Dziś w mojej okolicy niebo wyglądało jak idealnie domknięta, ołowiana kopuła. W samym środku dnia, aby coś przeczytać, musiałem świecić światło w pokoju. Nad Pretendentem również zamyka się powoli szczelna kopuła: z każdą partią, z każdym posunięciem, maleją szanse "Vish'ego" na odebranie szachowej korony Magnusowi. A Hindus walczy w tym meczu naprawdę pięknie. Wielu topowych arcymistrzów z tak grającym Anandem nie miałoby szans. Sprawa o to się rozbija, że Carlsen jest nieuchwytny, ponieważ jest z innego wymiaru. To Android, który w analogicznym układzie planetarnym, leżącym w odległości około 178 parseków stąd, ograł wszystkich w szachy, zaczęło mu się nudzić "na własnych śmieciach" i zajrzał na Ziemię w poszukiwaniu nowych wyzwań, nowych przeciwników...
Na przykład dzisiejszy mecz - stojący na bardzo wysokim poziomie. Okazało się, że by uciec spod gilotyny Norweg potrzebował dwóch, trzech ledwo zauważalnych niedokładności rywala. Wiking zagrał obronę Grunfelda, co dla większości komentatorów było niemałą niespodzianką (dla mnie też). Pozycja, którą przeciwnicy zagrali była pod styl Ananda, z trzema ciężarówkami wariantów do policzenia, z ogromną ilością taktyki. Specjalistą od tego wariantu jest nasz Radek Wojtaszek i widać było w tym co stanęło na szachownicy w dziesiątej rundzie jego rękę. (Z kolei wariant z 7...Sa6 to ulubiona linia samego G. Kasparowa!) Anand po debiucie stanął świetnie mając silnego wolniaka, parę gońców i grał naprawdę kapitalnie. Carlsen to jednak mistrz defensywy - w trudno zrozumiały sposób wywinął się z pozycji, która była niezwykle ciężka do gry. Tutaj niejeden padłby na placu boju. Ale nie Magnus. Trzeba też nadmienić, że Anand chcąc bardzo przebić przeciwnika zużył tyle czasu na grę, że w tak dobrej pozycji, miał z powodu czasu bardzo utrudnioną grę na wygraną.
Myśląc racjonalnie chciałbym rzec tymi oto słowy: tytuł zostanie w Norwegii. Sport jednak ma w sobie też element irracjonalny i dlatego jeszcze zaczekam, jeszcze popatrzę, co się stanie w dwóch ostatnich rundach. Przecież Anand nie ma nic do stracenia, może się w ostatniej parti rzuci na Wikinga? Może Wiking zdenerwuje się i coś podstawi? Nie wiem. Tyle wiem, że pragnąłbym na koniec wielkiej eskalacji napięcia. Czy tak się stanie? Wątpię. Poczekajmy jednak do ostatniego gwizdka głównego arbitra tych zawodów, Polaka, Andrzeja Filipowicza!
Tak to co Pan Krzysztof pisze jest racjonalne i wynika z doświadczenia dotychczasowych gier Carlsena ale i Ananda również, ciężko Norwega wciągnąć w jakieś podejrzane pozycje bo niestety dla Ananda ma fenomenalne zrozumienie celów szachowych i gra tak boleśnie perfekcyjnie, że po jakimś czasie wręcz zniechęca do szukania gry na wygraną , Ściana! przychodzi mi do głowy porównanie np. Carolina Woźniacki z Sereną Wiliams tam również widzę tą wielką zaporę i bezradność...
OdpowiedzUsuń