piątek, 14 września 2012

"Biało-Czerwoni na Olimpiadzie czyli istambulskie ostatki"



Podjęcie się rzetelnej oceny występu naszej kadry na Olimpiadzie w Istambule, z góry obarczone jest ryzykiem popełnienia wielu błędów, które mogą wypływać nie tyle ze złej woli komentatora, ile z braku dostępu do wszystkich "zmiennych", które miały zarówno pośredni jak i bezpośredni wpływ na wynik sportowy Biało-Czerwonych. Myślałem długo nad tym, czy wogóle opisać Olimpiadę, tak już na chłodno, przy tętnie spoczynkowym 72 uderzeń na minutę. Zapytywałem się i przepowiadałem sobie : "Krzysztof! gdzie Rzym, a gdzie Krym?" "Gdzie żeś ty jest chłopie? ;) itd. Z tej myślowej bitwy: "pisać, nie pisać", wyprowadził mnie jeden z arcymistrzów, który, gdy wyjawiłem mu moje wątpliwości odpowiedział, że wogóle źle myślę, bo to wygląda trochę tak, jakby Rafał Stec miał nie pisać o piłce nożnej tylko z tego powodu, że nie jest piłkarzem. Rozgrzeszony niejako takim postawieniem sprawy, zasiadam już na spokojnie i zaczynam przyglądać się temu co zaszło. A Wy, jeśli macie ochotę, zróbcie to razem ze mną...

Tylko co nawet najbardziej wnikliwy obserwator może wiedzieć, a co jest dla niego domeną niedostępną?
Dla komentatora, dostępne jako prawda "materialna" były starty przedolimpijskie Polaków, oraz sam występ w Istambule. Jednak nie wiedząc nic, lub prawie nic o obciążeniach podczas treningów codziennych kadrowiczów, na przygotowaniu fizycznym kończąc, zarysowany obraz może być po prostu niepełny. Tzn. arcymistrz, występujący przed olimpiadą mało lub grający w turniejach słabych, mógł równolegle wykonywać kolosalną pracę w zaciszu domowym i to musiałoby całkowicie zmienić perspektywę spojrzenia.

Za wzór przygotowań do olimpijskich zmagań biorę niemalże w ciemno "narodową" Ukrainy, której wszelkie starty były układane pod kątem Istambułu. Trzy zgrupowania: na zachodniej Ukrainie w Mukaczewie, Ałuszta Krym, wreszcie Kijów oraz finał czempionatu Ukrainy tuż przed Olimpiadą miał na celu zintensyfikowanie obciążeń tak, by ukraińscy arcymistrzowie na "pełnym gazie" weszli w turniej. Do tego dochodzą oczywiście starty indywidualne poszczególnych zawodników.

Jeśli chodzi o Biało-Czerwonych, jednym z elementów przygotowań był mecz z drugim składem Ukrainy, przegrany zresztą, oraz indywidualne występy. Mateusz zagrał w Dortmundzie, Radek kilka partii z Jobavą, Bartosz zagrał w "Leiden" oraz na Dalekim Wschodzie w II lidze chińskiej. Darek Świercz mecz z Ukrainą oraz jeden z openów w Grecji. Bartek Macieja miał dłuższą przerwę przed Olimpiadą.

Gdyby spojrzeć tylko na starty przedolimpijskie, jako element budowania formy przez Olimpiadą według klucza, że kto grał najmniej, ten powinien wypaść najgorzej nie ma pokrycia w rzeczywistości. Idąc tym "tropem", najgorzej powinien wypaść Radek i Bartek, a Ci byli największą ostoją reprezentacji Polski! Sekretem tej zagadki może być ta "zmienna", o której ja wam nie mogę wiele napisać - czyli intensywny indywidualny trening, codzienna ciężka analityczna praca zawodników. Kadra zakończyła przygotowania na kilka dni przed Olimpiadą zgrupowaniem w ośrodku olimpijskim w Spale. Tutaj zastanawiałem się, czy Spała nie powinna mieć miejsca kilka tygodni przed Olimpiadą, gdyż efekty różnych zgrupowań są zwykle widoczne z pewnym opoźnieniem. Ciekawy też jestem jak wyglądało przygotowanie fizyczne do tych zawodów.
No dobrze, to tyle wstępu. Przyjrzyjmy się kolejno poszczególnym reprezentantom.


