No więc już wróciłem do mojego domostwa, które nie potrafi żyć swoim życiem, gdy nie ma właściciela. Przynajmniej ja nie słyszałem, nie widziałem, nie wiem nic o tajemnym życiu moich izb i pomieszczeń gospodarczych. Choć... gdy mnie nie ma to kto wie? Kto wie, co się tutaj tak naprawdę dzieje!? ;)
Muszę Wam zakomunikować, że strasznie ciągnie mnie już do komentowania szachów, a najważniejsze w tym wszystkim jest to, że będzie co komentować! Tutaj chciałem tylko zaznaczyć, że szykuję kilka fajnych szachowych niespodzianek i na blogu będzie się dziać mnóstwo rzeczy! Tymczasem winien jestem relację z mojego wypadu do Czech oraz w Góry Stołowe. Ten poprzedni wpis, prymitywny w swojej formie, był inauguracją jeśli chodzi o publikacje telefonem. Sprawa jest więcej niż skomplikowana, bo napisanie kilku zdań przypomina u mnie, jak narazie, jakiś senny koszmar: a to spacja ucieka, a to coś tam znika, o! a tutaj się znów pojawia ;). Należę do osób względnie cierpliwych ale poległem w walce o parę zdań dla Was.
Bazą wypadową była dla mnie Kudowa-Zdrój, miasteczko sanatoryjno - uzdrowiskowkowe (jak większość okolicznych miejscowości) wykorzystująca źródła wód zdrowotnych, mineralnych. Mnie chodziło szczególnie o złapanie resztek lata, i spotkanie jesieni - obie wyszły mi naprzeciw za sprawą pięknej pogody, która towarzyszyła mi przez cały czas. Kark słońce spaliło mi na brąz, buzię zresztą też. Poprzyglądałem się jesiennym przelotom ptaków, widziałem wiewiórki buszujące po buczynie, wreszcie wpadłem na płochliwego kruka, który dał się podpatrzeć przez chwilę z uwagi na element zaskoczenia. Poniżej nagrałem film, który nazwałem jak w tytule posta - "Poranek w dolinie mgieł" .
Czy spotkałem się z czymś, od czego między innymi uszedłem na parę dni z domostwa, czyli naszą ukochaną grę królewską? Już wiecie, że tak ale nie panikowałem jak biedny bohater Nabokova, który będąc rekonwalsecentem, zobaczywszy choćby jeden akcent szachowy zapewne uchodziłby z tych okolic bez chwili zastanowienia. Przeciwnie. Z dużą lubością, wręcz upodobaniem, wyławiałem te "akcenty", których w tych okolicach nie brakuje. Poniżej zamieszczam ten krótki filmik i chcę abyście ocenili, czy choćby dla takich kilku ulotnych chwil, sprawa nie była warta zachodu by tłuc się tyle godzin autobusem. Zajrzałem oczywiście do Polanicy Zdroju - tam, park szachowy świecił pustymi szachownicami, jednak owa pustka miała swoją wymowę. W Czechach zwiedziłem "Skalne Miasto" - Ardspach, jedyne w swoim rodzaju miejsce w Europie, pełne fantazyjnych formacji skalnych. No więc tak to wyglądało. Długie, długie, ponad 30 kilometrowe wędrowanie zregenerowało mnie więcej niż dobrze i już od jutra pochylam się z wielką uwagą nad wydarzeniami szachowymi, które opuściłem. Przyznacie, że kilka dni w szachach to szmat czasu...
Kudowa - Zdrój. Grać można od 6 rano do 21- szej. |
Polanica Zdrój. Znaleźć przecwinka to wielkie szczęście... |
"Niezaludniona" szachownica to raczej smutny widok :) |
Czeski Karkonosz, skrzat, krasnal zawiaduje tym wodospadem ;) |
"Kochankowie" |
"Dolina mgieł" |
"Kto rano wstaje..." po godz. 10 mgły powoli się unoszą. |
Na filmiku widoczki urokliwe, tylko zabrakło głosu operatora :)) choćby jakiegoś komentarza.
OdpowiedzUsuńW Ardspachu też byłam :) skałki robią wrażenie, a "Kochankowie" szczególnie ;) a miałeś okazję płynąć łódką?
Płynąłem tą łodzią też! O przepraszam, pociągnąłem nosem na filmiku ;) ja wiem, że tego typu onomatopeje nie zastąpią głosu autora bloga ale dałem owym pociągnięciem znak, że mi co nieco zimno było :) no doobra poprawię się następnym razem ;).
OdpowiedzUsuńCoś tam istotnie trzeszczało, może i to pociągnęcie nosem było :) mam nadzieję, że takich poranków będzie więcej. Rześkie powietrze, osnute mgłą - coś pięknego. Oby ta jesień, która się zaczęła była typową polską jesienią i trwała jak najdłużej! :))
UsuńNos mi trzeszczał ;) ?? No może i trzeszczał, trudno powiedzieć co było z tym moim nosem :)
UsuńAaa czekam na te nowości szachowe :) i zazdroszczę Stołowych.
OdpowiedzUsuń