poniedziałek, 1 kwietnia 2013

"Dramatyczne wydarzenia w ostatniej rundzie turnieju pretendentów. Carlsen i Kramnik przegrali swoje partie ale to Wiking spotka się z Anandem w pojedynku o szachową koronę!"




Opadłem z sił nieco. W końcu za mną dwa tygodnie turnieju, do którego będę jeszcze wielokrotnie wracał myślami, w komentarzach czy też artykułach. Mnóstwo czasu zabrały mi te zawody, ale nie żałuję ani jednej chwili spędzonej za szachownicą i przed ekranem laptopa. Chciałoby się, żeby to wielkie święto szachów trwało jeszcze dłużej, by można było dłużej eksplorować wraz z arcymistrzami najwyższego światowego poziomu sztukę szachową, której głębia pozwala robić to do woli, tyle ile dusza zapragnie. Takie właśnie są szachy. Taka jest ta dyscyplina, która swoim pięknem, złożonością, przewyższa prawie wszystko co znam. Nie piszę tego z punktu widzenia wielkiego fana szachów - ten sport obiektywnie poraża swoim zakresem oddziaływania, wielowymiarowością,  jakiej na próżno szukać w innych obszarach ludzkiej działalności. Nie czas i miejsce, by kontynuować ten wątek. Turniej pretendentów pokazał jak niewyczerpane zasoby jeszcze zawiera nasz ulubiony sport. 

Ostatnia runda była jednym wielkim dramatem. Obaj liderzy nie wytrzymali trudów turnieju, ich stany emocjonalne stały się ich największymi wrogami, może nawet większymi niż realni oponenci. Szachy przecież są jogą umysłu, tutaj największe szanse ma ten, który okiełzna umysł i zaprzęgnie go do pracy na najwyższych obrotach dla swoich potrzeb. Gdy tak sztuka nie wychodzi, nawet najlepiej zapowiadające się zawody przepadają i traci się szanse na ostateczny sukces. Przypadek Aroniana, który przedwcześnie nerwowo się "rozkalibrował",  pokazuje ten niezwykle ważny aspekt szachów, który często bywa lekceważony przez komentatorów, czy nawet samych arcymistrzów.

Kramnik zaskoczył mnie przede wszystkim wyborem debiutu. Przyznam się Wam, że gdy zobaczyłem tę strukturę, pomyślałem: "On to przegra! To nie są jego szachy! Kto mu doradził to zagrać?" Jeśli można rozmawiać o przyczynach porażki Kramnika, to moim zdaniem wybór strategii debiutowej na Iwanczuka, był bardzo dużym błędem Rosjanina. Włodzimierz Kramnik najlepsze rezultaty osiągał właśnie, w typowych dla niego pozycyjnych strukturach. Tam był diabelnie mocny, przeciwnicy byli dosłownie łamani przez Kramnika w tych układach. Ten jednak, dość dziwny pomysł, nie mógł zadziałać w ostatniej rundzie.

Iwanczuk w londyńskim turnieju był prawdziwym "spiritus movens" - rozdał karty pokonując Carlsena, podtrzymując intrygę do ostatniej rundy, wreszcie na koniec zatrzymał Kramnika, któremu do zwycięstwa w zawodach wystarczał tylko remis...

I jak ja się Wam wypłacę z tych wszystkich piw ;), wszak to Wasz Carlsen wygrał? Ale moja intuicja jeśli chodzi o Kramnika, również nie zawiodła. Trzeba się cieszyć, że to Carlsen zagra z Anandem. Teraz, kiedy już emocje opadły uważam, że wiekszej promocji szachy nie mogą otrzymać niż mecz, w którym młody Norweg będzie próbował wydrzeć tytuł nieco już zaawansowanemu w latach, hinduskiemu wielkiemu mistrzowi. To chyba najlepszy scenariusz dla szachów na koniec 2013 roku. Grałby Kramnik z Anandem - byłoby, że biją się "starzy mistrzowie" - nie ten ciężar gatunkowy, chciałoby się rzec. Gdy jednak Carlsen zasiądzie naprzeciwko Mistrza Świata, to będzie walka młodości z doświadczeniem i wszystkie "smaczki" z tym związane, plus kosmiczny ranking pretendenta.

Czas kończyć relację z Londynu. Dziękuję kibicom, których komentarze były bardzo cenne i bardzo trafne. Niekiedy zdarzało się, że Wasze komentarze były dłuższe od moich wpisów! Bardzo się z tego cieszę, gdyż to pokazuje jak bardzo byliście zaangażowani w ten wspaniały turniej. Dziękuje wszystkim za bardzo liczne odwiedziny mojej strony. Mam nadzieję, że podobały się Wam moje komentarze oraz spojrzenie na to ważne wydarzenie.

 Czekamy więc na wielki mecz w listopadzie, ale w między czasie będzie jeszcze wiele pięknych, szachowych imprez. Wspaniale mi się oglądało Londyn! Napiszcie o swoich wrażeniach! 




7 komentarzy:

  1. Ładnie podsumowałeś ten turniej, naprawdę był wspaniały! Niesamowita dramaturgia! Nieprawdopodobna lekcja na temat roli psychologii w szachach. Chociaż teoretycznie wygrał mój faworyt, to Kramnik zdobył tyle samo punktów a z oboma wygrał Iwanczuk. Ehhhh ... serwer Chessbomb "wybuchł" tzn. Nie wytrzymał obciążenia przy transmisji :) Okazuje się, że każdy jest do ogrania, bo każdy jest tylko człowiekiem. W tych dramatycznych momentach wielu z nas (czytelników tego bloga) pewnie zagrałoby lepiej, niż teoretycznie najlepsi na świecie :) Jeszcze raz dziękuję za tak ... fajną relację :)
    Jacek

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Maćku służę uprzejmie gdy się kiedyś spotkamy na turnieju!;)

      Usuń
  3. Fantastyczny turniej. Kto spodziewał się, że w ostatniej rundzie obaj liderzy ulegną? Niesamowite!!!

    A Carlsenowi pozostaje jedna rada: niech chłop popracuje z psychologiem przed meczem, bo w kluczowych partiach może się spalić, podobnie jak się spalił podczas meczu kandydatów. Niedoczas w jaki wpadł ze Svidlerem nie przytrafiłaby się, gdyby miał już zwycięstwo w kieszeni. Niesamowity stres.

    Jeśli teraz Carlsen wygra mecz o mistrzostwo to może zasiąść na tron i baaaardzo długo z niego nie zejść. Spodziewam się, że Wiking teraz skupi się najbardziej na otwarciach i poprawi ten element.