Radosław Wojtaszek 2717 elo.


Radosław Wojtaszek - Jedyny przedolimpijski start Radka to przegrany mecz z Baadurem Jobavą. Radek w tym spotkaniu wyglądał jak silnik bardzo dużej mocy, który gdy się rozkręca, na moment przygasa światło w "obejściu" i paru pobliskich gospodarstwach. Był wtedy zwyczajnie na rozruchu i ta przegrana nie zaniepokoiła mnie wogóle. Cała jego wielka, gigantyczna wprost praca, trwała w najlepsze od wielu miesięcy podczas przygotowań do moskiewskiego meczu o Mistrzostwo Świata w szachach. Zawsze uważałem, że na propozycję pracy, w jakiejkolwiek formie, dla Mistrza Świata, powinno się zgadzać natychmiast, bo na tym stracić się po prostu nie da. Atmosfera, wielodniowe, wielogodzinne analizy, "bycie w", klimat, kulisy wielkiej batalii. Radek z tego rezerwuaru jeszcze przez wiele lat będzie czerpał garściami, a to jest dostępne tylko nielicznym.

Na Olimpiadzie ów "silnik wysokiej mocy", pracował już na cztery fazy - przeciwnicy Radka ginęli śmiercią nagłą, sparaliżowani siłą gry naszego lidera. Dwa piękne "superarcymistrzowskie" skalpy to prawdziwe perły i absolutnie nie były przypadkiem. Bo czyż może być przypadkiem wygrana nad Radżabowem w jego "koronnej" obronie królewsko-indyjskiej, którą Azer zna lepiej niż oczy swojej ukochanej?? Moja teoria jest też taka, że w "openach" oraz innych turniejach, w których czas przygotowania na przeciwnika skraca sie drastycznie, główne "żądło" profesjonałów z elity światowej, nie jest wykorzystywane tak jak powinno - to stąd może tyle różnych niespodzianek na Olimpiadzie.
Gdy dochodzi do głosu gra twórcza, która zastępuje perfekcyjne, wielomiesięczne przygotowanie pod konkretnego zawodnika często dzieją sie rzeczy dziwne.
"Kreatywnemu" Nakamurze nasz Radek łamał kościec w pozycyjnym uścisku boa dusicela, a ten wyglądał jak przeciętny zawodnik, któremu nie było dane wykaraskać się z debiutu.
Radosław Wojtaszek, spełnia wszelkie kryteria wielkiej gwiazdy szachów i czeka nas wiele radości z nim w roli głównej.
I na koniec już: wyobraźcie sobie, co by było gdyby pewien Hindus, z błąkającym się, tajemniczym uśmieszkiem na ustach, nie wypowiedział w kierunku Radka "Chcesz popracować dla mnie??". Bez tego momentu, który był punktem zwrotnym w karierze naszego lidera, nie mielibyśmy tak fantastycznego szachisty!


Mateusz Bartel 2654 elo.

