piątek, 6 kwietnia 2012

"Metajęzyk szachowego bractwa"



"...pomóż wspomóż dopomóż wyjątku czuły
odeprzeć tłumnie armie reguły"


Istnieje pewien rodzaj ćwiczenia duchowego u stoików, w którym adept tej starożytnej szkoły ma za zadanie spoglądać przez cały dzień na wszystkie przedmioty i zdarzenia tak, jakby robił to pierwszy raz w życiu. Ów trening służy uwolnieniu się z więzów wielu lat doświadczeń, które "odkładając się" stopniowo w umyśle, odbierają ostre niczym brzytwa postrzeganie.

Czy przeprowadzenie podobnego eksperymentu w odniesieniu do szachów pozwoliłoby dowiedzieć się o nich czegoś zupełnie nowego? Pójście niezbadaną scieżką może przecież zaprowadzić zarówno na piękną polanę jak i... na skraj przepaści. Odwaga intelektualna każe jednak nie zastanawiać się nad tym, gdzie się zawędruje. Tutaj liczy się sama podróż. Jest to trochę tak, jak pewne niejasne przeczucie w trakcie rozmowy z kimś naprawdę inteligentnym, że ta dyskusja do niczego nie prowadzi, do żadnych sztywnych wniosków, ale jest tak ciekawa, że nie ma się jej ochoty zakończyć.

 Bo co by się stało gdyby wyobrazić sobie sytuację, w której wchodzimy po raz pierwszy w życiu na salę gry i widzimy szachistów pochylonych nad szachownicami? Doczekaliśmy, powiedzmy, do końca rundy i słyszymy rozmowę dwóch mistrzów na temat niedawno zakończonej partii. Usłyszelibyśmy stwierdzenia: "Tak, po debiucie dostałem dużo lepszą, twój król zmuszony był roszować na raty, ale miałeś niezłą rekompensatę w postaci piona", lub "rzeczywiście po debiucie miałem strasznego wora, a nie chciałem po trzech rundach zaliczyć "długiej roszady", więc broniłem pozę aż do samej końcówki, tam złapałem twojego króla w opozycji, powstał zugzwang i już wiedziałem, że nie przegram" itd. Jaki debiut? Czyli, że co. Ten szachista debiutuje w tym turnieju podobnie jak ja, który tu po raz pierwszy zajrzałem? A opozycja?? Słyszałem o opozycji Neptuna do Marsa, ale tu w tej sali była jakaś opozycja? Zugzwang?? Ki czort ten zugzwang? Tak może byś pytał sam siebie w myślach, gdybyś po raz pierwszy zajrzał na salę gry i przypadkiem usłyszał jeszcze rozmowę w tym tajemniczym dialekcie, pełnym niezrozumiałych słów.

Popularność pewnych czynności, zajęć, czy też rzeczy, zależna jest od tego, czy szeroka rzesza ludzi rozumie to co widzi. Weźmy na przykład narzędzie nazywane grabiami - w każdej szerokości geograficznej to narzędzie nie budzi wątpliwości co do jego zastosowania. Nikt nie rozmawia o tym, do czego służą grabie. Gdybyś nagle znalazł się w Chile, w Ameryce Południowej i szedł skrajem drogi z grabiami wspartymi o twój bark , to ktoś widząc Cię, pomyślałby, że pewnie żona Cię wysłała "w pole", żebyś posprzątał po skoszonym, czy coś w tym stylu. Przypuszczałby co masz w planach, lub skąd ewentualnie wracasz. Idźmy dalej. Piłka nożna. Popularność piłki nożnej bierze się według mnie stąd, że jest to gra - banał: 22 mężczyzn, tylko przy pomocy nóg ma za zadanie wbić skórzany worek w dwa prostokąty umieszczone po przeciwległych stronach pola gry. Jest jeszcze parę dodatkowych reguł, ale sam pomysł na dyscyplinę sportową jest niezwykle prosty. Ludzie niepiśmienni są kibicami piłki nożnej. Wiedzą o co chodzi gdy spoglądają na plac gry, choć mają kłopot z podpisaniem się, gdy jakiś urząd wzywa ich po odbiór przekazu, co należy pokwitować imieniem i nazwiskiem.

Szachy. Szachy zyskują coraz większą popularność i jest to bardzo pozytywna rzecz, da Bóg to i może trafią do szkół i będą nauczane regularnie, ale takiego stopnia masowości jak piłka nożna raczej nie osiągną. Bariera leży tutaj w rozumieniu tego co się widzi. Aby mieć zdanie na temat zmagań w turnieju szachowym, trzeba nie tylko grać w szachy, ale grać już całkiem nieźle. Właściwie to zastanawiam się czy jest coś takiego jak kibicowanie Anandowi czy Carlsenowi, jeśli blisko dziewięćdziesiąt dziewięć procent tych, którzy ewentualnie byliby zainteresowani tymi zawodnikami, nie rozumie co oni robią w trakcie gry.


