sobota, 21 kwietnia 2012

"Vladimir Nabokov - "Obrona Łużyna". O szaleństwie w którym nie ma metody"




Jeden z Czytelników w związku z moim artykułem dotyczącym filmu Ingmara Bergmana "Siódma pieczęć", napisał do mnie, że już, już miał wybrać się po film do wypożyczalni, ale ostatecznie zrezygnował z tego zamiaru, gdyż w sumie w artykule spiąłem zwartą klamrą całą fabułę filmu i szkoda mu czasu na coś, co zostało opowiedziane aż do samego finału. Zachodziłem więc w głowę w jaki sposób opowiedzieć o arcydziele Vladimira Nabokova, aby nie odstraszyć potencjalnych Czytelników, ale zorientowałem się dość szybko, że brnę w głęboki bór. Problem, który wyniknął, był natury logicznej - Czytelnik chciał mnie "wpakować" w klasyczną zasadę sprzeczności - liczył, że opowiem o czymś jednocześnie nic o tym nie mówiąc.

Ostatnio znalazłem interesujący poradnik, jak prowadzić blog, aby w bezwysiłkowy sposób znaleźć szeroką rzeszę czytelników. Główna idea w takim pisaniu polega mniej więcej na tym, aby dawać jak najbardziej kontrowersyjne tytuły, a wpisy mają być krótkie niczym japońskie poezje haiku. Wtedy, przy odrobinie szczęścia, blog zacznie być odwiedzany. Kolejną ważną zasadą jest pisać jak najczęściej. Reasumując - autor rzeczonego poradnika każe pisać często, nawet jeśli akurat nie ma się nic do powiedzenia, możliwie krótko, i nie powinno się żałować wykrzykników. Artykuł nie odpowiada na pytanie co zrobić jeśli ktoś ma przypadkiem sprawę skomplikowaną, wymagającą dłuższego omówienia. Jak widać, podstawą w tej teorii  jest autor, który ma dostosować się do czytelnika. Ten ostatni jest w stanie znaleźć czas na dwa, góra trzy akapity, ale w ostatnim przypadku rzecz musi już być naprawdę "mocna". Pisarz ma się streszczać! Rzeczywiście, z moich obserwacji wynika, że autorzy stron, traktujący tytuły swoich wpisów jako ich treść, radzą sobie wcale nieźle, jednak z wielu głosów, które usłyszałem na temat mojej strony wyłowiłem, że tak mam trzymać - pisać rzadziej, a mniej więcej tak, jak piszę, na tym poziomie głębi spojrzenia. W związku z tą sprawą nie planuję jednak poprzestawać na tym co jest. Gdy przeglądam moje pierwsze artykuły (między innymi ten, który był zaprezentowany na stronie Jerzego Konikowskiego) to aż mnie trzęsie, gdy czytam je ponownie. Ciężko się przyznać, że to wyszło spod mojego pióra, bo to bardzo słabe jest, nie ma dwóch zdań. Artykułów teraźniejszych pewnie za rok również nie będe mógł czytać bez irytacji, ale co zrobić. Cierpię na stan permanentnego niezadowolenia z moich tekstów i nie ma wielkich szans aby ta sprawa uległa zmianie. Więc, siłą rzeczy, styl będę zmieniał, ewoluował też w jakiś sposób będę, a gdzie mnie takie podejście do swojego pisania zaprowadzi - tego nie wiem.

Przedwczoraj, podczas rodzinnego spotkania, próbowałem dowiedzieć się od moich siostrzeńców, jaki jest poziom czytelnictwa w gimnazjum i usłyszałem, że wśród młodzieży, w przypadku przygotowań do omawiania lektur szkolnych, bardzo wysoko w rankingu stoi wikipedia oraz kilkustronicowe streszczenia. Zadaną lekturę na 20 osobową klasę (tak, tak, tyle mniej więcej teraz liczą klasy, zanikamy stopniowo Drogi Czytelniku) czyta średnio 2-3 osoby, które gdy przypadkiem zdradzą reszcie, że książkę przeczytały, stają się przedmiotem drwin i żartów. Poziom czytelnictwa w Polsce sprawia, że sen mam raczej płytki i gdybym nie znał sprawy, to może nabrałbym się na próbę dobrego "opakowywania" produktu ("Obrony Łużyna" - V. Nabokova) po który i tak sięgną nieliczni.

Co do osoby Vladimira Nabokova, to poznanie jego życiorysu, prowadzi wprost do konstatacji, że na napisanie długiej, epickiej formy o szachach, był najzwyczajniej w świecie skazany. Szachy w życiu Nabokova były stale obecne - zarówno w jego pisarstwie jak i w życiu. Moje spotkanie z Nabokovem rozpocząłem jednak nie od "Obrony Łużyna", a od nie mniej znanych "Wykładów o literaturze rosyjskiej". Ktoś, kto chce dość dobrze poznać najważniejsze dzieła literatury rosyjskiej, a cierpi na brak dobrego przewodnika na ten temat, powinien sięgnąć po tę książkę bez wahania. Będzie miał jak znalazł kompilację wszystkich ważniejszych dzieł rosyjskich pisarzy. 


Vladimir Nabokov z żoną Verą podczas partii szachów.

"Obronę Łużyna" Nabokov napisał pod koniec lat dwudziestych ubiegłego wieku i była to jedna z jego pierwszych dłuższych prób epickich. Nabokov po mistrzowsku operując szczegółem i rozbudowanymi porównaniami opowiada historię samotności człowieka, który poznawszy szachy, zaprzedaje się im bez reszty. To smutna opowieść o narastającym obłędzie kogoś, kto wpadł, jakby przypadkiem, w grawitacyjną machinę sztuki, która po jakimś czasie pochłania go niczym czarna dziura. Aleksander Iwanowicz Łużyn jest postacią nakreśloną niezwykle ciepłą kreską. Jego szaleństwo nie "odrzuca". Czytelnik ze współczuciem śledzi coraz to bardziej skomplikowane losy bohatera, aż do... nieoczekiwanego finału.





Nie było moim zamiarem napisanie rozbudowanej recenzji, gdyż zależy mi szczególnie, żebyś przeczytał tę książkę. Chodziło mi tylko o nakreślenie w kilku zdaniach o czym jest powieść. Nie chcę Ci odbierać przyjemności obcowania z arcydziełem Vladimira Nabokova. Uważam, że sam powinieneś prześledzić najlepszą opowieść o szachach i wielkiej miłości do nich, która może prowadzić do pełni życia, jak i w kierunku, którym nie każdy chciałby podążać. Napisz do mnie gdy już przeczytasz i podziel się wrażeniami! Poniżej dwa kadry z ekranizacji powieści Nabokova w reżyserii Marleen Gorris. Aleksandra Iwanowicza Łużyna zagrał John Turturro.





2 komentarze:

  1. Czytam właśnie "Obronę...", ale mam pytanie co do pierwszego zdjęcia z szachami. Może Pan zdradzić z jakiego jest źródła? :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. "Kombinacje są jak melodie. (…) ja wprost słyszę posunięcia. (…) To gra bogów. Daje nieograniczone możliwości. To prastary wynalazek”.

    Bardzo mi się podobała "Obrona..." i dziekuję za linki :) Przydały się. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń