Niezwykle trudno pisać mi o meczu, którego wynik świadczy o pogromie jednego z zawodników. D. Dubow wygląda na całkowicie przytłoczonego, obitego, zrezygnowanego i chyba się nie pomylę, jeśli powiem, że jedyne o czym teraz marzy ten młody zawodnik, to wyłączone kamery i odrobina spokoju. Znam dobrze to uczucie, którego nie raz doświadczałem na niższym poziomie rozgrywek. Zresztą czytający te słowa, jeśli są szachistami-praktykami, również wiedzą o czym mówię. To ciężkie momenty, w których odechciewa się żyć, myśli krążą wokół tych ciosów, które nam zadano i z wielkim trudem udaje się zachować względny spokój ducha.
To w związku z takimi sytuacjami jest mowa o tym, że szachy są grą dla naprawdę twardych ludzi. To tutaj toczy się, tak myślę, największa bitwa, nieporównywalnie trudniejsza od walki z najbardziej silnym i doświadczonym przeciwnikiem. W tej walce nie ma już widzów, kamer, zgiełku - jest zwykłe i stare jak świat, zwyczajne sam na sam. A tak mało szachiści o tym piszą! Wolą opowiadać o swoich wygranych z "X", czy "Y". Nie każdy jest jednak predestynowany do opisu swoich walk wewnętrznych, w końcu są to sprawy dość intymne. Myślę, że znalazłoby się jednak paru, którzy byliby w stanie opisać walkę szachową jako walkę co najmniej równoległą - z przeciwnikiem oraz z sobą samym. Niewielu też pisze i rozmawia o tym, że takie rozszczepienie energii powoduje ogromne straty, które uniemożliwiają koncentrację na tym jednym jedynym, realnym przeciwniku, który siedzi naprzeciwko i marzy, by pozostawić nas bez punktu w kolejnej rundzie. Energia i jej rozszczepienie. Bardzo ciekawe. To temat nie na odrębny wpis, a wręcz na cały cykl.
To w związku z takimi sytuacjami jest mowa o tym, że szachy są grą dla naprawdę twardych ludzi. To tutaj toczy się, tak myślę, największa bitwa, nieporównywalnie trudniejsza od walki z najbardziej silnym i doświadczonym przeciwnikiem. W tej walce nie ma już widzów, kamer, zgiełku - jest zwykłe i stare jak świat, zwyczajne sam na sam. A tak mało szachiści o tym piszą! Wolą opowiadać o swoich wygranych z "X", czy "Y". Nie każdy jest jednak predestynowany do opisu swoich walk wewnętrznych, w końcu są to sprawy dość intymne. Myślę, że znalazłoby się jednak paru, którzy byliby w stanie opisać walkę szachową jako walkę co najmniej równoległą - z przeciwnikiem oraz z sobą samym. Niewielu też pisze i rozmawia o tym, że takie rozszczepienie energii powoduje ogromne straty, które uniemożliwiają koncentrację na tym jednym jedynym, realnym przeciwniku, który siedzi naprzeciwko i marzy, by pozostawić nas bez punktu w kolejnej rundzie. Energia i jej rozszczepienie. Bardzo ciekawe. To temat nie na odrębny wpis, a wręcz na cały cykl.
W tak trudnych terminach rzecz się rozbija o jak najszybszą mentalną odbudowę. Wielu szachistów, zaliczając tzw. "długą roszadę" w jakimś "openie", rzuca się często w wir blitza by w miarę szybko poczuć smak wygranej i znaleźć się po tej jasnej stronie. Pamiętam, jak pewnego razu po fatalnym występie w turnieju miałem ochotę posprzedawać swoje książki szachowe i zrezygnować z gry na zawsze. Pełna powaga. Tak było. Jednak bez szachów udało mi się wytrzymać tylko czas jakiś, później mi przeszło, zanotowałem dobry występ w jakimś "rapidzie" i wszystko powróciło w stare koleiny. Szachów mi po prostu brakowało - może nie tyle ludzi ze środowiska szachowego, znajomych, co samych szachów. Co jest takiego w tych szachach, co dopuszcza to swoiste zachwianie?
Dubow jest w trudnym psychologicznym położeniu, ale zawsze może pomyśleć o tym, że na poziomie światowym nie on jeden będzie odprawiony z kwitkiem. Bywały mecze przegrywane w koszmarniejszym rozmiarze, do zera. Przypomnijcie sobie co Fischer zrobił z Tajmanowem. Tajmanow do meczu był świetnie przygotowany, dostawał niezłe pozycje po debiucie i skończyło się przegraną do zera. Totalna demolka. Podobnie Fischer rozprawił się z Bentem Larsenem. To są dopiero nokauty, a tu trzeba żyć dalej ;).
W szachach zbyt mało się mówi i rozmawia z tymi, którzy doświadczyli tego typu pogromów. Z czysto psychologicznego punktu widzenia uważam, że ci przegrani, mieliby znacznie więcej ciekawych rzeczy do powiedzenia niż triumfatorzy. Tam sprawa jest względnie miałka - "Było ciężko, przeciwnik postawił zacięty opór, ale uff, udało się". Gdybym miał możliwość przeprowadzenia retrospektywnego wywiadu i postawiono by przede mną wybór, wielki zwycięzca, czy wielki przegrany, zdecydowanie wolałbym porozmawiać z tymi wielkimi przegranymi, których imię brzmi legion. Jutro ostatnia runda tego nierównego pojedynku.
Polscy szachiści doświadczają dużej ilości pogromów.
OdpowiedzUsuńA dlaczego nie "Szirow" przez I?
OdpowiedzUsuńW języku rosyjskim po Sz samogłoskę wymawia się twardo. Zamiast "i" "y" a zamiast np. "je" wymawia się "e".
UsuńOk. Ale on jest Łotyszem. A po łotewsku jest "i".
UsuńNo na Wikpedii pisze Szyrow - zresztą zawsze miałem problem z pisownią nazwisk ;)
Usuń