niedziela, 2 grudnia 2012

"Galaktyczny Carlsen nie daje szans Aronianowi w drugiej rundzie London Chess Classic!"




We wczorajszej relacji z Londynu zachciało mi się rozpisywać konkurs na najlepszego współczesnego "stratega", jednak dzisiejszy pojedynek Carlsen - Aronian potwierdził tylko, że ten plebiscyt jest już właściwie rozstrzygnięty. Przynajmniej na ten czas. Carlsen to szachista z innej Galaktyki, trzeba to powiedzieć wprost - jeśli ten młody Norweg jest w formie, to znalezienie mu równorzędnego przeciwnika jest zadaniem niemożliwym do wykonania. Jego wiek wskazuje na to, że będziemy świadkami "dekady Carlsena" - to już się dzieje na naszych oczach, a przecież przed tym talentem najczystszej próby są jeszcze lata profesjonalniej kariery. Symptomatycznym jest, że w tym samym turnieju, kilka stolików dalej  zachodzi gwiazda aktualnego Mistrza Świata, który dziś znów zaprezentował doskonałą sztukę obrony w pojedynku z McShanem. Sztukę obrony, bo Hindus od dłuższego czasu słynie tylko z tego elementu, w którym rzeczywiście nie ma sobie równych . Anand budzi się gdy ma przegrać, a śpi w najlepsze w innych momentach swoich pojedynków. Zastanawia mnie tylko czy to już defintywny koniec, czy Mistrz Świata nawiąże jeszcze formą do swych najlepszych lat? To może się okazać trudnym zadaniem, nie wiem, czy możliwym do zrealizowania - Hindus jest w końcu po kilku udanych obronach tytułu, jak na ten moment już jest żywą legendą szachów, więc z odpowiednią motywacją może mieć kłopot.
 Mówcie co chcecie, ale ja ewentualnego pojedynku Anand - Carlsen, przy takiej formie jednego i drugiego po prostu nie widzę. Podejrzewam, że byłby to mecz do jednej bramki. Oczywiście, Anand jest mega doświadczonym arcymistrzem w tego typu rozgrywkach, ma świetny zespół analityków, ale w takiej formie na Carlsena? - "Nie wierzę piosence" - jak śpiewała Edyta Geppert;).

Co tam się dalej zdarzyło? "Samuraj" Nakamura rozegrał niezwykle dziwną partię z Kramnikiem. Poszła "szkocka", Nakamura zagrał bardzo rzadki wariant, jednak Kramnik obalił sprawnie i szybko kontrowersyjne decyzje debiutowe Amerykanina. Reszta była już tylko pokazem wspaniałej techniki w końcówce hetmańskiej Wladimira Kramnika.

Grała jeszcze Judit Polgar z Anglikiem Gawainem Jonesem - była to karkołomna dość partia, o której można by długo opowiadać, jednak spotkanie zakończyło się bojowym remisem. W ogóle turniej w Londynie ma jak dla mnie niesamowitą siłę przyciągania. Wszystkie partie tego turnieju są tak nascycone treścią i tak zajmujące, że niekiedy jest mi żal odchodzić od transmisji do innych zajęć.
 Dla dobra turnieju wolałbym, żeby ktoś wreszcie zatrzymał tego młodzieńca z kraju pełnego urwistych fiordów i zórz polarnych, bo może się okazać, że rozstrzygnięcie o pierwszym miejscu w turnieju nastąpi szybciej niż by nakazywała dramaturgia zawodów. W dramatach rozwiązanie akcji następuje w ostatnim akcie, taki jest porządek klasyczny, a tu takie coś! Przedwczesny zwycięzca nie służy budowaniu napięcia, tej tzw. "intrygi turniejowej". Choć jeśli Norweg dokaże tego, nie mam nic przeciwko - w sporcie liczy się przecież talent, energia, młodość. Liczy się geniusz.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz