Ostatnio na rosyjskojęzycznym portalu http://chess-news.ru/node/12504 przeczytałem obszerny i bardzo interesujący wywiad z arcymistrzem Andrejem Dewiatkinem, który praktycznie w pełnym rozkwicie sił twórczych postanowił zakończyć karierę profesjonalnego szachisty. W samej decyzji odejścia od zawodowego uprawiania sportu nie widzę niczego dziwnego, w końcu to nie pierwszy i, zapewne, nie ostatni sportowiec, który postanowił w jakimś punkcie swojego życia zająć się czymś innym, jednak niezwykle interesujące są dla mnie same motywy, jakimi kierował się Rosjanin, przy podejmowaniu tego ważnego dla niego kroku. Myślę, że implikacje, jakie płyną z rozmowy E. Surowa z A. Dewiatkinem mają przełożenie na kondycję całej naszej dyscypliny i nie wyglądają zbyt optymistycznie. Ale po kolei.
Dewiatkin zapytany przez Surowa, czy może podać dokładnie, w którym momencie zrodziła się w nim myśl o porzuceniu profesjonalnej kariery, podał dokładną datę, a wręcz partię, która dała mu bardzo wiele do myślenia, jeśli chodzi o kierunek, w którym zmierzają współczesne szachy. Otóż, w 2007 roku na turnieju "Moscow Open", Dewiatkin mając komplet punktów grał partię z GM Jewgienijem Najerem. Okazało się, że Najer (późniejszy triumfator turnieju) w ósmym posunięciu zastosował nowinkę, która praktycznie zmieniła ocenę granego przez Dewiatkina od lat wariantu, a który to wariant przynosił mu wiele cennych punktów w turniejach. Dewiatkin po powrocie do domu sprawdził tę kontynuację. Wkrótce okazało się, że nowinka zastosowana przez Najera to pierwsza linia "Rybki" i w tym, mniej więcej, momencie coś w nim pękło. Dewiatkin ubolewa, że to już nie są te szachy, których się uczył, gdy miał lat naście - teraz od samego początku o ewentualnej przewadze decydują warianty, które w kilka sekund znajduje bezduszna maszyna - dla niego to już nie są te szachy, których go uczono w młodości. Oczywiście ta decyzja narastała przez lata w bohaterze wywiadu. Przyczyniły się do niej również niezbyt udane starty ostatnimi czasy, oraz element chyba najważniejszy dla zawodowca, czyli zarobki. Według rosyjskiego arcymistrza zawodnik mający ranking 2700 nie ma specjalnych powodów, by rzucać szachy, gdyż pieniądze jakie zarabiają arcymistrzowie tego przedziału, wystarczają do godnej egzystencji, pozwalającej na utrzymanie siebie oraz rodziny. Co jednak z arcymistrzami poziomu 2500 - 2600 elo, do których należy rozmówca Jewgienija Surowa? Według Dewiatkina arcymistrz, mający ranking 2600 elo, będąc sam, jest w stanie od biedy się utrzymać, gorzej jednak, gdy ma na głowie rodzinę. 32 letni arcymistrz nadmienia, że jest na takim etapie życia, w którym ma jeszcze szanse by zmienić swoje życie - interesuje się psychologią, technologią komputerową i mniej więcej w tych dziedzinach może się realizować. Podaje też przykłady arcymistrzów, którzy mając lat 40 i rankingi w okolicach 2500 elo, nie są zadowoleni ze swojego życia, a ich problemem jest to, że oprócz gry w szachy nie potrafią niczego innego robić. Dewiatkin nie chciałby się widzieć w ich gronie i uważa, że jeśli nie podejmie tej decyzji teraz, to wraz z upływem lat będzie mu to coraz trudniej zrobić. W wywiadzie słyszymy nawet tak gorzkie zdania jak - "Często żałuję, że poświęciłem, z pewnością, zbyt dużo czasu szachom" lub "Jeśli uczciwie, jak patrzę na pozycje po 1.e4 c5 mam ochotę już się poddać - nie mam ochoty patrzeć na to wszystko". Takie wypowiedzi świadczą zdecydowanie o, nazwijmy to, "silnym wypaleniu zawodowym", jednak nie to jest najistotniejsze. Interesujące są głębsze konotacje jakie płyną z tego wywiadu oraz pytania, które należałoby postawić w związku z tym.
