poniedziałek, 13 stycznia 2014

"W turnieju Tata Steel Chess w rundzie trzeciej pojedynek Wojtaszek - Duda!"




Wczorajsza partia Jana Dudy z najniżej notowanym z całej stawki uczestników turnieju "B" Tata Steel Chess, Van Delftem, przypominała mi nieco, słynne carlsenowskie "wyciskanie wody ze skały". Skłamałbym, jeśli bym teraz napisał, że wierzyłem w wygraną Jana Dudy w okolicy trzydziestego posunięcia, gdy na szachownicy zostały dwie wieże i po czarnopolowym gońcu. Dla mnie ta pozycja wyglądała na całkowicie remisową, ale co ja się tam znam. Wystarczy, że Janek wiedział od której strony zajść niczego nie spodziewającego się (przynajmniej do pewnego momentu) Van Delfta. Wejście w turniej? Rewelacyjne! 1.5 pkt z 2 pkt. (czytelniku od liczebników - widzisz jak się przez ciebie asekuruję? ;) Liczebniki jak i interpunkcja to moja pięta achillesowa ;) ) to wyraźny sygnał wysłany do przeciwników, że "może ja już tutaj po naukę nie przyjechałem, a pograć sobie z wami, szanowni rywale, jak równy  z równym". W turniejach kołowych szybko określają się role - przewodników stada, średniaków, którzy czasami ugryzą, złapią coś dla siebie, ale nic poza tym, oraz osobników słabych, "chorych", na których od razu wsiada rozjuszone stado. Jak na razie wrażenie osobnika "do odstrzału" sprawia, co jest jak dla mnie dużą niespodzianką, MŚ do lat dwudziestu Yu Yangyi. Jeśli szybko nie stanie na nogi przeciwnicy zaczną mu deptać po piętach. To reguła turniejów kołowych.

Gdybym szachami zainteresował się pół roku temu, mówię teraz o Radku Wojtaszku, nie znalazłbym tropu do zagadki jego gorszej gry na początku tego turnieju. Oba pojedynki jako żywo przypominają mi indyjskie turnieje Polaka, na których prezentował podobną "siłową" grę. Jest to sytuacja, w której oprócz walki z przeciwnikiem walczy się z samym sobą, energia się rozczepia i sprawy wtedy nie idą w dobrym kierunku. Po szachach naszego najlepszego arcymistrza widzę znów zbyt dużą odpowiedzialność za wynik, duże napięcie, presję - to są czynniki czysto psychologiczne, które mogą mieć decydujące znaczenie. Gdy gra się w silnym turnieju, a różnice w sile gry są niezbyt duże decydują często te czynniki, które wielu określa jako "okołoszachowe". Jak jednak można je nazywać w ten sposób, skoro niejednokrotnie mają bardzo duży wpływ na jakość gry, a tym samym końcowy wynik? To moja teoria ale jak jest naprawdę trudno wyrokować, nie jestem tam na miejscu. Głowy pod topór nie położę, że tak właśnie jest.

Za chwilę spotkają się dwaj Polacy i jest to sytuacja,w której kibic z Polski nie będzie usatysfakcjonowany żadnym z wyników - tutaj zawsze ktoś straci, choćby pół... oczka ;) (miałem napisać punkta lub punktu, ale bałem się, bo czyha na mnie czytelnik od liczebników ;) ) Dobra, żarty na bok - dziś żaden wynik mnie nie usatysfakcjonuje do końca, ale ten mecz musi się odbyć. Grają ze sobą dwaj Polacy. Zobaczymy jak wypadnie egzamin Janka u Radka... a może komu innemu wypadnie rola egzaminującego w tej partii? Czekam z niecierpliwością na to spotkanie, choć towarzyszą mi w związku z tym uczucia cokolwiek mieszane. Nie kibicuję dziś nikomu - niech wygra lepiej przygotowany, lepiej dysponowany.



2 komentarze:

  1. Ale grobowa cisza... Tu już chyba nikt nie kibicuje naszym? Komentatorzy gdzieś sobie poszli...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wrażenie, że Wojtaszkowi by się przydała wspólpraca z jakimś dobrym psychologiem sportowym. Jak wszystko gra, to zmiata rywalów z szachownicy, ale gdy jakiś element nie pasuje to jest jak jest - czyli gra z miejsca dużo, dużo gorzej. Przywołuję przypadek Małysza jakby ktoś miał wątpliwości.
    Oczywiście obciązenie turniejami nie pomogło. O ile dobrze pamiętam, w zeszłym roku wkrótce po Mistrzostwach Polski były Mistrzostwa Europy i praktycznie wszyscy z naszej czołowki zanotowali straty w rankingu, mimo że odstęp czasowy był ~2 tygodni.

    Duda na razie świetnie, zobaczymy dalej.

    Tom K.

    OdpowiedzUsuń