środa, 1 sierpnia 2012

"Poblitzowe rozmowy (nie) kontrolowane"



Dziś o blitzu. Nie jestem i nigdy nie byłem zwolennikiem tego typu "rekreacji", jednak nie zawsze jest czas na rozegranie dłuższej partii, nie mówiąc już o długiej partii turniejowej, która jest i pozostanie na zawsze przedmiotem moich westchnień. Uwielbiam zagłębić się w pozycję, czas wtedy jakoś tak zakrzywia się i zwalnia, jakbyśmy wraz z przeciwnikiem od momentu uruchomienia zegarów nabrali dużej masy, która, jak tłumaczy współczesna fizyka, może zakrzywiać czasoprzestrzeń. Rzeczywistość dookolna przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie i ... gra się!

Blitz zawiera jednak w sobie wszystkie znamiona współczesności z tym, jakże często spotykanym "na wczoraj". Partia blitza odzwierciedla naszą obecną dobę - zaczynasz, i już nie masz czasu, a jeszcze go będziesz miał mniej z każdą sekundą. Szachy w tej formie jeden, jedyny raz, odarte są z dumy, z zadumy. Przestają być dla wielu szachistów tą wyspą spokoju w krainie myśli, do której uciekają się, gdy rzeczywistość jest nie do zniesienia. Ta Arkadia staje się wyspą nieprzyjazną, gdyż następuje erupcja ułomnej natury ludzkiej w trakcie gry, a najczęsciej po partii. I wybucha Krakatau.
  Cieszę się w myślach, że to tylko taka poboczna odmiana szerokiego strumienia wielkiej tradycji, której prekursorami byli: jakiś hiszpański ksiądz o nazwisku Lopez, czy jeszcze wcześniej tajemniczy Greco. Szachy i tak przyspieszyły. Jednak kolejnych zegarowych "popędzań" już by chyba nie zniosły! To dobrze, że ważne turnieje grane są długim tempem, że główne wydanie szachów jest prawie takie jak dawniej...

No więc gram w tego blitza na Playchessie. "Trójki" gram z jakimś Egipcjaninem. Nie mam piona i pozycja jest trudna ale nie beznadziejna. Bronię się jak umiem, wszak z Afryką mam pewne porachunki - przecież dostałem w Casablance straszne baty w blitzu od jakiegoś Araba, co opisałem w relacji z włóczęgi po Maghrebie. W pewnym momencie (obaj mieliśmy po około 20 sek. na zegarach, byłem już bez jakości i piona) odgrywam jakość, a następnie wygrywam. Typowa sytuacja w blitzu. Odzywa się Egipcjanin. Pisze, że powinienem mając 40 sekund na zegarze w pozycji złej: bez piona, jakości i przy kilku innych pozycyjnych minusach, poddać partię. Pisze też, że grałem niesportowo. Zapytałem więc, czemu on mi odmawia prawa do obrony pozycji, która była gorsza ale nie beznadziejna? Zapytałem, czy w takim razie w przyszłości, jeśli przypadkiem stracę jakość, czy coś podobnego, to czy mam poddawać żeby nie urazić przeciwnika, że jak ja wogóle śmiem w tak fatalnej pozycji jeszcze grać?? Na to Egipcjanin trwa przy swoim, że to była niesportowa postawa. Pytam więc dalej, czy jeśli FC Brugge do przerwy przegrywa z Milanem 0-3, ma nie wychodzić na drugą połowę? Mówie mu, że prawo do obrony to święta zasada sportu. Inna sprawa gdybym grał na czas w pozycji, która byłaby teoretycznie remisowa, ale tutaj w gorszej ale pełnej "gry" pozycji, to czemu mam niby poddawać? Na to Egipcjanin już wyjechał z tak zwanej grubej rury "fuck off Polish...", "Your mother is..." itd. Przerwałem rozmowę. Wyszedłem z serwera. Ech, ten wasz blitz! Nie namawiajcie mnie na blitza;).



3 komentarze:

  1. Idiotów widzę można spotkać wszędzie ;) Nie tylko na kurniku ;)

    A swoją drogą, czy Wam też się wydaję, że 3 minuty na necie odpowiada 5 minutom w rzeczywistości (tzn z odbijaniem zegara w grze na żywo)? :) Nieraz mam takie subiektywne odczucie

    Tomek Kokot

    OdpowiedzUsuń
  2. No kurnik to prawdziwy "matecznik" chamstwa ale polecany przez innych Playchess swoich przedstawicieli też ma ;). Tak. Tak mi się wydaje, że niewiem kiedy mi ten czasu ucieka w trzyminutówkach :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Może do końca nie znam niuansów blitza i ogólnych partii ale wydaje mi się czas jest jednym z elementów gry, prawda?
    Pozdrawiam, siaha

    OdpowiedzUsuń