarzenia turniej szachowy. Żadne tam blitze, czy rapidy - turniej z tempem klasycznym, zapisy partii, sędziowie rundowi itd. Rzecz działa się niedaleko Bielska Białej - był to mój pierwszy turniej szachowy związany z pobytem w innej miejscowości. Jechałem na zawody nie mając żadnej kategorii szachowej, byłem klasycznym "bk". Zapakowałem do plecaka jakieś dwie debiutówki, że niby to będę grał i z uśmiechem na twarzy ruszyłem przed siebie. Miałem wtedy mgliste pojęcie o kategoriach, normach i całych tych regułach, chciałem po prostu grać, grać i jeszcze raz grać. A jak zagrałem? W pierwszej partii klepnąłem zawodnika z drugą kategorią, w drugiej ograłem zawodnika z rankingiem 2025 elo, w trzeciej trafiłem na kandydata na mistrza z którym stoczyłem długi, równorzędny pojedynek, gdzie pod koniec, w okolicach 70 posunięcia, oponent wyłuskał mi piona i wygrał. Czwarta partia to moja wygrana w miniaturze z zawodnikiem ponad 2100 elo. Grałem mając pustą głowę jeśli chodzi o to z kim gram, jak ten czy inny zawodnik może być dla mnie groźny itd. Przeciwnicy trochę ulegali temu mojemu "szaleństwu"...

Powróćmy do tu i teraz. Ważne jest to, co nasze reprezentantki i reprezentanci mają w głowach, o czym na poważnie myślą. Jeśli męska kadra marzy, by znaleźć się w "dziesiątce" to wyląduje zapewne gdzieś tuż poza nią. Jeśli chcą się bić o więcej jest znacznie więcej szans na to, że wreszcie "odczarują" Olimpiadę i będą wysoko.

 Przed tymi zawodami, które już jutro wciągną was jako grających, drodzy kadrowiczki i kadrowicze i mnie jako kibica bez reszty, życzę wam braku barier w waszych umysłach. Grajcie o najwyższe cele, a na którym miejscu skończycie, to skończycie, to jest sport. "Psychologia i szachy" życzy wam, szczęścia, medali i przyjemności z rywalizacji. Niech moc będzie z wami!


3 komentarze:

  1. zgadzam sie z Toba w 100%. Orientujesz sie moze, czy bedzie przekaz live z Tromso ? Mysle o livestreamie... z gory dzieki za odpowiedz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba przepatrzeć stronę organizatora ale raczej tak - w Stambule była więc pewnie tutaj też będzie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż Krzyśku, byłbym ostrożny z porównaniami szachistów do osiągnięć piłkarzy... my ciągle żyjemy "zwycięskim remisem" z Anglikami. A w zeszłym roku oglądając mecz LE Sevilla-Śląsk Wrocław, przegrany przez Wrocławian 1:4 - jeden z "ekspertów" stwierdził, że należało bronić 1:2:)))
    A wracając do szachów, to wierzę, że nasi reprezentanci nie zlękną się przeciwników i będą "gryźć deskę":-) Ściskam kciuki!!!

    OdpowiedzUsuń