Bo w jakiej kondycji są szachy jako sport, jeśli człowiek, który im poświęcił większą część życia, w rozkwicie sił twórczych obawia się o swoją dalszą egzystencję i zaczyna szukać innych platform, w których będzie się realizował? Mógłbym zrozumieć, jeśli powiedziałby to zawodnik trzydziestoletni, który ma tytuł kandydata na mistrza plus dwie normy, czy nawet silny mistrz. Jednak jeśli boi się o swój materialny byt arcymistrz z rankingiem 2600 elo, to ten fakt może dać głęboko do myślenia. Takich Dewiatkinów jest na świecie blisko 1500 i z całą pewnością wielu z nich ma podobne odczucia, których może nie wyrażają w tak radykalny sposób. Z turniejów, openów, utrzymać się jest niezwykle trudno - konkurencja jest ogromna. Pozostają ligi, trenerka, ale ta przecież powoduje, że siła gry może być w najlepszym wypadku podtrzymana, choć najczęściej spada z czasem. Wygląda na to, że szachy to sport "dla stu", jak skoki narciarskie, a reszta kombinuje jak może, by związać koniec z końcem. Z całego wywiadu wyciągnąłem tzw. "ekstrakt". Dla pełnego obrazu proponuję przeczytać go w całości.
Dewiatkin zapytany przez Surowa, czy może podać dokładnie, w którym momencie zrodziła się w nim myśl o porzuceniu profesjonalnej kariery, podał dokładną datę, a wręcz partię, która dała mu bardzo wiele do myślenia, jeśli chodzi o kierunek, w którym zmierzają współczesne szachy. Otóż, w 2007 roku na turnieju "Moscow Open", Dewiatkin mając komplet punktów grał partię z GM Jewgienijem Najerem. Okazało się, że Najer (późniejszy triumfator turnieju) w ósmym posunięciu zastosował nowinkę, która praktycznie zmieniła ocenę granego przez Dewiatkina od lat wariantu, a który to wariant przynosił mu wiele cennych punktów w turniejach. Dewiatkin po powrocie do domu sprawdził tę kontynuację. Wkrótce okazało się, że nowinka zastosowana przez Najera to pierwsza linia "Rybki" i w tym, mniej więcej, momencie coś w nim pękło. Dewiatkin ubolewa, że to już nie są te szachy, których się uczył, gdy miał lat naście - teraz od samego początku o ewentualnej przewadze decydują warianty, które w kilka sekund znajduje bezduszna maszyna - dla niego to już nie są te szachy, których go uczono w młodości. Oczywiście ta decyzja narastała przez lata w bohaterze wywiadu. Przyczyniły się do niej również niezbyt udane starty ostatnimi czasy, oraz element chyba najważniejszy dla zawodowca, czyli zarobki. Według rosyjskiego arcymistrza zawodnik mający ranking 2700 nie ma specjalnych powodów, by rzucać szachy, gdyż pieniądze jakie zarabiają arcymistrzowie tego przedziału, wystarczają do godnej egzystencji, pozwalającej na utrzymanie siebie oraz rodziny. Co jednak z arcymistrzami poziomu 2500 - 2600 elo, do których należy rozmówca Jewgienija Surowa? Według Dewiatkina arcymistrz, mający ranking 2600 elo, będąc sam, jest w stanie od biedy się utrzymać, gorzej jednak, gdy ma na głowie rodzinę. 32 letni arcymistrz nadmienia, że jest na takim etapie życia, w którym ma jeszcze szanse by zmienić swoje życie - interesuje się psychologią, technologią komputerową i mniej więcej w tych dziedzinach może się realizować. Podaje też przykłady arcymistrzów, którzy mając lat 40 i rankingi w okolicach 2500 elo, nie są zadowoleni ze swojego życia, a ich problemem jest to, że oprócz gry w szachy nie potrafią niczego innego robić. Dewiatkin nie chciałby się widzieć w ich gronie i uważa, że jeśli nie podejmie tej decyzji teraz, to wraz z upływem lat będzie mu to coraz trudniej zrobić. W wywiadzie słyszymy nawet tak gorzkie zdania jak - "Często żałuję, że poświęciłem, z pewnością, zbyt dużo czasu szachom" lub "Jeśli uczciwie, jak patrzę na pozycje po 1.e4 c5 mam ochotę już się poddać - nie mam ochoty patrzeć na to wszystko". Takie wypowiedzi świadczą zdecydowanie o, nazwijmy to, "silnym wypaleniu zawodowym", jednak nie to jest najistotniejsze. Interesujące są głębsze konotacje jakie płyną z tego wywiadu oraz pytania, które należałoby postawić w związku z tym.