    Myślę, że Anand jest teraz na poziomie bardzo podobnym do Gelfanda (na przykład) i w takim turnieju kołowym miałby iluzoryczne szanse zwyciężyć. Ale z drugiej strony jego doświadczenia w meczach o tytuł jest nieocenione. Tak czy siak Norweg faworytem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem w żałobie po zwycięstwie Carlsena. Nie spodziewałem się, że Kramnik zrobi mu świąteczny prezent, którym będzie dopuszczenie młodego Wikinga do meczu o mistrzostwo świata. Wydarzenia z ostatniej rundy świadczą tylko o tym, że świąteczna atmosfera udzieliła się wszystkim zawodnikom. Tylko Chucky nie zdążył zjeść ciasta przed rundą i go brzuch nie rozbolał w trakcie partii, co udowodnił swoją magiczną grą na szachownicy. Podsumowując cały turniej, mogę napomknąć, że bardzo podobał mi się styl Aroniana, który swoją grą pełną poezji napisał nowy rozdział w światku sztuki szachowej. Na czarnego konia turnieju wyrósł niedoceniany Svidler, który zwyciężył 1,5 roku temu w Pucharze Świata, a w turnieju pretendentów potwierdził swoją wysoką klasę. Odnośnie blogu muszę stwierdzić, że bardzo przyjemnie się go czyta. Z niektórymi opiniami jego autora się nie zgadzam, ale na pewno świetnie on oddaje rolę psychologii w szachach. Czekam z niecierpliwością na kolejne relacje z następnych turniejów:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ mieliśmy suspens na koniec! Konia z rzędem temu, kto przewidziałby taki scenariusz. Już w trakcie przedostatniej rundy myślałem, że po Carlsenie, a ten ograł Radżabowa, chyba tylko siłą woli. Dalej niedoczas w partii ze Swidlerem to była masakra. Widzieliście na żywo, że Magnus nie był w stanie postawić skoczka? I w końcu zasłużona przegrana. Trzeba się jednak "urodzić w czepku", żeby mimo porażki w ostatniej rundzie, mimo formalnie zajęcia drugiego miejsca, awansować, bo się wygrało jedną partię więcej niż rywal? Niesamowite!
    Krzysztofie i wszyscy Ci, którzy obstawiliście Kramnika, mimo to, że mój zawodnik (Carlsen) został pretendentem, należy się Wam DUŻE PIWO ode mnie i postawię je z przyjemnością. Wasze typowanie zwycięzcy nie było gorsze od mojego! Moim zdaniem, Kramnik na tym turnieju pokazał wielką klasę i w niczym nie ustępował Magnusowi. Stary Mistrz zagrał piękne, dojrzałe szachy, a jednocześnie na końcu niemal kurtuazyjnie ustąpił miejsca młodszemu na zasadzie: "Ja już byłem Mistrzem Świata. Ja już zmierzyłem się z Anandem. Teraz twój czas i twoja kolej! Próbuj młodziaku! Świat będzie teraz patrzył na ciebie!".

    Mirek Wolak

    OdpowiedzUsuń
  6. Osobiście trochę inaczej patrzę na te porażki liderów, co dla mnie potwierdzają też częściowo wypowiedzi graczy na konferencji po ostatniej rundzie. Kramnik musiał wygrać i podjął ryzyko od pierwszego posunięcia, decydując się na taki a nie inny debiut. Carlsen już od pierwszych minut zerkał na tablicę świetlną z partiami (co widać było w transmisji live przed wejściem komentatorów), aby wiedzieć czy musi grać na wygraną. Wyglądało to wręcz tak, że podejmował decyzje w debiucie na podstawie sytuacji na desce z partii Ivanchuk-Kramnik (był tam moment, gdy był na posunięciu w okolicach 6 ruchu, a nie patrzył na swoją deskę, tylko odwrócony wpatrywał się na sytuację u Kramnika). W krytycznym momencie, w okolicach trzeciej godziny gry Kramnik po prostu nic nie uzyskał z debiutu i miał gorszą, ale znając Ivanchuka wciąż każdy rezultat był możliwy. Było by głupio, gdyby Carlsen po prostu zremisował, (a Svidler pokazywał po partii że było dość proste przejście do lepszej białymi, której już przegrać by się nie dało, ale raczej remisowej) i czekał na wyrok, więc Wiking grał na wygraną. A atak był, zwłaszcza jeśli ktoś analizował sam, nie sugerując się tym co pokazywał komputer. No i jak to się często zdarza, dodatkowo będąc obarczonym presją i stresem, wpadł w niedoczas i po prostu przegrał. Ale przegrał grając na wygraną. A tym czasem Kramnik nic nie uzyskał na desce, lub jak kto woli, Ivanchuk zagrał całą partię na takim poziomie, jak każdy arcymistrz z tej grupy powinien, gdy nie ma obciążeń. Efekt – dwie niespodziewane porażki. Porażki, gdzie dwóch liderów chciało na siłę grać na wygraną. Ale nie porażki wynikłe z niedyspozycji, stresu, czy zmęczenia. To porażki ambitnych graczy walczących do końca. Tak przynajmniej ja to widzę.
    Na koniec wielkie podziękowania dla autora blogu za jego pracę.

    Grzegorz Kubeczko

    OdpowiedzUsuń