Mateusz Bartel - z początkiem 2012 roku, a nawet wcześniej nastąpiła niekontrolowana erupcja jego talentu. Szukam gorączkowo dobrego porównania ale w obliczu owej erupcji i poźniejszego spadku formy (praktycznie tuż po Mistrzostwach Polski, które Mateusz jeszcze zdążył wygrać)  myślę o wybuchu "supernowej", która rozbłyska, wyrzuca masę materii, by następnie w dość krótkim czasie osiągnąć swoj kolaps.
Mateuszowi źle grało się w meczu z Ukrainą. Czekał go też Dortmund, jako nagroda za wspaniały triumf w "jaskini lwa" - Moskwie. Dortmund nasz Mistrz Polski rozgrał fatalnie - próbował wszystkiego, gry, która dała mu sukces w Moskwie - nie szło to coś. Zagrał spokojniej - też nie wychodziło. Przeciwnicy byli doskonale przygotowani, wiedzieli, znali kulisy "Aeroflotu". Mateusz bardzo przeżył Dortmund, ponieważ jest ambitnym arcymistrzem i nie zadowala go to co ma i ciągle ta niewygoda jest motorem jego działania.
Wreszcie zaczął się Istambuł. Początek zaniepokoił mnie, gdyż pierwsze partie, choć wygrane, były grane, że użyję terminologii wyjętej z tenisa stołowego - " z dalekiego stołu" - zbyt zachowawcze jak na "bezpośredni" styl naszej szachownicy nr. 2. Nastąpiły kolejne pojedynki i wreszcie seria przegranych. Na koniec najważniejszy pojedynek w ostatniej rundzie ze Stanami Zjednoczonymi, gdzie na przeciw "Matiego" usiadł wielki "fighter" Gata Kamski.
Mateusz wypoczęty po przerwie, wdał się w regularną "bijatykę". Myślałem wtedy - "No rozwal go, to wszystko co było, nie będzie miało żadnego znaczenia!". Jednak ów "rozbój" z użyciem cieżkich narzędzi nie udał się, gdyż oszołomiony jak od uderzenia obuchem Kamski, podniósł się z lin na sam koniec pojedynku, skontrował i wygrał.
Co widać w grze Mateusza? Najlepiej gdy zacytuję wypowiedź jednego z kibiców w tym miejscu: 


"Nie wiem co sądzić o Mateuszu… On zawsze był zawodnikiem bardzo chimerycznym, o olbrzymich wahaniach formy. Kiedyś można było składać to na karb wieku, ale widzimy, że niestety nic się tutaj nie zmienia mimo upływu lat i rosnącego doświadczenia. Nie przekonuje mnie tłumaczenie obecnych problemów wpadką w Dortmundzie, gdyż przed tamtym turniejem był jeszcze mecz z Ukrainą, gdzie zagrał tragicznie słabo. Prawdę mówiąc, obserwując jego grę w Lublinie, byłem pełen optymizmu w stosunku do Dortmundu – znając te jego sinusoidy miałem nadzieję, że w Niemczech krzywa znowu pójdzie w górę (wiem, wiem, to takie myślenie życzeniowe typowego fana). Niestety, okazało się że bardzo mocno zanurkował w dół.
Moja osobista interpretacja (ale przecież jestem amatorem, więc może nie powinienem tutaj się wypowiadać o kimś, kto ma ranking o 600pkt. wyższy od mojego) jest taka, że Bartel cierpi przez brak solidnej pozycyjnej szkoły w jego grze. Czasami wykonuje on posunięcia tak koszmarnie nienaturalne, że aż głowa boli (vide chociażby partia z Karjakinem: jak można było w ten sposób grać debiut z kimś o tej sile gry??). Oczywiście, to wszystko jest bardzo konkretne i trzyma się na obliczeniach, ale gdy te zawodzą jego gra się kompletnie sypie. Sam nie wiem…"

Według mnie ataki "Matiego" wiszą jakby " w powietrzu" - to jest czysta, żywa taktyka, której potrzeba wypracować pozycyjną osnowę, tak jak daleko nie szukając wygląda to u Radka Wojtaszka. Tutaj wymagana byłaby uwaga w pracy nad "powściągnięciem" siebie i mocne osadzenie się w sobie. Wyniki po takiej pracy nad wzmocnieniem gry pozycyjnej pozwolą bez problemu wskoczyć Mateuszowi na pożądany przez niego pułap 2700 +. Bo czego jak czego ale uporu i talentu oraz determinacji, Mateuszowi nie brakuje.


Bartosz Soćko - 2635 elo.