Bo w jakiej kondycji są szachy jako sport, jeśli człowiek, który im poświęcił większą część życia, w rozkwicie sił twórczych obawia się o swoją dalszą egzystencję i zaczyna szukać innych platform, w których będzie się realizował? Mógłbym zrozumieć, jeśli powiedziałby to zawodnik trzydziestoletni, który ma tytuł kandydata na mistrza plus dwie normy, czy nawet silny mistrz. Jednak jeśli boi się o swój materialny byt arcymistrz z rankingiem 2600 elo, to ten fakt może dać głęboko do myślenia. Takich Dewiatkinów jest na świecie blisko 1500 i z całą pewnością wielu z nich ma podobne odczucia, których może nie wyrażają w tak radykalny sposób. Z turniejów, openów, utrzymać się jest niezwykle trudno - konkurencja jest ogromna. Pozostają ligi, trenerka, ale ta przecież powoduje, że siła gry może być w najlepszym wypadku podtrzymana, choć najczęściej spada z czasem. Wygląda na to, że szachy to sport "dla stu", jak skoki narciarskie, a reszta kombinuje jak może, by związać koniec z końcem. Z całego wywiadu wyciągnąłem tzw. "ekstrakt". Dla pełnego obrazu proponuję przeczytać go w całości.
I za to lubię ten blog:) można przeczytać ekstrakt z zagranicznej prasy do tego opatrzony komentarzem autora.
OdpowiedzUsuńGdyby przełożyć to na polskie warunki to mamy jednego zawodowca a reszta ledwo wiąże koniec z końcem. No ale za to grają w szachy które kochają co też jest przecież wartością, zwłaszcza dla singli.
Dokładnie takie jest życie. Żeby żyć z szachów nie wystarczy być byle mistrzem trzeba być naprawdę dobrym arcymistrzem. Jedyną szansą, aby poszerzyć krąg ludzi "żyjących z szachów" jest zwiększenie popularności ale nie ma co sobie robić wielkich nadziei. Oprócz samych szachistów są jeszcze np. działacze, sędziowie, trenerzy. Nawet podwyższanie własnego poziomu wymaga wyrzeczeń. Ja już raczej mistrzem nie zostanę. Mój czas muszę poświęcić na rodzinę pracę itd. Jednak z tego powodu nie dramatyzuję. Nie każdy musi być mistrzem, w tej pogoni za podwyższaniem poziomu trzeba mimo wszystko zachować zdrowy rozsądek. Szachy mogą dać wiele radości ale mogą również wiele w życiu popsuć :)
OdpowiedzUsuńEeee, Facet się trochę późno obudził z tym problemem.
OdpowiedzUsuńTyle, że najpierw jak był młodszy sam korzystał z najnowszych analiz, żeby bić innych w debiuce, a teraz ma pretensje, że inni robią to samo :). Liczył na to, że jego analizy przetrwają wieki!? Hahaha. O naiwności!
Ale jest to bardzo nieciekawa strona profesjonalistów szachowych - wkuwanie najnowszych analiz wypluwanych przez coraz lepsze programy/komputery.
Wg mnie zabija to całą zabawę i kreatywność w dłuższym okresie czasie (Anand?).
Dlatego bardzo sobie cenię ludzi z topu, którzy chcą pograć w ciekawe szachy, a nie być tylko bazą danych dla "bezpiecznych" analiz komputera.
W szachach nie ma za dużo kasy, jest to dyscyplina wymagająca dużo wkładu pracy, poziom czołówki jest bardzo wyśrubowany, tak więc jeśli ktoś nie jest geniuszem - kandydatem na top 20, to naprawdę dużo ryzykuje poświęcając się szachom. W dowolnym innym zawodzie poziom efektów do wkładu pracy jest wyższy i stabilniejszy. Zdecydowanie polecam szachy wyłącznie jako mało priorytetowe hobby.
Tom K.
Zgadzam się! miałem bardzo smutne odczucie, gdy przeczytałem wywiad z Kramnikiem, którym opowiadał o przygotowaniu do partii i powiedział mniej więcej, że to żmudne i nieciekawe zajęcie polegające na powtarzaniu przez 2-3 godziny analiz komputerowych nie mających sensu logicznego z ludzkiego punktu widzenia. No cóż Djewiatkin nie jest odosobniony w swych poglądach. Jednak inni szachiści o podobnym rankingu jakoś sobie radzą...
UsuńDewiatkin wypalił się i to na całej linii. Trochę szkoda.
OdpowiedzUsuń