A oto relacja Marcina Bylicy, który dzieli się z nami wrażeniami z wizyty na turniejowej sali openu rozgrywanego w stolicy Islandii. Warto nadmienić, że Marcin po raz pierwszy zagościł na turnieju tej rangi i nie trudno zauważyć, że spacer między stolikami grających arcymistrzów zrobił na nim duże wrażenie. Zapraszam do lektury.
Piątek, 22 lutego 2013r. godzina 11:30 czasu islandzkiego. Kierowca autobusu zamyka drzwi i pojazd wyrusza w drogę do stolicy Islandii. Godzinę później wysiadam w Rejkiawiku. Do początku dzisiejszej rundy jest jeszcze trochę czasu, więc umilam sobie ten czas spacerując po centrum handlowym. Podczas spaceru odwiedzam jedną z tamtejszych restauracji i przy zimnej coli raz jeszcze sprawdzam terminarz i kojarzenia. Około godziny 15:00 czasu lokalnego opuszczam centrum handlowe i komunikacją miejską udaję się na miejsce rozgrywania turnieju. Wysiadam z autobusu i bez problemu odnajduję budynek islandzkiej filharmonii. Nie sposób nie zauważyć jej szklanej elewacji, której autorem jest Olafur Elíasson. Przed wejściem do środka, mimo zaczynającego padać deszczu, schowany przy wjeździe do pobliskiego parkingu wyciągam aparat i robię pierwsze tego dnia zdjęcie.
Jest godzina 15:30 czasu lokalnego kiedy wchodzę na „salę”, w której będą grać zawodnicy. Osobiście nie nazwałbym tego salą. Moim zdaniem jest to bardziej ogromny hall. Według informacji znalezionych w internecie owa „sala” ma 28000 m2. Powierzchnia robi wrażenie przez co i sama „sala” wydaje się być przestronna jednak przy dużej liczbie osób przebywających w niej przez dłuższy czas, robi się w niej duszno, na co też zwrócił uwagę jeden z naszych reprezentantów podczas rozmowy ze mną. Wchodzę i zastygam w bezruchu z szeroko otwartymi ustami. Przed sobą widzę rzędy stołów, a na nich szachownice przygotowane do gry. Na każdym stole znajdują się tabliczki z imionami i nazwiskami zawodników oraz ich rankingiem. Są również zegary.
W powietrzu czuć zapach „wielkich szachów” i ducha sportowej rywalizacji w zgodzie z zasadą „fair play”. Mija dobra chwila zanim uświadamiam sobie, gdzie tak naprawdę jestem i w czym za chwilę będę pośrednio uczestniczył. Widok tych wszystkich przygotowanych do gry stołów budzi w moim sercu to bardzo specyficzne uczucie, jakie zna każdy szachista, a które tak ciężko opisać tym którzy w szachy nie grają. Sam jestem szachistą-amatorem i gram od mniej więcej 5 czy 6 roku życia, więc widok przygotowanej do gry szachownicy zawsze budzi we mnie niezwykłe uczucia. Runda zaczyna się za godzinę. Wyciągam swój sprzęt i zaczynam pstrykać kolejne fotki. Jedynym minusem dla mnie było oświetlenie, które w połączeniu ze szklaną elewacją znacznie utrudniało zrobienie dobrych zdjęć. Jednak przecież najważniejszy jest komfort zawodników, więc jakoś dałem sobie z tym radę.
Już coraz bliżej do początku rundy. „Sala” powoli zapełnia się zarówno zawodnikami jak i kibicami.
Rozglądam się dookoła szukając naszych arcymistrzów i wreszcie są ; zajmują swoje miejsca. Podchodzę do Nich i nawiązuje się krótka rozmowa. Zarówno u naszych zawodników jak i wszystkich pozostałych widać ogromne skupienie. Punktualnie o 16:30 czasu lokalnego ruszają zegary i zaczyna się rywalizacja. Robię kilka fotek i zostawiam naszych graczy, aby w spokoju „weszli” w swoje mecze. Przechadzam się po „sali” robiąc kolejne zdjęcia i przyglądając się grze poszczególnych zawodników. Swoją uwagę zwracam głównie na pierwsze cztery deski, deski na których grają Bartosz Soćko i Marcin Dziuba oraz na deskę nr 11, na której gra Fridrik Olafsson - legenda islandzkich szachów. Od pierwszych minut atmosfera jest niesamowita. Ogromne skupienie, koncentracja i wzajemny szacunek. Czuję ogromną radość, że tu jestem, że mogę podziwiać grę najlepszych. W pewnej chwili uświadamiam sobie, że oto jestem wśród Herosów biało-czarnego królestwa, a w tym gronie są również Polacy! Jestem tak zajęty kibicowaniem i robieniem zdjęć, że nie zauważam jak szybko mija czas. Już mam wychodzić, kiedy dostrzegam, że partia Marcina Dziuby zbliża się do końca. Zostaję i czekam aż Marcin skończy swój pojedynek. Chwilę później ściskam jego dłoń gratulując zwycięstwa, prosząc jednocześnie o wspólne zdjęcie. Parę chwil później opuszczam filharmonię w towarzystwie Marcina, mając w aparacie wspólne zdjęcie. Na zewnątrz wywiązuje się bardzo sympatyczna i kulturalna, krótka rozmowa zakończona ponownym uściskiem dłoni. Marcin udaje się do hotelu, a ja w drogę powrotną do domu...
Nigdy nie przypuszczałem, że kibicowanie w szachach może być aż tak emocjonujące, dawać tyle radości i pomnażać powody do dumy. Być może osoby, które na co dzień nie mają kontaktu z szachami uznają
moją opinię za zbyt górnolotną jednakże myślę iż każdy szachista-kibic
na pewno doskonale mnie zrozumie. Rejkiawik Open to jeden z bardzo silnych openów na szachowej mapie świata, dlatego też myślę iż nie mogłem sobie wymarzyć lepszego debiutu w roli kibica (szachisty-amatora) i fotoreportera-amatora jednocześnie. Po tym wszystkim czego dziś tu doświadczyłem i co zobaczyłem chcę powiedzieć iż czuję się dumny mając świadomość, że jestem malutką cząsteczką tego niezmierzonego świata jakim jest świat szachów nazywany przeze mnie biało-czarnym królestwem. Cieszę się że było mi dane oglądać na własne oczy jednych z najlepszych szachistów na świecie i jestem dumny, że w tym gronie są też moi rodacy.
Na sam koniec chcę tylko dodać, że moim zdaniem kto raz zetknie się w swoim życiu z szachami i pozwoli urzec się całemu pięknu, majestatowi i dostojeństwu tej gry, ten już do końca swojego życia pozostanie z nimi związany, bo szachy to nie tylko gra, to coś znacznie więcej... TO PASJA!!!
Dla „Psychologia i Szachy”
Marcin Bylica
Keflavik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz