Oczywiście samo zdarzenie mogło mieć wiele wersji. Ja jednak, tak mniej więcej sobie to wyobrażam...
Jest późna jesień 1818 roku. Napoleon Bonaparte dożywa swoich dni na małej, zapomnianej nie tylko przez ludzi ale i samego diabła wyspie, położonej na środku Atlantyku. Z Napoleonem na Świętej Helenie (bo tak zwie się wyspa) przebywa jego powiernik i bliski przyjaciel, Generał Bertrand. Oto bohaterowie tego zdarzenia, które aż się prosi o ekranizację.
Generał Bertrand |
Napoleon Bonaparte |
Od trzech dni Napoleon spotyka się z Generałem Bertrandem w swoim Longwood House i zamęcza go analizami wszystkich straconych szans, włącznie z ekspedycją moskiewską, gdzie nie po raz pierwszy i ostatni uratowała Słowian przeklęta zima. Bertrand dobrze wie, że jest to łabędzi śpiew, że wszystko jest już stracone i nie ma sensu wracać myślami do przeszłości, czyli tego, czego nie można zmienić nawet na jotę. Napoleon jednak nie odpuszcza i w ten dzień - już od progu układa tak dyskusję, by rozmawiać o przeszłości. Bertrand choć jest wieczór, postanawia opuścić przyjaciela i wybiera się nad brzeg Oceanu Atlantyckiego, by uspokoić myśli, popatrzeć w ciemną dal nieskończonych przestrzeni, odzyskać równowagę...
"To śmieszne - pomyślał Bertrand jeszcze przed wyjściem z Longwood House - ileż można rozpracowywać te nieudane akcje oskrzydlające, ileż można żyć resentymentem, ileż można wywracać na wszystkie strony jedno i to samo?" - i choć nie powiedział tego wprost, Napoleon wyczuł, że przyjaciel nie jest w nastroju do takich rozmów.
Bonaparte był coraz bardziej poirytowany, ale pozwolił Bertrandowi się oddalić. Zaznaczył jednak, że chce go jeszcze widzieć późnym wieczorem. Bertrand mógł zwyczajnie odmówić, wszak nie było już między nimi tej relacji, którą kiedyś określały stopnie wojskowe, ale przystał na to. Byli zażyłymi przyjaciółmi. Codzienne obcowanie spowodowało jednak, że wychodziły takie sprawy, na które (gdyby byli na przykład w Paryżu) nie mieliby ani czasu ani miejsca. Bertrand zgodził się zajrzeć i wpadł na pomysł, że zaproponuje Napoleonowi partię szachów.
- "Gdy wrócę, a idę nad urwisko, rad bym stoczyć z tobą potyczkę szachową przy lampce burgunda. Kazać posłać po komplet szachów i butelkę czegoś swoistego?" - zapytał Bertrand na odchodnym.
- "Niech i tak będzie" - odparł Napoleon patrząc przez okno, odwrócony plecami do Generała.
Bertrand wydał dyspozycję, a następnie poszedł na długi spacer wzdłuż urwisk od których roi się na Świętej Helenie. Bertranda myśli krążyły wokół Napoleona i nie były to myśli godne przyjaciela."Dłużej już go nie zniosę, przecież mnie nic tu nie trzyma, zapakuję się do pierwszej łodzi, która przypłynie z prowiantem i zapomnę, że tu byłem!" Po chwili jednak Generał wykrzknął w ciemną dal stojąc nad urwiskiem:"Ależ na Boga! Jak ja mogę tak myśleć! To mój przyjaciel, nie mogę go zostawić w tych czeluściach piekielnych! Jak jak mogłem tak w ogóle pomyśleć??" I stopniowo zaczął się uspokajać.
Gdy zdecydował się na powrót na ciemnogranotowym niebie świeciły gwiazdy, a od oceanu wiała przyjemna bryza. Wchodząc do domu Napoleona zastał go bardzo zamyślonego. Przed nim leżał komplet szachów, a w kominku buzował ogień. Gdy Bertrand spojrzał na przyjaciela w momencie gdy ten podniósł wzrok, zdawało mu się przez moment, że w jego oczach widzi jakieś dziwne błyski. Choć, równie dobrze mogła to być fantasmagoria albo złudzenie świetlne, którego przyczyną mógł być ogień w kominku.
- "A więc jesteś! - zaczął Napoleon - Bertandzie znam cię dobrze. Ta partia szachów jest tylko po to, abym cię już nie gnębił odwrotem spod Moskwy i roztrząsaniem szans na przejęcie władzy we Francji, gdy uciekłem z Elby. Ciebie to nuży... Bertrandzie takie wybiegi są poniżej twojego poziomu. Siadaj, dziś dostaniesz czarne bierki. Zgadzasz się?"
Bertanda zdjął strach. Jak mógł go Cesarz tak podejść? "Czy on do kroćset czyta w moich myślach?" - pomyślał.
Bertand zgodził się na czarne bierki i tak doszło do słynnego pojedynku Cesarza z Generałem Bertandem na małym skrawku wulkanicznej ziemi w najdalszych otchłaniach Atlantyku. (Komentarze do partii: "Psychologia i szachy")
"To śmieszne - pomyślał Bertrand jeszcze przed wyjściem z Longwood House - ileż można rozpracowywać te nieudane akcje oskrzydlające, ileż można żyć resentymentem, ileż można wywracać na wszystkie strony jedno i to samo?" - i choć nie powiedział tego wprost, Napoleon wyczuł, że przyjaciel nie jest w nastroju do takich rozmów.
Bonaparte był coraz bardziej poirytowany, ale pozwolił Bertrandowi się oddalić. Zaznaczył jednak, że chce go jeszcze widzieć późnym wieczorem. Bertrand mógł zwyczajnie odmówić, wszak nie było już między nimi tej relacji, którą kiedyś określały stopnie wojskowe, ale przystał na to. Byli zażyłymi przyjaciółmi. Codzienne obcowanie spowodowało jednak, że wychodziły takie sprawy, na które (gdyby byli na przykład w Paryżu) nie mieliby ani czasu ani miejsca. Bertrand zgodził się zajrzeć i wpadł na pomysł, że zaproponuje Napoleonowi partię szachów.
- "Gdy wrócę, a idę nad urwisko, rad bym stoczyć z tobą potyczkę szachową przy lampce burgunda. Kazać posłać po komplet szachów i butelkę czegoś swoistego?" - zapytał Bertrand na odchodnym.
- "Niech i tak będzie" - odparł Napoleon patrząc przez okno, odwrócony plecami do Generała.
Bertrand wydał dyspozycję, a następnie poszedł na długi spacer wzdłuż urwisk od których roi się na Świętej Helenie. Bertranda myśli krążyły wokół Napoleona i nie były to myśli godne przyjaciela."Dłużej już go nie zniosę, przecież mnie nic tu nie trzyma, zapakuję się do pierwszej łodzi, która przypłynie z prowiantem i zapomnę, że tu byłem!" Po chwili jednak Generał wykrzknął w ciemną dal stojąc nad urwiskiem:"Ależ na Boga! Jak ja mogę tak myśleć! To mój przyjaciel, nie mogę go zostawić w tych czeluściach piekielnych! Jak jak mogłem tak w ogóle pomyśleć??" I stopniowo zaczął się uspokajać.
Gdy zdecydował się na powrót na ciemnogranotowym niebie świeciły gwiazdy, a od oceanu wiała przyjemna bryza. Wchodząc do domu Napoleona zastał go bardzo zamyślonego. Przed nim leżał komplet szachów, a w kominku buzował ogień. Gdy Bertrand spojrzał na przyjaciela w momencie gdy ten podniósł wzrok, zdawało mu się przez moment, że w jego oczach widzi jakieś dziwne błyski. Choć, równie dobrze mogła to być fantasmagoria albo złudzenie świetlne, którego przyczyną mógł być ogień w kominku.
- "A więc jesteś! - zaczął Napoleon - Bertandzie znam cię dobrze. Ta partia szachów jest tylko po to, abym cię już nie gnębił odwrotem spod Moskwy i roztrząsaniem szans na przejęcie władzy we Francji, gdy uciekłem z Elby. Ciebie to nuży... Bertrandzie takie wybiegi są poniżej twojego poziomu. Siadaj, dziś dostaniesz czarne bierki. Zgadzasz się?"
Bertanda zdjął strach. Jak mógł go Cesarz tak podejść? "Czy on do kroćset czyta w moich myślach?" - pomyślał.
Bertand zgodził się na czarne bierki i tak doszło do słynnego pojedynku Cesarza z Generałem Bertandem na małym skrawku wulkanicznej ziemi w najdalszych otchłaniach Atlantyku. (Komentarze do partii: "Psychologia i szachy")
Bardzo fajny wpis
OdpowiedzUsuń