Kilka chwil temu zakończyła się pierwsza partia rundy drugiej Mistrzostw Świata kobiet, pomiędzy Moniką Soćko, a Mistrzynią Świata Hou Yifan. Był to pojedynek bardzo jednostronny, który nie dostarczył mi zbyt wielu emocji. Monika rozegrała tę partię fatalnie. Pierwsze ruchy wskazywały na obronę "hetmańsko-indyjską", jednak po kilku posunięciach obie przeciwniczki znalazły się w strukturach obrony benoni. Monika chciała zaskoczyć Chinkę już na samym początku stosunkowo rzadkim 5.Hb3, jednak Mistrzyni Świata długo się nie zastanawiała nad posunięciami oraz planem gry. Nasza arcymistrzyni zastosowała bardzo wolny plan roszady "na raty", co pozwoliło Hou Yifan rowinąć silną inicjatywę na skrzydle hetmańskim (czemu Monika się nie przeciwstawiła) w połączeniu z naciskiem w centrum. Moim zdaniem Chinka reprezentuje już taki poziom, że należy grać z nią pryncypialnie, Polka jednak miała zbyt "filozoficzne" podejście do tej partii - oddała kolor, inicjatywę i wszystkie pozostałe atuty, grając niezwykle statycznie w bardzo dynamicznej pozycji. Chinka po zdobyciu piona grała do samego końca jak automat...
Niespodzianki nie było. W grze naszej szachistki widać było duży respekt wobec Mistrzyni Świata. Hou Yifan podeszła do partii bardzo konkretnie, stosując typowy plan gry w tej strukturze, Monika próbowała grać technicznie zamiast bić się ze wszystkich sił o inicjatywę. Swoją drogą benoni, według mnie, jest wybitnie nie "pod styl" naszej reprezentantki.
No już dobrze. Zostawmy tę partię, która była po prostu bez historii, a zastanówmy się, czy jest jeszcze jakiś cień szansy na to, by Monika pozostała w turnieju. Moim zdaniem szanse są czysto statystyczne z wielu względów. Hou Yifan mając jutro biały kolor, ma bardzo komfortową sytuację: może zagrać "technicznie" na wysuszenie pozycji i szybki remis, może grać w "normalne szachy" i kontrolować sytuację, może... Chinka naprawdę może wiele! Polka jest pod ścianą i musi podjąć próbę gry na wygraną z Mistrzynią Świata, co jest zadaniem arcytrudnym. Sądzę, że kluczem było w tym "mini-meczu", jeśli nie wygrać to pierwsze rozdanie, to przynajmniej je zremisować. Dawałoby to możliwość normalnej gry bez presji w partii drugiej. Po przegranej sprawa wygląda źle, ponieważ pojawia się wraz z presją ogromne napięcie oraz konieczność zaostrzania i szukania komplikacji, bo oczywistym jest, że prostą grą wielkiej krzywdy Chince nie zrobisz. Nie mam dobrej rady i nie mam pomysłu na jutrzejszą partię dla Moniki Soćko (sądzę, że i ona sama ma z tym duży kłopot).
Pozostaje nam jutro na spokojnie i bez emocji obejrzeć przebieg pojedynku Moniki Soćko o pozostanie w tym elitarnym turnieju. Sprawa wygląda beznadziejnie, jednak beznadziejna to ona będzie, gdy Chinka dopisze sobie remis w drugiej partii lub kolejną wygraną. Zanim to jednak nastąpi, można stoczyć normalny pojedynek, a wtedy.. kto wie? Kto wie? Trzeba nam wszystkim wiedzieć, że sport to tylko sport, a jego drugie imię to nieprzewidywalność...
Ludziska Monika wygrała z Chinką czarnymi!
OdpowiedzUsuńNiesamowite! Nie do uwierzenia! Przed partią na temat możliwości wygrania tej partii przez PANIĄ MONIKĘ (z dużej litery - a jakże!) miałem takie zdanie jak Krzysztof w swoim wpisie. I...? Okazałem się "człowiekiem małej wiary" - przyznaję się do tego bez bicia. BRAWO! BRAWO! BRAWO! PANI MONIKO! Trzeba mieć j... żeby tego dokonać! Oh pardon :-) ... przecież to grają DAMY!
MirekW