środa, 29 sierpnia 2012

"Tropikalne tornado nad Kostaryką i Venezuelą. Biało-Czerwoni gromią rywali w drugiej rundzie!"



Olimpijski początek Reprezentacji Polski jak ze słodkiego snu, z którego nikt nie ma najmniejszej ochoty się budzić. Oczywiście nie muszę dodawać, że pojedynek wczorajszy oraz dzisiejszy, jest tylko przetarciem przed bardzo ciężkim pojedynkami, które czekają "Biało-czerwonych" już niebawem. Jednak, mając świadomość, że wiecznie wygrywać się nie da w takich rozmiarach, należy się cieszyć póki czas.

W dniu dziesiejszym Michał Krasenkow podjął decyzję o dniu wolnym dla Radosława Wojtaszka. Nasz lider, musi zbierać siły przed poważnymi pojedynkami, które czekają go na pierwszej szachownicy za dzień, dwa.

W meczu z Kostaryką, pierwszy zakończył swój pojedynek Mateusz Bartel, trochę jakby dla odmiany, gdyż wczoraj dogrywał się najdłużej z wszystkich reprezentantów. Mistrz Polski rozegrał swoją "niezniszczalną" obronę holenderską w przekonujący sposób - od gry "z dalekiego stołu", przeszedł płynnie do komplikacji i bezpośredniego ataku. Przeciwnik z resztkami czasu na zegarze nie miał szans długo się przeciwstawiać.
Bartłomiej Macieja zainaugurował swój start w Istambule wygraną, jednak nie obeszło się bez tego, co stało się sednem naszego wywiadu na łamach "Psychologii i Szachów", czyli niedoczasu. Przyznam, że oglądałem grę Bartka "na sekundach" ze stoickim spokojem: jestem już zaprawiony w bojach jeśli chodzi o kibicowanie byłemu Mistrzowi Europy z Batumi i emocje nie ponoszą mnie z byle powodu:).
 Partia Darka Świercza była lekcją na temat stopniowego powiększania przewagi po debiucie i jej realizacji. Darek gra równo i pewnie, a moja intuicja co do jego formy na Istambuł znajduje jak na razie swoje potwierdzenie. Pojedynek Bartosza Soćki był przeznaczony tylko i wyłącznie dla kibiców o niezdiagnozowanych problemach kardiologicznych. Nie podejmę się wymienić ile razy przeciwnicy wypuszczali wygrane, jednak to Bartosz, jak zwykle grając do końca, przebił nad wyraz bojowo nastawionego przeciwnika.

Panie zdemolowały Venezuelę do zera w meczu, który przypominał wczorajszy mecz z Dominikaną. Pojedynki pewne, szybkie - będące raczej egzekucjami niż regularnymi partiami szachów. Nieco dłużej grała Monika Soćko, która musiała pograć złożoną końcówkę.

Tymczasem, Panowie i Panie, niepostrzeżenie zaczynają się poważne pojedynki z naprawdę mocnymi drużynami . Jutro "Biało-Czerwone" trafiają na równorzędnego przeciwnika - Reprezentację Węgier. Z przedwstępnej rozgrzewki trzeba będzie błyskawicznie przestawić się na grę na najwyższych obrotach. Węgierki mają w składzie dobrze wszystkim znaną Hoang Than Trang, która reprezentuje kobiecy światowy poziom. Pozostałe Węgierki nie ustępują Polkom ani rankingiem, ani ograniem.

Panowie nie opuszczą jeszcze Ameryki Południowej. Tym razem naprzeciwko Polaków usiądzie reprezentacja Chile, która ma już w swych szeregach trzech arcymistrzów z bardzo dobrymi rankingami, oraz dwóch mistrzów FIDE. Oczywiście, jesteśmy faworytami tego spotkania, jednak siła gry Chilijczyków jest już znaczna i spodziewam się poważnej bitwy. Mam nadzieję, że passa wygranych, zarówno u Pań jak i Panów zostanie podtrzymana.



2 komentarze:

  1. Monika od początku nie miała w partii i właściwie czekała na błąd przeciwniczki - brawo za zwycięstwo, ale nie było to na pewno przekonywujące...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monika zagrała technicznie - to może tak wyglądało, że mało efektownie, jednak ona gra kapitalnie technicznie - taki Rubinstein w spódniczce. Kontrolowała wszystko - wązne że wygrała:) Jutro Węgierko więc spacerek po Istambule się zakończył:)

      Usuń