Bartosz Soćko - w ramach przygotowań zagrał z Ukrainą, wystąpił w średnio mocnym openie "Leiden", gdzie zajął wysokie miejsce, następnie zagrał na ziemi chińskiej w II lidze, gdzie borykał się  z mało znanymi zawodnikami, którzy mieli jak to w tych rejonach bardzo często się zdarza bardzo zaniżone rankingi. Jednak i tam Bartosz odnotował straty rankingowe.
Na samej Olimpiadzie forma Bartosza w sumie była taka, do jakiej nas przyzwyczaił - nie zszedł jakoś drastycznie poniżej swojego poziomu, jednak drugiej szachownicy z Mateuszem na zmianę, nie przykrył.
Bartosz ma ustaloną siłę gry na około 2600 - 2640 elo jednak trwa to bardzo długo. Na tym poziomie gry trzeba niezwykle intensywnie poszukiwać nowych impulsów do dalszego rozwoju. Czekanie tutaj jest stratą, stagnacją. Co do tych "pozytywnych" impulsów to wiadomym jest, jak ciężko się ich szuka. Wielu zawodników poziomu 2450 - 2550 elo pyta się samych siebie: "No co jak mam jeszcze zrobić, żeby lepiej grać? Mam wrażenie, jakbym wyczerpał już wszystkie możliwości, taktyka rozwiązana, klasyka poznana, zadania też, studia?" itd. Bartosz mając 2640 elo pewnie ma podobny dylemat ale coś musi zrobić, bo szkoda by było nie spróbować walczyć o więcej, znając jego waleczność i ambicję.

Dariusz Świercz 2594 elo.

Dariusz Świercz - jako jedyny zaprezentował się przekonująco w meczu z Ukrainą, tym treningowym. Grał tam pewnie, zyskał, zapomniał o kompleksach. Jego występ w Grecji, w średnim openie był jednak dość słaby.
Na Olimpiadzie zobaczyłem fantastycznego zawodnika, który bardzo chciał udowodnić swoją przydatność dla "kadry". Widać było, że rozwiązał już problem obaw przed "autorytetami" - po prostu siadał do swoich partii, pochylał nisko głowę, zastygał i grał, grał, liczył...
W jego zachowaniu widać było duży spokój, wręcz swobodę, a gdy rozglądał się po turniejowej sali, sprawiał wrażenie jakby nie do końca czuł, że "oto gram na Olimpiadzie!"
Ucierpiał tylko raz, w pojedynku z legendarną Judit Polgar. I tutaj walczył jak równy z równą, tylko w jednym z momentów, w których miał zagrać aktywnie "stanął" i został skontrowany.
Darek walczył z silniejszymi od siebie w prawie każdej partii. Grał bardzo solidnie i pewnie, a jego pozycje były zawsze obiecujące. MŚ do lat dwudziestu utrzymał szachownicę i był o krok od medalu oraz nareszcie przekroczył kolejna psychologiczną barierę 2600 elo na wirtualnej liście rankingowej.
Na moje oko Darek rozumie szachy na 2650 + elo i pozostaje mu tylko to udowodnić. Wielkie brawa dla naszej "nadziei" w tym momencie. Warto dodać, że przed Darkiem są jeszcze lata kariery, a sam prorokuję mu awans grupy 2700+ w najbliższych 2 latach. No, chyba, że wydarzą się jakieś zupełnie nieoczekiwane rzeczy ale miejmy nadzieję, że będzie ok.

Bartłomiej Macieja 2594 elo.

Bartłomiej Macieja - Początek roku zastaje naszego arcymistrza na jego południowoamerykańskim tournee. Równolegle podnosiły się głosy krytyki, że oto grający coraz słabiej Bartek Macieja, wchodzi "pod strzechy" szachowo niedouczonych Gauchos z 2400 elo i wyrywa im po oczu, dwóch oczkach elo.
Po owym tournee Bartek "wpadł" rozgrzany na krajowe podwórko i zdobył medal MP w bardzo przekonującym stylu. Kolejny jego występ - liga grecka był z kolei katastrofalny. Ostatnia moja wiedza o Bartku płynęła z wywiadu, który udało mi się przeprowadzić na łamach niniejszego bloga - tam opowiadał o swojej formie jak i przygotowaniach.
Kogo ujrzeliśmy w Istambule?? Na Olimpiadzie na 4 szachownicy zagrał, jak się wyraził o Bartku GM Siergiej Shipov "prawdziwy wojownik". Bartek w niedoczasach demolował swoich rywali, grał zawsze do końca, bezlitośnie rozbijał kogo mógł, z kim nie mógł - remisował. Najgorzej wypadali  w niedoczasowych "crash-testach" ci zawodnicy, którz grali właśnie na niedoczas Bartka, nie znając go i nie wiedząc jak groźny potrafi być w walce "na sekundach". Największą wartość estetyczną miała dla mnie partia z V. Babulą, gdzie na zredukowanym materiale, w wydawałoby się remisowej pozycji, Bartek "wyżyłował" Czecha na jednym motywie tkwiącym w pozycji.
Jedyna porażka Bartka, to pojedynek z U.S.A i partia z Rayem Robsonem. Tu jeden, jedyny raz potrzebował "korekty" swego niekorzystnego wyniku z innych polskich "desek", jednak pomoc nie nadeszła...
Żegnamy Bartka, gdyż wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych do Bronsville w stanie Texas. Tam będzie pracował jako trener i jestem bardzo ciekawy jak potoczą się jego losy i czy do nas wróci.