Szachy superdyscypliną tylko dla "wyrobionego" superkibica?


Tutaj leży gdzieś trudność dla szachów, jak dla mnie na ten moment nieprzekraczalna. Arcymistrzowie w wywiadach często używają stwierdzeń nie dostosowując ich dla szerszej rzeszy odbiorców. Częstym obrazkiem jest, gdy jakiś dziennikarz udaje, że rozumie o czym arcymistrz mówi i stara się zadawać pytania maksymalnie "neutralne" aby nie obnażyć swojej niewiedzy na temat szachów. Dziennikarz szachowy jest w stanie przeprowadzić profesjonalny wywiad z piłkarzem, po uprzednim przygotowaniu. Dziennikarz piłkarski profesjonalnego wywiadu z arcymistrzem już nie zrobi. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze pewna, nie do końca czysta "aura", jaką odziedziczyły szachy po wiekach średnich, gdzie w szachy grano rzadko o pieniądze, a znacznie częściej o życie lub śmierć (Inspirację dla "Siódmej pieczęci" I. Bergman zaczerpnął z malowideł, które znalazł w jednym z średniowiecznych kościołów.) Wielkim pisarzom takim jak Borges czy Nabokov szachy kojarzyły się nienajciekawiej - jakoś tak na pograniczu ostateczności, obłędu. Szachy w kulturze masowej, pomimo tych wielu hamulców, zajmują teraz chyba najwyższe miejsce w swej nowożytnej historii i to dobrze. Ciekaw jestem jaka będzie pozycja szachów za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat i w jakim kierunku będą ewoluować. A Co Ty o tym sądzisz Czytelniku? Napisz do mnie poprzez mail lub GG (mozliwość kontaktu przez gg jest na stronie). Najciekawsze spostrzeżenia opublikuję i skomentuję. 

3 komentarze:

  1. Dobry tekst, bardzo dobry. Myślę, że na przestrzeni ludzkiego życia (takiego pojedynczego) niewiele się zmieni. Na przestrzeni wieków z pewnością szachy stały się popularniejsze, weszły "pod strzechy", przeciętny człowiek ma szansę zetknąć się z szachami. Na gruncie polskim, myślę że nastąpiło "odbicie od dna" tzn. przemiany ustrojowe lat 90-tych, dosłownie zmiotły z powierzchni małe prowincjonalne kluby szachowe. Teraz życie szachowe chyba zaczyna się odbudowywać, oby ta tendencja się utrzymywała, bo będzie to z pożytkiem i dla szachów i dla społeczeństwa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Według mnie im więcej będzie mówione o szachach i im bardziej będą one popularyzowane, tym łatwiej będzie je komentować i kibicować naszym bohaterom. Wystarczy chociażby zobaczyć jaki show robią arcymistrzowie Daniel King oraz Maurice Ashley czy też Yasser Seirawan. Możliwości jest naprawdę dużo, ale przede wszystkim konieczna jest EDUKACJA społeczna w tym zakresie: jeśli nie będziemy mieli świadomości tego, że szachy dają dużo korzyści i mogą uszczęśliwiać (podobnie jak miłość czy muzyka), tak długo nie będzie sensu siedzenie i patrzenie jak dwóch gości przesuwa kawałki drewna, a reszta się tym zachwyca.

    Dlatego jestem tego zdania, aby dawać innym odpowiednie możliwości by mogli się zachwycać i kibicować szachowym zmaganiom. Co do popularności szachów i porównywanie ich z piłką nożną, tenisem czy koszykówką to na pewno jest to nierealne. Chociażby z uwagi na ich specyfikę. Na pewno jednak można pokazywać piękno szachów podobnie jak piękno dzieł sztuki, które pierwotnie mogą być poza naszym postrzeganiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy to nie jest tak, że to tylko my szachiści zachwycamy się wielkością i wspaniałością szachów. Dlaczego próbujemy do wszystkich domów wprowadzić tą grę. Szachy nigdy nie będą tak popularne jak piłka nożna, czy koszykówka.

    Wielu mówi o korzyściach, jakie dają szachy, że dzieci lepiej się rozwijają, że szachy uczą logicznego myślenia i tak dalej. Zaciekawiła mnie jednak wypowiedź jednego z trenerów: A może jest tak, że to właśnie inteligentni ciągną do szachów, a nie szachy tworzą ludzi mądrych?

    OdpowiedzUsuń