środa, 31 lipca 2013

"W Belgradzie cenne wygrane Polek. W szwajcarskim Biel Mateusz Bartel po zwycięstwie nad Suryą Gangulym z Indii, wraca na fotel lidera!"




Ale się dzisiaj wkopałem! No po prostu masakra w Lizbonie! Pojechałem na godzinę czternastą do Katowic załatwić jedną ważną sprawę i co się okazało? Otóż, całe Katowice do godziny 18.15 były wyłączone z ruchu: wszystkie ulice pozamykane, ruch komunikacji miejskiej wstrzymany, kordony policji, tłumy gapiów - a to kolarze, czyli Tour de Pologne zawitało do stolicy województwa śląskiego! Rozeznawszy się w sytuacji (liczyłem, że wrócę do domu na godzinę szesnastą) pomyślałem z rosnącą irytacją - "No to sobie obejrzałem rundę w Belgradzie!". Załatwiłem więc, co miałem załatwić, było to na obrzeżach Katowic, a w drodze powrotnej udało mi się nawet zobaczyć ucieczkę wraz z peletonem - to zawsze działa odświeżająco, jednak była godzina 17 i do otwarcia ruchu w mieście pozostało 1,15 h. Wreszcie wsiadłem do przepełnionego po brzegi autobusu, oblizując słony pot z warg i czując się jak Michael Douglas w pierwszych sekwencjach kultowego filmu "Upadek". Dobrze, że po dotarciu do domu i wejściu na stronę mistrzostw, zobaczyłem zwycięstwa Polek oraz wygraną Mateusza Bartla w Biel, który, że się posłużę urywkiem z piosenki: "Nie spuszcza z tonu, nie zaniża poziomu". No gra jak z nut ten zawodnik i można by nazwać ten artykuł, który właśnie kreślę, powiedzmy, "Mateusz Bartel - reaktywacja!". Zostały dwie rundy w Biel. Nasz zawodnik jest rozpędzony i zmiata swoich przeciwników w stylu, który nie może się nie podobać. Zerknąłem wreszcie na partie, które jak za dawnych lat, są wklepywane po zakończeniu rundy. Polecam wam szczególnie pojedynek "Bartel - Bu". Zobaczcie jak nasz arcymistrz zdemolował swojego przeciwnika - to typowy i właściwy dla naszego reprezentanta pojedynek.

Oba turnieje, zarówno ten w Szwajcarii jak i w stolicy Serbii, wkraczają w decydującą fazę. Tutaj przegrana praktycznie dyskwalifikuje i pozbawia szans na walkę o wysokie miejsca. Dziś Monika Soćko odniosła bardzo cenne zwycięstwo nad Rosjanką, Darią Charochkiną. Na desce stanął atak czterech pionów w "obronie królewsko-indyjskiej". Przyznam się, że mam bardzo mieszane uczucia, jeśli chodzi o ten wariant, jeśli chodzi o białe. Tam zwykle białe oddają piona, ale jak dla mnie... "za powietrze". Gdy rozmawiałem z pewnym mistrzem o tym systemie (z punktu widzenia białych) powiedział mi - "Tam nic nie ma!" Bo nie ma, ja też tak sądzę. To klasyczny wariant na rapid, gdzie można przeciwnika zaskoczyć, może się pomyli w kolejności posunięć - warianty sięgają daleko, są bardzo "tempowe" i można coś po drodze pomieszać. Ja w klasyku ataku czterech pionów w ważnej partii raczej bym nie zagrał, a z utytułowanym przeciwnikiem to już w ogóle. W rzeczonej partii Monika dostała pozycję, w której wygrywa ten, kto lepiej czuje dynamikę gry. W tej materii Mistrzyni Polski ma trochę do powiedzenia i dlatego wynik jaki widnieje w tabeli jest dla niej bardzo korzystny. Wygrała też Jola Zawadzka, której przeciwniczka już po dwudziestym posunięciu popełniła poważny błąd, po którym mogła właściwie poddać partię. Mecz trwał jeszcze kilkanaście posunięć, ale przeciwniczka Joli nie miała szans na skomplikowanie gry.

 Wygrała wreszcie Joasia Majdan - Gajewska, jednak z tego co widzę, pojedynku nie było na transmisji. A więc, dzień świetny, którego początek w moim przypadku wyglądał nie specjalnie (moje zapętlenie w Katowicach) jednak wyniki Biało Czerwonych poprawiły mi samopoczucie bo jest duża szansa na wysokie, premiowane miejsca, a i emocji do końca nie zabraknie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz