Niestety, mój scenariusz jeśli chodzi o przebieg pojedynku zaczął się ziszczać. Zresztą, wielu przepowiadało, że tak może wyglądać ta pierwsza, rozpoznawcza partia. Anand mając czarne bierki nie zaryzykował w "symetrycznym Grunfeldzie" kontynuowania gry, mając możliwość komfortowego, trzykrotnego powtórzenia pozycji. Magnus w zgodzie z sobą samym, znów zafundował sobie wycieczkę w niezbyt eksplorowaną ścieżkę, jednak Anand bez większego problemu wyrównał pozycję, wypełniając figurami centrum, przy lepszym czasie na zegarze (Warto nadmienić, że do 60 posunięcia arcymistrzom nie jest doliczane 30 sekund do każdego posunięcia). Mistrz Świata sprawiał wrażenie, jakby nic w tej pozycji nie było mu obce, jakby wszystko to, co zostało zagrane, stało u niego w domu na szachownicy. Po pierwszej partii Anand uzyskał co chciał, jutro ma białe bierki i pierwsze starcie, choć remisowe, moim zdaniem z lekkim wskazaniem na aktualnego Mistrza Świata.
Kibice mogą się czuć zawiedzeni, jednak taka jest właśnie specyfika meczów o MŚ. To nie jest może i medialne, z drugiej zaś strony zastanawiam się, dlaczego arcymistrzowie mają robić to, czego nie robią bohaterowie wielkich aren w innych dyscyplinach sportowych. Skoro ostatnio znalazłem się w poetyce bokserskiej, chciałbym się na dłużej zatrzymać w tym miejscu.
Fani boksu z pewnością oglądali ostatni mecz o mistrzostwo świata, Kliczko - Powietkin, w którym legendarny już Ukrainiec, po raz kolejny bronił tytułu. Tej walki nie dało się po prostu oglądać! Kliczko cały czas "pracował" lewym prostym i dziesiątki razy klinczował w bardzo brzydki sposób (ściągając tułów Powietkina do ziemi, "wieszając się" wręcz na nim) za co został upomniany tylko raz, choć powinien otrzymać tych ostrzeżeń znacznie więcej. Kliczko wygrał, a jego strategia na walkę nie była obliczona na kibica, tylko na obronę tytułu. I była skuteczna.
Sport jest jednym z wielu przejawów egoistycznej działalności człowieka i trudno mieć pretensje w tym wypadku do tego czy innego sportowca, że działa przede wszystkim w swoim interesie. Część moich rozmówców mówiła mi, gdy temat schodził na mecz Anand-Carlsen, że fajnie by było, gdyby arcymistrzowie rzucili się na siebie itd., że to by zwiększyło medialność tego meczu i szachów w ogólnym sensie. Śmiałem wątpić, gdyż zasadniczo uważam, że taki czy inny przebieg tego pojedynku, dla ludzi, spoza szachów i tak jest zwyczajną "czarną magią", bo kto się rozezna w tym co to jest "arcymistrzowski remis", mat dany przy deficycie trzech lekkich figur, czy tzw. "miniatura"? Szachy tak czy inaczej stają się coraz bardzie popularne, ale przyczyny rosnącej popularności tego sportu, nie leżą moim zdaniem, w tym , jaka jest treść, przebieg tak ważnego dla naszego środowiska meczu. My przecież i tak pozostaniemy przy szachach, nieprawdaż? ;).
Mistrz Świata pierwsze psychologiczne starcie wygrał. Jutro ma biały kolor i to Carlsen jest teraz na tzw. "musiku". Już wkrótce zobaczymy czym to nas zaskoczą arcymistrzowie w partii numer dwa...
Kibice mogą się czuć zawiedzeni, jednak taka jest właśnie specyfika meczów o MŚ. To nie jest może i medialne, z drugiej zaś strony zastanawiam się, dlaczego arcymistrzowie mają robić to, czego nie robią bohaterowie wielkich aren w innych dyscyplinach sportowych. Skoro ostatnio znalazłem się w poetyce bokserskiej, chciałbym się na dłużej zatrzymać w tym miejscu.
Fani boksu z pewnością oglądali ostatni mecz o mistrzostwo świata, Kliczko - Powietkin, w którym legendarny już Ukrainiec, po raz kolejny bronił tytułu. Tej walki nie dało się po prostu oglądać! Kliczko cały czas "pracował" lewym prostym i dziesiątki razy klinczował w bardzo brzydki sposób (ściągając tułów Powietkina do ziemi, "wieszając się" wręcz na nim) za co został upomniany tylko raz, choć powinien otrzymać tych ostrzeżeń znacznie więcej. Kliczko wygrał, a jego strategia na walkę nie była obliczona na kibica, tylko na obronę tytułu. I była skuteczna.
Sport jest jednym z wielu przejawów egoistycznej działalności człowieka i trudno mieć pretensje w tym wypadku do tego czy innego sportowca, że działa przede wszystkim w swoim interesie. Część moich rozmówców mówiła mi, gdy temat schodził na mecz Anand-Carlsen, że fajnie by było, gdyby arcymistrzowie rzucili się na siebie itd., że to by zwiększyło medialność tego meczu i szachów w ogólnym sensie. Śmiałem wątpić, gdyż zasadniczo uważam, że taki czy inny przebieg tego pojedynku, dla ludzi, spoza szachów i tak jest zwyczajną "czarną magią", bo kto się rozezna w tym co to jest "arcymistrzowski remis", mat dany przy deficycie trzech lekkich figur, czy tzw. "miniatura"? Szachy tak czy inaczej stają się coraz bardzie popularne, ale przyczyny rosnącej popularności tego sportu, nie leżą moim zdaniem, w tym , jaka jest treść, przebieg tak ważnego dla naszego środowiska meczu. My przecież i tak pozostaniemy przy szachach, nieprawdaż? ;).
Mistrz Świata pierwsze psychologiczne starcie wygrał. Jutro ma biały kolor i to Carlsen jest teraz na tzw. "musiku". Już wkrótce zobaczymy czym to nas zaskoczą arcymistrzowie w partii numer dwa...
Niby masz rację ale dlaczego na niższym szczeblu "goni" się i tępi wszelkie próby zrobienia remisu przed 40 posunięciem a tutaj nie?
OdpowiedzUsuń