Nie zostało już prawie nic z tego szybkiego, rozkrzyczanego lata. Niebem suną ciężkie, ołowiane chmury, czasem tylko gdzieś na horyzoncie ustępując na krótko blademu błękitowi. Topola sprzed domu już nie taka odświętna, gubi wypłowiałe liście, które zamiata wiatr. Pośród gałęzi coraz więcej przestrzeni, zimą opatuli je śnieg i Słońce. W sadzie goście niemile widziani, szczególnie w chłodne wieczory, drzewa skupione w sobie, niechętne by zdradzić swoje tajemnice. Dzwięki płyną czyściej i pełniej: szum ulicy zza rzeki i pobliskiej drogi...
Każda moja podróż, bliska, czy też w dalekie kraje zawsze jest wpleciona w literaturę. Nieraz ją tworzy, częściej zaś podąża jej śladami. Czytając Turgieniewa, Czechowa czy Paustowskiego wędruję w wyobraźni do krain z ich powieści i zastanawiam się, co zostało z czaru tamtych miejsc? Jacy bohaterowie zaludniają je teraz i czy historie, które znów tworzą, nie są te same, a rekwizyty tylko nowsze, bardziej współczesne? Gdy moja podróż na Ukrainę osiągnęła swoje aphelium gdzieś w okolicach Kerczu na Krymie, a w oddali, jakby przez mgłę świecił na bladoczerwono masyw Kaukazu, zeszły się na moment tropy mojego pisania, z tym co w noweli Czechowa "Dama z pieskiem" jest sednem niezgody serca na upływ czasu. Gdy pewien Tatar podwiózł mnie na górę, z której wijącą sie ulicą wśród drzew, opuściłem się aż do samej jałtańskiej promenady, było późne popołudnie. Późna była też jesień, długa, bardzo ciepła, śródziemnomorska, pachnąca morzem i kwiatami. Usiadłem na jednej z ławek, wiatr wiejący od lądu wzniecał małe tornadka z liści i kurzu. To na tej promenadzie spacerowali kiedyś pewien pan i pani, którzy ulegli temu miejscu, chwili i sobie, przerywając na moment monotonię ich pustego życia. Ulotny moment, gdy ich serca wirują niczym wiatr, buszujący po jałtańskich bulwarach, trwa tak krótko, a oni rozjeżdżają się do swoich smutnych światów, by już się więcej nie spotkać...
Wracając z Krymu przez Odessę do Lwowa, zajechałem, już na koniec długiej wyprawy, do Drohobycza. Bardzo chciałem zobaczyć rynek, czy, jak pisał pewien skromny nauczyciel rysunku, pełen jest małych sklepików, a w upały stoi pusty, wymieciony biblijnym wiatrem pustyni, czy też, nic już nie zostało z tego przedwojennego sennego miasteczka opisanego w "sklepach cynamonowych"? Rynek jest całkiem inny, zwyczajny, jakich wiele. Niedaleko kościoła ławka, na której podchmieleni miejscowi grają w szachy na małe stawki, krzycząc i śmiejąc się raz po raz. Może tylko stare jak świat modrzewiowe cerkiewki z wielkimi kopułami pamietają to, co wyszło spod pióra tego meteora polskiej literatury. Pewnie pozostałby światu zupełnie nieznany, gdyby nie Zofia Nałkowska, która dobyła z szuflady te piękne, oniryczne strofy . Dom Schulza stoi mały i żółty, parterowy, skromny jak jego wielki mieszkaniec a mała tabliczka mówi o tym, że: " w tym domu żył i pisał..."
Czas już był najwyższy wracać z tej prawie że półtoramiesięcznej, pełnej wrażeń i przygód podróży. Szła zima, a z nią mrozy, chłody...
Krym - moje marzenie :) A widziałeś "Fontannę Łez" z postacią Diljary Biecz - podobno naszej szlachcianki Potockiej, o której pisał i Mickiewicz, i Puszkin? Piękna ta literacka podróż.
OdpowiedzUsuńA Twój pierszy akapit tego postu - mistrzowski :)
Tak. Widziałem Bibliofilko tą fontannę - to jest w Bachczysaraju, ależ tam ładnie. Wszedłem też (nie wjechałem na koniu jak Mickiewicz) na Cztyrdah w Górach Krymskich. Zresztą cały Krym zjechałem wzdłuż i wszerz. Bibliofilko dlatego Ci zazdroszczę bardzo pisania o książkach bo może bym mógł lepiej poprawaić moje pióro. W szachach mało kto oczekuje ode mnie "okrągłych strof".
UsuńBiblifilko. To czemu nie zapakujesz plecaczka i nie zapuścisz się na Krym? :) Zrealizuj swoje marzenie napisz wszystkim jak "buszowałaś" bo pięknym Krymie:)
Głęboko wierzę, że kiedyś je zrealizuję :)
UsuńUcieszę się bardzo jak mi napiszesz - wróciłam z Krymu i wyślesz trochę zdjęć z najładnieszych miejsc!
Usuń