To tyle. Przychodzi mi jeszcze zapytać Was, jak Wy to widzieliście? A jaki będzie skład na przyszłą Olimpiadę za dwa lata, która odbędzie się nareszcie nie w Turcji, a za kołem podbiegunowym w norweskim Tromsoe, w iście "nansenowskiej" scenerii?? Wiem, że dwa lata to szmat czasu ale można sobie przecież o tym swobodnie podywagować.
W naszej reprezentacji tkwi bardzo duży potencjał, który wymaga tylko "uwolnienia"oraz skoordynowania w czasie dobrej formy wszystkich kadrowiczów. Byliśmy bardzo blisko pierwszej piątki, co byłoby wynikiem rewelacyjnym. Miejsce zajęte nie budzi w żadnym wypadku niesmaku, daje raczej lekkie poczucie niedosytu spowodowanego niewykorzystaną szansą na jedne z najlepszych miejsc w powojennej historii polskich olimpiad szachowych. Mocno wierzę, że uda się nam to już następnym razem!




6 komentarzy:

  1. Dzięki, Krzysztof, za obszerne podsumowanie występu naszych zawodników. Ciekawy jest wątek następnej olimpiady i składu reprezentacji. Pierwsza deska Wojtaszek, reszta nie jest dla mnie już oczywista. Kandydaci to Bartel, Świercz (za dwa lata pewnie 2650, a może więcej), Soćko. Osobiście nie wierzę trochę, żeby Kamil Mitoń znalazł motywację, może zatem Grzegorz Gajewski? Myślę, że Bartka Maciei nie będzie za dwa lata w reprezentacji, ponieważ zwycięska strategia ze Stambułu była praktyczna, doraźna, ale zdecydowanie nie była przyszłościowa. Uważam również, że Jan Krzysztof Duda za dwa lata będzie pewnie w miejscu, w którym jest dziś Darek Świercz, czyli będzie pukał do grona 2600. Uważam, że nawet jeśli będzie rankingowo nieco niżej, powinien grać. I jeszcze nasz mistrz do lat 16, Kacper Drozdowski... może warto zaryzykować i postawić na młodych jeszcze bardziej? W zanadrzu oczywiście są młodzi arcymistrzowie Bulski (chyba przede wszystkim), Tomczak, Tazbir, Olszewski, Moranda. Czy któryś z "weteranów" (Kempiński, Markowski,Antoniewski, Jaracz, Dziuba - młodzi Ci weterani, prawda?)znajdzie impuls do rozwoju i wolę walki?

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy (i głęboki) komentarz do występu naszej męskiej reprezentacji na Olimpiadzie w Stambule.
    Chciałbym wtrącić swoje "trzy grosze" w tym temacie, a w zasadzie w temacie co dalej z naszą reprezentacją. Wygląda na to, że zwalnia się jedno miejsce po bardzo prawdopodobnej rezygnacji Bartka Macieii. W dłuższej perspektywie zostanie ono zajęte przez któregoś ze zdolnych naszych juniorów, mam tu na myśli przede wszystkim Jana Krzysztofa Dudę, ale on ma dopiero 14 lat i jeszcze 2-3 lata trzeba poczekać). Trochę starsi są Drozdowski i Dragun, więc może któryś z nich. W najbliższej perspektywie (czyli za rok na DME 2013) do reprezentacji powrócą zapewne Kamil Mitoń lub Grzegorz Gajewski (mam wielką nadzieję, że jego małżonka również!). I teraz widzę to tak:
    I deska Radek i tu nie ma co pisać, sprawa jest jasna. II deska Kamil Mitoń z zadaniem zapierania się przed silniejszymi rywalami i próbą ogrywania słabszych. Myślę, że do takiego celu Kamil nadaje się jak mało kto - pamiętacie jego remis choćby z Kramnikiem. III deska Darek Świercz, też wszystko jasne. I dalej IV deska Mateusz Bartel (sorry Mati), przy jego taktycznym stylu gry "a la Bartel" potencjalnie słabsi rywale będą łatwiejsi do ogrania i może to przynieść sporo punktów, nawet czarnymi np. w "holenderce", "hiszpance" czy jakiś bocznych wariantach "sycylijki". Rezerwa to lepszy w dwójki (tu powinna decydować aktualna forma) Bartosz Soćko lub Grzegorz Gajewski. Obaj mogą być bardzo wartościowymi zmiennikami dla III i IV deski.
    W odniesieniu do Pań to w zasadzie powrót do reprezentacji Joanny Majdan-Gajewskiej (oczywiście w wysokiej formie) otwiera możliwość walki naszym Paniom o najwyższe cele.

