poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Falstart Magnusa Carlsena w pierwszej rundzie superturnieju w Saint-Louis!


To było klasyczne Deja-vu! Przecież kilka miesięcy temu, na turnieju w Stavanger, Carlsen w pierwszej rundzie usiadł naprzeciwko... Topałowa i w dramatycznych okolicznościach uległ słynnemu arcymistrzowi. Kulisy przegranej wyglądały tak, że spóźniając się na salę gry, Magnus nie usłyszał, jakie jest tempo gry i, myśląc w najlepsze, nie spostrzegł, że jego chorągiewka przecięła powietrze, spadając, niczym gilotyna w dół. Wiking nie podniósł się do końca turnieju po tej porażce i zanotował bardzo słaby występ...

 Minęło kilka miesięcy i w pewnym niedużym mieście, w stanie Missouri, znów ci sami dżentelmeni zasiedli do stolika i znów, o zgrozo, Norweg musiał uznać wyższość rywala. Tym razem z zegarem było wszystko w porządku, okazuje się, że Magnus nie poradził sobie w ostrej, niestandardowej pozycji. Na uwagę zasługuje bardzo interesująca nowinka Topałowa we wczesnej fazie gry 7...g5?!, której kompy nie lubią. I co z tego? To nie komputery grają, a ludzie i to ludzie, przy pomocy własnej głowy muszą znajdywać antidota na te, oraz inne niespodzianki w fazie debiutowej. Magnus nie poradził sobie w pozycji, która zdecydowanie bardziej "służyła" przeciwnikowi.

 Mam wrażenie, że Mistrz Świata dalej eksperymentuje i odszedł w pewnym momencie od gry, która była jego siłą, czyli rozgrywania straszliwych, na pierwszy rzut oka sucharów, które, jak się później okazuje, takimi sucharami nie są. W ostrych, taktycznych bitwach Wiking z najlepszymi w tej materii na świecie, nie ma szans. Kiedyś nawet napisał, że godzinami rozwiązywał taktykę, co nie uchroniło go, od podstawki podczas partii. To jego względna słabość. Sekretem, według mnie, na sukces z Magnusem to wypracować metodę zaciągnięcia go na otwarte wody ostrej, taktycznej bitwy. Wtedy ci, którzy się na takiej walce naprawdę znają, będą mieć większe szanse. Przeczytałem ostatnio tweeta, który informował, że Magnus w tym roku przegrał więcej, niż we wszystkich poprzednich latach, aż do 2010 roku włącznie. Czy to jest kryzys? A nie jest? Przeciwnicy nie są w ciemię bici, każdy z nich marzy, każdy z nich nie dosypia, ucząc się Mistrza Świata. Każdy pragnie go dopaść. Dopadł go nasz Radek Wojtaszek i jest już naprawdę niezła grupka tych, którzy mają wygraną z obecnie urzędującym królem. Kryzys, tak, inaczej tego nie można nazwać, ale dajmy sobie na wstrzymanie, dobra? Turniej w Saint-Louis dopiero się rozpoczął. Mistrz Świata po raz kolejny "odrzucony od stołu", że użyję terminologii zapożyczonej z tenisa stołowego i czekamy na jego odpowiedź. W Wijk aan Zee po przegranej z Radkiem Wojtaszkiem, Wiking wrzucił piąty bieg i zaczął grać wspaniale. Czy teraz też tak się stanie? Wątpię, ale poczekajmy kilka rund, zobaczmy, jak to dalej się będzie kręcić. Przeciwnicy rozochocili się i każdy chce Mistrzowi Świata upuścić krwi. Dziś z Magnusem zagra białymi Caruana - wiecie, co to oznacza :). To kolejna, potężna dawka adrenaliny dla kibiców.

Turniej w Saint Louis zaczął się wspaniale. Ani jednego remisu w pierwszej rundzie, walka do upadłego na każdym stole, wreszcie same partie, zajmujące, pełne głębi i treści. Znów mam ochotę zżyć się z tymi zawodami, bez względu na to dojmujące poczucie pustki, które zawsze czai się na mnie tuż po pięknych turniejach. Ale zaraz, zaraz, chwilunia. Po Saint Louis będzie trójka muszkieterów z Polski walczyć w PŚ w Baku, Janek Duda jedzie po medal MŚ do lat 20, więc mogę być spokojnego ducha - syndrom odstawienia wielkich szachów raczej mi nie grozi, więc jest o.k.

3 komentarze:

  1. A moze tak znow zabawa kto bedzie zwyciezca turnieju. Ja obstawiam na Nakamure.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tego nie wiedziałem, że grano z zegarami analogowymi w Stavanger, skoro chorągiewka spadała jak gilotyna. Do tego zegary wtedy były wątpliwej sprawności, być może zepsute, skoro tym razem z zegarem było wszystko w porządku.

    OdpowiedzUsuń
  3. No to już wiesz, jakimi zegarami grano.

    OdpowiedzUsuń