Powtórka dlatego, gdyż pierwszy swój mecz "na szczycie" z tym arcymistrzem przegrał Darek Świercz, który przez trzy rundy serwował swoim przeciwnikom miniatury, gromił ich bez cienia litości, nie siedząc zbyt długo za deską. Spotkanie z klasowym Borysem Grachevem przegrał w dość dziwnych okolicznościach, jednak kolejny mecz wygrał i wciąż jest w grze.
Dziś kolejny Polak stanie w szranki z arcymistrzem, którego można nazwać gospodarzem, gdyż pochodzi z Moskwy. Teraz wypadałoby się zapytać kto na kogo wpadł. Słowo "wpadł" ma pewną, już dość długą historię, jeśli chodzi o moje występy. Właściwie dzięki koledze, z którym często jeżdżę na turnieje to słowo nabrało trochę innego znaczenia. Zasadniczo w szachach, konstrukcja "wpaść na kogoś", określa pewien stosunek podległości - wpada słabszy na silniejszego. Mój kolega jednak odwrócił to znaczenie. A było to tak.
Pewnego razu grając w klasyku na turnieju rozgrywanym w naszych okolicach komputer skojarzył go z Władimrem Małaniukiem. Przed zawodami mój kolega długo rozpracowywał pewien wariant i znał go właściwie na poziomie mistrzowskim. Jakiś traf chciał, że grając z ukraińskim arcymistrzem, ów wariant stanął na szachownicy. Różnica rankingowa wynosiła blisko 700 elo, a na desce stanęła absolutnie równa pozycja z pogranicza gry środkowej i końcówki. A to ci heca. Jak to zwykle w takich wypadkach bywa nastąpił gruby błąd i mój kolega musiał uznać wyższość doświadczonego arcymistrza. Ten jednak, nie mogąc się chyba nadziwić, że zawodnik praktycznie bez tytułu może mieć tak ciekawe analizy, podchodził często, zaintrygowany, do jego stolika, chcąc zobaczyć jak to sobie pogrywa w innych partiach. Od tego momentu, gdy na turniejach komputer kojarzy nas z bardzo silnymi zawodnikami stale i niezmiennie mówimy między sobą w stylu:
-No i z kim grasz w rundzie czwartej?
-Aa, ( i tutaj pada nazwisko jakiegoś silnego IM, czy GM) na mnie wpadł! ;)
Odwrócenie pojęć, ale śmiesznie to wygląda jeśli ktoś z boku tego posłucha. "O czym oni w ogóle rozmawiają" - pewnie niejeden już pomyślał. Tyle ta krótka humoreska.
Wracajmy jednak do turnieju Moscow Open, gdzie Mateusz Bartel wraz z Borysem Grachevem (chłopskim targiem) wpadli na siebie, niech będzie tak. Grachev to solidny arcymistrz, którego bardzo trudno ograć, więc przewiduję remis, pod warunkiem, że arcymistrz Bartel nie wypuści się jak w pojedynkach z mniej klasowymi zawodnikami. Jeśli zagra jak w kilku pojedynkach w tym turnieju nie ustoi, czego mu oczywiście nie życzę, ale Grachev doskonale liczy i zbyt mocne blefy na sto procent obali. Blisko czołówki jest również Darek Świercz i jeśli chodzi o dzisiejszy mecz to, mam nadzieję, dopisze sobie kolejny punkt w tabeli.
Dalekie miejsca zajmują Michał Krasenkow i Bartosz Soćko - w takich openach reguła święta to nie remisować z niżej notowanymi i wygrywać wszystko, a w tzw. "meczach na szczycie" nie przegrywać, szukając najmniejszych nawet szans na wygraną. W obu tych przypadkach ta reguła nie została dochowana. Już niebawem rozpoczyna się runda. Deski numer jeden i pięć są na moim celowniku w dniu dzisiejszym.
Pojedynki Mateusza i Borysa są długie, a w sumie na plus jest Matesz: Wygrał w MEJ do lat 18 w Budvie, wyeliminował Borysa z Pucharu Świata po dogrywkach. Raz przegrał chyba w Lublinie. Większość partii kończyła się chyba remisem, tym razem pewnie też tak będzie.
OdpowiedzUsuń