    MirekW

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie się Was czyta ludzie;-) Mam nieodparte wrażenie, że żadne obozy treningowe i cuda-nie-widy nic nam nie pomogę jeśli jeszcze z 1-2 naszych graczy nie zbliży się powaznie do granicy +2700 albo najlepiej ją przekroczy. W ogóle rankingi naszych graczy, poza Wojtaszkiem i Świerczem, są lekko zawyżone. Takie odnoszę wrażenie. Kto ma szansę na progres w kierunku +2700? Tylko Świercz i Duda. Drozdowski? Bardzo chciałbym i trzymam kciuki. Paradoksalnie może Bartel, ale rzeczywiście trzeba by poukładać jego grę pozycycyjnie. Tylko czy nie jest za późno? Tego typu zmiany raczej dokonuje się, gdy człowiek ma lat naście. Mówię oczywiście o poziomie profesjonalnych szachów. Od pozostałych naszych zawodników, wspaniałych oczywiście, nie możemy oczekiwać zwycięstw nad zawodnikami +2700 Elo. A bez tego marzenia o medalu Panowie to czysta fanaberia ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ze "starszych" zapomniano o Kacprze Piorunie co z nagła uderza!
    Jeśli chodzi o treningi ,motywacje to niewiele wiemy. Dajmy sobie na wstrzymanie ,patrząc z przekonaniem, że Ci młodzi ludzie chca przecież jak najlepiej i będą robić wszystko aby tak było

    OdpowiedzUsuń
  5. Brawo! Znakomite podsumowanie, świetna robota, profesjonalizm! Na "amatorskim" blogu, dostajemy materiał, którego nie musiałby się wstydzić najlepszy branżowy magazyn :) ... Gdyby taki był. Krzysztofie ... Tak trzymaj!
    Natomiast co do drużyny za dwa lata - dla mnie może być nawet ta sama, chociaż "pewniakami" dla mnie są Radek i Darek, natomiast cieszyć mnie będzie jeśli i oni będą musieli walczyć o miejsca w drużynie :) bo to oznaczałoby, że mamy mocnych szachistów. Sentyment mam do mojego imiennika Jacka Tomczaka, który niedość że pochodzi z mojego województwa, to jeszcze ma urodziny tego samego dnia i jeszcze przyjeżdża na turnieje, które ja organizuję i ostatnio (na "moim" turnieju) udowodnił, że jest bojowym zawodnikiem robiąc 100% wynik.
    Jeszcze raz dziękuję za znakomite podsumowanie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję za ciekawy artykuł, jak i za zacytowanie w nim mojego komentarza odnośnie Mateusza Bartela:).
    Jeśli chodzi o przyszłość reprezentacji, to może jeszcze nie w następnej Olimpiadzie, ale w Baku już raczej na pewno jej nowym i silnym punktem powinien stać się Duda. Wszystkim, którzy przeoczyli jego tegoroczne występy, szczerze polecam zapoznanie się z ostatnimi partiami - bardzo elegancki, pozycyjny styl, który przypomina trochę szachy Michaela Adamsa, znakomicie rokuje na przyszłość. Oby nie było nieprzyjemnych niespodzianek "po drodze"...

    OdpowiedzUsuń